Średnie mieszkanie Jasperka Lokal ma dwa niewielkie pokoje, osobną kuchnię i łazienkę. Sprzęty: - mała kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko ________________ 7,89 jednostki
Ostatnio zmieniony przez Jasper Crowley-Starling dnia Sro Cze 11, 2014 1:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Staruszka jeszcze krzyczała za Clementiną. Po chwili jednak odsunęła się od okna, rozejrzała po kuchni i szybko chwyciła cukierniczkę, po czym uciekła do swojego mieszkania, zamykając z hukiem drzwi.
Jasper do dzisiaj szorował ściany w mieszkaniu. Robił to wodą z miednicy, w której się wcześniej mył. W końcu nie zamierzał zmarnować ani kropli, to kosztowało! Psiocząc i lamentując pod nosem na zwiększone wydatki pocierał wilgotną szmatką resztki bazgrołów, które pozostawiała mu na ścianach Clementina. Gdyby tylko wiedział, że to ona, to natychmiast udałby się złożyć skargę do spółdzielni. Tak nie mogło być. - Forsa dana dana, dana oj dana...- zanucił cicho myśląc o następnym zleceniu, jakie mógłby otrzymać od Fechnera. Świetnie płacił! Szkoda tylko, że jeszcze nie wiedział, że Fechner właśnie grzeje dupę w moczu na posterunku. Zamoczył szmatkę w miednicy, wycisnął ją i szorował dalej. Nie mógł tego zamalować, farby były jeszcze droższe niż woda!
Następnego dnia rano po próbie gwałtu na Lilianne, Miller stał przed drzwiami Jaspera. Ćmił w ustach papierosa a gdy ten wypalił się do końca, podniósł rękę i zapukał kilka razy w drzwi. Niedopałek rzucił pod nogi i zgniótł żar butem, nie przejmując się tym że nie powinien palić w tym miejscu ale kto tam by się przejmował takimi pierdołami, gdy ma się na głowie interes do załatwienia - interes dużej wagi? Powodzenie tego interesu zależało w tej chwili głównie od Jaspera i jego umiejętności fałszerskich. Jeśli Jasper da dupy, Miller pójdzie na stryczek. Czekał aż mu ktoś otworzy drzwi.
Nie było łatwo zmyć ze ściany bazgroły Clem. Ba, gdyby tylko wiedział, że to ona. Kazałby jej to zlizywać! W tej chwili Starling poświęcał się jednemu ze swoich ulubionych zajęć- wygrywania melodyjki monetami, które upuszczał na stół. Dzyń, dzyń, dzyń. Balsam dla jego uszu. W końcu czas to pieniądz. Wyprostował się, gdy rozległo się pukanie. Kogo niosło? Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu by upewnić się, że nic podejrzanego nie leży na wierzchu. Monety schował do kieszeni, wstał i podszedł otworzyć. Najpierw jednak zerknął przez judasza. Miller. Nie widział go masę czasu. Właściwie to myślał, że Joel zgnił gdzieś, w jakimś rynsztoku ze starości. A jednak! Uśmiechnął się do siebie, poneeważ jego wizyta oznaczała pieniążki. - Co za niespodzianka - rzucił nonszalancko otwierając drzwi.
Elegancik, pieprzony kogucik o złotym pierzu. Dokładnie tak brzmiała pierwsza myśl gdy tylko ujrzał w drzwiach Jaspera. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała Joela przed plaśnięciem go w twarz na dzień dobry był interes z którym tu przychodził. Mimo irytacji i braku zaufania do Crowleya-Starlinga darzył tego mężczyznę szacunkiem na tyle dużym by powstrzymać się od epitetów na samym początku konwersacji. - Wielka niespodzianka Jasperze. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że otwierasz mi drzwi i zapraszasz mnie do środka na szklaneczkę dobrej starej whisky. Był na tyle bezczelny, że stać go było na to aby wejść na siłę do jego mieszkania. Oszust nie pogardzi groszem a przestępca jego umiejętnościami. Uniósł w górę whisky którą ze sobą przyniósł i zakołysał nią w powietrzu, pozwalając by alkohol dokładnie obmył ściany butelki. Miał przeczucie że Jasper tak samo jak i Miller nie wylewał za kołnierz gdy miał okazję pić.
