Podniosła słuchawkę, upiła łyk, wykręciła numer. Dlaczego do Granta? Pewnie dlatego, że potrafił czyścić każdy brud. - Halo, Grant? - jej głos był mięciutki, jak aksamit. - Słyszałam, że już zrobiłeś użytek z kluczy do Confiteoru.
O dziwo nie miał kaca, ale i tak nie położył się po weselu spać by pracować, więc odpowiadał w typowym zombie mode. - Theresa...- odpowiedział głos bardzo zmęczonego człowieka - Ta...wybacz byłem pijany. Ale posprzątałem. Nikt nie rzygał. Jack dostał drinka. Było kulturalnie. A w ogóle leżąc na tej podłodze doznałem olśnienia i zrewolucjonizuje protetyczny świat i wywrócę go do góry nogami. - ziewnięcie - Co słychać?
Popatrzyła w stronę kuchni, tam, gdzie leżał nieprzytomny Carrots. Oczywiście widzieć go nie mogła, jeszcze rentgenu w oczach nie miała. - Ach, wszystko w jak najlepszym porządku. - mruknęła leniwie. - Cieszę się, że kawałek podłogi Confiteoru tak cię zainspirował. - zaśmiała się cicho. - Wiesz, a odnośnie twojego zamiłowania do sprzątania... - upiła łyk wina. - Przydałaby mi się pomoc.
Znowu ziewnięcie. - Apropo podłogi, to moglibyście tam zatrudnić kogoś lepszego. Była suczysyńsko zakurzona nim się nią zająłem. - choć Teri tego nie widziała, zsunął kapcie i położył stopy na stoliku kawowym. Słysząc jej kolejne słowa zmarszczył czoło. - Theresa. Lubię cię. Nawet za bardzo. Ale sprzątaczki ze mnie nie zrobisz. Kakałko z mojej strony to i tak wyższy stopień znajomości.
- Nikt nigdy nie będzie tak dobry, jak ty. - uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, a Grant w słuchawce mógł usłyszeć rozbawienie. - A kto mówi o zatrudnianiu cię jako sprzątaczki? Z pewnością prezentowałbyś się zjawiskowo w takim stroju, ale mam za słabe nerwy na takie widoki. - kolejny łyk wina. - Po prostu... Ten mój stażysta ma okropne problemy przez ten ostatni artykuł w Podszewce. Przydałaby mu się pomoc. - głos Theresy zdawał się być tak słodkim i gęstym miodem, który przez kilometry kabla przenikał do telefonicznej słuchawki Granta. - Pomoc z mojej strony mogłaby mu bardziej zaszkodzić... Dlatego dzwonię do ciebie z prośbą o wsparcie. Theresa prosząca o wsparcie, używająca słowa "pomoc" w odniesieniu do niej samej. No, no. Gdyby miała podłączony wykrywacz kłamstw, wskazówka szalałaby jak opętana.
Głos Thereski był tak słodki i jednocześnie fałszywy, że musiałby być idiotą, by dać się na ten lep nabrać. Może był kretynem jeśli chodzi o Wiktorie i jej manipulacje, ale to 76 punktów inteligencji do czegoś zobowiązuje. - No wiesz, jestem pewien, że wyglądałbym w fartuszku i ponczoszkach bardzo seksownie - uśmiechnął się pod nosem. Pomoc w sprzątaniu w stosunku do stażysty? Jej pomóc by tylko zaszkodziła? - Maszyno... - westchnął ciężko - Pobiłaś go? Sprawdź mu puls, jestem protetykiem, nie chirurgiem. Chyba, żes go zabiła przypadkiem , to się go puści z dymem czy coś...
Zaśmiała się szczerze rozbawiona. (I oczywiście, że nie chciała w tak tani sposób podejść Granta! Nie miała go za idiotę. No, chyba, że w stosunku ((stosunku!)) do Wiktorii. W tym zgadzali się jednoznacznie). - Och, mój drogi, dajże spokój. - łyk wina. - Brzydzę się przemocą. - kolejny łyk. Chwila milczenia i rozbawiony głos. - Potraktowałam go chloroformem.
- Chloroform! - parsknął nerwowo śmiechem - CHLOROFORM! Istotnie, nieinwazyjna forma radzenia sobie ze stażystą. Zwłaszcza dla nie wiem... Gwalcicieli? - pomasowal sobie opuszkami palców nasade nosa. - Jesteś gwalcicielką? Choć chyba w twoim wypadku tu o gwałcie mowy nie ma, chlopaczek by się zaplakal, że nie brał w tym czynnego udziału. Westchnął ciężko. - Theresa, mów wprost, nie mam czasu na gierki słowne. Co się dzieje? Czemu twój stażysta leży odurzony chloroformem
Przewróciła oczami. - Och, Grant! - żachnęła się. - Czy to tak trudno zrozumieć? Mam w kuchni nieprzytomnego nastolatka i pobite naczynia... Ale to już swoją drogą. - łyk wina. - Nic mu nie będzie. Ale nie może u mnie zostać. Zajmij się nim, a przekonasz się, że potrafię się odwdzięczyć. "Na przykład nie robiąc szkód moralnych i emocjonalnych na linii twojego życia+ - dodała w duchu.
