Średnie mieszkanie Victora Howarda i Nathaniela Rocheforda Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka -gramofon
Pokój Nathaniela - Ściany pomalowane na szary, metaliczny kolor, przy oknach ciemnozielone zasłony z lekkiego materiału. Przy drzwiach stoi półka na książki, które w głównej mierze mówią o stomatologii i naukach z nią związanych, ale są tam tam także kryminały i przygodowe. Pod jedną ścianą szafa, naprzeciw łóżko z elegancką pościelą. Biurko zawsze zawalone różnymi papierami, bibelotami, śmieciami... się dobrali!
Pokój Victora - W porównaniu z pokojem Granta panuje tu totalny rozpierdziel. Czyli względny porządek. W pokoju Victora znalazły się jedynie biblioteczka, duże łóżko i wielka szafa, w której mieści się większość jego dobytku.
Mieszka z nimi również odnaleziona kotka Wiktorii - Beverly.
Ostatnio zmieniony przez dr Joshua Grant dnia Sro Lut 11, 2015 11:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
Rocheford na chwile spoważniał. No tak, to była jakaś przeszkoda. Ale... czy to miałby znaczyć, że Fabian nigdy by nie założył rodziny? Przecież nie można się ciągle bać przyszłości. Może będzie lepsza niż się im wydawało? W końcu medycyna nadal się rozwija - A mówiłeś w końcu o tym wszystkim Odette? - spytał wprost. Skoro dziewczyna miała pod sercem dziecko Sinclaira to miała prawo wiedzieć. - Piątką? Maszyny, już współczuję Odette!
- No wiesz...nie bardzo miałem jak to już ukrywać. - wzruszył ramionami - Wie tyle ile powinna, bez zbędnych szczegółów iw razie czego będzie wiedzieć co robić- a po chwili ciszy jaka nastała, dodał - No daj spokój ! Jest w ciąży, nie mówi się takich rzeczy kobiecie w ciąży, jeszcze jej się coś stanie! Przypominam, że nosi mojego pierworodnego ! Zębatki...Sinclair i pierworodny. Brzmi jak abstrakcja w czystej postaci. - No! Przyszedłem z Tobą świętować, mój ty świadku i najlepszy wujku mojego przyszłego dzieciaka, to chlup! - wzniósł szklankę. Chyba nikt nie myślał, że na dłuższą metę Sinclair nagle spoważnieje. - To kogo weźmiesz ze sobą? - wyszczerzył się wesoło.
Pokiwał głową. No tak, kobiet w ciąży się nie denerwuje. Ale dobrze, że Odette wiedziała o całej sytuacji. Ciekawe czy jej to pasowało? - Oczywiście, że najlepszy. Lepszego byś nie znalazł! - na potwierdzenie tych słów dolał kumplowi alkoholu. W końcu później nie będzie miał juz za badzo czasu na picie! - Nie wiem.- wzruszył ramionami - Jutro pójdę do Toni, zobaczymy co ona na to. Ale... jak ja mam to jej niby przestawić? Słuchaj, Fabs będzie ojcem, chajta się, będziesz mi towarzyszyć? - parsknął śmiechem.
Czy pasowało...cóż. Podobno prawdziwa miłość jest na dobre i na złe. Musiała to jakoś przeżyć. -No dokładnie. Tosia jest dla mnie jak siostra, nie będę jej ściemniał - stwierdził rozbawiony - Tylko powiedz, żeby nikomu nie mówiła ! - pokiwał palcem. -Nie chcę, by ktokolwiek myślał o Odettce źle. Siedzieli więc dalej, popijali, planowali następne dwa tygodnie a potem i tak nie byli w stanie, bo się pochlali i Sinclair został na noc. Rano Fabian wziął szybki prysznic i pobiegł do domciu
Gdyby akcja działa się w 21 wieku Victor pewnie siedziałby teraz przed telewizorem, oglądając mecz, w najgorszym wypadku film dokumentarny i popijając browara. No, ale, że czasy były trochę inne to musiał chłopak się biedny dokształcać zamiast odmużdżać. Przewrócił kolejną kartkę bardzo kontrowersyjnej książki, której autor zdecydowanie był zwolennikiem energii elektrycznej. I pewnie czytałby dalej, gdyby ponownie nie zaczęły męczyć go wspomnienia. Odłożył książkę gdzieś na bok i przymknął oczy. Tylko na chwilę. Kilka sekund. Minut... Odpłynął.
/wszystkie posty są jedynie snem Howarda i nie mają wpływu na fabułę
Howard poczuł stuknięcie w bok. I drugi. Obok niego, na kanapie siedziała uśmiechnięta Michelle. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Kiwnęła potem głową przed siebie. - Ładny ten wschód, co? Victor po podniesieniu się mógł zobaczyć przed sobą tylko pustynię budzącą się do życia, a nogi spuszczone wzdłuż muru. - Dzień dobry, mój Julianie.
