Średnie mieszkanie Victora Howarda i Nathaniela Rocheforda Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka -gramofon
Pokój Nathaniela - Ściany pomalowane na szary, metaliczny kolor, przy oknach ciemnozielone zasłony z lekkiego materiału. Przy drzwiach stoi półka na książki, które w głównej mierze mówią o stomatologii i naukach z nią związanych, ale są tam tam także kryminały i przygodowe. Pod jedną ścianą szafa, naprzeciw łóżko z elegancką pościelą. Biurko zawsze zawalone różnymi papierami, bibelotami, śmieciami... się dobrali!
Pokój Victora - W porównaniu z pokojem Granta panuje tu totalny rozpierdziel. Czyli względny porządek. W pokoju Victora znalazły się jedynie biblioteczka, duże łóżko i wielka szafa, w której mieści się większość jego dobytku.
Mieszka z nimi również odnaleziona kotka Wiktorii - Beverly.
Ostatnio zmieniony przez dr Joshua Grant dnia Sro Lut 11, 2015 11:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
Może na przykład pojawić się kobieta, która przerwie te plotkarskie rozmówki dwóch mężczyzn. Emma nie doczekawszy się odpowiedzi przyjaciela, postanowiła go odwiedzić, by dać mu po uszach. Zawsze to większa frajda na żywo, zamiast listownie! Dlatego teraz, nieświadoma scen wewnątrz mieszkania, stanęła przed drzwiami i zapukała głośno. Przecież nikomu nie przeszkodzi, skoro Josh się wyprowadził i Victor mieszkał sam... Dziennikarka nie wiedziała jak mało wie!
Uniósł lekko brwi do góry. -Niech zgadnę, każda chciała być twoją Romualdą? Że też ja na to nie wpadłem... Z drugiej strony Nathaniel wojował wśród uczennic z pielęgniarstwa. Leciały na niego zwłaszcza, kiedy był na ostatnim roku. W końcu już miał prawie doktorat, taka klasa! Pochylił się do alkoholu i polał koledze i sobie przy okazji. -Oczywiście, przecież w ogóle się nie wygłupimy, a pewno. - zaśmiał się - Choć nie powiem, poszedłbym do Paradise. A potem ktoś zapukał! -Spodziewasz się kogoś?
Victor parsknął śmiechem. - Genialne, nie? Tym z literatury mógłbym nawet naprawdę śpiewać pod oknem, a nie uznałyby mnie za wariata... Zmarszczył czoło, gdy usłyszał pukanie. - Nie - przyjrzał się podejrzliwie koledze. - Rocheford, zaprosiłeś dziewczyny? - wyszczerzył zęby i wyraźnie rozweselony poszedł otworzyć drzwi na ustach i z głupawym uśmiechem wyrecytował: - Witamy w Howard Roche! Po chwili ten głupawy uśmiech zastygł mu jednak na ustach. - Emma? - zdziwił się. - Co tu robisz? Zresztą chrzanić motywy! To znaczy wejdź, miło cię widzieć! Rocheford! Cho no tu! - ryknął wychylając się w kierunku salonu.
Emma popatrzyła na przyjaciela, rozbawiona jego powitaniem, którego jednak nie do końca rozumiała. Kolejna jakaś zagrywka, zabawa Victora? Uniosła brwi, gdy tak obserwowała zdziwienie mężczyzny, a potem pokręciła głową i wpakowała się do środka. - No ja, ja. A kogo się spodziewałeś? Tłumu fanek? Zaśmiała się, jakby czytając przyjacielowi w myślach. Odłożyła torebkę na szafkę i sama wychyliła się w stronę salonu, w końcu orientując, że Victor nie jest sam. - Przeszkadzam? - Zadała szybkie pytanie, zerkając na niego, chociaż zaraz zwróciła spojrzenie w stronę Nathaniela, witając go uśmiechem.
-Ja?! Przyłożył jedną dłoń do piersi, jakby zaraz miał się bić "moja wina, moja wina...", zaraz, no w sumie nie jego. Nie był aż tak niekulturalny by zapraszać do nowowynajętnego mieszkania panny! Jutro by zaprosił, czy coś... Poczekał chwilę, jakby mając nadzieję, że to ulotki, czy coś, kiedy ten tam się wydarł na tym korytarzu. Z westchnięciem wstał. -Coo... Oooo, dobry wieczór. - uśmiech numer pięć na widok pięknej damy. - Ależ no przecież, że panienka nie przeszkadza, a gdzieżby, Nathaniel jestem, całuję rączki. - od razu witać, że Howardo Roche będzie gniazdkiem miłości. I to nie między kolegami, tfu tfu!
Patrząc tak na Emmę i Rocheforda Victor zdał sobie sprawę, że świta mu w głowie rewelacyjny pomysł. A jakby tak zeswatać tą dwójkę?! Prawie zachłysnął się tą myślą. Bo swatać kogoś z Natem to jakby chciał swatać kogoś ze sobą. W życiu! Po pierwsze potrzetrzebował skrzydłowego, chętnego do okazjonalnego wyrywania lasek. Po drugie kolegi, z którym mógł porozmawiać o ostatnich wyskokach. Po trzecie no nie zrobiłby tego koledze! Ach no i Emma zasługuje na kogoś znacznie lepszego. Jak już miała za kogoś wychodzić to za... no nie wiem, za niego samego jak już. No! Nie wiem ile z tych myśli odbiło się na jego twarzy, ale że tok myślenia zwalnia przy alkoholu to Victor pewnie stał tak przez chwilę z jakimś nazbyt mądrym wyrazem twarzy. - E no ten napijesz się czegoś, Em? Mamy... co mamy Rocheford? Koniak, whiskey, wódkę, herbatę?
- Emma Cassel. Bardzo mi miło. Nie mogła nie zauważyć, że nowy kolega Victora jest nie tylko szarmancki, ale także bardzo przystojny! Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, tym samym dziękując za miłe powitanie i zerknęła na przyjaciela, zawieszonego w rozmyślaniach. Aż przyjrzała mu się podejrzliwie, ciekawa o czym tak pilnie rozmyśla! - Poproszę. To samo co wy. Zdecydowała, bo przecież nie będzie się bawić w kawki czy herbatki, gdy panowie ewidentnie raczyli się alkoholem. Pozwoliła sobie też ruszyć się z przedpokoju i wejść do salonu, by usiąść na kanapie.
-I wodę z kranu. - parsknął śmiechem. Nathaniel gdyby pilniej uczył się leglimencji ze Snape'em to mógłby czytać Howardowi w myślach i pieprznąć go w czerep. Jednak teraz skupił się na bardzo ładnej koleżance nowego współlokatora, nie zauważając głupiej miny chłopaka. -Czyli whisky, oczywiście. - nim usiadł na fotelu, nalał dziewczynie alkoholu do szklanki i podał, kiedy ta już siadła na kanapie. Następnie zajął swoje poprzednie miejsce w fotelu. Popatrzył się chwilę na dziewczynę. Jaka szkoda, że była to kumpela Victora. W końcu bracholski kodeks zakazywał podrywania dziewczyn/przyjaciółek/koleżanek kumpli. Eh, taki towar pójdzie na zmarnowanie. Ale to mu nie przeszkodzi, żeby przez resztę wieczoru ją adorować.
Uśmiechając się, podziękowała za szklankę i napiła się nieco whiskey, nie zamierzając z nią przesadzać na powitanie. Nie przy nowym znajomym, bo Victor już zdążył niejedno widzieć! Emma popatrzyła na przyjaciela i zawiesiła spojrzenie na Nathanielu. - Jaką okazję świętujemy? Zapytała, bo jeszcze nikt nie uświadomił jej, że od tej pory nie tylko Victora będzie odwiedzać, bo mieszkanie zyskało nowego lokatora. Na osobności będzie musiała przyjaciela o niego wypytać! Oczywiście kierowana jedynie czystą ciekawością!
Oczywiście, tylko dziennikarską ciekawością? Ta przystojna morda nie ma tu nic do rzeczy? Nate uśmiechnął się szelmowsko do Emmy. W sumie to cieszył się, że Victor nic się nie odzywał, jakby go tutaj w ogóle nie było! -A no jako że doktor Grant wyniósł się do centrum, to wspaniałomyślnie postanowiłem dotrzymać Victorowi towarzystwa. - parsknął krótkim śmiechem - Mówiąc krótko, od dzisiaj jesteś współlokatorami.
