Myśliwi dobrze znają tę drogę. Prowadzi na południe i w którymś momencie się urywa, ponieważ rzadko kto dociera do gór. A jeszcze rzadziej ktokolwiek stamtąd wraca. Przez spory jej kawałek wędrowcom towarzyszyć może niewielka roślinność. Im dalej od murów miasta- tym jest jej mniej. Można się tu natknąć na okazy niewielkich zwierząt .
Niestety, Greg nie znalazł żadnej oazy, ponieważ żadnej na pustyni nie było. Niestety, Przez to nawet kałuża nie miała ochoty się pokazać. Ale, skoro pożywiał się rosnącymi roślinami... mógł się nabawić co najmniej rozwolnienia. Dlatego też Wielki Bo ma przed sobą niebezpieczne zadanie. Rzucasz dwiema kośćmi. Jeśli suma ich oczek będzie parzysta: Greg od jedzenia traw i picia wody w kałuży dostał pierońskiego rozwolnienia. Nie ma ze sobą wody, a resztkę zapasu jaki miał jego organizm wyciąga z niego urocza przypadłość. Po tygodniu spędzonym na pustymi bez porządnego pożywienia i wody a także życia w pełnym słońcu Greg umiera. Jeśli suma ich oczek jest nieparzysta Greg uniknął zatrucia pokarmowego. To jednak niewiele dało. Po tygodniu spędzonym na pustymi bez porządnego pożywienia i wody a także życia w pełnym słońcu Greg skrajnie wycieńczony pada kilkanaście metrów od drogi. Czy zostanie zjedzony przez inshe?
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Maj 08, 2014 10:04 am, w całości zmieniany 1 raz
Największa maszyno, ale było gorąco. Raven miał słuszne przeczucie, że zacznie marudzić. Bo po kilku godzinach zaczął. - Kev, przypomnij mi, po co ja się tu pchałem? - mruknął, poprawiając nakrycie głowy. Chyba tylko studenci i Wiktoria wyglądali na zadowolonych. Właściwie, to był już głodny i tylko czekał, aż dotrą na miejsce postoju. Darował sobie rozglądanie się po piachu. I tak przez ciemne okulary nie widział takich szczegółów.
Uśmiechnął się do Ravena - Widzę, że masz ten sam dylemat co ja, tylko z tą różnicą że ja się tu nie pchałem - klepnął kolegę po ramieniu ruszając dalej. Na postoju na pewno pocieszy Ravena. W końcu miał pączki. Gryzł go wciąż obrazek z pubu jednak powstrzymywał się od pytań. - Aby wrócić - mruknął
Droga w stronę południa przebiegła bez większych zakłóceń. Należy uznać to za dobrą wróżbę? Chyba tak, prawda? W końcu jak to mówią, co nagle, to po diable. Podróżnicy zaczęli zbliżać się do wioski myśliwych.
Jim szedł i przysłuchiwał się rozmowom. Wychodziło na to, że większa cześć grupy się znała nawet jeżeli nie wyglądali na naukowców. Poprawił swój ekwipunek i ruszył w kierunku wioski, która zamajaczyła na widnokręgu. -->https://miasto.forumpl.net/t386-wioska-mysliwych
Uśmiechnął się do zebranych, gdy Corby go przedstawiał. Słysząc nazwisko Marchanta, rozejrzał się, nieco zdziwiony. Faktycznie, naczelny Kroniki był razem z nimi! Że też mu się chciało zza biurka wychodzić...
Trzymał się blisko Corby'ego, co jakiś czas przedstawiając mu własne teorie o żyjących na pustyni stworzeniach - tych znanych i nieznanych. W końcu jednak zamilkł, zmęczony upałem i marszem.
[b]Greg{/b] miał szansę na doczołganie się do miasta. Niestety z niej nie skorzystał. Żeby przeżyć na pustyni przede wszystkim trzeba się dobrze przygotować - zaopatrzyć w wodę, żywność, broń i ciepłe ubrania. Natura i klimat tego miejsca są bezlitosne, o czym na własnej skórze przekonał się Bodiana. Upał, brak wody i jedzenia w końcu go pokonały i padł martwy przy drodze. Potężne ciało Greaga nie zostało jednak bez opieki. Zajęły się nim intshe, które nie przepuściłyby takiej ilości mięsa. Zostało po nim naprawdę niewiele. Jedynie twarz była tylko trochę nadgryziona. Taki właśnie widok czekał na podróżników wracających z ekspedycji naukowej. Rozszarpane ciało Grega zaczęło już wysychać. Niech będzie przestrogą dla tych, którzy bez odpowiedniego przygotowania chcieliby wybrać się na pustynię.