Otworzył oczy i zobaczył ją. Dziwne, że w ogóle się nie wystraszył. Nawet sie nie zdziwił - wręcz przeciwnie. Ucieszył się. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała dokładnie jak w dniu ich pamiętnego spotkania. Wtedy, gdy oglądali razem zachód słońca na murach. Promienie wschodzącego słońca lśniły teraz w jej jasnych włosach. Przez myśl przemknęło mu, że przecież pamiętał ją z rudymi włosami. Drgnął nieznacznie słysząc jej głos i pokiwał głową, nie odrywając od niej wzroku. - Tak - wydusił, czując niepokonaną ochotę, by wziąć ją w ramiona i pocałować. - Dzień dobry, Romualdo - uśmiechnął się. - Moja piękna Romualdo. Michelle. - złapał jej dłoń. - Tęskniłem. Nie, nie wiedział, że to sen. Ale zachował jakieś resztki świadomości. Choć jak to w snach bywa wcale nie wydało mu się dziwne, że siedział właśnie na murach ze swoją zmarłą... ukochaną?
Sny miały to do siebie, że obojętnie jak bardzo by nie były nierealistyczne to człowiekowi się wydaje, że tak po prostu musi być. - Ja tez tęskniłam. - dotknęła jego ręki, zaplatając ich palce razem. Uśmiechała się do Victora jego zjawa z przeszłości. Delikatnie, z zamyśleniem. Przysunęła się nieco bliżej, dotykając policzka chłopaka. - Wydajesz się smutny.
Nie wiedział co powiedzieć. Fakt, uśmiechał się cały czas i czuł się tak szczęśliwy jak nie czuł się od dawna, ale... Tak, miała rację. Był jednocześnie bardzo, bardzo smutny. Nie wiedział tylko jal wytłumaczyć jej dlaczego. - Dużo myślałem - zaczął odwracając wzrok. - O tobie. O nas - tu uniósł ich splecione palce i musnął ustami wierzch jej dłoni. A potem milczał przez długą chwilę, bo nie potrafił wydusić z siebie tego, co tak bardzo leżało mu na sumienu. - Skrzywidziłem cię, Michelle. I nigdy nawet nie poprosiłem o wybaczenie. A ty i tak ofiarowałaś mi swoją sympatię. Dlaczego? Nie zasłużyłem na to - popatrzył na nią ściskając mocniej jej rękę. Jakby bał się, że inaczej zniknie jak zjawa. Którą w gruncie rzeczy pewnie była. Ale tego Victor jeszcze nie wiedział.
Uśmiechała się delikatnie. Tak czule i ze zrozumieniem. Może trochę ze współczuciem. Trzymała go mocno za rękę, wpatrując się chwilę w jego twarz, a potem odwracając wzrok ku pustyni. - Victorze, jak miałabym odsunąć od siebie jedną z niewielu osób, które były dla mnie dobre? Nie miałam wielu przyjaciół... A ty dawałeś mi poczucie bezpieczeństwa. Popatrzyła się znów na chłopaka. - Wolałam wybaczyć niż zostać znowu sama... poza tym... kocham Cię, nie wiem nawet kiedy pokochałam... ale jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
W snach wszystko przychodziło łatiwiej. Również słuchanie takich wyznań. Pewnie, gdyby powiedziała mu to wszystko w realnym świecie Victorowi od razu włączyłby się tryb ucieczki. Ale nie tutaj, nie teraz. - Ja... chyba... - zaczął nie bardzo wiedząc czym właściwie są jego uczucia, ale we śnie niewiele się nad tym zastanawiał. - Ja ciebie też, Michelle - popatrzył na nią, czując nagle nie tyle żal do samego siebie, ale ten żal, który ofiaruje się osobom godnym współczucia. Jeśli on był najlepszym co ją w życiu spotkało, to jak podłe musiało być wcześniej jej życie. - Co teraz będzie? - zapytał, zdając sobie jedocześnie sprawę, że to sen, a jednocześnie i nie. Ciężka sprawa.
W niej żalu nie było, jak duch może czegoś żałować? Duch, który może nawet i duchem nie jest, a jakąś nocną marą. Przybierała dla niego uśmiech, tylko dla niego. Pochyliła się do niego i pocałowała. Czule, z tęsknotą. Tak jak kiedyś. - Nic nie będzie. - szepnęła, spoglądając mu w oczy, po czym położyła mu na nich dłonie, a kiedy odkryła... Victor się obudził, na własnej kanapie, czując chłód dłoni kobiecych na policzkach.
Odwzajemnił jej pocałunek. I całowałby ją tak jeszcze długo. Bez końca. Ale ona oderwała się i... Wtedy się obudził. Jej ostatnie słowa wciąż rozbrzmiewały mu w uszach. I mógłby przysiąc, że wciąż czuł jej dłonie na policzkach. Otarł wierzchem rękawa strużkę śliny, która zdążyła już w dużej mierze wsiąknąć w materiał kanapy i podniósł się nieco nieprzytomnie. Co on, o duchach śni? - Nate, jesteś? - zawołał w głąb mieszkania. Która mogła być godzina?