<< Usiadła w fotelu i wykręciła odpowiedni numer. Spojrzeniem powiodła po blacie stolika do kawy, szklanym stoliku przy kanapie, oddalonej o kilka metrów komodzie. Miała ochotę zapalić. - Daj mi Gertruda - oznajmiła, słysząc w słuchawce głos lokaja Oselów.
Odebrał Alfred. Bez względu na to, czy rozpoznał czy nie głos Fanny, udał się uprzejmie poinformować paniczyka o telefonie do niego. Osel podrzucił w powietrze list od kuzyna i kazał sobie zaraz przynieść najbliższy aparat. - Halooo? - przyłożył słuchawkę do ucha.- Fanny! Moja droga, jak się czujesz? A dziecko? Do kogo bardziej podobne? Ma nos Oselów? - Konstancja chyba się od nich wywodziła. A jak nie, to co? Rodzina to rodzina!
- Ach, od razu nos po Oselach. Po mnie ma nos, po mojej rodzinie! - wywróciła oczami. Gdzie mogły leżeć jakieś papierosy? - Czuję się dobrze. Choć mam ochotę natychmiast pójść do redakcji i sprawdzić, co robi Fassbender. Wychodzi za mąż niebawem, wiesz? - założyła nogę na nogę. Powinna zawołać Rebekę? Polly siedziała z dzieckiem.
- Fassbender? - uniósł brew i przekręcił się w fotelu. Teraz siedział bokiem, mając nogi przerzucone przed podłokietnik. - Ta blond lalunia, która tak wokół ciebie skacze, Fanny? - spojrzał na kapciuszek dyndający na czubku jego stopy. Zaraz pewnie spadnie (kapeć, nie Gert ani stopa).- A ona nie była taka jakaś... dzika? Za kogo wychodzi? Kiedy?
- Nie skacze Gertrudzie, tylko mi pomaga. Teraz mnie zastępuje, póki nie będę mogła wrócić do redakcji - w końcu je zauważyła. Paczka leżała przykryta wczorajszą gazetą, na dolnej półce szklanego stolika. Wychyliła się więc po nią. Były nawet zapałki. Czyżby zapowiadało się na to, że Henry poszedł do pracy bez papierosów? Nawet ją to ucieszyło. Wyciągnęła jednego i wetknęła między usta, żeby zaraz go odpalić. Musiała więc na moment odłożyć telefon, o czym uprzedziła. - Nicolas Fitzroy. Nie wiem, czy znasz- zaciągnęła się mocno i powoli. Aż się skrzywiła. Długo nie paliła. Pierwszy raz od dawna smak i zapach papierosa nie wywoływały u niej mdłości.
- Skacze, nie skacze... wielkie mi mecyje - odchylił głowę do tyłu, ażeby popatrzeć na sufit. Może trzeba zmienić mu kolor? Czekał w tym czasie aż Fanny znowu odezwie się w słuchawce.- Fitzroy, Fitzroy... coś kojarzę. Wyciągnął rękę po szklankę z burbonem, którą postawił na stoliku. Nie sięgnął, więc jedynie pomachał rozpaczliwie w powietrzu. No przecież nie zmieni swojej pozycji w fotelu tylko po to? - Nieźle cię załatwił ten mój kuzynek - stwierdził z uśmiechem. Całe szczęście, że Fanny nie mogła go zobaczyć.- Popisowo na długo pozbył się ciebie z redakcji. I jeszcze każdy mu za to gratuluje. Naprawdę ma łeb.
Fanny zmrużyła oczy słuchając Osela. Miał rację. Henry, może i zwykłym przypadkiem, wyautował ją z pracy na długo. Jeśli Fanny czegoś u Gertruda nie lubiła to to było właśnie to. Nie lubiła, kiedy miał rację. Zaciągnęła się znowu, już z mniejszym wzdrygnięciem. - Planowaliśmy dziecko - pobrnęła dalej w to kłamstwo, które zmyślili na początku. Brnęła w to dalej, ponieważ nie mogła zrobić nic innego. Inaczej to by było kopanie pod sobą dołka. - Dobrze wiedziałam, że tak będzie.