<-brama południowa Gorące powietrze smagało mu twarz. Zmrużył oko, czując znajomą irytację na widok pustyni. W podobnej scenerii zaczęło się jego nowe życie. A nowe życie oznacza śmierć, która nigdy nie jest przyjemna. Zacisnął pięść i wziął kilka głębokich wdechów. Na plecach niósł plecak z bukłakiem wody i kanapkami, gorąco mu nie grozi, nie grozi… Słońce świeciło dziś jasno, a słońce to światło, prawda? Odgonił niespokojne myśli i postanowił skupić się na tropieniu.
Było dziś parno, jednak to raczej nie zapowiadało żadnego deszczu. Na drodze Dempsey nie natknął się na żadnego z myśliwych. Z resztą, oni zwykli chadzać własnymi drogami. W końcu i Robert zboczył nieco z głównej ścieżki, by ruszyć w stronę wyschniętego koryta rzeki. A może w przeciwnym kierunku...? To zależy od tego, jaki znajdzie trop. Rzucasz dwiema kośćmi, a ich wynik dodajesz do punktów percepcji. Jeśli w sumie będzie ich więcej niż 16, Robert znajduje ślady kuropatw. Jeśli mniej, zauważa na piasku ślad węża.
Robert szedł powoli, rozglądając się uważnie. W końcu miał tylko jedno oko, więc zajmowało mu to podwójnie dużo czasu. Liczba oczu jest odwrotnie proporcjonalna do spostrzegawczości, matematycznie to ujmując. W końcu dostrzegł na piasku ślady jakiś ptaków… nachylił się bliżej i z satysfakcją stwierdził, że to kuropatwy. Można by zarobić na ich elytarnym mieście, no i nie rozszarpią mu trzewi w przeciwieństwie do wielkich drapieżników. Sięgnął po rewolwer i zaczął podążać śladem śladów. Kto by pomyślał, że ten samozwańczy arystokrata upadnie trzy lata temu do roli prowincjonalnego myśliwego. Ech.
Nikt by się takich rzeczy nie spodziewał. Na pewnie najbardziej sam Dempsey! Ślady kuropatw wydawały się być świeże- nie były jeszcze przysypane piaskiem, a wciąż wyraźne. Pewno głupie ptaszyska panoszyły się tutaj całkiem niedawno. Prowadziły na zachód. Chyba czas iść nieco ostrożniej, żeby ich nie spłoszyć.
-Kurde, Lea, jakbym powiedział, że będę cię uczył strzelać to te debile stwierdziłyby, że to podejrzane.-wskazał ruchem głowy na bramę-A na kuropatwy wychodzi polować spora liczba osób każdego dnia. Szli kawałek drogą. Nie miał zamiaru za bardzo oddalać się od miasta, ale znowu pod murami też strzelać nie będzie. -Dobra, to co wiesz o broni. Ile razy strzelałaś?
- No dobra. - zgodziła się w końcu, bo bała się że na prawdę bedzie musiała strzelać do zwierząt a tego by nie mogła zrobić! Miałaby potem koszmary! Co nie znaczy, że juz nie miała, choć z innego powodu. - Kilka. - przyznała. - Do puszek i takich tam.
-I niech zgadnę, ten twój nauczyciel od siedmiu boleści tłumaczył ci byś się skupiła, stała pewnie na nogach i inne brednie? Przystaną i rozejrzał się. Jak on dawno nie spacerował sobie tak poza murami miasta. W środku Neozigguratu miało się czasami wrażenie, że człowiek uwięziony jest w klatce. Bogatej, złotej, ale nadal klatce.
Zatkało ją na chwilę i spojrzała zdziwiona na Charlesa. Ale po chwili dotarło do niej, że pewnie każdy tak mówi i dlatego wuj pyta. - No tak. - przytaknęła idąc o pół kroku za nim, b miała problemy z nadążeniem. Będzie miała piasek wszędzie, mogla ubrać się lepiej na to wyjście.. - A co w tym złego?
