Duże mieszkanie mecenasa Ashdowna Mieszkanie ma cztery pokoje: salon, dwa średnie, z których jeden jest gabinetem, a drugi sypialnią i jeden mały, który został przeznaczony na gościnną sypialnię, a także dużą kuchnię z niewielką jadalnią i łazienkę z osobną toaletą. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka - kawiarka - samowar - kombiwar
Zaskoczyła go tą wiadomością. Jego służąca kupiła lokal, to nie do pomyślenia. Służba się bogaci, co się z tym miastem dzieje? Uniósł nawet brwi ze zdziwienia. - I cóż ja mam na to powiedzieć, panno Webb? - spytał niezbyt przyjemnym tonem. - Doceniam, że chce pani poczekać aż znajdzie się ktoś na pani miejsce. - Zamilkł na moment, przyglądając jej się z uwagą. - Nie wierzę jednak, by przykładała się pani do swoich obowiązków mając w głowie jedynie swój lokal i perspektywę szybkiego opuszczenia dotychczasowego miejsca pracy. Dlatego dziś rozwiązuję z panią umowę. Ma pani czas do jutra na wyprowadzkę. Jest niedziela, tygodniową pensję pani wypłaciłem, więc jeśli chodzi o pieniądze, nie jestem pani nic winien. - Zrobił krótką pauzę i spytał: - Czy wszystko jasne, panno Webb?
Stała tam jak dziecko, które czeka na karę i tak właściwie się czuła. Chciała pomóc, zostać jak najdłużej, żeby nie zostawiać pracodawcy bez nikogo, bo głupio jej było tak odchodzić. W ogóle głupio jej bylo tu przychodzić i mówić, że odchodzi.. Dlatego poczuła się źle, gdy Ashdown ją tak... wyrzucał. Pokiwała głową, zaraz jednak reflektując się, że powinna odpowiedzieć. - Dobrze, proszę pana. - no na prawdę jak uczennica opieprzana w szkole. - To j-ja.. pójdę się spakować.. - odwróciła się w miejscu, by wyjść z pokoju i to zrobiła, jeśli jej mężczyzna nie zatrzymał.
- Proszę przyjść za pół godziny podpisać rozwiązanie umowy o pracę - powiedział i zabrał się za przygotowywanie stosownych dokumentów. Nie zatrzymywał jej, bo i po co. Wszystko zostało już powiedziane. Na wszelki wypadek wypisał jej pozytywne referencje, gdyby jej z lokalem nie wyszło i znów szukała pracy jako służąca. Byl uczciwy, a do tej pory nie miał co do jej pracy żadnych zarzutów.
- Oczywiście. - zdążyła jeszcze odpowiedzieć przed wyjściem. Potem zeszła do drzwi i wyjrzała przez nie, żeby spojrzeć na Reda. - Wszystko dobrze, spakuję się i zabiorę już kilka rzeczy. - uśmiechnęła sie do niego, ale widać było, ze i tak jest zestresowana. Zamkneła cicho za sobą drzwi i poszła do pokoju. Zabrała kilka sukienek, bielizny, kosmetyki i zeszyt z przepisami. Potem wróciła do pracodawcy, bo minęło pół godziny. Zapukała, poczekała na zaproszenie i weszła.
Zaprosił swoją niedługo byłą gosposię do środka i podsunął dokumenty na brzeg biurka. - Proszę tu podpisać - polecił, a gdy podpisała obydwie kopie, uczynił to samo, po czym jedną wręczył Nainie. - Tu są pani referencje - powiedział, podając jej kolejną kartkę.
Pochyliła się nad nimi i przebiegła wzrokiem, czytając po łebkach. Nawet jeśli jakieś kruczki tam były to Naina ich nie widziała. W końcu pismo przygotowywał prawnik.. Podpisała i jedną kopię zabrała ze sobą. - Dziękuję. - uśmiechnęla się zestresowana, troche zdziwiona. W końcu nie musiał.. Wzięła też referencje. - Zabiorę już dziś trochę rzeczy, po resztę przyjdę jutro gdy będzie pan w domu. Czy to panu odpowiada?
