Długo się wahał czy zadzwonić. Rano miał taki plan, ale potem zwaliło mu się tyle roboty na głowę, że nagle stał się wieczór. Potem wpatrywał się długo w aparat telefoniczny. Widzieli się poprzedniego dnia i się trochę nie kleiło. Nie potrafił jej patrzeć zbyt długo w oczy, bo czuł się jak kupa gówna. Niby nie powinien - to ona go od siebie odepchnęła, postawiła Reda na pierwszym miejscu, ale teraz on nie był lepszy i wdał się kolejny raz w romans z Wiktorią, którą jeszcze była mężatką. I to nie z nim. W końcu jednak uznał, że to sprawa służbowa, więc wykręcił numer panny Webb. Poza tym byli wciąż przyjaciółmi, prawda? - Cześć. Dzwonię ze szpitala i właśnie mam przed sobą listę operacji. Dałabyś radę przygotować Kendrę na jutro? Zszedł mi jeden pacjent, rozjechała go śmieciarka i mi się zwolniło miejsce. - powiedział wyraźnie zmęczonym głosem
Odebrała i od razu bardzo pożałowała, że nie żyje w innym uniwersum gdzie mogłaby zobaczyć najpierw kto dzwoni. Wtedy poczekała by i załatwiła sprawę przez smsy. Czuła się okropnie samotnie. Odrzuciła Reda, odrzuciła Josha i.. została całkiem sama. - Tak, słucham..? - zapytała, a potem umilkła. Nic nie mówiła jeszcze przez chwilę po słowach Josha. - Tak. Tak, mogę - potwierdziła cicho. No tak. Po to dzwonił. Sprawy służbowe. Spojrzała na zegar. Powinien być już dawno w domu, a nie załatwiać sprawy pracy.. Ale się nie odezwała. - Ma być na czczo?
Josh przymknął na moment powieki i zakołysał filiżanką z resztkami kawy. W pracy pić mu nie wolno a wyglądało na to, że zarwie nockę. Miał ogrom zaległości. - Tak, powinna być na czczo i niech już dziś nie używa mechanicznej nogi. Niech odpocznie, bo przed nią ciężki czas - wiedział co mówił. On sam ciężko to zniósł, więc nie potrafił nawet sobie wyobrazić, co musiała czuć jedenastoletnia dziewczynka. - Póki będzie w szpitalu, będzie miała całodobową opiekę, ale potem ktoś będzie musiał się nią zająć. Dasz radę? - wypił resztki kawy
- Dobrze - rzuciła gdzies po drodze, słuchając go. W końcu wiedział lepiej, przynajmniej w takich sprawach. - Jak długo może zostać w szpitalu? - zainteresowałą się, bo wiedziała, że Kendrze przyda się profesjonalna opieka. - Przeniosę ją do cukierni.. kupię wózek, żeby nie chodziła - stwierdziła po chwili zastanowienia. W końcu ją stać. - Poradzimy sobie - zapewniła, tym samym zgaszonym tonem. Potem zamilkła, a już otwierała usta, żeby zaptać co u niego. Chociaż.. - Jak się czujesz? - po kolejnej krępującej chwili ciszy odezwała się.
- To indywidualna kwestia każdego pacjenta. Niektórzy potrzebują więcej czasu, niektórzy mniej. Ja leżałem tak przeciętnie, niektórzy po dniu, dwóch wychodzą do domu, a niektórzy leżą tygodniami. - powiedział zmęczonym głosem - Wózek możesz wypożyczyć ze szpitala, w końcu nie będzie jej na dłuższą metę potrzebny. Był chyba tak zmęczony, że ta cisza nie była tak krępująca, jak dla niej. - W porządku. Wróciłem już do pracy. - starał się oszczędzać mechakończynę, ale jemu nigdy nie wychodziło oszczędzanie swojego zdrowia. - A u was w porządku? Słyszałem, że wyprawa na pustyni całkiem nieźle sobie radzi - miał na myśli Reda, na którego powrót Webb przecież czekała.
- No dobrze.. - z jednej strony miala nadzieję, że Kendra wyjdzie szybko,a z drugiej.. na prawdę lepszą opiekę miała by w szpitalu. - Można wypożyczyć? - ucieszyła się. - Dobrze, będe pamiętać - pokiwała głową do słuchawki. - Tak..? Nie wiem.. nie słucham audycji - przyznała, bo to w sumie prawda. Nie chciała o ty słuchać.
- No...chociaż wczoraj nie było audycji. Pewnie stracili zasięg fal radiowych. Są już dość daleko. - nie życzył Ryderowi źle, w końcu był to wybranek serca, jego dobrej przyjaciółki. W końcu zdał sobie sprawę, że to nie Ryder się wmieszał w ich kiełkujące uczucie - to on się wpatolił z butami w ich związek w kryzysie. - Naina...przepraszam - powiedział, nim rozum zdążył mu zawrzeć gębę.
- Aha.. - mruknęła cicho. Nie wiedziała czy chce słuchać czegokolwiek o pustyni. Po prostu chyba wolała stanąć gdzieś przy bramach miasta i zobaczyć kto wrócił. Miała wrażenie, że tak będzie łatwiej. Przynajmniej tak jej się wydawało. Znała przecież kilka osób, które tam poszły. - Za co? - zmarszczyła brwi, kompletnie nie rozumiejąc o co teraz Grantowi chodzi.
Grant miał wrażenie, że go sparaliżowało. Patrzył się tępo w pustą filiżankę z kawą. Po cholerę on to powiedział? I za co on przepraszał? Miał wyrzuty sumienia? On ? - Ach... - zaśmiał się do słuchawki cicho - Wybacz, to chyba zmęczenie, to nic ważnego. Naprawdę. Chyba pójdę się zdrzemną na kozetce, póki mam chwilkę czasu - przetarł twarz dłońmi - Dobranoc Naina. Do jutra.