Step Zachodni porastają niewysokie trawy oraz kaktusy, w których cieniu skrywają się mniejsze stworzenia. Odrobinę jednak mniej zarośnięty niż Step Wschodni. Teren nieosłonięty przed słońcem. Im dalej zmierza się w stronę południa, tym mniej roślinności można spotkać. Niekiedy na stepach można natknąć się na Intshe. Trafić tu można także na zakorzenione róże jerychońskie, zwane Dłońmi Elżbiety. Zwykle wysuszone i łamliwe, rozkwitają zielono gdy spadnie deszcz.
Masz szansę znaleźć tutaj rosnące sobie beztrosko dzikie kwiaty.
dłoń Elżbiety- percepcja + 2K6 > 35
Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Wto Kwi 21, 2015 1:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Słońce powoli chowało się za horyzontem, ale na razie było wystarczająco jasno, by dostrzec porastające zachodni step kaktusy i trawy. Choć tych drugich było znacznie mniej niż po wschodniej stronie drogi, rosły w zbitych, dużych kępach. Gdzieś w oddali, kilkanaście metrów na zachód, coś się w jednej z takich kęp poruszyło. Czy panowie to dostrzegą?
Rzut dwiema kostkami na percepcję, próg 20. Jeśli się uda, dostrzegacie kuropatwę schowaną w jednej z kęp trawy. Siedzi? Stoi? Ciężko stwierdzić, ale czy to ważne?
15+11=26 Informacja o grasującym gdzieś w pobliżu drapieżcy nie była pocieszająca. Znaczyło to mniej więcej tyle, że co najmniej dwóch ludzi musi objąć wartę nad obozem podczas gdy reszta z nich będzie smacznie spać. Teren nieco się zmienił, urozmaicając pustynię w kępy trawy. Joel miał wrażenie że w jednej z nich coś się poruszyło. Wstrzymał swojego intsha, zaczepiając przejeżdżającego Romeseya. - Widzisz? - Wskazał palcem w jedną z kęp traw. - Czy to kuropatwa, czy mnie oczy mylą? W oczach Joela Romesey wyglądał na takiego, który powinien znać się na zwierzętach. Nie mylił się zresztą, w tej konkretnej kępie trawy była kuropatwa. Nie potrzebowali polować, ale kto wie. Może karczmarz ma ochotę na pieczyste?
Romesey tak poprowadził swe ptaszysko, aby nie zbliżać się do resztek, jakie pozostały po stworzeniu takim samym jak jego wierzchowiec. Miał nadzieję, że intsh już nie będzie tak bardzo płochliwy. - No... tak, tak. Student nie do końca mogac rozpoznać co czai się w trawach, tylko pokiwał głową na zaczepkę mężczyzny. Spojrzał na niego, zerknął na Jima i już sam nie wiedział, czy chciałby aby to był athawal, czy też nie.
W niewielkiej gęstwince faktycznie siedziała kuropatwa. Siedziała dumnie, wyprostowana, przyzwyczajona do towarzystwa inshów. Albo po prostu była tak głupia, że nie wyczuła zagrożenia. Skoro tu kokoszyła się jedna, to być może jest ich więcej. W końcu to były zwierzęta stadne.
Robi się ciemno, więc jeśli chcecie strzelać do ptactwa, łączycie dwie umiejętności: celność oraz percepcję. Do nich dodajecie sumę oczek dwóch kostek. Próg: 30. Jeśli uda się go przekroczyć, kuropatwa zostanie za kilka godzin Waszą kolacją. Wtedy możecie strzelać do ptactwa, które zerwało się w popłochu. Wtedy jednak próg wynosi 35.
Jim przyjrzał się lepiej we wskazanym kierunku i rzeczywiście teraz dopiero dojrzał kuropatwę, która śmiała mu się w nos w tych krzakach. Wypalił i trafił ptaszysko a kiedy stadko poderwało się do lotu wypalił kolejny raz polując na dzisiejszą kolację. Zsiadł z swojego wierzchowca i przyniósł zdobycz. -To co panowie, świeża kolacja?
48 Joel również zdecydował się strzelić do ptactwa. Pierwszy strzał Jima wypłoszył całe stado kuropatw, Joel skupił się na jednej z nich i nacisnął spust. Trafił idealnie, w skutek czego jeszcze jedna kuropatwa straciła życie. Nie mógł się do siebie nie uśmiechnąć w geście triumfu. Również zszedł ze swojego intsha i poszedł po łup. Wrócił po chwili tuż za Jimem, akurat słysząc jego pytanie. - Nie dość że świeża to jeszcze smaczna. Będzie nam brakować tylko wina. Poza tym świetnie strzelasz, jesteś myśliwym? Zadał to pytanie, by usłyszeć to co podejrzewał od samego początku.
Dwie kuropatwy na trzynaście osób nie były niczym wyjątkowym, jednak powinny w pełni wystarczyć na zapewnienie niewielkiej kolacji. Dzięki temu podróżnicy zaoszczędzą trochę zapasów. - Musimy wrócić, zanim zapadnie całkowita ciemność- stwierdził Karczmarz. On też wolał nie kręcić się nocą po pustyni, po której pałęta się samotny athwal. Zawrócił swojego wierzchowca i spojrzał gdzieś w bok. - Kaktusy - istotnie, tam gdzie patrzył, znajdował się ciemny zarys wysokiej, kolczastej rośliny.- Magazynują wodę. Można ją pić - udzielił towarzyszom wskazówki. Owszem, domyślał się, że Jim może to wiedzieć. W końcu był myśliwym. Ale pozostali...?