Grant wybuchnął śmiechem, a ze dawno tego nie robił, brzmiało to nieco ochryple. - Dobre.. Naprawdę dobre - pochwalił jej żart. Theresa miała poczucie humoru Po serii chichotow, zapadła cisza. I cisza... I cisza... - Bo żartujesz, prawda?
Grant znów zmarszczyl czoło. Ale, że jak? ŻE CO?! - Theresa... Zdajesz sobie sprawę, o co ty mnie prosisz? - znów westchnął ciężko - Jak niby miałbym się nim zająć? Wiesz, że jestem RACZEJ nerwowy. Wystarczy, ze musze tolerować towarzystwo Victora, który mi złośliwie podrzucę kiełbasę do gulaszów.
- Przyda mu się trochę nerwowego towarzystwa. - skwitowała. - Ja mogłabym go przez przypadek zabić. Zaśmiała się, chociaż absolutnie nie był to żart. - W porządku. Zgoda. Zamieńmy się. Ja wezmę Victora, a Ty Alphonse'a. Była bliska wybuchnięcia śmiechem. Jeszcze tego brakowało, żeby Grant wbił do niej z kakałkiem.
Prychnęła pogardliwie. Jeszcze czego. Kolejny raz podczas tej rozmowy westchnął. - Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał w końcu - Nie będę robił za nianke, jestem ostatnio bardziej niż zajęty
- On nie potrzebuje niańki, tylko kawałka podłogi do spania. - skwitowała. Upiła łuk wina. Ostatni. - W porządku. Nieważne. Sama się nim zajmę. - chwila milczenia - Myślałam, że przynajmniej na ciebie mogę liczyć.
Słysząc nietypową prośbę, znów zmarszczyl czoło. Doskonale pamiętał, jak Victor go przygarnal po wybuchu jego mieszkania. Gdyby nie on... Cóż, nie miałby gdzie mieszkać. Ciche westchnienie. - Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupe... Na ile by to miało być? I w ogóle co się stało? Wiesz, że chłopak będzie miał ze mną piekło. - uśmiechnął się do siebie nieco msciwie
Ostatnio zmieniony przez dr Joshua Grant dnia Wto Kwi 21, 2015 7:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Theresa uśmiechnęła się triumfalnie i Grant na szczęście nie mógł tego zobaczyć. Wiedziała, że emocjonalna manipulacja jest bronią idealną. - Wierz mi, z tobą będzie miał lżej, niż ze mną. - odparła z uśmiechem. Tym razem ciepłym i szczerym. - Chodzi o dwie, trzy noce. Jego rodzice najwyraźniej wierzą w podszewkowe plotki, skoro Alphonse ma przez nie problem. - przewróciła oczami. - Aż dziw bierze, że stary Carrot tak daleko zaszedł z takim podejściem do życia. - znów na jej ustach pojawił się uśmiech. Szczery. No, może z nutką triumfu. - Dziękuję. Jesteś niezastąpiony.
- Trzy noce to max. I na absolutny zakaz wchodzenia do mojego pokoju. Niech tylko spróbuję, a będzie blagal o powrót do Ciebie. - podrapał się po nosie - Musze w zasadzie powiedzieć o tym Victorowi, bo właściwie w 2/3 to jego mieszkanie... Przymknął na moment powieki. - Doprawdy robisz ze mną co chcesz, mam widać słabość do takich manipulantek. Liczę na to, że nie rzucasz słów na wiatr i mi się tu opłaci. Pracuje nad czymś wielkim, przyda mi się dobra prasa - uniósł brwi ku górze
Ostatnio zmieniony przez dr Joshua Grant dnia Wto Kwi 21, 2015 7:20 pm, w całości zmieniany 2 razy
- Zgoda. - przystała na te warunki od razu, bo nie zamierzała się nimi przejmować. Choć oczywiście jak tylko Alphonse się ocknie to zobrazuje mu, jak skończy jeśli Grant się na niego poskarży. - Och, ależ nie jestem manipulantką! - oburzyła sie żartobliwie. - Nie mam pojęcia skąd ten pomysł. - zaśmiała się cicho. - Dziękuję, Joshua. Możesz liczyć na moje wsparcie w prasie. - milczała przez chwilę. - Nad czym pracujesz?
Uśmiechnął się pod nosem. Każde wsparcie mediów się przyda. Jeszcze tylko radio zostało. - Jak mi się powiedzie to się dowiesz moja droga. Przede mną mnóstwo pracy...ale jak się uda to wierz mi, będzie o czym mówić. Może w końcu otworzę prywatną praktykę? - myślał na głos - Musisz mi wybaczyć, wątpie, że znajdę czas by wykorzystać te piękne pióra od Ciebie.
- Mmm... - mruknela z ciekawością. - Zatem liczę na to, że udzielisz mi pierwszego wywiadu. Byłoby wielkim nietaktem, gdybys tego nie zrobił. - chwila ciszy, gdy wspomniał o piórach. - Mój drogi, Joshuo, oczywiście, ze ci tego nie wybaczę. Wpadnij do mnie w wolnej chwili, a ja tymczasem zajmę się tymi zwłokami w kuchni. - westchnięcie. - Odeślę go dzisiaj do ciebie. - chwila ciszy, jakby ważyła słowo, które chce wypowiedzieć. - Dziękuje, naprawde. Carrot może jest głupim dzieciakiem, ale nie widze potrzeby, by dostawał rykoszetem mojej reputacji. - cisza. - Do zobaczenia. Klik.