Duże mieszkanie rodziny Callahan lokatorzy: Isabela, Idriya, Isleen Mieszkanie ma cztery pokoje: jeden duży, dwa średnie i jeden mały, a także dużą kuchnię z niewielką jadalnią i łazienkę z osobną toaletą. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka - kawiarka - samowar - kombiwar - gramofon
Ostatnio zmieniony przez Idriya Callahan dnia Nie Lut 01, 2015 1:51 pm, w całości zmieniany 1 raz
- Okropnie boli mnie głowa. Może coś co miało kazać się Isabeli zamknąć i wyciszyć... sprawi że będę mogła się... - wypuściła powietrze opierając o szafkę. - Uspokoić. - dokończyła. - Jadłaś już obiad?
- To nie lepiej się położyć, okład, cokolwiek i wymasować tam, gdzie pulsuje? - spytała, wyliczając pewnie wszystkie sposoby zwalczenia bólu głowy, jakie pamiętała i jakimi sama próbowała takowego się pozbyć. - Na zamknięcie i wyciszenie się nie liczyłabym - przyznała i zaraz skinęła zgodnie na pytanie siostry. - Poskubałam, bo dzisiaj nie czuję się jakoś głodna. Najadłam się kurzem - zażartowała i zrobiła żałosną minę, bo zdała sobie sprawę, jak kiepski żart jej wyszedł.
- Może spróbuję. - powiedziała sięgając po jabłko. Nic nie jadła. Musiała pędzić na drugi koniec miasta żeby zdążyć na spotkanie. Była w zastępstwie. Nikt nie powiedział, że praca u Blacka będzie łatwa. W dodatku, jeszcze jej nie przeleciał. - Jak tak dalej pójdzie, to schudniesz tak, że nam znikniesz, moja droga Idriyo. - pokiwała głową. Oparła się plecami o blat kuchenny. - Nie pytałam, ale... jak było na weselu? Co to w ogóle był za facet co cię zaprosił? - zafalowała brwiami.
- Spróbuj. Mi tam pomagało, choć nic nie jest lepsze od snu - powiedziała, wracając do przecierania naczyń i zaśmiała się tylko na słowa siostry. - Bez obaw, jakichkolwiek - zapewniła ją, odstawiając talerz na niewielki stos. Aż chuda była, aż tak płaska czy już wklęsła? Zastanawiałaby się nad tym dłużej, gdyby nie dosłyszała kolejnego pytania. Zmrużyła oczy. - Znowu listy czytałaś? - spytała, żartobliwie, bo przecież sama o tym mówiła siostrze. - Grant. Ten protetyk, co nowy moduł chyba zaprojektował? Nie jestem pewna. Ot, kolega - wyjaśniła, wzruszając ramionami.
- Ot, kolega. No nic, czytałam o nim co nieco. Nie ma facet szczęścia do kobiet... ale może... - Może znalazł odpowiednią? Ha, naigrywała się teraz jak Isabela. Jej samej nie było spieszno gdziekolwiek. Zaraz podniosła ręce w poddańczym geście. Odwróciła się do blatu i nalała sobie szklankę wody.
- Ale może co? - zatrzymała się w połowie wykonywania swojej czynności i zmarszczyła lekko brwi. Spojrzała następnie na siostrę. - Hej, hej! - uniosła nieznacznie swój głos. - Nie dopowiadaj sobie jak Isabela, na tym się dobrze nie wychodzi - zarzuciła i zadarła nosa, kiedy to siostra nalewała sobie wody. - Lepiej powiedz, jak ci staż mija u Blacka - powiedziała i rozchmurzyła się niemalże od razu.