- Niech tak będzie. Klucze proszę zostawić na komodzie w korytarzu - powiedział. Wstał i splótł ręce za plecami. - Powodzenia w nowym biznesie, panno Webb. - głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się teraz trochę śmielej, choć nadal policzki miała czerwone. - Gdyby... no... mial pan chwilę to sklep będzie w drugiej dzielnicy.. cukiernia. - prawie zmięła referencje ze stresu w rękach.
- Zajrzę - powiedział, ale nie wyglądał na przekonanego do odwiedzenia cukierni. - Coś jeszcze, panno Webb? - spytał lekko zniecierpliwiony. Przecież nie będa się obcałowywać, tego by jeszcze brakowało. On tu sobie zaplanował pracę do 15:15, a ta mu głowę zawraca. Będzie musiał przerwać w połowie albo poprzesuwać na późniejszą godzinę następne czynności. Okropność!
- N-nie, nie. Przepraszam, że panu przeszkodziłam. - speszyła się od razu i wycofała z karteczkami. - Przyjdę jutro. Do widzenia. - pożegnała się szybko i wyszła z pokoju, przeszła po swoje rzeczy i jesli nikt jej nie zatrzymał to wyszła z torbą do Reda i postawiła ją przy nich. Uśmiechnęła się do mężczyzny, czując, że w końcu przestała się stresować
- Do widzenia - pożegnał się i wrócił do swoich zajęć, gdy tylko Naina zniknęła za drzwiami. - To ci nowina - zamruczał pod nosem kręcąc głową. Nie mógł pojąć, że jego SŁUŻĄCA będzie miała własny biznes. Ten świat zdecydowanie schodził na psy.
- Załatwione? Nie krzyczał? - zapytał z uśmiechem - no to chyba pierwszy krok w kierunki nowego, brawo! Sięgnął po torbę z drobiazgami Nainy, chyba drobiazgami. - To gdzie to niesiemy do domu? - ruszył powoli ulicą w kierunku mieszkania Nainy. Och jego chyba dziewczyna będzie miała własny biznes. Był naprawdę z niej dumny. Pani cukiernik no no. Cukiereczek Reda kto by pomyślał.
- Nie, nie krzyczał. Ale chyba był niezadowolony.. - westchnęła lekko. Nie lubiła jak ktokolwiek był niezadowolony z jej powodu. - Na razie do Beth.. rozmawiałam z nią i póki nie zarobię trochę na cukierni to nie będę kupować swojego mieszkania. - ruszyła z Redem. - No i będe miała na nią oko, bo przecież po stracie.. moze się nie czuć najlepiej nadal.
Już chciał powiedzieć zamieszkaj u mnie, będę mył ci plecy, masował co wieczoru robił śniadania, stopy całował. Nic nie powiedział pokiwał głową ze zrozumieniem. - No tak ciężkie przeżycie - zrobił trochę smutną minę jednak zaraz się uśmiechną, myśląc o Kirku dobry kawaler dla niej będzie. - Takie wsparcie ważna rzecz - zawtórował dziewczynie z jej pomysłu. Naina taka dobra, opiekuńcza.
Mabel na chybił trafił wybrała mieszkanie, do którego zamierzała się włamać. Jak zwykle zresztą. Akurat nie kręciło się tu dużo ludzi, więc z nadzieją, że właściciela nie ma zaczęła majstrować przy zamku, sprawdzając uprzednio, czy drzwi nie są przypadkiem otwarte. Na oko wybrała jeden z wytrychów i przystąpiła do dzieła. Jak kluczem do dziurki.
Desperacja i lenistwo ludzkie prowadzą do takich kradzieży, ale żeby te zostały dokonane, to trzeba się przygotować! I niestety, lepsza okolica, to i lepsze zamki! Zatem kostki! 2K6 + kradzież + technika, próg: 28 Jeśli przekroczysz - z łatwością udaje Ci się rozbroić zamek. Jeśli nie okazuje się, że nie ma tak dobrze, a Twoje oko zawodzi.
Niektórym idzie jak po maśle (albo wychodzi dziecko po maśle), innym to się ciągnie i wlecze! Mabel powinna była się przygotować na to, że będzie się męczyć, a skoro taka cierpliwa...
To najpierw kostki na wytrych: 1, 2, 5 - trafiasz na odpowiedni wytrych 3, 4, 6 - nie dość, że nie trafiasz na odpowiedni wytrych, to słyszysz coraz głośniejsze sapanie i kroki na stopniach.