Bez względu na to jakiej odpowiedzi udzielił mu Jim, Joel z uwagą wysłuchał tego co miał do powiedzenia Karczmarz. Zwłaszcza wzmianki o kaktusach - po to w końcu wybrał się na pustynię. - Te kaktusy o których mówisz to pejotle? - Powiódł wzrokiem w stronę, w którą patrzył Karczmarz. Widział zarys wysokiej rośliny. - W jaki sposób pozyskać z nich wodę? Zapytał, chcąc odsunąć od siebie ewentualne podejrzenia o inny powód pytania o pejotl.
Mężczyzna milczał przez chwilę przyglądając się Joelowi. Jakby zastanawiał się, o co temu tak naprawdę chodzi. Czyżby miał jakieś niecne zamiary? A może po prostu pomyślał, że miał rację. Że dobrze by było pozdradzać im kilka sekretów dotyczących życia na pustyni. - Trzeba się przebić przez łodygę, do środka. Tylko trzeba też uważać na kolce...
Trzy kuropatwy były przyzwoitym łupem. Zawsze mogli je zeżreć sami nie bacząc na resztę ale to oczywiście nie wchodziło w rachubę. - Tak myśliwym.- przytaknął przytroczył łup do insha i sam go dosiadał jednym, uchem słuchając informacji, które już i tak miał zakodowane w głowie.
Tymczasem Romesey nie schodził ze swego ptaszyska, z góry obserwując celne strzały swych towarzyszy. Gdy ci zajmowali się polowaniem, rozglądnął po pustkowiu, wypatrując sylwetki athawala gdzieś na horyzoncie. Nie dostrzegał jednak nic, więc wrócił spojrzeniem na myśliwego i tego drugiego, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nic o nim nie wiedział. - Wracamy? Zapytał, gdy mężczyźni zakończyli swe dzieło a Jim wrócił na intsha. Romesey już nie mógł się doczekać aż rozłoży na derce i będzie mógł naszkicować swego wierzchowca. No i przespać się!
Karczmarz przyjrzał się upolowanym kuropatwom i pokiwał głową z zadowoleniem. Chłopcom trafiły się całkiem sporych rozmiarów okazy. Tylko jeden ptak nie osiągnął metra długości. Czeka ich prawdziwa uczta! - Wracamy - przytaknął Romesey'owi. - Zaraz będzie całkiem ciemno. - Spojrzał raz jeszcze, czy gdzieś nie czai się zagrożenie i popędził swojego intsha w stronę wioski myśliwskiej.
Karczmarz miał rację. Lepiej zbierać się do wioski. Zmrok na pustyni zawsze zapadał gwałtownie a bez odpowiedniego zabezpieczenia nie miał ochoty tutaj nocować. Pospieszył swojego insha.
Robert kierował się na zachód, stąpając powoli i ostrożnie. Kiedyś był gwałtowny i porywczy ale tak, wydarzenia sprzed trzech lat nauczyły go…czujności. Rewolwer miał w pogotowiu. Wypatrywał stada (małego stadka?) ptaszysk, bo te głupie kuropatwy zawsze trzymały się razem. Jak kobiety. Zapewne ptaki zginą od kul jego broni, ale dziwnym trafem zaczął sobie wyobrażać jak ukręca im łby, jak chwyta ją za te jej miękkie loki i skręca jej głowę aż słyszy tylko krzyk i trzask, krzyk i tzask...
Aby wypatrzeć ukrytą w kępce trawy kuropatwę, Robert znowu musi rzucić dwiema kośćmi a ich wynik dodać do punktów percepcji. Jeśli przekroczy w sumie 17, udaje mu się rzucić okiem akurat na skubiącego coś w piachu ptaka. Zwierzę tak zajęte szukaniem pożywienia, nawet nie zauważyło Roberta. No, chyba, że będzie miał równe 17 punktów, to wtedy kuropatwa się połapała, że jest śledzona i obserwowana i zaczyna uciekać. Jeśli jest mniej niż 17, Dempsey myli kuropatwę ze stojącym w oddali kamieniem.
Pojawia się tez utrudnienie. Jedno oko utrudnia życie, szczególnie, w takich warunkach! Gdy punktów będzie mniej niż 17, kolejne kości: parzyste- Robert potyka się o kępkę trawy i wywraca. nieparzyste- wszystko idzie po jego myśli.
Jednooki myśliwy miał wyjątkowego pecha. Ujrzał w oddali "kuropatwę", wycelował i.. potknął się o kępkę trawy. Wywalił się na ryj i tylko bliskość ptaka powstrzymała go od zaklęcia pod nosem. Zaraz…to nie był ptak… …to kamień! Odkrycie sprawiło, że aż zobaczył mroczki wściekłości przed okiem. -Zabiję ją, zabiję! - syknął. Nie wiadomo czy miał na myśli kuropatwę czy kogoś innego. Podniósł się na nogi, zdecydowany tropić dalej. Uporu nie można mu odmówić.
Coś Dempsey miał dziś pecha. Ale nic nie jest jeszcze stracone! Polowanie dopiero się zaczęło. Całe szczęście, przystojniak nie uszkodził sobie twarzy bardziej, niż już miał. Wokół panowała cisza, więc nie spłoszył żadnego ptactwa. A co za tym idzie, możliwe, że go nie było w pobliżu. Trzeba było rozglądać się dalej. Robert idzie dalej.