Według narratorki nie była przystojna, ale Emmie może nawet się podobała! Na wieść o wprowadzce Nathaniela, dziennikarce oczy się zaświeciły i wbiły spojrzenie w Victora. - Jak mogłeś się nie pochwalić! Odezwała się do niego z rozbawionym wyrzutem i ponownie spojrzała na jego nowego wspollokatora. Uniosła szklankę w ramach toastu i posłała mężczyznie usmiech. - Oby wam sie milo razem mieszkalo. Stwierdziła i napila się alkoholu. Kolejna czesc rozmowy nie byla dluga. Robilo sie pozno i Emma musiala wracac do domu. Pozegnala sie z panami, stwierdzajac, ze milo bylo poznac Nathaniela i zniknela.
Za to panowie pewnie dopili flaszkę do końca, rozmawiając o alternatywnych do pracy tematach - kobietach, dziwkach z koronki i studentkach. Zrezygnowali w końcu z wyjścia do Paradise, stwierdzając, że odbiją sobie w weekend.
A cóż to Vikusiu ? Kurier z rana odwiedził pana Howarda i dostarczył do jego mieszkania cudowny bukiet pełen pustynnych fiołków, subtelnych jak jego żarciki ! Możesz go sobie postawić w wazoniku, nie ma za co ! W środku nie było żadnej karteczki, ciekawe kimże jest twój tajemniczy wielbiciel? To nic złego, że lecą na Ciebie też panowie! No bo kobieta chyba nie była tak głupia, by Ci wysyłać kwiaty
Z budki telefonicznej zadzwonił do matki, mówiąc, że nie wróci na noc, bo idzie do Nate'a. Rocheford był jedyną osobą, której Sinclair jako tako ufała, więc nie oponowała specjalnie. Sinclair biegał tak długo, że cały był mokry i wyglądał, jakby złapał po ciepły, letni deszcz, który tu raczej nie występował. Noce były chłodne, więc teraz dygotał z zimna. Dopadł drzwi przyjaciela, dysząc ciężko i załomotał pięścią w drzwi, łapiąc z trudem oddech. Adrenalina powoli z niego schodziła i wcale mu to nie polepszało nastroju.
Nadal roztrzęsiony siedział w kuchni i pił whisky zamiast kolacji. Co za dzień! Otrząsnął się z szoku, który towarzyszy mu od popołudnia i poszedł otworzyć drzwi. - Na zębatki, wpadłeś pod kran? - spytał, otwierając drzwi kumplowi i wpuszczając go do środka.
- Biegałem... - wydyszał, nie tłumacząc też dlaczego wybrał sobie akurat taką porę dnia. - Mogę się dziś przekimać na kanapie? Wszedł z drżącymi z wysiłku kolanami, otarł pot z czoła i klapnął na kanapę. Przebiegl cholernie długi dystans. - Co jest? - wysapał wskazując na jego "kolacje" - Ktoś ci w pracy próbował odgryźć palce? - bo i takie przypadki zdarzały Popatrzył wyczekująco na Rocheforda.
- No możesz... - powiedział, zatrzaskując za nim drzwi. Już miał się pytać co się stało, że nie chce spać w domu i katuje się bieganiem do granic swoich możliwości, ale sam zaczął być podpytywany. -Hmm... nie. Nim walnął się w fotelu poszedł nalać Fabianowi dużą szklankę wody i wcisnął w łapę. - Pamiętasz tę pannę, piękną jak noc, której próbowaliśmy pomóc w Claudette, a okazało się że wcale nie potrzebuje naszej pomocy? - wziął łyk, dając Fabianowi chwilę, żeby przemielił fakty. - No, to była dzisiaj u mnie i jak ściągnąłem jej aparat na zęby to rzuciła się na mnie, przygwoździła udami do podlogi, powiedziała, że jestem najwspanialszym facetem jakiego zna i mnie pocałowała. Rozłożył ręce, patrząc się na Fabsa spojrzeniem: no kurwa telenowela!
