Victor długo zastanawiał się, czy dzwonić, czy nie. Jeśli Josh czegoś potrzebował, pewnie zadzwoniłby pierwszy. Ale myśląc odrobinę mniej racjonalnie, nie zaszkodzi się upewnić prawda? Tak więc wykręcił numer i czekał. A gdy upewnił się, że odebrał Josh, a nie kto inny... - Dzień dobry, czy to rezydencja państwa Grant? Przy telefonie pan domu we własnej osobie zdaje się? - zaczął nawijkę, starając się jak najbardziej zmienić swój głos. - Mamy dla pana ofertę nie do odrzucenia. Tylko u nas, w telezakupach Mango, dostanie pan nowy, zrewolucjonizowany środek do czyszczenia toalet "Domestos" za jedyne 199,99 kredytów! Ale to nie wszystko. Kupując "Domestos" u nas zyska pan nie tylko na czystości swojego domu, ale także zatyczkę gratis! Jeszcze chwila i Howard miał wybuchnąć śmiechem...
Grant wybudzony z krótkiej drzemki, między jedną kaszką a drugą, zwlókł się z wyra i podniósł słuchawkę. Wciąż półprzytomny, wysłuchał tyrady. A gdy Victor zakończył, wciąż zaspany, ziewnął do słuchawki - Nie dziękuję - wymamrotał, odłożył słuchawkę i usnął od razu, tam gdzie siedział - na kanapie.
Ja pierdolę. Przyłożył dłoń do twarzy i usiadł znów na kanapie. Tak. był zmęczony. Musiał pogodzić pracę, swoją działalność charytatywną w slumsach, prace w domu z opieką nad dzieckiem, bo przecież Oeltte nie siedziała z nim całe dnie. Innymi słowy był wykończony i zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma. - Pani...mowiłem "nie dziękuję..." - wymamrotał pocierając kąciki oczu opuszkami palców.
- Stary, to ja - rzucił urażony do cna Vikuś. No bo jak to tak odkładać słuchawkę, kiedy Vikuś dzwoni i jeszcze odrzucać jego ofertę! Pff. Nie no, gniewać się nie gniewał. Chyba trochę za dobrze mu wyszedł ten żart. - Jakaś pani proponowała ci swoje usługi, że tak prędko je odrzucasz? - zapytał, szczerząc się do słuchawki. A co mu będzie mówił, że to on dzwonił?
- Tso ? - ziewnął znowu - O ludzie, Victor...- zieeew w słuchawce - Wybacz, śpię ostatnio po dwie, trzy godziny. Tak, kardiolog byłby zaaaaaachwycony. - No co jest ? Nadal rwiesz do seksi pani urzędnik ? - wymamrotał. Można było odnieść wrażenie, że Grant uśnie znowu !
Victor pokiwał głową do słuchawki, myśląc sobie, że przed czterdziestką to on nie będzie miał dzieci. - Ta, opowiem ci więcej więcej w pracy - zakończył temat, bo naprawdę nie wierzył, że Josh wytrwałby dłużej niż dwie minuty przy telefonie. - Słuchaj, chciałem zapytać czy nie potrzebujesz pomocy? Na przykład upić się w trzy dupy i zapomnieć o świecie, albo...
Brew mu drgnęła nieznacznie. Że co ? Że jak ? - Człowieku... - zaczął - Isa się wyprowadziła, zostałem sam, z rocznym dzieckiem, które je, pije, robi w pieluchę, do tego zaczyna chodzić i wszystko zrzucać, dotykać, próbować zjeść, wetrzeć w dywan, lub utopić w kiblu. Do tego muszę pracować w pełnym wymiarze godzin i znajdywać czas, by czasem uciąć sobie drzemkę, bo na głęboki sen nie ma co liczyć. O jakimkolwiek życiu towarzyskim mogę zapomnieć. Myślisz, że mam możliwość, lub w ogóle siłę, by wyjść z domu się urżnąć? - westchnienie - Jak chcesz mi pomóc to...nie wiem, sklonuj mnie. Trzy razy. I przyprowadź klony do mnie.
Victor roześmiał się głośno po tej jego tyradzie. - No właśnie o tym mówię. Potrzebujesz urżnąć się w trupa, zapomnieć o problemach i porządnie się wyspać. Podłączę ci kroplówkę przed snem, żeby nie było kaca jak chcesz. Do dziecka załatwimi ci pełnoetatową opiekunkę. Miałbym nawet kogoś na oku - dodał, nie mając tak naprawdę nikogo konkretnego na myśli, ale lepiej żeby Joshua nie wiedział, że Victor byłby gotów mu tam dajmy na to taką Mabel posłać.
