Święto Zakochanych liczy sobie długą tradycję, zapoczątkowaną jeszcze za czasów, kiedy monarchia na dobre stanowiła główną władzę w Zigguracie. Wedle legendy młodzieniec imieniem Julian Montag na jednym z przyjęć poznał młodą Romualdę Capturek, w której od razu się zakochał ze wzajemnością. Niestety, oboje pochodzili ze zwaśnionych ze sobą rodzin. Para, wiedziona miłosnym porywem wzięła więc ze sobą potajemny ślub. Niedługo po tym wydarzeniu w mieście doszło do konfliktu pomiędzy przyjaciółmi Juliana i Romualdy, który skończył się śmiercią Markucja, przyjaciela Juliana. Jako, że w młodzieńcu płynęła gorąca krew, nie pozostał temu obojętny i przystąpił do pojedynku Tybalcjuszem, przyjacielem Romualdy, którego zabił. Ściągnęło to na niego nieszczęście w postaci wygnania na pustynię, natomiast na Romualdę - wydanie za mąż za kuzyna. Nieszczęsna dziewczyna nie chcąc popełnić bigamii wybłagała od Audytora Walentego z Sanktuarium miksturę, która miała wprawić ją w stan podobny śmierci, by po wybudzeniu uciec z Julianem daleko, na obrzeża miasta. Niestety, Audytor nie zdążył poinformować o sprytnym planie Juliana, który zobaczywszy bezwładne ciało swojej ukochanej postanowił w rozpaczy wbić sztylet prosto w swe młode serce. W tej samej chwili przebudziła się Romualda. Widząc śmierć swojego najdroższego popełnia samobójstwo, używając tej samej broni. Historia ta, wyjaśniona przez Audytora Walentego rodzinom nieszczęsnych kochanków doprowadziła do pogodzenia zwaśnionych przez lata rodów.
Całą legendę przeczytać można w książce Shake'a Williamsa zatytułowanej "Julian i Romualda". Posąg pary zakochanych jest jedną z figur, którą minąć można podczas spaceru w parku.
Z okazji Święta Zakochanych w Drugiej Strefie rok rocznie (pomijając okres wojny a także tyranii Wielkiego Dyktatora) odbywa się festyn, podczas którego wziąć udział można w różnych konkursach oraz zabawach. Na ten krótki czas zanikają bariery pomiędzy klasami społecznymi, i wszyscy mieszkańcy miasta bawią się razem. Choć jak wiadomo, elita miasta woli spędzać czas ze sobą, a nie z biedakami. Na kilku zablokowanych na potrzeby festynu ulicach porozstawiane są kramiki, w których można kupić wszelkie bibeloty związane z Świętem Zakochanych. Tańce, tego dnia trwają do białego rana. Tradycyjnie zakochani wymieniają się w tym czasie prezentami i czułościami.
Podczas święta działa także ZAKOCHANA POCZTA. Każda z postaci może wysłać swojej wybrance lub wybrankowi anonimową kartkę. Wystarczy wysłać jej treść na konto Mistrza Gry. Walentynki zostaną rozesłane w sobotę 14.02.2015 na skrzynki pocztowe postaci.
Nadeszła najlepsza para Neozigguratu. Oboje młodzi, on przystojny, ona piękna. Ona w ciąży, choć nie z nim, a on podrywa połowę lasek w mieście. Protektorka i jej stażysta. Wiki wzięła tego swojego ucznia pod ramię, stwierdzając, że to miłe z jego strony, że ją wyciągnął. Ostatnio ciągle siedziała w domu albo pracy. -Ale serio, Howard, nie miałeś kogo zabrać, czy nie wiedziałeś którą?-zapytała uszczypliwie.
To mi przypomniało wywód o alfonsie i burdelmamie w Starej Whiskey. - Tak naprawdę chciałem w końcu dorównać sławą swojemu koledze Grantowi i też przeczytać o sobie w gazecie - roześmiał się. - Wypad na pewno zapewni mi rozgłos. Swoją drogą nie pytałem cię chyba jeszcze o to, ale... Mam taki przebłysk jakbym z tobą po kawalerskim Marchanta rozmawiał...?
Tak, dokładnie na tym się wzorowałam. W końcu Wiki prawie dorównywała burdelmamie reputacją. Parsknęła śmiechem. Tak, po ich wyjściu na pewno pojawi się kilka smacznych plotek. Zerknęła na Victora. -Tak. Grant do mnie zadzwonił, choć chyba tego nie pamięta i uważa, że zmyślam.-pani doktor miała dziwny uśmiech, zastanawiając się nad jedną rzeczą. -Nie pamiętasz co mi mówiłeś? Wyglądała jakby miała wybuchnąć śmiechem. -Opowiadałeś mi o jakiś dziwkach, które pojawiły się na kawalerskim.. A i że mi cycki urosły.