Jeśli trafisz na odpowiedni wytrych, to kolejne kostki: 2K6 + technika + kradzież, próg: 26, ale-ale! Wtedy też słyszysz czyjeś kroki i sapanie.
4 - nie dość, że nie trafiasz na odpowiedni wytrych, to słyszysz coraz głośniejsze sapanie i kroki na stopniach.
No cóż Mabel zdecydowanie nie szło dzisiaj jak po maśle. Może próbowała oszczędzić kupując margarynę, a to już nie ten sam poślizg? W każdym razie mało sobie wytrychu nie złamała, a tu jeszcze jakieś zmęczone cielsko zaczynało sapać i schody deptać. Ale luzik arbuzik przecież nic się nie dzieje. Mabel wyszła sobie na samą górę i czekała. Jeśli ów pan lub pani też pójdzie na poddasze to ona będzie udawała, że schodzi na dół.
Po prostu masła nie było i cisnęła na sucho, bez oszustw. Dziewczyna dobrze zadecydowała, odsuwając się, a nie robiąc za prostytutkę. Idąca kobieta była blisko pięćdziesiątki i niosła kosz z ubraniami, który stawiała co trzeci schodek, by wolnymi dłońmi przesunąć po krzyżu. Kobieta poszła na poddasze, więc Mabel miała szansę wykorzystać to, by zejść; starowinka nie zwróciła na niej uwagi, a trzask u góry zapewniał złodziejkę, że na razie wychodzić nie będzie. Jak długo? Nie wiadomo. Kostki 2K6 + percepcja, próg: 17. Jeśli przekroczysz, znajdujesz odpowiedni wytrych, jeśli nie - cóż, masz jeszcze dwa podejścia.
Biedna jest to jej na masło nie stać. Może zwinie sobie u kogoś jak wreszcie uda jej się włamać, co by reszta gładziej poszła? Bądź co bądź udawanie prostytutki było ostatecznością wtedy, kiedy nie było już innego wyjścia. Jak przykładowo wtedy, kiedy utknęła w sklepie u Beth, a tam napatoczył się jakiś kolo. Barman z Claudette jak się później dowiedziała. No, ale to było dawno, na pewno jej nie rozpozna! W każdym razie zeszła sobie po schodkach trochę zniecierpliwiona, że kobieta tak długo potrzebowała. Wróciła pod drzwi i tym razem lepiej jej poszło z wytrychem! Niech masło będzie z tobą Mabel!
Skoro wytrych odpowiedni to i problemów z zamkiem nie było, żeby zaraz się dostać do mieszkania, ale żeby nie było tak dobrze... Kostki: 1, 2, 3 - naciskasz na klamkę, a tutaj się okazuje, że znowu ktoś wchodzi, wtedy masz szansę by się wślizgnąć do środka, więc 2K6 + reakcja, próg: 15; jeśli przekroczysz - wchodzisz jak na maśle, jeśli nie - musisz coś szybko wymyślić. 4, 5, 6 - naciskasz na klamkę, nikt nie nadchodzi, droga wolna.
I poszło jak po maśle. To na pewno dlatego, że autorka odpaliła sobie "z masłem"! W każdym razie Mabel wślizgnęła się do środka, zamknęła za sobą drzwi, nawet na zamek(!) i zaczęła rozglądać się po wnętrzu. O żelazko! Można by na nim stopić masło dla lepszego poślizgu. Dobra, dobra, kończę już z tym masłem. Chociaż jak już się raz człowiek w to masło wkręci to...
Mabel mogła rozejrzeć się po mieszkaniu. Otwarty salon, kuchnia, łazienka, jadalnia i do tego trzy pomieszczenia! No trochę latania będzie miała, więc musi zdecydować czy chce zająć się sypialniami i gabinetem, czy jednak pomieszczeniami dziennymi? Ona w ogóle wiedziała do kogo się włamuje?
Nie, Mabel nie miała pojęcia do kogo się włamuje, ale poczuła ciśnienie na pęcherz, więc pocisnęła sobie do ubikacji. A że zaraz obok była sypialnia to... zawróciła, bo najwięcej sensu miało rozejrzenie się po gabinecie!