Duże mieszkanie Evelyn Crimson Mieszkanie ma cztery pokoje: jeden duży, dwa średnie i jeden mały, a także dużą kuchnię z niewielką jadalnią i łazienkę z osobną toaletą. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka - kawiarka - samowar - kombiwar
- Mojemu ostatniemu kochankowi podobają się grzywki. - wyjaśniła ironicznie, nie zamierzając wnikać w temat. Cokolwiek się zmieniło, nie chciała o tym rozmawiać. Zamiast tego obserwowała ruchy Evelin. Lubiła kobiety tego typu. Piękne, niezależne, drapieżne. I nieobliczalne. Pewnie dlatego właśnie taką uczuniła Theresę Reebentoff, z osobowości której chciała się wycofać. Jednak zbyt mocno się ze sobą scaliły. Był jeszcze jeden powód. Być może najważniejszy. To Theresę Reebntoff pokochał. - Uważaj. - zaśmiała się. - Oddałam Confiteor Charlotte Moncreiff. Mam nadzieję, że zrobi ci tam konkurencję. Na pytanie czy czegos sie napije, wyciągnęła butelkę czerwonego wina z torebki. - A ty? - uniosła wymownie brew.
Nie to nie, nie muszą o tym rozmawiać, choć Ev, jak można się spodziewać, nie uwierzyła. - Oddałaś tę swoją budkę? - westchnęła rozczarowana i spojrzała krytycznie na paznokcie, oceniając to, co stworzyła. - I to jeszcze Moncreiff.. - dalej ten rozczarowany ton - Szkoda - skwitowała, nie uważając jednak tej zmiany za specjalną konkurencję dla siebie i kabaretu. - Wygląda idealnie - uśmiechnęła się i podniosła z kanapy, by wziąć w dłoń butelkę i przejść do jednej z szafek po szkło i korkociąg, którym wprawnie otworzyła wino, rozlewając je do kieliszków. - Mam to traktować jako towarzyską wizytę czy masz w tym jakiś inny cel?
- Budkę? - żachnęła się, nadal rozbawiona. - Przynajmniej bliżej mi do artystów, niż tobie, bo twoje kabareciarki czasem nie odbiegają zachowaniem od zwykłych lafirynd z ulicy Czerwonych Latarnii. - zaśmiała się, a potem wzruszyła ramionami. - Zresztą... Charlotte, mam nadzieję, sama poprowadzi Confiteora. I zrobi z nim to, co uważa za słuszne. Mi już nie jest do niczego potrzebny. Nie powiedziała "do szczęścia". Celowo. W końcu Confiteor był jej oczkiem w głowie, miejscem, które kochała bardziej niż swój własny apartament. Prawie się popłakała ze złości, gdy trzeba było go remontować. A teraz oddawała go w obce ręce... Zatem owszem. Nie mogła powiedziec, że nie jest jej do szczęścia potrzebny. Z drugiej jednak strony szczęście nie było tym, do czego dążyła Theresa Reebentoff. W jej mniemaniu nie zasługiwała na nie. - Potraktuj to jak chcesz, byle byś wyciągnęła kieliszki. - odparła. - Nie obrażę się również, jeśli będziesz wprowadzać w błąd tych, którzy ewentualnie by o mnie pytali. Powiedziała to beztrosko, ot, jakby mówiła o przepisie na ciastka w kremie. A przecież przekaz był wymowny. Kłam dla mnie.
- A co byś chciala by się dowiedzieli o tobie? - zapytała, nie patrząc na nią nawet, pochłonięta nalewaniem wina do kieliszków. Grubo ponad elegancką polowę.. Ale nikt ich nie widział. Uniosła wzrok na Theresę i uśmiechnęła się, może nawet troche porozumiewawczo, na tę większą ilośc alkoholu niż to damie przystoi.
- Po prostu nie mów całej prawdy. - wzruszyła ramionami. - A jeśli będą potrzebne konkrety... Cóż. Działaj na moją korzyść. Cała Theresa. Niczego nie potrafiła powiedzieć jasno, niczego wyrazić wprost. Dawała przy tym całkiem spore pole do interpretacji. Niebezpieczne gry. Ale chyba inaczej już nie umiała. Sięgnęła po kieliszek z winem. - Twoje zdrowie, Evelyn.
Westchnela jedynie zamiast cokolwiek odpowiedzieć. Sięgnęła po kieliszek i spojrzała w niego, zamieszała zawartościa. - Nie możesz powiedzieć wprost? Co planujesz, że mam klamać?
- Nie mogę. Roześmiała się serdecznie i bardzo po dziewczęcemu. Tak, jak rzadko jej się zdarzało. W tym śmiechu było coś prawdziwego. Coś, co kryło się za maską Reebentoff... Za maską Holly. Po prostu taka była. Ostatnie lata nauczyły ją kombinowania, rezerwy, dystansu i braku zaufania do ludzi. - Nie kłam. - upiła łyk wina. - Po prostu nie mów całej prawy. - zakręciła kieliszkiem. Zastanawiała sie nad czyms. - Planujesz coś w kabarecie? Coś co zwabiłoby elitarne i wpływowe grono?
- Ah tak.. - skomentowała tylko i pokiwała lekko głową. Nie spodziewała się, ze Theresa cokolwiek jej powie. Zawsze, od ich pierwszego spotkania już cztery lata temu, taka była. Nie chciała jej zmieniać na siłę, ani dochodzić prawdy, nie zależało jej na tym, by odkrywać jej tajemnice. Każdy jakieś miał. - Planuję, ale nie wiem co z tego wyjdzie - przyznała - Nie potrafię znaleźć odpowiedniego repertuaru, jakbym się wypaliła. Ale to minie zaraz - zapewniła, chyba bardziej samą siebie.
Nie skomentowała tego, że Eveline się niby wypaliła. Nie były małymi dziewczynkami i nie potrzebowały żadnego wsparcia co do swoich poczynań. Dlatego Theresa milczała, skupiając się tylko na czerwonym winie. Myślami była już zupełnie gdzie indziej. Bo i to "indziej" było o wiele trudniejsze. O wiele bardziej... emocjonalne. Nie uważała że robi dobrze, ale niektóre rzeczy po prostu musiały się wydarzyć. Nawet jeśli pozniej miałoby nic już nie być. Gdzies w głębi swojego chłodnego serca czuła gorzki smak zrezygnowania. - Jeśli coś przygotujesz, koniecznie daj mi znać. - powiedziała wolno. - Przez Marry. - podniosła wzrok na przyjaciółkę. - Na pewno dobrze bym się bawiła na takim spotkaniu. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Coś planowała. To było więcej niż pewne. Nic jednak więcej nie powiedziała. Wypiła zawartość kieliszka jednym duszkiem, odstawiła szkło i wstała. Kciukiem otarła lekko usta. - Naprawdę miło było się z tobą spotkać, Eveline. Ale czas już na mnie.