-A to, że jeżeli chcesz strzelać w puszki, okej, masz czas na ustawienie się, zastanowienie jak ułożyć rękę, sprawdzić dwa razy czy dobrze celujesz. Ale dajmy na to, że chcesz faktycznie upolować kuropatwę, albo.. no nie wiem.. ktoś chce cię zaatakować i jedynym wyjściem jest strzał. To nie będziesz miała czasu zastanawiać się czy dobrze ułożyłaś nogi, czy stoisz wystarczająco prosto. Jedyne na czym się skupiasz to czy celownik pokrywa się z celem. Stanął przy jakiejś rozwalonej kłodzie. Wyciągnął broń, jeden z tańszych rewolwerów. Dotknął palcem celownika. -Tylko to cię interesuje.-powiedział, po czym machnął ręką co by za nim podlazła. -Strzel w tą kłodę.-wskazał na kawał drewna, kiedy odeszli od niego na jakieś 10 metrów.
Rzucasz dwoma kostkami k6, sumujesz wynik z punktami celności. Twój próg - 24. Jeżeli przekroczysz trafiasz w sam środek. Jeżeli masz 22,23 punkty - trafiasz gdzieś w bok, a jeżeli mniej chybiasz.
- Ale... to nie jest tak, że jak się nauczę porządnie to będę pamiętać już potem? - wiedziała, że to się jakoś nazywa, ale nie miała pojęcia jak. Coś z mięśniami.. - To ta... pamięć mięśniowa? - zmarszczyła brwi, bo nie wiedziała czy mówi dobrze, ale miała nadzieję, ze Charles ogarnie o co jej chodzi. Poszła za nim i wzieła broń i i tak ustawila się tak, jak ją uczył Amos. Przynajmniej mniej więcej. Potem strzeliła. Ha! Jak widać nie jest tak źle. Proteza też nie przeszkadza. Obróciła się do Grimesa, opuszczając broń i uśmiechając się szeroko.
-Niby tak, ale to byś musiała ćwiczyć przez kilka lat. Wtedy mięśnie by nauczyły się pozycji. Jeżeli chcesz to możesz robić to w domu. Stawać w konkretnej pozycji, napinać i rozluźniać mięśnie. Założył ręce na klatę i obserwował. Brwi mu się lekko uniosły, gdy strzeliła praktycznie w sam środek. O kurna. Nieźle. -Noo... Dobrze. Jestem pod wrażeniem. To co, jeszcze raz?-złapał ją za łokieć i pociągnął trochę do tyłu, co by zwiększyć odległość.
Tym razem próg 25 punktów, po przekroczeniu trafiasz sam w środek.
Uśmiechnela sie zadowolona i spojrzala jeszcze raz na klodę. Charles złapal ją akurt gdy nie patrzyła i pierwszym odruchem Lei bylo natychmiastowe wyszarpnięcie się, choć przecież nie trzymał mocno. Serce na sekundę podskoczylo jej do gardła zanim się opanowala. - Przepraszam - bąknęła i cofnęła się o te kilka kroków.
-Kurde, a ty co taka strachliwa? Zmarszczył brwi i pokręcił głową. Co za dziewczyna. Patrzył jak celuje i niestety chybia. -Mi się wydaje, że powinnaś po prostu ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczysz. Wiesz jak trzymać broń, jak celować. Załatwię wejście na strzelnice, zobaczymy jak tam sobie poradzisz. To co, jeszcze raz?
Nie odpowiedziała i miała nadzieję, że to załatwi sprawę. Ręce jej się nadal trzęsły gdy podnosiła broń do następnego strzału. Chybionego i to sporo. Opuscila rece i obróciła się do Charlesa. - Dasz mi chwilę..? - zabezpieczyła broń i podała mu. Musi się uspokoić.
Uniósł brwi. Zabezpieczył broń i kiwnął głową. Nie był wścibski, nie pytał się. Ale miał wrażenie, że to, że ją dotknął sprawiło ten nagły strach. Korzystając z chwili wyciągnął fajki i zapalił.
Leanne przeszlą do tej kłody do której przed chwilą strzelała i usiadła na niej tyłem do Charlesa. Oparła łokcie na kolanach i schowała twarz w dłoniach oddychając powoli, głęboko, ciężko, żeby się uspokoić. Potem wyprostowała się i dluższą chwilę patrzyła na pustynię. Stwierdziła, że ją to uspokaja. Charles miał dość czasu by wspokoju dokończyć fajkę. W końcu podnosła się i wróciła do mężczyzny, uśmiechając się, choć nadal trochę w wymuszony sposób. - Możemy kontynuować. - wyciągnęła rękę po broń.