-Ja nie potrzebuję urżnięcia się Howard. Ja potrzebuje minimum sześciu godzin snu. I powrót Isy nic by tu nie zmienił, bo ta zapewne palcem by nie kiwnęła by mu pomóc. Był tą sytuacją coraz bardziej rozgoryczony i wizja wyjazdu z państwem Maclean do Kaan-anu, coraz częściej gościła w jego głowie. Rzucić wszystko w cholerę, zacząć nowe życie, bez przeszłości, która ciągnęła się za nim jak kule u nogi. - Ale kroplówką bym nie pogardził. Tylko taką na wzmocnienie. Chyba, że chcesz przećwiczyć na mnie drugi raz postępowanie w przypadku zawału.
Victor potarł brodę. No, Josh naprawdę brzmiał jakby nie miał ochoty pić. Co małżeństwo robi z ludźmi... - Jutro w pracy cię podłączę. Ale tak jak brzmisz to naprawdę by ci się pełnoetatowa gosposia przydała.
- Na razie musi wystarczyć niania na pół etatu - w końcu pani niania nie mogła być 24/dobę, nie miałaby gdzie spać. Przecież nie w pokoju gościnnym. I w ogóle obca baba by mu SPRZĄTAŁA. I tak by po niej poprawiał. Strata pieniędzy. -Victor...nie wiem co robić. Jestem w kropce
- Stary, no nie wiem jak ci pomóc. Świat uważa, że cię poje... ehm, że zwariowałeś. Wiesz, że możesz stracić przez to pacjentów? Ale to teraz nie aż takie ważne. Sam się wykańczasz nie zatrudniając kogoś na dłużej. Co w ogóle zamierzasz zrobić jak Isa już wróci i urodzi się drugie dziecko? Bo twoja wybranka nie wygląda na taką co by do dzieci lgnęła...
- W dupie mam co o mnie świat myśli, Howard. To córka moja i Wiktorii i to ja powinienem ją wychowywać. - westchnął - Jeżeli ktoś woli iść do konowała, który im spieprzy protezę, bo przygarnąłem własne dziecko, znaczy, że ma gówno zamiar mózgu. Zapadła cisza, na krótką chwilę. - Nie wiem czy ona wróci, Victor. Isa nie zaakceptuje mojej córki, nigdy. Prędzej się spodziewam papierów rozwodowych. Zakładając jednak wersje bardzo optymistyczną, pozbędę się pokoju gościnnego i zatrudnię gosposię i nianie na pełen etat.
- Grant, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale mało kto wie, że to twoje dziecko. Może powinieneś to nie wiem... Dać do opini publicznej? Chociaż pewnie i tak nie każdy w to uwierzy. Victor nie bardzo wiedział co mu powiedzieć. Nie był jakimś ekspertem od związków. U niego przynajmniej żaden nie miał happy endu. Zresztą niedawno dopiero zaczął spotykać się z dziewczyną, z którą mógłby wyobrazić sobie resztę życia. - Cholera, stary. You're fucked. To może chociaż... nie wiem, wpadnę na chwilę zająć się małą a ty się zdrzemniesz? Już snuł w myślach jak tu zabajerować Mię, żeby zapomniała o istnieniu ojca.
- Tak, jeszcze bardziej sobie skomplikuje życie, uwielbiam zamieszanie - w jego głosie zabrzmiała nutka rozbawienia. Wejdzie do Podszewki i oznajmi "Audrey Beowulf, znana teraz jak Amelia Melody Grant, jest moją biologiczną córką. To wszystko. Dziękuję, dobranoc." I wyjdzie. Epic. Znów na chwilę zapadła cisza. A po chwili usłyszał cieniutkie, błagalne wręćz. -...A...mógłbyś? TAK, NA ZĘBATKI TAK! TROCHE SNU !!!
- Jasne. Mam wpaść już teraz? Wydawało sie, że Victor naprawdę niezbyt się przejmował byciem niańką. Może miał jakiegoś wrodzonego skilla, a może myślał, że jako przedstawicielka płci pięknej córka Granta też od razu się w nim zakocha? Nie no żart, nie był przecież pedofilem. Tak naprawdę zamierzał jej dać mleka z makiem jak to robili jego rodzice z nim, hehe.
I znów chwila ciszy. Jakby działał na zwolnionych obrotach. - No...jakby dało radę... - pomyślał o tych kilku godzinach snu, niczym o najdzikszej fantazji, jakiej z Isą nigdy nie odważyli się zrealizować. Nie pytajcie.
- No dobra, to będę za jakieś pół godziny. Byłby wcześniej, ale wiadomo korki i te sprawy. Musiał zresztą jeszcze zaopatrzyć się w mak po drodze. W sumie to mógłby go i Joshowi trochę dać. Ot, jakby mała się darła żeby się nie obudził. - Nastaw sobie budzik. Do zobaczenia!