Telefon dzwonil jak oszalaly. Nie miala zamairu go odbierac ale pomyslala, ze to z komisariatu i tylko dlatego w sluchawce rozlegl sie jej glos. - Slucham?
- Cześć Beth. Z tej strony Joshua Grant. - zaczął. Pewnie Beth się zdziwiła, bo od czasu jej pobytu w szpitalu, raczej rzadko sie widywali. Grant już nie przychodził po części, miał od tego swoich ludzi. - Wiem od Nainy, o sytuacji z tą małą Kenway. Wiadomo coś więcej ? - potarł knyćkami nasadę nosa
- Grant? - tak w jej glosie bylo slychac zaskocznie, nie miala ochoty grac uprzejmej. Nie dzis. - Wybacz Grant ale to chyba nie twoja sprawa.- glos lekko pytajacy w ktorym slychac bylo zmecznie i mimo wszystko grzeczny.
Grant westchnął ciężko. Jak zwykle zero współpracy. - No trochę moja, bo to ja musiałem tego wysłuchiwać i mi Naina sobie wypłakiwała oczy. - powiedział równie zmęczony co i ona - Wiem, że żyjesz w uroczym przeświadczeniu, że Cię nie cierpie i dzielnie ignorujesz fakt, że byłem praktycznie jedyną osobą, która się Tobą zajmowała jak leżałaś w śpiączce ale, chce wam pomóc. Mogę uruchomić pewne kontakty, ale muszę wiedzieć na czym stanęło. Jest już jakiś wyrok, czy siedzi w areszcie?
- Jezeli robisz za rzecznika Nainy to nie muszisz. Ona zna doskonale moj adres i telefon.- dobrze, ze nie bylo widac wyrazu jej twarzy udalo sie jej panowac nad tonem glosu. Po nastepnych slowach Granta w sluchawce zapadla cisza. Jak widac wbijanie szpil i kopanie lezacego szlo Grantowi doskonale . Zreszta czego innego mogla sie po nim spodziewac. - Wystaw mi rachunek za te opieke, chetnie zaplace. - tylko ona wiedziala ile trzeba bylo by zachowala spokuj. Paznokcie wbite w donie mogly o tym swiadczyc ale Grant na szczescie ich nie wiedzial. -Kendra jest w areszcie i poki co nic ie wiadomo. Bede wdzieczna jezli ty i Naina nie bedziecie sie do tego mieszac.
Ja pierdolę. Przypomniał sobie dlaczego jej tak nie lubił, gdy zaczeła być z Noahem. - Tak, muszę być, bo dzieci nie potrafią się dogadać. - nie chciał już wypominać przez kogo była ta sytuacja, w końcu to Beth uwiodła narzeczonego Nainy. Kto tu komu wbijał szpilę. - Nie nakarmię twojej wizji Granta Wrednej Szui, robiłem to z troski. I nie z powodu Noaha, przykro mi. - powiedział zirytowanym tonem- Wierz mi, z chęcią bym się nie mieszał, ale Naina to moja przyjaciółka, która się tą dziewczynką zajmowała. A z tego co wiem, nabroiła i to mocno. Na chwilę zamilkł. -Zadzwonię do kilku osób. Może uda się uniknąć opieki społecznej. Nie wiem jakieś zaburzenia psychiczne, szok powypadkowy. Coś się znajdzie - miał zamiar zgłosić się z tym do Moncreiffa lub innego psychiatry.
- Pamietaj w takim wypadku kto z tej dwojki dzieci wysluguje sie posrednikami.- dodala tylko i pomyslala, ze ta emaptia to tylko na pokaz by sie dochrapac pierwszej strefy. Grant skaladla sie tylko z przerostu ambicji. Nie komntowala juz slow Granta bo mijalo sie to z celem i tak nie wierzyla w jego bezinteresowanosc. W koncu doskonae pamietala, ze dziewczyna z bidula nie jest kims odpowiednim by zostac zona jego przyjaciela. Teraz jednak uwiadamiala sobie, ze nie musiala zachowywac pozorow ze wzgledu na swojego meza.Zdobyla sie jednak na ostani wysilek i pozostala mila. - Dobrze. Tylko nie wychylaj sie poki co z tym porozmawiam z Lambem i pomyslimy czy i jak to wykorzystac.
Co by nie robił, nigdy nie uwierzy. Więc trudno. Zacisnął zęby by czegoś jeszcze nie dopowiedzieć. Jednak i on wysilił się na miły gest i wziął głęboki oddech. - W porządku. Porozmawiaj z nim, a ja spróbuje załatwić załagodzenie kary - wziął głęboki oddech - Uważaj na siebie, Beth. Ta sprawa mi śmierdzi z daleka, choć nie do końca wiem o co w tym wszystkim chodzi. Noah by mi nie wybaczył, gdyby coś Ci się stało. Dobranoc