Myśliwi dobrze znają tę drogę. Prowadzi na południe i w którymś momencie się urywa, ponieważ rzadko kto dociera do gór. A jeszcze rzadziej ktokolwiek stamtąd wraca. Przez spory jej kawałek wędrowcom towarzyszyć może niewielka roślinność. Im dalej od murów miasta- tym jest jej mniej. Można się tu natknąć na okazy niewielkich zwierząt .
Znajoma droga. Ile razy już tędy szedł? Kto to wie? Zawsze jednak po przekroczeniu murów czuł się jak u siebie w domu. Kiedyś w końcu się tutaj zupełnie wyniesie. - Od razu lepiej co?- zagadał do Reda, zabrał się za poganianie drugiego ptaka.
Odetchnął parnym powietrzem i jeszcze chwilę myślał o panience Osel, uśmiechając się pod nosem. Ale gdy zobaczył jak Walker rozmawia z Leanne, od razu mu mina zrzedła.
Coben jak wyszedł za bramę to aż rozdziawił usta. Pierwszy raz był poza obrębami murów i wszystko go ekscytowała. Kręcił rudą głową na wszystkie strony ale będzie miał co opowiadać po powrocie.
Leanne chyba sie ucieszyła, że jakaś kobieta podeszła do Tony'ego. Wolała raczej unikać mężczyzn. - Nie zacinał by się, ale uczę się na botanika i dużo grzebię w ziemi więc.. - skrzywiła się. - Czyszczę ją regularnie, gorsza proteza pewnie już dawno by się zepsuła - wyjaśniła. Trzymała się na dystans od Walkera, mimo, że chętnie rozmawiała. Spojrzała na Romka. Na szczęście już bez tej całej Osel. To pewnie dlatego tak się zachował w pokoju. Zagryzła zęby po raz kolejny. Zerknęła na Coena, ale nie zauwazyla jego mrugnięcia.
Pokiwał głową, choć myślami był gdzieś między nogami Sylvii. Przez moment. - A. To wiele wyjaśnia. Botanika ? - kobiety chyba rzadko wybierały taki kierunek kształcenia. - To pewnie byłaś na poprzedniej wyprawie. Ja wtedy przebywałem też na pustynii, ale nie byłem z tą grupą. - włożył ręce do kieszeni
- Tak jest - rzucił z uśmiechem do Jima, kątem oka wyszukał Hannona a potem Amosa, chciał tych dwóch mieć na oku, jednego musiał pilnować by nie zrobił sobie sam kuku drugiego by nie zrobił kuku temu drugiemu. Od cała filozofia. - Dobrze mi to zrobi - westchnął.
Zrównał się z Redem i spojrzał na niego znacząco, jakby palcem wskazywał mu Amosa. Szczęki zacisnął i spojrzał przed siebie, nie musząc przecież wiele mówić.
- No widziałem, że Naina cię była pożegnać. Pogodziliście się?- zapytał bo jakoś czas trzeba zabić podczas drogi apotem powędrował za spojrzeniem Reda. O chyba dodatkowe atrakcje się szykowały.
On to musiał biec, podlatywał wyprzedzał grupę i robił zdjęcia. Stanął na przedzie gdzie dwóch wielkich mężczyzn prowadziło jeszcze większe ptaki. - Uśmiech panowie! - pstryk, rozległ się dźwięk a Ray pobiegł dalej. On jeszcze się da we znaki, spojrzał na Amosa, skrzywił się nie nie będzie go zaczepiał na razie przynajmniej, patrzy tak na niego a spojrzenie jego mówi wszystko, "podejdź do mnie a wsadzę ci aparat w dupę". Szkoda dupy i aparatu. Szedł już spokojniej miedzy innymi.
- eh - mruknął wymieniając spojrzenie z Hannonem, wszystko było jasne, a po spojrzeniu Ronka widać było ze temat nie jest zakończony, nie dość że zwierzaków bedzie musiał pilnować dwójki - taa pożegnałem - spojrzał na Jima, zmarszczył brwi. - Ty co ty masz na myśli? - mruknął.
- Ja? No nic tak tylko pytam?- stwierdził wzruszając ramionami. Nie musiał mu chyba przypominać, że widział akcję na ślubie. No a potem pomagał Nainie ale to inna bajka.
- Podróżowałem. Odkrywałem. Bratałem się z anthwalami - powiedział enigmatycznie i zamachał dłonią z protezą - Przez trzy lata tu siedziałem. Wróciłem niedawno do miasta. Trzymał się na dystans, by jej nie krępować, wyglądała na dość płochliwą. A on chciał po prostu miło spędzić czas podróży!
Profesor szedł na czele, spoglądając co jakiś czas na pozostałych - czy na pewno nikt się po drodze nie zgubił, czy panowie radzą sobie z intshami... I na razie wszystko wyglądało jak najlepiej! Po drodze omawiał też ze swoim asystentem najważniejsze punkty badań obydwu stanowisk, do których mieli dotrzeć. W końcu wyruszyli nie po to, by sobie po piasku pochodzić. Rufus Parker wszystko skrzętnie notował, żeby przypadkiem o niczym nie zapomnieć. To by było dopiero - gdyby zmęczeni dotarli wreszcie na miejsce i zapomnieli, po co właściwie się tutaj znaleźli!