- Masz rację siostrzyczko. - uśmiechnęła się i przystawiła szklankę do ust. Zamyśliła się na moment nim padło pytanie o Blacka. Pracowała u niego... dwa tygodnie? Niecałe. Przeniosła się przecież z innego stanowiska, dostając dobre noty i oto mamy asystentkę jednego z największych skandalistów. Czy jej to przeszkadzało? Wręcz przeciwnie. - Cóż... mija... zaczął się dopiero. - wzruszyła ramionami robiąc zniesmaczoną czy tam zrezygnowaną ilością pracy minę. - Wbrew pozorom, jest niegroźny. - dodała rozmasowując sobie kark wolną dłonią.
- No - kiwnęła, zadowolona z tego, że Is przyznała jej rację. Nawet nie przejęła się czy zastanowiła nad tym, że to mogło być powiedziane tylko dlatego, byleby nie było żadnych pretensji. Ida mało co zwracała uwagę na takie sprawunki. - Może to na sam początek? - parsknęła. - Dosyć często o nim piszą, ale w sumie... nie wiem - zmarszczyła nos i wytarła dłonie, by zasiąść przy niewielkim stoliczku. - Dużo pracy masz?
- Mam się zapisać na kurs... radzenia sobie w takich sytuacjach? - Bo przecież kursów samoobrony wtedy nie było! A co zrobić jak facet jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w tym mieście? Można się ciekawych rzeczy dowiedzieć. Miała teraz dostęp do tylu informacji! - Trochę, ale wszystko pod kontrolą. - uśmiechnęła się. Jako nowa w pracy miała... trochę sprzątania po poprzedniej pracownicy. - A ty? Kiedy mogę przyjść na próbę generalną?
Idriya zmrużyła oczy i przyjrzała się siostrze. - Patrząc na to, że nami opiekuje się Isabela, a ty niekiedy zachowujesz się tak jak ona... to chyba żadne kursy nie będą ci potrzebne na twój cięty język - powiedziała, by po kilku sekundach rozciągnąć usta w uśmiechu. - Szybko załapiesz to, co tam masz robić - westchnęła i zaraz się zaśmiała. - Do próby to jeszcze trochę czasu jest, więc dowiesz się w swoim czasie. O ile nie spanikuję - skrzywiła się.
Akurat język i Oliver Black to niezbyt dobre połączenie. Jakoś się autorce nie podobała taka kolokacja. Isleen natomiast zagryzła policzki i zrobiła zaciętą minę spoglądając na siostrę spod byka. Nie była Isabelą. Nie cierpiała kiedy wszyscy jej to wkoło wypominali. A szczególnie Ida. Dlatego nie skomentowała tej odzywki. - Ważna rola. - uniosła brwi odstawiając wodę. Przystawiła dłoń do skroni próbując rozmasować z niej ból. - Może sporo ważnych gości przyjdzie. W końcu Ida była na tym całym weselu. A tam to podobno grube ryby. Oprócz tych tam... wynalazców.
Nie wiem czemu jej się nie spodobała. Masz w końcu kobiecą postać, więc może to Black zrobi minetę Isleen. Uważam, że trafne określenie, o. - Och, no nie bocz się! To akurat jest dobre, jak potrafisz odpowiedzieć, nie? - parsknęła i potrząsnęła głową. Sama pewnie też po Isabeli kilka tych odzywek miała, aczkolwiek te najczęściej stosowała wobec najstarszej siostry. - Nie wiem czy ważna - powiedziała i zaczęła wykrzywiać wargi w niezdecydowaniu i jak siostra powiedziała o ważnych gościach, to Ida złapała się za policzki. - Pewnie spanikuję i zapomnę mówić, a to się źle skończy, o nie...
- Zostałaś stworzona do teatru. - powiedziała łagodnie, z uśmiechem. Zawsze uważała, że ludzie którzy brną w to naprawdę, muszą mieć swego rodzaju wrodzony dar. Łatwość, czy jakkolwiek to nazwać. Może człowiek się przeobraża, dopiero mając przed sobą kwestie, stąpając po deskach. - Będę ci krzyczeć kwestie zza kulis. - uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Ida spojrzała na siostrę niepewnie, jakby nie chciała wierzyć w to, co właśnie słyszała. Zaraz jednak uśmiechnęła się delikatnie, być może jeszcze nieufnie, ale w przypadku średniej Callahan to to szybko minie. - Mam nadzieję - powiedziała z rozbawieniem, opuszczając dłonie ze swoich policzków. - Inaczej będę mówić wszystko, co mi przyjdzie do głowy, a to chyba źle się skończy - kiwnęła lekko. - Chyba na pewno.
