Pustkowie ma to do siebie, że jest... puste. Można natknąć się tu na stare, pousychane, martwe drzewa, jednak nie dają one wiele cienia. Im dalej się podąża, tym bardziej ziemia zmienia się w sypki piach. Można się tu natknąć na intshe oraz pomniejsze stworzenia, takie jak kuropatwy czy pustynne liski. Nie można tracić czujności.
Jim czuł się nieco osłabiony walką i na pewno był odwodniony czuł tego skutki w całym organiźmie. Powinien się napić i posilić ale teraz nie było na to czasu. Widząc działania Reda na wszelki wypadek też oddał strzał w stronę athwala ale liczył na to, że jad zrobi swoje.
Athwal zaskomlał z bólu. Puścił plecak Malone'a i zdeptał plecak Jima, na który po chwili padł. Jad działał niezwykle szybko. Mieliście szczęście, że żaden z Was nie został dźgnięty. Udało Wam się przeżyć spotkanie z alakdanem i athwalem. Teraz musicie szybko się pozbierać i poskładać. Straty? Dwie butelki z wodą oraz pożywienie, jakie znajdowało się w zniszczonych plecakach. Dwa palce, jeden ząb i puchnący nadgarstek i oderwane ciało od kości przedramienia. Wycieńczenie oraz zadrapania. Na pewno też trochę śmierdzicie od potu. Fe.
W końcu, gdy zwierz padł Red rozejrzał się po towarzyszach. Malone nie wyglądał za dobrze i dziewczyna. O redaktora się nie martwił zuch chłopak z niego był, będzie miał co opowiadać wnukom. Podszedł do Malona któremu ręka niemal wisiała. - Nie wygląda to najlepiej, ale może nie odpadnie - kucną przy nim wyjmując z teczki apteczkę. Przemył wodą ranę, a następnie założył opatrunek tamując przy tym krwawienie. Wstał upijając trochę wody spojrzał na dziewczynę. Henryk ze swoją wrodzoną urodą i wdziękiem zapewne zajmie się kobietą. Red jakoś nie miał śmiałości.
JIm podszedł do dziewczyny, która wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Ech nie powinno się bab zabierać na pustynię, bo niewiele było takich , które sobie tutaj poradziły. Przykucnął przy niej. Wyjął apteczkę. - Trzymaj się.- odkaził jej ranę co cholernie musiało boleć a potem zabandażował porządnie. -Wstawaj.- postawił ją na nogi.- Zaraz wyruszamy. Potem podszedł do Joela i zerknął na niego apotem na rękę, -Trzeba to nastawić.- stwierdził rzeczowo i nie wdając się w dyskusję szarpnął za nadgarstek by go nastawić a potem usztywniając zabandażował. W końcu mógł się napić wody by uzupełnić brakujące płyny. Przetarł czoło chustką. -Ruszamy.- zarządził i po ustaleniu kierunku marszu, ruszył w stronę miasta.
Oszolomiona Leanne dala sobie bez wiekszegho problemu opatrzyc rane, choc pewnie bol przebil sie przez obvojetnosc i Jim musial przytrzymac ja sila. Potem, pdniesiona na nogi i z plecakiem na ramionach ruszyla za reszta. Bez slowa. Na razie czula tepy pulsujacy bol w rece i nie chciala myslec o tym, ze potem bedzie gorzej.
Biedniejsi o wodę i pożywienie, ruszyliście w drogę powrotną. Nie jest łatwo, Malone pewnie nie jest w stanie iść. Przynajmniej przez jakiś czas. Próbujecie dotrzeć z powrotem na drogę.
Joel bez większych ceregieli wystawił rękę do nastawienia. Gdy nastawiana kość gruchnęła, wrzasnął krótko odruchowo chcąc przywalić Jimowi. Powstrzymał się w ostatniej chwili i pozwolił mu obandażować i usztywnić swój nadgarstek. Nic nie mówił, zerkał tylko na Malone patrząc na niego jak na zbędny bagaż. Nie podobało mu się, że naukowiec nie ma sił iść i spowalniał ich marsz.