Lekko go telepało z zimna, ale liczył na to, że szybko się ogrzeje. Słuchał więc przyjaciela uważnie, bo kroiła się niezła historia - No pamiętam. Ta z klamerkami Super Women - wyszczerzył się i zamilkł znowu, by wysłuchać do końca opowieści. Słuchaj. I wysłuchał. I zamarł z bardzo głupim uśmiechem na twarzy. ... ..... - COOOOO?! - ryknął śmiechem tak głośno, że obudził chyba pół kamienicy. - ROCHEFORD KIEDY ŚLUB?! AHAHAH! — padł w spazmach na kanapę turlając się ze śmiechu. - Zmacała cie Kobieta Piącha, ale żal... - wystękał chichoczac
Rochefordowi kompletnie nie było do śmiechu. Wręcz obrażony patrzył się na kumpla. No kurwa! Zero empatii! - SPIER - DA - LAJ. Łyknął sobie whisky. - Ale ja nie mogłem nic zrobić, rozumiesz? Ona mnie przygwoździła do połogi. I pracuje w policji, zna jakieś tajne sztuki walki!
Fabian opanował napad śmiechu, ale gdy wynurzył się zza oparcia kanapy, na jego twarzy gościł bezczelny uśmiech - Też cię KO-CHAM! - puścił mu buziaczka w powietrzu...a potem kichnął. Łożesz! Tak się kicha na kielicha! - Ej a ja to co ? - zachichotał - w Policji mówisz....to wiele tłumaczy...- pokiwał główką - Chcesz o tym porozmawiać? O tym jak cierpisz? - i zaczął znów się śmiać. Sinclair widział to oczyma wyobraźni i nie mógł. Po prostu nie mógł
- Palant. - odpowiedział, chociaż już z uśmiechem. Bo taki debilny śmiech najbardziej się udziela. - Moje ego kurwa cierpi. - prychnął. Nalał kumplowi whiskacza. Jak już napił się po biegu to teraz trzeba chłopaka rozgrzać. - Ty lepiej mi powiedz co z toba sie dzieje.
Wyszczerzył się znowu do kumpla i sięgnął po szklankę, z której wypił...duszkiem. No co, wiecie ile on się nabiegał?! -No wiesz....ważne, że jest ruch w interesie nie? Gorzej, jakby się nikt Tobą nie interesował - stwierdził, zaczesując palcami mokre włosy do tyłu.- A dobrze chociaż całowała? - zarechotał. Uśmiech przygasł mu delikatnie. Ale tylko na chwilę. - Ze mną? A co ma się dziać? - wyciągnął pustą szklankę w jego kierunku, z komunikatem "MOARRRR!"
Sinclair naprawdę prosił się o solidny wpierdol. Może za karę nie doleje mu do szklanki? Swoją droga, taka whisky na raz, przepali mu gardło. - Nie wiem, nie skupiałem się za bardzo na doznaniach erotycznych. - prychnął. Naprawdę. Rocheford zaraz złapie focha! - No co ma się dziać? Przyłazisz do mnie zamiast iść do matki, spocony po bieganiu tak jakbyś spierdalał przed stadem athwali, albo co najmniej wściekłych kuropatw.
Biedny Rocheford, trauma na całe życie! Czy kiedykolwiek otrzasnie się z szoku? Czy zmieni to jego nastawienie do płci przeciwnej? Czy kiedykolwiek jeszcze mu stanie? Fabian uśmiechnął się rozbawiony do swoich myśli. - Biegać już nie wolno? W zdrowym ciele, zdrowy duch, mój przyjacielu! - i na dowód tego... znów kichnął i ootrzepało go z zimna - Ej mogę się karnąć pod prysznic? Smierdze i zamarzam, a to mieszanka dziebko wybuchowa. Jeszcze Ci współlokator zemdleje - wyszczerzył się
Pokiwał głową. Że też wcześniej o tym nie pomyślał, Fabio mu się jeszcze przeziębi. Chociaż... no kurwa, nie był jego matką! - Jasne. Poczekaj, dam Ci suche ciuchy. - wstał z fotela, idąc do swojego pokoju. No gaci się nie pożycza, Sinclair będzie musiał się przemęczyć! Ale Nate wyciągnął spodnie, koszulkę i skarpetki, po czym podał to koledze wraz z czystym ręcznikiem. - Trzym. Idź i przestać wyglądać jak katastrofa pustynna. - wyszczerzył się głupio, mając zamiar odpierdalać mu dzisiaj na każdym kroku.