Pustkowie ma to do siebie, że jest... puste. Można natknąć się tu na stare, pousychane, martwe drzewa, jednak nie dają one wiele cienia. Im dalej się podąża, tym bardziej ziemia zmienia się w sypki piach. Można się tu natknąć na intshe oraz pomniejsze stworzenia, takie jak kuropatwy czy pustynne liski. Nie można tracić czujności.
Kolejny dzień miał to do siebie, że jego prezerwatywy nie napełniały się żadnym płynem, a już na pewno nie była to woda. Może nie byli o suchym pysku, ale jak tak dalej pójdzie to zaraz będą odklejać sobie skórki z zaschniętych okropnie ust widząc fatamorganę w postaci barwnych obrazków ukazujących się przed nimi. Marchant wyglądał niczym potężny sułtan albo sam Zajid Al Nahajjan. Allah Akbar!
Dreptała gdzieś z tyłu wycieczki i rozglądała się po palącym piasku. Okulary na nosie pomagały, choć i tak powietrze falowało od gorąca. Foch permanentny utrzymywał się nadal.
Red szedł równym tempem, za wiele nie miał do powiedzenia. Zerkał co chwilę na nadąsaną pannę, na elegancika z aparatem, który chyba zmęczył się zanim wyszedł za bramę i na Jima który jedynie stwarzał pozory. W końcu odezwał się. - Idziemy, idziemy...
- Drodzy państwo, zrobimy mały przystanek - zarządził. - Jak pewnie zauważyliście, roślinności jest tu mniej niż na stepach. - Zrzucił plecak i usiadł na nim. Wyciągając wodę, otarł spocone czoło wierzchem dłoni. - Nie należy jednak tracić czujności! Gorące powietrze znacznie ogranicza widoczność nawet na otwartym terenie.
Sama też zrzuciła plecak i usiadła na nim, wachlujac sukienką. Gorąco. Okropnie. Przez tydzien nie wyjdzie spod prysznica jak wroci. Popatrzyla po reszcie mezczyzn. Nie podoalo jej się towarzystwo.
Piachu było pełno, aż się rzygać chciało. Podczas postoju, jaki zarządził Malone podróznicy zjedli posiłek z piachem i popili to ciepłą wodą. Pewnie ktoś miał ziarnka w majtkach. Może Red, albo Lea? Albo pocierały seksowne pośladki Marchanta? Wokół zrobiło się cicho. Przez całą drogę można było usłyszeć cichy szum zwierząt, które żyły poukrywane gdzieś w podziemnych norkach, albo chociaż szum traw. Tymczasem nawet krzaki zamarły, jakby się zmęczyły.
Kostki na percepcję, próg: 18. Jeśli uda sie go przekroczyć, można zauważyć jakiś ruch. Niewielki, ale wcale nie tak daleko. Właściwie, to zupełnie blisko.
I choc rozgladala sie naokolo, to nic nie widziala. Popijala wiec wode malymi lyczkami, plucząc długo usta a piach i tak i tak zgrzytał miedzy zębami. Chciała wracać.
Popijając wodę, uważnie rozglądał się dokoła. Kto wie, co czyhało w oddali? Popatrzył na obrażoną śmiertelnie pannę Hearness i pokręcił głową. Dla kolegi tu przyszła czy odkryć nowe gatunki? Znów zapatrzył się w dal. Wtem dostrzegł jakiś ruch. Poderwał się z miejsca, ale niewiele mu to dało. Stał przez moment z przymrużonymi oczami, ale to również nie pomogło mu dostrzec, co to może być.
Ni chuja nic nie widział. Zjadł suszone mięso ciasteczko od Nainy i pomyślał Kurwa znowu trzeba będzie węgiel sprzedać. - Czego szukamy? - w końcu mruknął, miał wrażenie że łażą w koło bez celu. Zmierzył wzrokiem zoologa, a jego wzrok mógł budzić podziw, respekt no i niewiedzę.
Wyglądało na to, że Malone wcale nie był taki głupi, jakim go Corby przedstawiał. Jego bystre oko dostrzegło ruch. Kilkanaście metrów, jakie dzieliło odpoczywających mogło być zbawienne, bądź szkodliwe. Oto i poruszenie kolejne mógł zaobserwować Malone, i tym razem domyslić się mógł już, co się święci. Tak czy inaczej, było juz za późno. W końcu i wszyscy mogli zobaczyć, cóż takiego czaiło się w piachu. Nie tylko oni zrobili sobie przerwę na lunch. Bestia ciemna, o zakręconym nieco ogonie wypełzła ku nim, poruszając sprawnie wielkimi odnóżami. Szczycpe wielkie zaklekotały donośnie i groźnie, gdy alakdan zbliżał się do grupy. Był szybki, dostosowany do panujących na pustyni warunków. Pomimo ciężaru, nie zapadał się. Czter metry długości dumnie prezentowały się w pełnym słońcu.
Lea podniosła się od razu gdy tylko coś zaczęło się dostrzegalnie ruszać i zgarnęła plecak na plecy. Manierkę przypięła go paska i wycofała się kilka kroków w nadziei, że dzielni mężczyźni wyjdą przed nią.
