Może nieco na wyrost nazwano to miejsce wioską. Składa się z jednego, niewielkiego budynku, swego rodzaju karczemki z kilkoma miejscami do spania na podłodze, i rozkładanych w zależności od potrzeb namiotów. Oczywiście namiot trzeba zorganizować sobie samodzielnie.
Po drugiej pustynnej wyprawie dobudowano drugi budynek. Pozornie mniejszy, gliniany. Dach stanowi przytwierdzona do ścian strzecha. Dwa niewielkie okienka bez szyb czy okiennic, drewniane, prowizoryczne drzwi. Kto by tutaj chciał z resztą cokolwiek ukraść? Budyneczek wydaje się niższy dlatego, że fundamenty zostały wykopane w ziemi na głębokość około pół metra.
- To też dobrze... -zamyślił się na chwilę. - Tak naukowo, uranium szukać idziemy, być może będzie nowym źródłem energii i zastąpi dotychczasowy węgiel. Ludzie mówią że złoża się kończą wiec trzeba szukać innych źródeł energii - wzruszył ramionami. No ale skoro było by coś takiego to szansa dla miasta, być może otwarcie nowej koloni na pustyni, to by było dopiero wydarzenie.
- Co ci powiem to ci powiem, ale bez tych bab to mamy spokój. Nikt ci nad głowa nie marudzi a teraz po tej wyprawie to zobaczysz jak się będą na ciebie rzucały. O uśmiechnij się ten tam zdjęcie zrobi. Jak się w gazecie ukaże to zostaniesz bohaterem. Ledwich upił kolejnego łyka. Zakorkował butelkę i schował ją za pazuchę. W końcu do końca pobytu im musiała wystarczyć a i nawalony nikt nie chciał chodzić. -Nie wiem.- spojrzał gdzieś w przestrzeń.- W sumie wolałbym wrócić żywy a wtedy było o włos.
- Chciałbym zobaczyć prawdziwego athwala. Ale z drugiej strony zupełnie nie chcę. Kumasz, nie? Gadałeś, co tam zrobiły athwale z tamtymi, no. Z poprzedniej wyprawy. Nogi, ręce, głowy...- aż się wzdrygnął na myśl o tym, że mógłby stracić głowę bardziej niż w przenośni. Oczywiście nie miał pojęcia, co to przenośnia. Zacisnął w dłoni kamyk, którym się bawił, a następnie cisnął nim przed siebie.
K6 LOSOWA. W kogo rzucił Brice? 1- Lea 2- Ray 3- Logan 4- Romesey 5- Hazel 6- Tony
- Ta wiem o czym gadasz. No mnie się tam nie pali do zobaczenia kolejnego.- kopał czubkiem buta jakąś dziurę w piachu. - Wolałbym stado intshy.- dodał z mrugnięciem okiem,choć nie chciałby się błaźnić na oczach wszystkich członków wyprawy.
Karczmarz pokiwał głową z miną znawcy. - No tak. tak.. A to bezpieczne jest? - uniósł brew odkładając jakiś sztuciec na swoje miejsce. - Nie wybuchnie wam w twarz gorzej niż węgiel?
Tony upił łyczek z piersiówki, gdy nagle dostał kamieniem w łeb. Nie wiemy jakich rozmiarów kamień był, ale zabolało. - Ej ! - odwrócił się z niezbyt sympatycznym wyrazem twarzy do Brice'a i Jima. Przez nich wypluł trochę drogocennego whisky! - Macie coś z głową? - rozmasował obolałe miejsce. Pod dupę niech sobie te łapki wsadzą, albo sobie wzajemnie do majtek jak ich swędzą!
- A bo ja wiem - wzruszył ramionami, na pewno kierowniczka wiedziała, ona była tu specjalistą od rozszczepiania pierwiastków i innych jąder atomów. - Może w ogóle jest bezużyteczne ale trzeba poszukiwać - zamyślił się na chwilę nad pewną mechaniczną kwestią, no bo karczmarz zadał dobre pytanie. Jeśli Uranium jest takie jak węgiel, jeśli uranium, jest lepszym materiałem do pozyskania energii. - Wie pan to wszystko jest na poziomie badań, może się okazać że te całe Uranium to zwykła kupa no ale trzeba próbować.
- To wtedy kupa miejskiej kasy w błoto.. a bo to pierwszy raz - mruknął krzywiąc się. - Najwyraźniej za dużo jej mają.. albo na prawdę zdesperowani są - stwierdził i zerknął w stronę wyjścia gdzie ktoś na siebie krzyczał. - A tym już testosteron mózgi wyżarł? Dość tu bab nie mają?
Spojrzał pogardliwie na Vrice'a, który najwyraźniej chciał, żeby ktoś mu sowicie wpierdolił. Spojrzał na jego chłopięcą buźkę i jakże urocze cipowate włoski. - Nie bije się z babami. - oznajmił z pogardą w głosie i wrócił do wpatrywania się w ogień.
- Myślę że chodzi o to drugie - mruknął a krzyki przerwały kolejne słowa. Podniósł się i podszedł do wyjścia by zobaczyć co się dzieje. - Hmm trudno powiedzieć - rzucił do Karczmarza. Pierwszy dzień już chłopaki nie wytrzymują. Może za duże zbiorowisko. Sam Red był na cenzurowanym, więc raczej nie ryzykował bójek.