W końcu Grant - celebryta Podszewki wraz ze swą uroczą towarzyszką dotarli na festyn. Zupełnie nieświadomy, że pod nosem obudziła mu się konkurencja, przemierzał zatłoczoną uliczkę. Kenwayówna kategorycznie odmówiła pójścia z nimi we trójkę, tłumacząc się spotkaniem z Lenką, wiec Grant uznał to za sprzyjającą okoliczność. - Sporo tu ludzi. - aż się wzdrygnął na samą myśl, ile tu wszystkiego, łącznie z wirusami i grzybami.
- Dziwisz się? Ludzie chcą sie bawic.. im wiekszy tlum tym dla nich lepiej - szla zaraz obok Josha, ale nie za rękę ani choćby pod ręke! - Chetnie bym sie czegos napila - rzucila w przestrzen sugestywnie.
A Victor to alfons, bo z dziwkami się zadaje? Nieładnie, Wiktorio, nieładnie! Teraz już wiem co tak naprawdę o nim myślisz! - To on do ciebie dzwonił? - Victor wyglądał jakby miał ochotę strzelić sobie facepalma, ale skończyło się tylko na wymownym wzniesieniu wzroku ku niebu. - Pewnie jakieś brednie - stwierdził, bo cóż innego mógł opowiadać pijany człowiek? - Nie... Ja nie... - spoglądał na nią wyraźnie skonsternowany. Albo tylko udawał. - No dobra, urosły - przyznał, zerkając krótko na jej dekolt.
-No nie, ja dzwoniłam do was po północy.-odparła, wywracając oczami. Tak, nie miała co robić po nocy tylko pilnować czy chłopy wróciły z imprezy, mhm. Popatrzyła na Victora, potem na swój dekolt, po czym Howard został lekko trzepnięty przez łeb. -To nie profesjonalne rzucać uwagi o cyckach szefowej, doktorze Howard.-powiedziała rozbawiona.
- Tak...i stąd potem biorą się epidemie - wymamrotał i zgodnie z jej życzeniem ruszyli do stoiska z piciem. Nie lubił dużych spędów ludzi, czuł się niekomfortowo. Niemniej jednak czuł się w obowiązku zabrać Nainę na ten festyn. Kupił im po dużym kubku soku. Było niemiłosiernie gorąco. O! Wata cukrowa ! Nie mógł sobie jej odmówić. No i dzielenia się nią z Nainą. - Wszystko w porządku ? - zapytał patrząc na nią kątem oka - Wydajesz się dziś jakaś zamyślona.
- Moze masz racje.. - nie miala pojecia - WOlisz przejsc gdzies na bok? zaraz nam to wyleja - uniosla lekko kubek, bo ktos ja potracil. - Pokleisz sobie cale palce - spojrzala na wate ale sama udziubala z niej kawalek. - Tak, czemu pytasz..? - zerknela na Josha. Potem na moment opuscila wzrok. - Bylam w areszcie- przyznala.
Zeszli nieco na bok, ku wielkiej uldze Granta. Stanęli pod jakąś ścianą, zażywając cienia. Słysząc jej kolejne słowa, poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku. - U Reda? Po co ? - zapytał, siląc się na spokój. Mało jej było ? Może kobiety lubiły być krzywdzone i to była cała tajemnica jego niepowiedzenia u kobiet ?
- Dowiedziec się dlaczego jeszcze nie wyszedł, co zamierza z tym zrobić, czy w ogole chce wyjść - wyrzucila na wydechu. Potem sie napila. Zerknela na Josha, ciekawa jego reakcji.
A Josh ? Zachowywał pokerową twarz, jakby wcale go to nie obeszło, choć czerwone uszy nieco go zdradzały. - A...bardzo cię to interesuje ? - zapytał przytykając kubek do ust. Jesteś zen. Jesteś pierdolonym mnichem, medytującym w kwiecie lotosu. Zen.
- Po prostu się martwię - wzruszyla lekko ramionami - Reszta już wyszła, chciałam się dowiedziec dlaczego on nie - widziala czerwone uszy Josha i źle jej z tym było. Dyskretnie wyciagnęła do niego rękę i musnęła jego dłoń palcami. - Pewnei wyslą go na kolejną wystawę na pustynie, jesli maja go wypuscic.. Jest kaucja, ale nie chce jej wplacic - w sensie Red nie chce - I chyba nie chce by zrobil to ktokolwiek inny.