Gdy wylazło coś z nory, Red zadziałał automatycznie. Podbiegł do dziewczyny i Malona chwycił ich za kołnierze i odciągnął na bok. Nie zamierzał dyskutować z robakiem gdy dziewczyna, była za niewielkim głazem, sam ściągnął błyskawicznie strzelbę z pleców i posłał kulę w kierunku łba robaka. - Nie mam zamiaru cię pieścić - wycedził - do tyłu do tyłu! Wrzasnął po czym ponownie wystrzelił celując w kark skorupiaka.
Doktor Malone wykrzyczał kilka słów nieprzystających pełnionej przez niego funkcji i cofnął się tak gwałtownie, że aż się przewrócił. Podniósł się natychmiast, zasypując usta piaskiem. - Alakdan, kurwa, alakdan! - krzyczał, próbując dobiec do któregoś z uzbrojonych mężczyzn.
Tak, Marchant dobrze powiedział. To Gówno miało całe półtora metra wysokości i cztery dlogości. W jego cholernym ogonie krył się śmiertelny jad, z którym żaden z Was nie chciałby mieć do czynienia. Alakdany to były prawdziwe skurwysyny. Mało znane, a podręczniki prawiły głównie o tym, jakimi są szybkimi gnojami. Podobno zjadały swoje młode, które wcześniej karmiły athwalami. Gdyby taki dorwał się do miasta, w pierwszej kolejności pożarłby wszystkie dzieci. Tak przynajmniej głosiła miejska legenda. Bestia znowu zaklekotała szczypcami i skręciła nieco, chcąc uchronić się w ten sposób od ewentualnego ataku. Nie łątwo będzie ustrzelić sukinkota.
Chcecie w niego trafić? Prosze bardzo! Prog na celność wynosi 20. To i tak mało.
Lea, zatargana za kamień skuliła się tam, wyglądając tylko ciut-ciut. Nie mogła nawet sciagnac plecaka bo straci wszystkie zapasy i wszystko co ma! A chcialaby wyciagnac bron.
Marchant załadował broń, wycelował i strzelił dziobając sukinsyna pierwszą kulą. Musiał znowu przeładować, ale wiedział, że musi się cofnąć, bo albo dostanie tym dziwnym czymś albo jakiś jad na niego pryśnie od tej bestyji. Wtedy to nawet proca z prezerwatywy nie pomoże. Wycelował i strzelił ponownie.
Kula świsnęła gdzieś nad czaszką skorupiaka. Cofał się powoli celując w zwierza, nie zamierzał dać się zjeść i być czyimś obiadem. Wystrzelił ponownie.
Pierwsze strzały okazały się nawet celne. Panowie trafili alakdana w jedno z odnóży, przez co zwierzę straciło na chwilę równowagę. Jako, że porąbałam w progu, trochę się porządzę bardziej, niż powinnam. Przepraszam!
Ranna noga jednak nie zdawała się być dla skorpiona poroblemem. Znów skręcił, jeszcze wścieklej zaciskając, to poluźniając szczypce. Te dwa strzały zdążyły go rozdrażnić.
Kolejny strzał? Aby trafić w pancerz, trzeba przekroczyć 35 punktów celności. Jeśli będzie mniej, alakdan obiera cel: Leannie jest najmniejsza i najsłabsza, co skorpion instynktownie wyczuwa.
Przerażony Malone schował się za swoim plecakiem, jakby to mogłoby mu w czymś pomóc. Ale był naukowcem, nie myśliwym! Im za to płacą, niech zastrzelą to cholerstwo!, krzyczał w myślach, trzęsąc się ze strachu.
Strzelił chyba bardziej na wiwat niż do skorupiaka. - Naukowcy kurwa... - mruknął pod nosem po czym podbiegł do dziewczyny. - Nie stój tak - krzyknął, zasłaniając ja. - Kurwa, ja pierdole, na chuj mi to było - wyrecytował po czym cofając się wycelował ponownie w zwierza.
Alakdan już chciał pochwycić w pół biedną Leanne, kiedy w jej obronie stanął Red. I naprawde, gdyby nie on, dziewczyna zginęłaby zmiażdżona w potężnych szczypcach.
Kolejny próg dla Reda: 20. Jeśli go przekroczy, udaje mu się odstrzelić nogę skorpiona. Jeśli nie, jeśli nie, zwierzę atakuje was ogonem. Wtedy kostki na reakcję, próg 9. Jeśli zostanie przekroczny: Red z zadziwiającą łatwością uniknął ciosu potężnego ogona alakdana. Czy wcześniej był taki szybki? Mężczyzna sam jest zdziwiony tym, co się stało. Nie ma jednak czasu na zastanawianie się.
Strzelił, ale ponownie kula świsnęła nad grzbietem Alakdana. Musi Red poćwiczyć, koniecznie! Nie było czasu wszystko działo się szybko i chaotycznie, Red działa instynktownie. Gdy nie trafił skorpion zaatakował ogonem, jednak ten wbił się w piasek. Red dosłownie w ostatniej chwili odskoczył. - O szlak - rzucił - po czym szybko rzucił się w kierunku ogona by go uchwycić i urwać. - Ty konusie, Ty - syknął jak wąż...