niepotrzebnie tak szybko uciekłeś. Nie jestem na Ciebie zła, wprost przeciwnie. Twoja propozycja, mimo że umysł miałeś pobudzony morfiną, mile mnie połechtała. Nie masz się czego wstydzić. Jestem jedynie zawiedziona, że nie zostałeś na kolacji.
spadłeś u mnie ze schodów, kiedy przyszedłeś by naprawić protezę. Złamałeś sobie nos, który nastawiłam. Boli Cię jeszcze? Po dawce morfiny oświadczyłeś mi się, właśnie to było bardzo miłe. Później walnąłeś w futrynę i zemdlałeś. Spałeś słodko przez dobrą godzinkę, a później czmychnąłeś jak wystraszone kaczątko. Było mi przykro, że nie zjadłeś ze mną kolacji, lecz na pewno będzie jeszcze okazja.
Do sterylnej skrzynki pocztowej Josha Granta dotarła w końcu odpowiedź od najukochańszej, najwspanialszej istoty pod Słońcem. Koperta jednak pozostawiała wiele do życzenia, bo dało się zauważyć kilka kropel krwi i smaru przy otwarciu, co najwidoczniej znaczyło o totalnej złośliwości ze strony kuzynki. Tak naprawdę, beżowa koperta była czysta. Tak samo jak list.
Joshuo, równie z mojej strony śmiesznie zabrzmiałoby, gdybym miała do Ciebie się zwrócić per "Doktorze Grancie". Zwłaszcza, jeśli Twój stopień kultury i taktu jest niemalże na tym samym poziomie, co mieszkańców trzeciej strefy. Jak nie niżej. Cieszy mnie niesiona wieść o Twoich zaręczynach i ślubie, aczkolwiek zarazem współczuję Twojej przyszłej małżonce problemów, z jakimi się borykasz, a wkrótce i ona będzie musiała. Nie będę jednak głosić innych prawd i faktów, którymi sam możesz się podzielić, gdyż nie wyczuwasz momentu, kiedy powinieneś coś zrobić, a czego absolutnie nie. Jako że P.S. szybciej rzuciło mi się w oczy niż cała treść tegoż listu, czuję się urażona na tyle, że równie dobrze Twoim świadkiem może zostać mój ojciec. Zawsze jest chętny do podpisania się i poświadczenia jako świadek, jeśli ofiarujesz mu trochę alkoholu, a z tym nie powinno być problemu, skoro zaraz będziesz dezynfekować podobną cieczą swoje ręce po przeczytaniu tego listu. Doceniam zaś Twoją troskę o moją rękę, ale jeśli proteza ulegnie zniszczeniu to nadal dam radę podpisać się dwoma palcami, nie mając połowy protezy. Nie musisz się o to martwić.
Z poszanowaniem (albo i jego brakiem, co jest bardziej prawdopodobne), Kuzynka Esme
P.S. List ten niósł goniec, który choruje bardzo często i nie mył się od kilku tygodni. Radziłabym Ci użyć do tego jakichkolwiek szczypiec, ponieważ powątpiewam, że rękawiczki wystarczają w zupełności.
Josh, przykro mi czytać o tym, że na ten moment nie możesz się jakkolwiek poruszać. Nie wiesz jednak i nie masz pewności, jak to właściwie będzie, prawda? Nie jesteś lekarzem, a protetykiem, to jest pewna różnica z tego, co pamiętam. Co do pchania Twoje wózka - zastanowię, ale nie mówię nie. Uznaj to za progres w rodzinnych relacjach. Bywało lepiej.
Zapewne Esmeralda, kiedy tylko otrzymała list, przewróciła oczami. W pewnym zdziwieniu, zniecierpliwieniu czy nawet niezrozumieniu kolejnej wiadomości. Po przeczytaniu jednak listu, Grant odstawiła filiżankę na stół, rękę wsparła o biodro, zaś o drugą dłoń wsparła policzek. - Kurwa - westchnęła, patrząc w przestrzeń. Raczej nie widziało jej się przekazywanie takich wiadomości.