Zmierzył spojrzeniem brzydką gębę Millera. Zmarszczek mu przybyło tyle, że mógłby w nich rile chować. Nie zdążył go zaprosić do środka, a ten już się pchał do mieszkania, jak na swoje. Gnój niewychowany i szmaciarz, pomyślał Jasper. Zamknął za nim drzwi na klucz, co by nikt niechciany nie wpakował im się w połowie rozmowy. Już chciał mówić, że nie ma żadnej whisky, ale zobaczył butelkę w dłoni Joela. To zmieniało postać rzeczy. Podszedł do do kredensiku, by wyciągnąć dwie szklanki. Od biedy mógł poczęstować Millera jego alkoholem. W pewnym sensie Joel się mylił. Jasper wcale nie pił wiele. Po pierwsze - alkohol był drogi. Po drugie, łatwiej mącić i okłamywać ludzi z trzeźwą głową. Po pijaku plączą się zeznania, a to też mogło kosztować. - Co cię tu sprowadza? Myślałem, że już gryziesz piach.
Rzeczą ludzką jest mylić się i popełniać błędy. Miller wychodził z błędnych założeń ale poniekąd wychodziło na jego bo dlaczego Jasper miałby nie pić za darmo jeśli miał okazję? Wszedł do mieszkania nieproszony, zupełnie tak jakby był u siebie ale nie pchał się na siłę do salonu, kuchni czy gdziekolwiek mógłby pójść. Stanął zaraz za drzwiami i pozwolił mężczyźnie poprowadzić się tam, gdzie ten będzie go musiał ugościć. - Też tak myślałem ale jak widać jestem tutaj. Zapytałbym Cię co u Ciebie słychać, co ostatnio jadłeś na obiad i kogo wyruchałeś ale obydwaj wiemy, że nie sprowadza mnie tutaj takie przyjacielskie pierdolenie. Zamilkł na bardzo krótką chwilę, przyglądając się Starlingowi bardzo, bardzo badawczo. Jakby chciał ocenić czy istnieje coś takiego jak możność zaufania oszustowi. - Przychodzę w interesach. Odkąd Popper przeszedł na emeryturę można sobie pozwolić na więcej niż wcześniej.
Rzucł Joelowi krytyczne spojrzenie. Jasper już tak miał. Gwiazdorzył, zadzierał nosa, pogardzał, marudził i wywyższał się nie mając ku temu najmniejszych powodów. Jeśli chciałoby się wskazać kto jest największą primadonną w slumsach, bez wątpienia można było wskazać na Starlinga. Postawiłszklanki na stole i gestem zaprosiłJoela by spoczął. Oby mu nie uświnił niczym krzeseł. Nowe były drogie, tak samo jak pasta do szorowania mebli. O nowym lakierowaniu już nie wspominając. - Nie jestem pewien, czy emerytura Poppera oznacza większą swobodę - stwierdził. Czekał, aż Miller poleje. To, że się nie upijał nie znaczyło, że zamierzał siedzieć o suchej gębie!- Jak to mówią... co w rodzinie, to nie zginie. Czyżby sam miał w tym swój udział? Siostra babci ciotki ojca?
Poszedł za Jasperem przewiercając spojrzeniem jego potylicę jakby chciał dowiedzieć się co siedzi w środku i czy będzie to sprawiać mu problemy w przyszłości. Zresztą lekarstwem na wszystkie problemy w oczach Joela była kulka w łeb. Dobrze, że Joel jeszcze nie posiadał broni palnej. Usiadł gdzie mu wskazano i puknął otwartą dłonią dno butelki. Rozległ się przyjemny dla uszu stłumiony huk i butelka została otwarta. Joel polał whisky do szklanek i zakręcił butelkę, odstawiając ją na stół. - Co w rodzinie to nie zginie... - powtórzył za Jasperem - ... więc trzeba wyrzynać całe rodziny. - Odczekał sekundę, może dwie zanim zaczął dalej kontynuować swój wywód. - Ale nie tą. Mają za dużo wpływów bym zrobił sobie tak niewyobrażalnie głupią krzywdę i dokonał mordu na Popperach i całej Alatristowskiej reszcie. Joel złapał za szklankę, uniósł ją w górę na znak toastu i wypił duszkiem całą jej zawartość. Odstawił ją z trzaśnięciem na stole. - Przechodząc do meritum sprawy. Jasperze, czy ty nadal zajmujesz się fałszowaniem dokumentów?
Rozsiadł się wygodniej, zakładając nogę na nogę. Jasper miał w sobie coś co skłaniało człowieka do myśli, że Starling powinien być królewiczem. Sposób, w jaki się poruszał, chodził, wykonywał gesty - jakby wylazł właśnie z królewskiego dworu. Całość niweczył jednak sposób wysławiania się - kiedy nikogo nie udawał, mówił jak typowy przedstawiciel slumsów. Słuchał Joela w milczeniu, sięgając po szklankę. Wiedział już, na czym stał. A wystarczyły dwa, zaledwie dwa wypowiedziane przez Millera zdania. Będzie musiał szepnąć o tym słowo Alatriste'owi. W końcu... co w rodzinie, to nie zginie. Napił się whisky. Od razu wyczuł taniochę. Ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, toteż nawet nie próbował kręcić nosem. - Być może - uniósł lekko podbródek. Tak, słyszał o Fechnerze. Tyle się dla niego napracował i co? Dureń sam polazł na komisariat. Nie martwił się bynajmniej o Aarona. Tylko o siebie.
Joel lubił otrzymywać konkretne informacje i nie lubił wodzenia za nos. Musiał jednak załatwić podrobione papiery i nie znał innego i bardziej utalentowanego fałszerza niż Jasper więc czy chciał czy nie chciał, nie miał innego wyboru jak trzymać nerwy na wodzy, niezależnie od tego jak bardzo Starling będzie mu na nie oddziaływał. Złapał za szklankę i napił się z niej swojej taniej whisky. Może dla uspokojenia, może dla jej tandetnego smaku. - Czy ja wyglądam Ci na jakąś pieprzoną wróżkę zębuszkę Jasper? Czy ja ubieram się w różowe kiecki i macham magiczną fujarką czyniąc cuda? - Joel bawił się teraz płynem w szklance jednocześnie bawiąc się sarkazmem w słowie. Przeniósł spojrzenie ze szklanki w twarz Jaspera i kontynuował. - W Twoim "być może" jest za mało tak i za mało nie żebym był w stanie wywróżyć sobie konkretną odpowiedź.
Przyglądał się zawartości szklanki. Ciekawe, czy Miller zostawi mu butelkę, jeśli coś w niej pod koniec tego spotkania jeszcze zostanie. To byłoby z jego strony uprzejme. Bo przecież chyba nie wypiją wszystkiego? A tak, to Jasper mógłby ją sobie schować do szafki i potem poczęstować innych gości. Co za oszczędność (mógłby mieć na nazwisko Kuźniar)! - Powinieneś, Miller - przekrzywił głowę. Droczył się z nim. Wiedział, że i tak zapłaci. - Czego potrzebujesz? Upił kolejny, niewielki łyk. Tak, pił oszczędnie. Odchylił się lekko na krześle.
Popatrzył się na niego krytycznym spojrzeniem człowieka, który właśnie wyobraził sobie swój sarkazm w rzeczywistości. Nic nie odpowiedział na to "powinieneś". Przez swoją wyobraźnię zbrzydła mu whisky i odechciało się gierek słownych. - Potrzebuję lewych dowodów tożsamości i lewych zezwoleń na stałe i regularne opuszczanie murów miasta dla grupy pięciu, może sześciu osób. Cel może być dowolny, byle wyglądał wiarygodnie. Upił większy łyk ze szklanki. - Ile kosztuje u Ciebie taka usługa?
Postawił szklankę na stolę. Przeszli do rzeczy. - Sto kredytów za sztukę - zaśpiewał sobie cenę. Ha. Aaron przyzwyczaił go do cenienia swojej roboty wysoko. - Mogę opuścić do osiemdziesięciu. Tak naprawdę podrobienie dokumentu zajmowało sporo czasu. Trzeba było dostać odpowiedni papier, podrobić charakter pisma urzędnika, sprawić by wszystko wyglądało wiarygodnie w razie kontroli. Jasper zastukał palcami o blat stołu.
Dobrze że Joel w czasie odpowiedzi nie pił whisky. Gdyby w tym czasie pił, niechybnie zachłysnąłby się płynem i umarł. Sto kredytów za sztukę? KURWA, STO? Jego twarz zrobiła się niemal tak płaska jak deska a kąciki ust niebezpiecznie zadrgały. Minę miał tak kamienną, jakby zanurzył ją w cemencie i założył na twarz jej beznamiętny odlew. Milczał długo zanim cokolwiek powiedział, w czasie milczenia całkowicie poddając się przyglądaniu gładkiej skórze na twarzy Jaspera. - Osiemdziesiąt za sztukę w przypadku pięciu osób daje nam kwotę czterystu kredytów. Stwierdził, jakby dopiero co nauczył się liczyć. Joel uśmiechnął się złowieszczo. Taka kwota zabijała cały plan jaki siedział w jego głowie a odwiedziny Jaspera były dopiero początkiem kosztów tego co miał zamiar za wszelką cenę zrealizować. - Jasperze Crowley-Starlingu. Złapał za butelkę whisky i nalał jej sobie na pełną szklankę. Po czym od razu wypił jej pół. Kontynuował, nie patrząc na rozmówcę, w tym samym czasie zdejmując okulary i czyszcząc je bez realnej potrzeby, bardziej pod wpływem chwili. - Ta cena jest popierdolona. - Zaakcentował głosem tak spokojnym, jakby właśnie rozmawiali o sadzeniu kwiatków i sprzeczali się o to, jaki kolor gdzie posadzić. - Sześćdziesiąt kredytów za łeb i mamy deal. Wbił spojrzenie w oczy Jaspera i nie wyglądało na to, że miał zamiar pójść na jego cenę.
Przyglądał się Joelowi, ukrywając swój chciwy uśmieszek. Uśmiechał się do siebie wewnętrznie, do środka, duchowo. - Tak, dokładnie tyle - a mógł wziąć pięćset! Był jednak łaskawy. Domyślał się, że Miller zaraz zacznie kręcić nosem, ale nie zamierzał więcej opuszczać. Sięgnął po szklankę i upił z niej kolejny niewielki łyk. - Osiemdziesiąt. Jeśli to dla ciebie za dużo... przykro mi, cenię swoje umiejętności. A! - wyciągnął ku niemu wskazujący palec.- Jeśli przyjdzie ci do głowy mnie zastraszać, szantażować, czy nawet mnie uszkodzić... to tym bardziej nie dostaniesz tych papierów. Wiem, że mnie pan potrzebuje, panie Miller. Hajs się musiał zgadzać.
Tak bardzo chciał mu przypierdolić, że aż poczerwieniał na twarzy. Zadrgała mu powieka gdy Jasper wyciągnął w jego kierunku palec wskazujący i wypowiedział słowa, które postanowił sobie zapamiętać. - Przysługa za przysługę Jasper? Zejdź z ceny na sześćdziesiąt kredytów za sztukę a będę Ci winien jedną. Nie znasz życia, możesz w pewnym momencie potrzebować usług takiego kogoś jak ja. Obydwaj wiemy że Twoje delikatne rączki nie wykonają pewnych zadań, do których moje rączki idealnie się nadają. Najchętniej upierdoliłbym Ci te paluszki a potem wsadził Ci je w dupę. Inaczej byś wtedy zaśpiewał ptaszku. Joel chcąc nie chcąc potrzebował Jaspera. Musiał zacisnąć szczęki i przemilczeć swoje myśli i pragnienia.
Och, tak!. Cieszył się do siebie coraz bardziej. Targowanie się Joela tylko poprawiało mu nastrój, ponieważ był okropną szmindą i nie zamierzał popuszczać. - Panie Miller. Niektórzy klienci płacą mi więcej niż sto Kredytów. Osiemdziesiąt to cena promocyjna - przekrzywił głowę i uśmiechnął się serdecznie pod tymi swoimi januszowymi wąsami. Milczał chwilę udając, że się zastanawia nad jego propozycją. Nawet podrapał się po brodzie, by podkreślić efekt. - Jedną? A nie potrzeba ci przypadkiem pięciu zestawów dokumentów?
- Panie Jasper, - przedrzeźnił mężczyznę - chuja mnie obchodzą inni klienci. Sześćdziesiąt kredytów za głowę i jedna przysługa. Tracił cierpliwość. Potrzebował tego królewicza owszem, ale nie za taką cenę. Widocznie będzie musiał znaleźć albo tańszego fałszerza i związane z nim większe ryzyko, albo w ogóle znaleźć inne rozwiązanie eliminujące potrzebę fałszowania dokumentów i wszelkie ryzyko. Póki co takiego rozwiązania nie znał. - To jak ostatecznie będzie? Zastukał nerwowo palcami o krawędź szklanki.
Jasper uniósł brew. Co to za targowanie się, kiedy już obniżył znacznie cenę? Dopił whisky do końca i odstawił ponownie szklankę na stół. Przekrzywił głowę a następnie usiadł bokiem na krześle. - Sześćdziesiąt i cztery przysługi. Jeśli nie pasuje, znajdź kogoś innego i miej pewność, że wpadniesz - w głowie już układał sobie plan popsucia Millerowi szyków. A może tak nakablować Joachimowi, gdzieś sypnąć strażnikom...? Najważniejsze, żeby jemu się hajs zgadzał. Jego hajs. Gdyby chciwość i skąpswo był bogami i posiadałyby własną świątynię, to znajdowałaby się ona właśnie tutaj. W tej skromnie urządzonej jamie, w której roznosił się zapach pazerności niczym dym kadzidła w orientalnym burdelu.
Jasper mógł postąpić z Millerem jak chciał. Był panem tej sytuacji i nikt ani nic mu w tym na chwilę obecną nie mogło przeszkodzić. Miller odstawił szklankę na stół. Zdecydował że zostawi mu resztę whisky w ramach gestu zachęcającego go do ugody na jego warunkach. Przecież nie musiał jej zostawiać, czasami aby osiągnąć pożądany efekt wystarczy tak drobny i głupi gest. Wstał. - Dziękuję Ci Jasper za twój cenny czas jaki mi poświęciłeś. Przemyśl sobie moją ostateczną propozycję raz jeszcze bo jeśli wymyślę inną opcję, to ty będziesz stratny. I to nie w setkach, a tysiącach które zarobi sobie ktoś inny na stałej ze mną współpracy. Będziemy w kontakcie. Odezwę się niebawem. Joel odwrócił się i udał do wyjścia. Nie był zadowolony. I jeśli Jasper go nie zatrzymał, to Joel opuścił mieszkanie.
Tymczasem, Jasperowi zaczynało robić się niewygodnie. Może to przez pieczołowite pucowanie ścian i sprzętów domowych. Szczególnie jeśli wykonuje się tę czynność wodą, w której kąpało się już szósty tydzień! Rano na udzie naszego uzdolnionego fałszerza pojawiła się mała plamka, wzgórek. W niczym nie przeszkadzała, ale była jakaś miękka, trudna chociażby do wyciśnięcia. A to co było w środku, yh! Nieprzyjemne w dotyku. Wszystko było w porządku do pewnego momentu. Już podczas rozmowy z Joelem, Zigguracki Slumdog odczuwał nasilone swędzenie. Cieplej się w spodniach zrobiło, materiał drażnił niektóre miejsca na skórze. Swędziało na udzie, potem pod pośladkiem, aż w końcu zaczęło swędzieć aż na samym środku lewego poślada! Jednym zdaniem, Jasper doświadczał właśnie prawdziwego bólu dupy!
Nieprzyjemne uczucie ogarnęło całego Jaspera. Zaczął się drapać, choć to nie pomagało. Drapał się po udzie, potem po lewym półdupku. Mógł przysiąc, że się dzisiaj mył. Nagle jego dłoń trafiła na spore wybrzuszenie, które... ruszało się! Aż zamarł na moment domyślając się, co to mogło być. Zaraz potem zrobiło mu się niedobrze. Ból dupy zaczynał robić się nie do zniesienia. Jedyne co mógł zrobić, to iść do szpitala, by mu to wyciągnęli! A tam naczekał się w kolejce, nastał, nadrapał jak szalony. Nie było łatwo, ponieważ nie zamierzał płacić za prywatne przyjęcie i obowiązywała go kolejka ta sama, co resztę plebsu.
/ po miesięcznym przeskoku - grudzień 2865
Zasiadł w domu na stołku, choć ostrożnie. Rana po wycięciu gusano wciąż się goiła, a on nadal cierpiał przez to ból pośladów. Mniejszy niż wcześniej, ale jednak. Malował. Zastanawiał się, kiedy Miller zrozumie swój błąd i zechce do niego wrócić z podkulonym ogonem. Przeciągał pędzel po płótnie, tworząc kolejną martwą naturę. Perspektywa, pierwszy i drugi plan. Okno, przed min wazon a za nim widok. Powoli poprawiał światłocień świadom, że wybrał sobie nie najlepszą kompozycję.
Jim nie zapomniał. Miał doskonałą pamięć a narratorka napisaną karteczkę z przypomnieniem. W każdym razie pojawił się przed drzwiami Jaspera i zaczął do nich donośnie łomotać. Jak się gospodarz zaraz nie pojawi to je pewni z futryną wywali.
Naturalny gwar miasta, szum samochodów, dźwięki rozmów i muzyki płynącej z lokali przerywa nagły, głośny alarm płynący z megafonów ustawionych w różnych miejscach na ulicy. Każdy mieszkaniec powinien wiedzieć, że to oznacza jedno - burza piaskowa. Puszczany zawsze około pół godziny przed uderzeniem żywiołu w miasto.