Josh patrzył gdzieś w przestrzeń. O nie. Nie pozwoli jakiejś recydywie odebrać mu kolejnej kobiety. Odważył się spróbować ułożyć sobie życie z kimś innym i pojawia się jakiś kutas i miesza. - Dziwi mnie, że dbasz o kogoś, kto nie wahał się Ciebie zdradzić i oszukać- powiedział spokojnym tonem No niech nie myśli, że on będzie wpłacał kaucję, by jej były narzeczony wyszedł wesoło na wolność - Sam też myślałem o tej wyprawie. - powiedział nagle skoro już o tym mówili
Bylo ją stac na wplacenie kaucji za Reda, ale postanowiła tego nie robić póki on jej nie poprosi. Wtedy.. pewnie by zapłaciła. Miała za dobre serce. Spojrzała na Josha. - Gdyby coś się stało Wiktorii i skończyła by w szpitalu z jakimś poważnym urazem.. nie odwiedził byś jej? - zadała pytanie. - Myslales o wyprawie?! Na prawdę?! - popatrzyla na niego przestraszona.
Zmarszczył czoło. Przecież to było zupełnie co innego. - To co innego. Zresztą jestem lekarzem, to część mojej pracy - zaperzył się - A on się wpakował do więzienia na własne życzenie. - znowu upił łyk soku. Pokiwał głową. - Pracuję nad nowym systemem napędzania protez. Może udałoby mi się znaleźć jakieś nowe paliwo kopalne zastępujące węgiel. - powiedział, nadal patrząc gdzieś w tłum.
Clem się nudziło (coś nowego!) więc postanowiła pobroić. Okazja była super, bo zakochane pary zupełnie nie interesowały się innymi. Pike niczym drapieżnik, wybrała ofiarę i powoli zaczęła podążać jej śladem, by co niego ukraść. Tym razem padło na....
- Ale martwił byś się. Ja też się martwie - westchnęła, lekko zrezygnowana. Znow podniosla kubeczek do ust. - Inne niż węgiel? - zdziwila się - Tak się da? Nie wyobrażam sobie tgo - pokręcila glową. - Poza tym co to ma wspolnego z pustynią?
Wcale nie. Tak sobie wmawiał. Bo pewnie gdyby Wiktoria wylądowała w szpitalu, to by się chciał dowiedzieć co z nią. Nie powie tego jednak nigdy głośno. - W NeoZigguracie już nic nowego nie odkryjemy. To na pustyni trzeba szukać nowych złóż, nowych paliw. Nie wiemy właściwie co jest za murami. A by oderwać ją od myślenia o tym, chwycił ją za rękę i wciągnął znów w tłum, pilnując by się nie oblała sokiem. - Choć, nie będziemy tak stać. - pociągnął ją do "Rozpoznaj swoje serduszko"
Aaaaaaa, nie ma tak dobrze ! Ktoś zakrył Clem oczy, rechocząc złowieszczo. - Cześć ślicznotko. Mogę cię poderwać ? - wyszeptał jej do ucha. Tony uznał, że jest zbyt dumny, by przejmować się wyskokami Sylvii. Był Tonym Walkerem, do cholery, żadna laska go nie będzie upokarzać !
No ej! Jak można Pike psuć szyki?! Dziewczyna najpierw chciała walnąć Walkera w bebech, ale ten miał szczęście, że poznała prędko jego głos. Nie wyrywała się więc, a skrzyżowała ramiona na piersi i wzruszyła ramionami. - A jak? Zapytała, chociaż pewnie Tony nigdy nie zdoła sprawić, że Clem wyskoczy z majtek.
Tony zaśmiał się wręcz ZNIEWALAJĄCO (Vikuś wie o co mi chodzi, prawda?) . Wciąż trzymał dłonie na jej oczach. Postanowił się wzbić na wyżyny swych randkowych możliwości i wyszeptać jej seksownie do ucha. - Postawie Ci piwo i wyżerkę ... No Clem! Ściągaj gacie !
- Jestem cała twoja! Parsknęła śmiechem i złapała za dłonie na swych oczach. Ściągnęła je i obróciła się do Walkera z wyszczerzem. Aż jej oczy błyszczały na myśl o darmowym żarciu. To nic, że miała więcej kredytów od niego!
Oj tam, oj tam, to chodziło o sam gest! Darmowe żarcie zawsze spoko ! Kobiety były takimi materialistkami... - Zapraszam na biesiadę, mości panienko! Klepiemy stolik dla dwojga! - rzekł dziarsko, objął ją silnym ramieniem i ruszyli do stoisk z żarciem. Tam zamówił im po piwie i jakąś ciepłą strawę. - To zdrówko. Za miłość ! Za Romualdę i Juliana ! - zaśmiał się i zarządził brudzie.