/ początek
Wieczór zapowiadał się ciepło i parnie. Czyli jak zawsze. Dziennie powietrze teraz ochładzało się nieco, opadało, a razem z nim drobinki kurzu. Siłą rzeczy oddychało się łatwiej, jakby płuca nie musiały pokonywać żadnego oporu. Jonathan zamknął za sobą drzwi i wydał z siebie coś, co mogło być albo westchnieniem ulgi, albo jakimś dziwnym pomrukiem. Ściągnął marynarkę, po drodze do niewielkiej kuchni rzucił ją na fotel, a potem wyciągnął z lodówki piwo, by otworzyć je i wypić parę łyków jeszcze na stojąco. Oblizał usta, myśląc nad czymś intensywnie, a potem odłożył butelkę. Kroki swe następnie skierował do sypialni, gdzie stanął przed otwartą szafą. Powiódł wzrokiem po wieszakach. Potem wyciągnął do nich dłonie. I nie, nie chodziło o to, że Jones chciał się przebierać. Jednym, szybkim i gwałtownym ruchem rozsunął rzeczy na dwie części, a jego oczom ukazała się tylna część szafy, zdobiona lekko w wyżłobione linie podłużne i poprzeczne. A zdobione po to tylko, by ukryć fakt, że drewnie była kwadratowa część do wyciągnięcia. Trzeba było tylko odpowiednio podważyć płaszczyznę i Jonathan właśnie to robił, a po chwili jego oczom ukazało się tak dobrze znany otwór w ścianie i wejście do malutkiego pomieszczenia. Przecisnął się i wszedł do pokoiku o wielkości zaledwie czterech metrów kwadratowych. W nozdrza uderzył go zapach kurzu, ciemność nie pozwalała nic zobaczyć, więc sięgnął do włącznika, a po chwili nad jego głową zabrzęczała żarówka, a jego oczom ukazały się grube dębowe drzwi stojące niemal na środku. Zamki były wbudowane na całej ich wysokości. Jonathan uśmiechnął się, pogrzebał na półce by odnaleźć odpowiednie narzędzia.
Pamiętał, że bardzo się dziwił temu niewielkiemu pomieszczeniu, które odkrył w nowo wynajętym mieszkaniu parę lat temu. Ale od razu wiedział, jak je wykorzystać. Zamontował tam drzwi, a w drzwiach zamki. Po co? Po to, żeby ćwiczyć swoje złodziejskie umiejętności. Gdy tylko wypatrzył gdzieś nowy zamek, zaraz go zakupywał i uczył się go otwierać. Ot, takie pożyteczne hobby.
Po chwili zabrał się pracę. Ujął narzędzia w obie dłonie - pick i tension wrench - i przystąpił do pracy. Starał się dotrzeć do wnętrza zamka, by podnieść każdą z kolejnych par pinów. Oba wytrychy grzebały w zamku, a Jonathan aż wysunął język, nasłuchując co też dzieje się w jego wnętrzu. Każdy z pinów musiał podnieść po kolei, ruchy miał ostrożne, ale precyzyjne. Nikłe światło mu nie przeszkadzało. Musiał nauczyć się otwierania zamków w każdych warunkach. Po kilkunastu minutach w końcu się udało.
Za wolno. Sapnął, a potem przeniósł wzrok na maskę lista, która zakładał przy kradzieżach. Zawiesił na niej wzrok, a potem znowu zatrzasnął zamki i zabrał się do roboty.
Musiał być szybszy.
ZT