- Aj, Fanny, Fanny... - znowu zabujał nogą, aż mu w końcu ten drogi kapciuszek spadł na podłogę. Zrobiło mu się trochę zimno w stopę.- A ta Lily? To ładna jest? Skoro cię zastępuje, to pewnie często do niego zagląda i zanosi mu listy z twojego biurka. Nie lepiej było wybrać kogoś innego? Na przykład pulpencję, twoją sekretarkę? Nie, żebym oczywiście coś sugerował. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i nawet przytknął palce dłoni do ust, by powstrzymać chichot. - Czytałem o Wiktorii.
Fanny zacisnęła usta. Wypaliła tylko pół papierosa, na więcej nie miała ochoty. Zacisnęła końcówkę w palcach. Co ten gówniarz insynuował? Że niby jej mąż może mieć jakiś romans? Niedorzeczne! Z drugiej strony przecież nie byli zakochaną parą i łączył ich tylko ślub, dziecko i wspólne mieszkanie. Nawet sypialnie mieli osobne. Widywali się głównie przy kołysce Willa, o ile Fanny już nie spała. Resztę dnia spędzała w towarzystwie gosposi, niani i czasem matki. - Och. Beowulf. Zawsze mam wrażenie, że plotki pojawiające się w Podszewce na jej temat są akurat wyjątkowo prawdziwe. Rok nie minął od śmierci jej męża, a ona się tak zachowuje. A ten Grant taki naiwny...- pokręciła głową. Wciąż nie mogła jednak przestać myśleć o tym, co Osel śmiał zasugerować.
Znów się przekręcił w fotelu. Jakby miał jakieś owsiki! Tym razem tak, że nogi miał zarzucone na oparcie, a plecy na siedzeniu. Głowa mu zwisała w dół, a kabel telefoniczny pałętał się koło nosa. - To straszne, mieć reputację szmatki do podłóg - stwierdził dobrodusznie. Oby Aurora nie poszła w ślady Beowulfowej. To byłby spory wstyd dla rodziny. Na szczęście wierzył w swoją siostrzyczkę. - Grant to chyba taka mamałyga. Właśnie! Zerwał się nagle spadając z fotela niemalże. - List mi wysłał kiedyś, zapomniałem o nim na śmierć. Może będę udawać, że nic do mnie nie przyszło?
- Pewnie Beowulf weźmie prawy w swoje ręce po powrocie z wyprawy. To w końcu poważny człowiek... szkoda, że jego żona to krówsko. Mam nadzieję, że wróci. W radiu mówili, że kilka osób zginęło. Nie powinni się tam pchać. Nie bez powodu wygranie na pustynię traktuje się jako karę śmierci - zacisnęła wargi. Pomyślała o swoim ojcu. Im więcej czasu mijało, tym jego wspomnienie coraz bardziej blakło. Nie chciała do tego dopuszczać. - Mógłbyś w końcu dorosnąć i zacząć zajmować się poważnymi sprawami, Gertrudzie. Na przykład być odpowiedzialnym... - czy zostawienie Henry'ego w redakcji z Lili było odpowiedzialne? Ach, wyrzuciła szybko tę myśl z głowy.
- Beowulf sreowulf - Gert podrapał się po głowie.- Fanny...- zatrzymał się w pół kroku ku sekretarzykowi. - Czy bycie dorosłą to nie jest jedna z najgorszych rzeczy, jaka przytrafiła ci się w życiu? - podszedł powoli ku meblowi i pierwsze co zrobił to nie było wyciągnięcie zeń listu Granta, a papierosów. Zapalił. - Gdzie jest ta dziewczynka, którą byłaś te dwadzieścia pięć lat temu? Co z lekkością ducha, nawiną świadomością, która dostrzegała więcej i bardziej? Czy nie sądzisz, że z wiekiem stajemy się bardziej ograniczeni?
Milczała. Między palcami wiąż ściskała niedopalonego papierosa. Wzrok wbity w kant stolika. Czy pamiętała to jeszcze? Mogłaby go zrozumieć? A może znowu prowokował swoją głupią gadką? - Dorastaliśmy w różnych czasach, Gertrudzie. Nie miałam dzieciństwa. William płacze, muszę kończyć. Do usłyszenia. Rozłączyła się.