Malone krążył wokół intshy, zachwycony. - Ach, cóż za wspaniałe stworzenia! - wzdychał, bardziej do siebie niż do Jima czy Reda. - Cudowne! A to upierzenie! Ten wydaje się być bardziej pomarańczowy, ten drugi zaś, złotopióry, ma piękne cienie, niemal czerwone! Panie Hannon! Jakże pan się może nie zachwycać, kiedy tak blisko są aż cztery! cztery piękne intshe! - Tak właściwie nie interesował się nawet czy Romek go słyszy. Był w swoim żywiole.
Wyprawę można uznać za rozpoczętą, prawda? Tak przynajmniej pomyślał Winston Graham, reporter z Radia Wolny NeoZiggurat. Przystanął na moment, uruchomił radiostację i nadał pierwszy komunikat: Wielka Wyprawa Geologiczna ruszyła! Jesteśmy tuż za Bramą Południową i zmierzamy na południe do Wioski Myśliwych. Wszyscy śmiałkowie wydają się podnieceni na myśl o zbliżającej się przygodzie, nie zapominamy jednak o głównym celu wędrówki - dotarci do dwóch stanowisk, w których znaleziono uranium. Tymczasem ruszamy dalej, przed nami długi i wyczerpujący marsz. Do usłyszenia wieczorem!
Logan zaaferowany nie zwracał uwagi na to gdzie stawia stopy. Biedny musi się chyba bardziej ogarnąć bo w przeciwnym wypadku może je stracić. Pustynia tak go oszołomiła, że przepadł przez jakiś kamień, albo własne stopy i wpadł na Mabel. - Przepraszam- zaraz się ogranął.
A Mabel szła sobie niczego się nie spodziewając. Na łbie miała taką jakby męską beretkę (czy jak to nazwać) pod która schowała włosy, do tego usmarowała się węglem na twarzy. A przez te pryszcze wyglądała mniej kobieco więc nie było źle. Póki co nikt jej nie poznał. - Ależ nie ma sprawy, stary! - rzuciła dziarsko, niskim głosem i mało nie parsknęła śmiechem jak zobaczyła kto na nią wpadł. - Ty musisz być Logan, nie? Kojarzę cię z kopalni, chłopie!
- Pogodziliśmy? Nie wiem, po prostu przyszła, nie wiem co ona myśli, nie wiem co chce i czego oczekuje, ja swoje stanowisko przedstawiłem - wzruszył ramionami - zobaczymy jak się wszystko potoczy, nie mogę się przecież wiecznie czołgać i płaszczyć i całe życie czuć się winnym, zresztą ona chyba długo nie rozpaczała... bo zaraz znalazła pocieszyciela, niejakiego Granta, na pewno o nim słyszałeś. W gazetach pisali o jego wynalazkach. Zamyślił siena chwilę, dziewczyna miała ciąguty do mechanicznych chłopaków. Skarb na takie czasy taki mąż w domu.
Zerknął na chłopaka, którego o mało co nie staranował. W sumie nie znał go choć twarz w pewien sposób wydawała mu się znajoma. Pewnie gdzieś się na grubie spotkali albo sobie nawzajem plecy szorowali. - Tak Logan. A ty?- dopytał i w sumie pomyślał, że dobrze będzie mieć do kogo gębę otworzyć na tej pustyni.
- Baby.- stwierdził Jim filozoficznie.- Nie nadążysz za nimi. Same nie wiedzą czego chcą.- tak dokładnie tutaj przyszła mu na myśl Mabel. Pociągnął za lejce Intsha bo ptak z kursu zbaczał. - Ma pan rację, piękne.- krzyknał do Malonea i odwrócił się ponownie do Reda. - Widzisz ja tam nie mam żadnej to i kłopotów nie mam.
Tak, tak, znajomo ta Mabel wyglądała. W końcu kolega po fachu. Coś jest na rzeczy! - No Mab... Ma... Marian - wydusiła, rzucając pierwszym męskim imieniem na "M" jakie przyszło jej do głowy. - No Marian jestem! - dodała już z większym przekonaniem, bo wcześniej mało się nie zagalopowała. Aż jej serce mocniej zabiło. O zębatki musi uważać co gada! - I co i żech się zaciągnął jako silny chłop, bo takich tu poczebujo, nie? Ty też pewnie?
- A no baby - przytaknął, Jim to jednak był prosty chłop który wiedział swoje, nic skomplikowanego a jaki życiowy. Potem spojrzał na profesora, nawet się uśmiechnął do niego. No tak człowiek nauki, podekscytowany wyprawą. Red nie bardzo chciał gadać o Nainie, Beth i ogólnie o babach. Jednak na ostatnie słowa uśmiechnął się. Wyobraził sobie Jima z kozą w sumie Red nie lepszy. W więzieniu pukał współwięźniów to się wystrzelał. - Ty to na pustyni to przywykłeś. Powinieneś sobie znaleźć jakiś obiekt westchnień, co mas zmieć lepiej ode mnie.
- E tam.- Jim machnął ręką.- Zawracanie głowy. Mnie tam baba do szczęścia nie potrzebna Wystarczy mi to co tutaj mam.- machnął ręką pokazując krajobraz w około. Dobrze, że Jim nie wiedział, iż jedna z tych utrapionych bab, maszerowała tutaj niedaleko w przebraniu faceta bo inaczej z jego ust poleciałby taki stek przekleństw, że uszy by zwiędły.