- Improwizacja nie jest taka zła. - powiedziała od razu, puszczając jej oczko kiedy odwracała się do blatu. Nalała sobie jeszcze trochę wody i upiła kilka łyczków. - Pójdę się położyć na chwilkę. - uśmiechnęła się słabo. - A potem znikam. - wystawiła rękę przed siebie i pomachała siostrze na odchodne, oddalając się z kuchni.
Ha, w rzeczy samej! Nic nie działo się w życiu Idriyi, która przed dwoma godzinami pożegnała się z najmłodszą siostrą, ponownie pozostając samej sobie w tym, jak na jedną osobę - całkiem sporym, mieszkaniu. Wszechobecna cisza i spokój wydawały się kojące. Szkoda tylko, że ich nadmiar przeradzał w przytłaczający ciąg po-krótszych chwil. Przynajmniej z upływem czasu Ida traciła tegoż poczucie, zapominając o jakichś troskach, kiedy popadała w zadumę. Aktorka jednak nie mogła cały czas się lenić. Musiała coś porobić. Posprzątane były, kwiaty zmienione, jak i drobne ozdoby w salonie czy też w jadalni. Sypialnia Idy nie przyciągała do siebie tak, jak co poniektórych by potrafiła. Nic więc dziwnego, że ostatecznie zdecydowała się na to, aby poćwiczyć. Sięgnęła do arkuszy, które pozostawiła w salonie przy gramofonie i usiadła w jadalni. Tam zaczęła je przeglądać i powtarzać kwestie czy też zachowania lub reakcje, jakie miały nastąpić w danym momencie. Ba, ustawiła nawet przed siebie lusterko, modląc się, by te nie spadło i się nie zbiło. - Ach czy ci nie żal, tylu zmarnowanych lat? - spytała samej siebie, uśmiechając się do swojego odbicia. Zaraz ściągnęła brwi, a uśmiech zbladł. Dziwnie to wyglądało. Ida powtórzyła kwestię z mniejszym uśmiechem i większą powagą, po czym pokręciła głową. - Ach czy ci nie żal, tylu zmarnowanych lat? - rzuciła raz jeszcze, z nieco dramatycznym tonem i zaraz przygryzła wargę, spoglądając na swoje odbicie, w które wpatrywały się namiętnie. Zaczęła bowiem sprawdzać swoją mimikę, wykrzywiając usta, raz po raz marszcząc brwi i mrużąc oczy. Udawała zamyślenie i roztargnienie, by zaraz sprawić, że oczy się zaszkliły, a w następnym momencie parsknięcie wyrwało się z jej gardła, całkiem melodyjnie. Callahan palcami przesunęła od boków stołu do samego środka, splatając je ze sobą. - ...przemijających beztrosko dni i czasu, jakiż to nie wróci? - powtórzyła i zaraz pacnęła się w nos, bo jej nie pasowało, bo miała dość. I tak minęła pierwsza godzina. Druga, a do trzeciej nie doszło, bo Ida z pogorszonym humorem zasiadła w salonie, trzymając w dłoniach alkohol, którego sączyła. Może i czytała skrypty, nucąc pod nosem to, co leciało w gramofonie. Potem uznała, że to, że nic się nie dzieje to po prostu jej życie. O, taka nudna była. Aż jej się smutno zrobiło.
Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Na pewno zmieniło się tyle, że Lily dyrygowała w domu praktycznie wszystkim. Takie miał dziwne wrażenie. Nie lubiła go, cóż za dziwne przeczucie. - Nie wiem... chyba... chyba dopiero się przyzwyczajają do życia razem. - Do życia razem i ze mną, to na pewno chciał Rzek wyrzec, ale zabrzmiałby naprawdę smutno. Taki los. Co zrobisz. Ano nic. Maszerowali właśnie jedną z uliczek, kilka minut od kamienicy Callahanek. Autorka nie chciała już kolejny raz pisać w uliczce numer dwadzieścia, bo jeszcze by się okazało, że są sąsiadami... a może?
Pewnie go nie lubiła, bo widział jak palcami babrała w sobie i ją nakrył, i jej było głupio! Dobrze, że Idriya o tym nie wiedziała, bo pewnie nie wiedziałaby też, co powiedzieć. Nic nowego. - Nie jestem jakoś zdziwiona - powiedziała z uśmiechem. - To zawsze jakaś zmiana. Mniejsza lub większa, prawda? - przeniosła spojrzenie z drogi na Ezekiela, przyglądając się jego profilowi. Pewnie są sąsiadami. Może nie tak bliskimi, ale daleko też do siebie nie mają. - A... jak ty się z tym czujesz, że twój brat już rodzinę zakłada? No, ma zamiar? - spytała i podrapała się po nosie. Głupie pytania zadawała, ale czego się spodziewać?
Wzruszył ramionami. Co on mógł właściwie? Uśmiechnął się pod nosem zerkając kątem oka na Idę. - Mówili coś, ze nie spieszą się z dziećmi. Będą się opiekować mną. Taki wstęp do rodzicielstwa. - Ale on przecież siedział całymi dniami w swoim pokoju lub warsztacie. Nie wychylał się za bardzo, chyba że po jakieś śrubki, czy elementy protez, mechanizmów. Był bardziej mechanikiem niż protetykiem. - Mieszkasz tu? - zapytał. To było dosłownie w równoległej ulicy.
Idriya zrobiła rozbawioną, a zarazem pełną politowania minę po usłyszeniu słów Ezekiela i pokręciła głową. - Nie przeszkadza ci to? - spytała. - W sensie czy nie będzie ci to przeszkadzało, jak skupią się na tobie? - sprecyzowała, zaplatając dłonie za swoimi plecami i krocząc dalej nieco tanecznym, ale wbrew pozorom nadal spokojnym krokiem. - Tu? Nie - wskazała na odpowiednią kamienicę, która była tuż obok. - Tam.
- Nie jestem pewien. Wolę jak Nicolas skupia się na wynalazkach. - odparł zerkając na Idę kątem oka. Splótł ręce za plecami. - Ty wolisz kiedy ludzie koncentrują się na tobie, bo to jest twój zawód. Ja... wolę kiedy zwracają uwagę na... no nie wiem... - podrapał się po karku. - Pogubiłem się trochę. - dodał zerkając w kierunku kamienicy, o której wspomniała.
Zastanowiła się. - To zależy - przyznała. - W pracy może i tak, wolę... chociaż nie tyle, co wolę, a po prostu się przyzwyczaiłam, a prywatnie można powiedzieć, że wygodniej mi jak też na mnie nie zwracają uwagi - wyjaśniła i przechyliła się w stronę Ezekiela. - Też nie lubię jak starsze czy w moim przypadku i młodsze rodzeństwo, za bardzo się interesuje, choć to miłe - zaraz się wyprostowała po tych słowach. - W związku z czym się pogubiłeś?
- W związku z moją poprzednią wypowiedzią. - odparł z uśmieszkiem na ustach. Szli powoli w stronę odpowiedniej kamienicy. - Nie wiem, nie jestem chyba zbyt... społeczny. - wzruszył ramionami.
- ...ja teraz zaczynam się gubić - zaśmiała się, prawą rękę umiejscowiła na barku po tej samej stronie, spoglądając przez chwilę na Ezka, a potem przed siebie. - Może po prostu nie interesują cię ludzie? Albo nie ta grupa czy coś?