Lennox wszedł do baru, po czym spojrzał na Francisa. Wytrzeszczył oczy i przeniósł wzrok na papieros w swojej dłoni. Kurwa. TO chyba nie był zwykły papieros.
Pixie siedziała przy barze i kaszlała. Właściwie, to teraz przez wieczność będzie cierpiała na zawroty głowy. Głupia Charlotte, to na pewno wszystko jej sprawka! Popatrzyła na pozostałych klientów. Żywi? Dziwne.
Spojrzał na Pixie przy barze i posłał jej uśmiech numer cztery. Po śmierci nadal była z niej niczego sobie kobitka, trzeba przyznać. Jak już tu jest... Wypalił papierosa i podszedł do baru, po czym przysiadł na stołku. - Kto panią w końcu zabił? To by pomogło przy pracy. - uśmiech numer trzy. Przy okazji rzucił szybkie spojrzenie na jej, teoretycznie, martwy biust. Hym.
- To na pewno ta zazdrosna flądra, Charlotte Marchant - prychnęła. A potem zapaliła papierosa. No, cóż. Teraz od nadmiaru nikotyny na pewnie nie umrze!
Zmarszczył brwi i skrzywił się nieznacznie. Martwy biust ocenił na wcale niezły. - Hym. Zapewne ucieszy panią myśl, że jest w więzieniu. Jednak uważam, że jest niewinna. - westchnął, po czym wyjął własne papierosy, wsadził jednego do ust i podpalił. Skoro prawdopodobnie się czymś nawalił i leży w jakimś rynsztoku to chyba mu nie zaszkodzi.
Francis złapał szklane oko. -Dzięki stary, dzięki, że na mnie nie nakruszyłeś.-wyszczerzył się ukazując wnętrze policzka jak sławny Two Face. Kiedy zorientował się, że Ned patrzy się na jego poślady - zakrył je dłońmi. -Spadaj. Specjalność zmieniasz? Byście lepiej dorwali tego gnoja, Grafa.
Pub nie zawsze był pubem. Był po prostu miejscem, gdzie niektórzy się zastanawiali. Był miastem, pokojem, światem i niewielkim parkiem. Był też szeroką plażą przed wielką wodą, której nigdy nikt nie widział w Neozigguracie. Francis w jasnym garniturze, w gołych stopach i z podwiniętymi rękawami siedział na brzegu. Części twarzy nie było, została ciemna skorupa. Druga była w jak najlepszym porządku. Oczywiście, że widział Lenę. Lenę, która pojawiła się znikąd. Lenę, która cierpiała, a miała być najszczęśliwsza na świecie. -Myszko.-odezwał się, podnosząc głowę i wyciągając rękę w jej kierunku. Chciał żeby podeszła.
Lenka pamiętała jak spadala , na szczęście jednak nie pamiętając o bólu i cierpieniu. Otwierając oczy ponownie, najpierw poczuła morze i usłyszała szum fal. Słońce trochę razilo, ale dziewczynka bardziej zwróciła uwagę na miękki materiał czystej, białej sukienki. Po patrzyła w dol, na stopy zapadniete w piasku, zaraz jednak podnosząc głowę, gdy usłyszała znajomy glos. Magik? Sierotka spojrzał a na ukochanego wujka i uśmiechnela się radośnie. - Magik! Zawołała i pobiegła do mężczyzny, rzucając się mu na szyje. Dopiero wtedy można było zauważyć, ze magiczna moneta, która od niego dostała, wisi na złotym łańcuszku. - Tesknilam - Przytulila się.
Objął ją, zamykając w swoich ramionach. Zdążył zapomnieć jaka była malutka i krucha. Chciał, żeby żyła długo. Przecież wszystko było na prostej drodze, Logan z Metis żyli na dobrym poziomie, dzieci dostawały o wiele więcej niż dotychczas. Jeszcze jego pieniądze. Co poszło nie tak? Lena mogła pójść do liceum, potem studia. Mieć męża, dzieci i umrzeć jako starsza pani. A przynajmniej w o wiele starszym wieku. -Ja też, skarbie.-pogładził ją po włoskach. Pociągnął bardziej za rękę, co by sobie usiadła na jego nogach. Nie będzie przecież brudzić sukienki od piasku. -Widziałaś kiedyś coś takiego?-spytał. Popatrzył się na monetę. Miała przynieść jej szczęście...