Jim przez jakiś czas rozmyślał nad słowami Brica i doszedł do wniosku, że nie dałby rady bezczynnie siedzieć w pierwszej strefie. Najdalej po miesiącu zapewne zatęsknił by za pustynią. Czuł, że to jest jego miejsce nawet jeżeli od czasu do czasu narzekał. -Chcesz?- podał manierkę Bricowi i rozejrzał się uważnie dookoła.- Mam nadzieję, że na żadnego athwala się nie natkniemy. Ostatnio o mały włos a tu by nas jeden zeżarł.
Pokręcił głowa na znak, że dziękuje. Miał swoją. Póki nie było potrzeby, nie chciał zużywać tej Jimowej. - Athwal. Tutaj - uśmiechnął się. Trochę nie dowierzał. Było gorąco. Różnica temperatur pomiędzy miastem a pustkowiem i pustynią była wyraźnie odczuwalna. Niewiele było miejsc, z których można znaleźć cień.
Kostki na percepcję dla Jima, próg do przekroczenia: 21. Jeśli się uda, mężczyzna dostrzega na nieco przypiaszczonej ziemi ślady łap i pazurów. Ptasich, nie athwalich.
- No mówię ci. Ledwo się nam udało wywinąć.- potwierdził i obiecał sobie w duchu, że następnym razem wytarga Brica na siłę na taką wyprawę i wtedy ten zobaczy jak to jest. Po mimo usilnych wysiłków. Jimowi nie udało się niestety niczego wypatrzyć ale być może Bric będzie miał więcej szczęścia.
Próg 18 jeżeli Brice przekroczy dostrzega ślady łapek.
Niestety, Brice też niczego nie dostrzegł. Może to przez to słońce, które ich oślepiało? - Chodźmy na tamto wzgórze, będzie lepszy widok - zaproponował. Pagórek miał kilka metrów wysokości, dzięki czemu może faktycznie zobaczą coś więcej.
Wspięcie się na sąsiednie wzgórze wymagała pewnego wysiłku, ale Jim miał nadzieję, że im się to opłaci. -I co?- zwrócił się do Brica bo on niestety poza bezkresem pustyni niczego nie dostrzegał. -Hmmm może tam.- wskazał dłonią na oślep.
Zmarszczył brwi, ponieważ raziło go słońce. Przyłożył więc dłoń do czoła, by stworzyć sobie choć minimalny cień. Mógł kupić okulary przeciwsłoneczne. Wreszcie dojrzał w oddali nierówność na piachu. - Tam - wskazał Jimowi kierunek. - Muszą być całkiem świeże, wiatr ich jeszcze nie przysypał. Nie wiedział jeszcze co to za ślady, ale... tak, właśnie dlatego powinni je sprawdzić.
Jim w duchu odetchnął, że Bric w końcu coś dostrzegł, bo on sam po mimo tego, że wlepiał gały w podłoże i otoczenie to niczego nie dojrzał, a wracać tak z pustymi rękami to gańba na całego, - Hmm rzeczywiście coś tam jest.- potwierdził z wiele mądrą miną, która miała nadrobić jego braki. -Idziemy.- ruszył zaglądając przez ramię czy Bell ruszył za nim.
Brice potknął się, gdy schodził z pagórka. Zaklął cicho pod nosem szczęśliwy jednak z tego, że się z niego nie sturlał. Ślady na ziemi były lekko przysypane piachem, musiały więc być sprzed kilku godzin. - Duże - Brice nad nimi kucnął - kuropatwy to na pewno nie są - stwierdził i spojrzał na Jima z uśmiechem. Skoro to nie były kuropatwy, to mogły to być...
Sturlanie się to nie byłby taki zły pomysł gdyby nie to, że wszędzie potem mieli by pełno piachu i zatarliby ślady. W każdym razie Ledwitch przykucnął razem z Bricem i uważnie przyjrzał się śladom. Pokiwał potakująco głową na jego słowa. -Myślisz że to były....- Jimowi aż zabłysły oczy na myśl o intshach. Od czasu wyprawy miał na ich punkcie lekką obsesje.- Ślady na to wskazują. Może będziemy mieli trochę szczęścia. -