Dryń, dryń, dryń. W końcu telefon Isabeli, czy raczej sióstr Callahan odezwał się! A po drugiej stronie naczelny adorator panny Callahan. - Hej - usłyszała Isa znany sobie głos - Mam dobre wieści.
Szczęśliwym trafym tym razem żadna Ida ani Isleen nie znalzły się między telefonem a Isą, więc odebrać mógł też naczelny obiekt westchnien doktora Granta. - Ty? - odezwała się po drugiej stronie łącza zaintrygowana Callahanka. - Josh i dobre wieści to trochę jak antonim. Ale dobrze, słucham co to za dobre wieści?
Uśmiechnął się lekko do siebie. Fakt faktem, dobre wieści rzadko się u niego zdarzały. Nawet bardzo. - Wiem, zadziwiające prawda? — zaśmiał się pod nosem - Byłem u kardiologa. Jest na tyle dobrze, że mogę wracać za dwa tygodnie do pracy. Także koniec przesiadywania w domu. Może wyrwiemy się gdzieś? Na przykład do Black Paradise? - miał z tym miejscem całkiem mile wspomnienia - No chyba, że chcemy być burżujscy to może być teatr lub opera.
- Koniec przesiadywania w domu, okej. No a dobre wieście? - zaśmiała się do słuchawki. - Och po co decydować między jednym a drugim? Możemy być burżujscy I iść do Black Paradise - zaproponowała. Jedno po drugim, a co!
Parsknął śmiechem. Zdecydowanie Isa mogła być zadowolona z faktu, że go zachęcała do terapii. Był ostatnio nieco spokojniejszy i pogodniejszy. Pomocny był fakt, że Grant nie dostał póki co ciała córki, z główką przyszytą w miejsce dupy. Tak dla przykładu. - W porządku. Możemy zaszaleć. Jak wrócę do pracy, nie będę mieć już tyle wolnego czasu. - stwierdził - a po tym wieczornym szaleństwie... Możemy wpaść do mnie... uśmiechnął się kącikiem ust
Tak, terapia zdecydowanie dobrze mu robiła. Choć pewnie lepiej byłoby gdyby udało się ująć Beowulfa. Westchnęła, co odbiło się szumem w słuchawce. - No nie wiem Josh. Wiesz, że bym chciała, ale kto uwierzy, że o tak późnej porze chcieliśmy tylko wypić kawę? - parsknęła śmiechem.
- Naprawdę, jeszcze się tym przejmujemy? - westchnął również. Tak sobie teraz pomyślał, że jednak mieszkanie pod Fanny, jest w tym wypadku nieco problematyczne. Nie było szans uciąć sobie małej przerwy kawowej, by ona tego nie zanotowała. W końcu była bardzo często w domu. - Coś na to zaradzimy - powiedział enigmatycznie, nie podejmując dalej tematu - To jak Ci pasuje ? Jak pracujesz? - wiedział, że to on musi się dostosować, w końcu Isa pracowała zmianowo.
- Tak, odkąd nie jesteśmy dwojgiem pijanych ludzi w Black Paradise. Wystarczy już, że ciebie mają za kobieciarza. A jedno z nas powinno zachować reputację - roześmiała się. - Jutro mam noc, potem dzień wolny...
Zaczął się śmiać do słuchawki. Brzmiało absurdalnie. - Zabawne, że robią największego kobieciarza z osoby, której do niego daleko....- No bitch please- w takim razie ustalone. Będę po Ciebie o 18.00. Jakieś życzenia? Oby nie kolejne perły, bo zbankrutuje