- Dajcie sobie spokój - fuknęła spokojna dotąd Lea. - Dość będziecie mieli okazji żeby się wyżyć po drodze - wskazała podbródkiem dalszy kierunek ich wyprawy.
Tony ani myślał ruszać dupę do jakiegoś wypierdka. Nie będzie też mu oddawał tym kamieniem, nie są do kurwy nędzy w podstawówce. Pomacał się po czubku głowy, na którym będzie mieć ślicznego guza. - Banda idiotów - mruknął pod nosem, zakręcił piersióweczkę i odchylił się, by obserwować nocne niebo.
Niech Jim się cieszy, że Tony'emu nie chciało się ruszyć dupy do takich płotek, bo athwale byłyby wtedy ich najmniejszym problemem. W odróżnieniu do swojego przyrodniego brata, Tony był zwyczajnie nieobliczalny. Uniósł brew słysząc mądrzenie się jakiegoś kolejnego brudasa i w końcu dosiadł się do Lei, co by tak sama nie siedziała. - mam whisky, chcesz ? - zagadnął
Leanne poszla po coś do jedzenia z tego, co gotowano. Nie był to szczyt jej kulinarnych marzeń, ale wiedziała, żeby nie wybrzydzać. Usiadła z powrotem na swoim kocu i spojrzała na Walkera, który właśnie podszedł. Autorka miała inne zdanie co do nieobliczalności obu braci przyrodnich, ale nie będzie się wypowiadać. - Nie, dziekuje - pokręciłą głową - Lepiej weź coś do jedzenia. Póki cokolwiek zostało
Za jej radą poszedł wziąć coś, by wrzucić na ząb. On nie wybrzydzał,w końcu z reguł sam sobie gotował, więc to, że robił to ktoś inny było miłą odmianą. Wrócił z michą czegoś jadalnego i usiadł znów obok. Zauważył, że dziewczyna miała jakąś wysypkę. Oby nie zaraźliwą. - Jesteś nadal studentką czy dorabiasz gdzieś? - zagadnął zagryzając chlebem
Red nic nie mówił, spojrzał tylko na Lea równie dobrze mogła by się nazywać Pandora, zostając sam z przemyśleniami autora. Nie uzyskał nigdzie na nie odpowiedzi. Może kiedyś o to zapyta kogoś i ktoś udzieli mu odpowiedzi. Wyszukał wzrokiem Hannona, potem Coena, na szczęście każdy trzymał się od siebie na dystans. Kiwnął porozumiewawczo do Jima, pewnie że by staną po stronie myśliwych, ale nie miał zamiaru się tu bić to była ostateczność. Sam poczłapał do namiotu, gdzieś tam myślami podążył do miasta, może do kogoś kto tam został. Nie wiadomo. Red wiedział jedno trzeba odpocząć przed jutrzejszym marszem.
- Studiuję - przytaknęła - Na razie nigdzie nie dorabiam.. na szczęście nie muszę. Teraz tylko przeniosłam się do domu asystenta, mam nadzieję, że mi to pomoże na przyszłość.. - zastanowiła się. Taki mały krok do samodzielności. - Smacznego - rzuciła do mężczyzny. - Nie lubię tu spać.. już mam wszędzie piasek, a to dopiero początke - westchneła.
Ach czyli grzeczna córeczka tatusia, studiująca i wpadająca okazjonalnie na pustynie, by urwało jej coś np. paluszki. Tony zaśmiał się do swoich myśli. - Ucz się ucz, nauka do potęgi klucz, czy jakoś tak....dzięki - jadł dalej Och a przepraszam gdzie tego piachu miała najwięcej, on z chęcią sprawdzi, khem ?
- Mam nadzieję zostać na uniwersytecie i wykładać.. A to ma mi pomóc. Odkryć jakiś gatunek rośliny, małej czy dużej.. coś nowego. Albo jakieś nieznane właściwości - westchnęła lekko. - Romesey przywiózł z poprzedniej wyprawy BuiBuia, a ja wróciłam z pustymi rękami. A raczej prawie bez rąk - dziabneła mięso łyżką by podzielić je na mniejszy kawałek. Leżało jej to trochę na wątrobie. Wszędzie. I nie zagłębiajmy się w to.
Podróżnicy pewnie szykowali się już na spoczynek, w końcu pora późna, a i za nimi kawał drogi w upale pustyni. Pewnie niektórym przygrzało, kto nie zabrał ze sobą kapelusza. Kiedy była już względna cisza, a chętni mężczyźni wyruszyli na wartę, reporter Radia Wolny NeoZiggurat usiadł w kącie izby i nadał kolejny komunikat. Niech miasto wie, że wszyscy żyją i mają się dobrze!
Głęboka noc zapadła, wszyscy głęboko śpią, a gdzieś ze wschodu do uszu tych z bezsennością i naszych kochanych zwiadowców doszło głuche wycie...
Już dawno zjedli i rozmawiali o pierdołach przyciszonym głosem, potem Lea być może się położyła spać, a on czuwał. , Gdy nagle usłyszał wycie, wstał ostrożnie. Blisko to? Daleko? Budzić innych? Bezszelestnie przykucnal niedaleko ogniska i nasluchiwal