Josh, mimo że ciężko to dziękuję za poinformowanie mnie o tym. Co się właściwie stało? Tak czy siak - na razie nic mi nie wiadomo o rodzinie, która przyjęłaby dziecko w wieku jego córki, Kendry. Jedyne, co na ten moment mogę zapewnić, do wybudzenia Beth to to, że w sierocińcu będzie się dobrze czuła. Często odwiedzam to miejsce. Gdyby nie to, że nie przysługuje mi opieka, to wiadomo, że zaproponowałabym tymczasową opiekę do czasu, póki Beth się nie wybudzi.
W gabinecie Josha, na biurku stało pudełko. Zwykłe, kartonowe pudełko. W środku jego ubraniw, pudełko z drobiazgami, a także list. Wiktoria miała raczej eleganckie pismo, kiedy pisała listy, lecz to było dziwnie zamaszyste.
Josh, To co widziałeś było nieporozumieniem. Nie zdradziłabym Cię. Mam nadzieję, że to wiesz. Jeżeli nie... Nie będę robić Ci problemów kiedy zdecydujesz by anulować nasz ślub. Przepraszam. Wiktoria
Grant, A co twoim zdaniem miałem zrobić? Znalazłem Cię nieprzytomnego ze spowolnionym pulsem i pracą serca. Leżałeś na kozetce, pod którą rozsypały się tabletki psychotropowe, a Ty odleciałeś tak bardzo, że nie byłeś w stanie udzielić mi informacji ile ich wziąłeś. A dzień wcześniej opowiadałeś mi jak zawaliło się Twoje życie. Miałem Twoim zdaniem usiąść i spokojnie czekać aż umrzesz, albo się obudzisz? Zdawało mi się, że lepiej zapobiegać, niż dopuścić do śmierci przez zaniedbanie. Gdybyś rzeczywiście próbował się zabić, najznamienitszy protetyk w Neozigguracie umarłby z mojej winy. Nie, Grant. Nie weźmiesz mnie na poczucie winy. Prowizoryczne płukanie żołądka jeszcze nikogo nie zabiło. Życzę powrotu do zdrowia. Howard
PS. Jak chciałeś się naćpać trzeba było zostawić wiadomość.
Grant, I vice versa. Panny spotkać byłoby głupio, fakt. Nie wiem co im nagadałem, ale ty nie protestowałeś. Siedzisz w tym tak samo jak ja. The show must go on. Howard
Drogi Joshua, z paniowaniem możesz śmiało dać sobie spokój. Nie lubię czepiać się kurczowo konwenasów, gdy można zmniejszyć towarzyską barierę. Nie przeczę, Twoje szybkie wyjście z kawiarni, gdy już tak dobrze zaczynałam się bawić, nieco mnie uraziło. Rozumiem jednak, że częstowałam Cię alkoholem nazbyt chętnie, co miało swoje skutki. Dobrze jest znać Twoją granicę. Już wkrótce z pewnością wybierzemy wspólny wieczór, podczas którego pokażesz na co Cię stać. I zapewniam Cię, że nie będę żałować.
Panie Grant, może mnie Pan nie zauważył w Confiteorze, za to ja doskonale Pana słyszałem. Gratuluje doskonałego występu, widownia była zachwycona. Chciałbym zaproponować kawę, bądź coś mocniejszego jeżeli Pan zechce i podyskutujemy o nowych technologiach. Proszę podać termin jaki Panu pasuje.
w takim razie zapraszam do siebie w poniedziałek około osiemnastej. Myślę, że z chęcią przyjrzy się Pan niektórym moim wynalazkom. Nie przyjmuję odmowy!
Grant dostał małą paczuszkę, dosyć niepozorną, bo przypominała zwykłą przesyłkę. W środku ładny, cieniutki, czerwony woreczek, związany złotą wstążką. W środku całkiem sporo pałeczek cukrowych. Przynajmniej ze dwa, czy trzy opakowania. Zapas na tydzień, może dwa! Pod woreczkiem tylko jedna, mała kartka, wielkości jak wizytówka. Słowa napisane na maszynie: