Będą mieć chyba pierwszy raz tą noewątpliwą przyjemność, rozmawiania z Panią Marchant. Przetarł powieki dłonmi. Potrzebował tu wsparcia ogniowego, nie zostawi Nico samego. Jeszcze mu coś głupiego do łba strzeli. Usłyszawszy głos kobiety, wziął głęboki oddech. - Dzień dobry, pani Marchant, z tej strony dr Joshua Grant. Mogę Pani zająć chwile? —zapytał
Prąd już działał. Greant miał szczęście, że Fanny akurat była w domu. Chciała dziś zostać z Williamem. - Panie Grant? - uniosła brwi, czego zezczyzna nie mógł zobaczyć.- Cóż takiego się stało?
No cóż, wyższa konieczność. Wszystko dla przyjaciela. - Jestem teraz u Nico. - zaczął - Znaczy Nicolasa Fitzroya. - poprawił się, bo nie orientował się, jak oni się do siebie zwracali. Mówił dość cicho - Wiem, że pewnie ma Pani mnóstwo innych zajęć i własnych problemów, ale to dla mnie podbramkowa sytuacja. Nie chciałbym go teraz zostawiać samego. Nico wspominał mi kilka razy o Pani i to w miłych słowach, wiec... Westchnął cicho. - Jego brat Ezekiel nie żyje, zginął podczas burzy, znaleziono jego ciało rano. Do tego jego żona Liliane została uznana za zaginioną, małe prawdopodobieństwo, że znajdą ją żywą. Boje się go zostawić samego, a ja muszę wracać do pracy. Jest w naprawdę złym stanie - No. I chyba tyle - Chyba, że może Pani zna kogoś z kim on się przyjaźni i moglby z nim zostać
- Ezekiel nie żyje...? - przełożyła dłoń do ust. Nie mogła w to uwierzyć. Ezekiel? Ale jak to? - To pewne? Druga informacja też nie była dobra. Liliane nie mogła przecież od tak sobie zaginac. Miała przecież pracę do zrobienia! - Minął dzień, może po prostu nie miala jak wrócić do domu?
- Bardziej martwy być nie mógł. - skwitował jej pytanie - Osobiście poszedłem to sprawdzić, gdy usłyszałem, że to Ezekiel. Nie chce Pani wiedzieć jak wyglądał. - Aż się skrzywił, na samo wspomnienie. - Dlatego też mowie zaginiona, nie martwa. Jednak faktem jest, że Nico zaraz zostanie całkiem sam, a wolałbym tego uniknąć. - westchnął znowu. - I zdaje się nie będzie mnie parę dni, dostaliśmy sygnał S. O. S z pustyni, przyda się każdy medyk
"Bardziej martwy być nie mógł"?! Grant, ty nieczula bestio! Fanny aż włos się zjeżył na głowie. To było straszne. Biedny Nicolas. Podczas jednej burzy stracił brata ( w dodatku bliźniaka) i żonę. Swoją ukochaną żonę. W dziennikarce walczyły teraz dwa żywioły: ciekawość i współczucie. Chciała zapytać o ten sygnał. Ale Nicolas był przecież jej przyjacielem. - Rozumiem. Wybiore się do niego w najbliższym czasie...
- Dziękuję - odetchnął z ulgą. - Naprawdę jestem wobec Pani zobowiązany, pani Marchant. Będę spokojniejszy gdy ktoś z nim będzie. No nic, trzeba kończyć, w końcu nie jego telefon. - Mam nadzieje, ze nie ucierpieli Państwo podczas burzy. - No przecież trzeba być miłym, nawet gdy Fanny robi mu problemy u Henry'ego
- Nie musi mi pan dziękować. Nicolas to mój przyjaciel - stwierdziła oczywiste. Zresztą butrata Liliane nie tylko Fitzroya ubodła. Fanny wciąż wierzyła, że jej pracownica się odnajdzie. A Ezekiel...? A może to jednak nie on? Ile razy Grant mógł go widzieć? Może go z kimś pomylił? - Na szczęście nie. Dziękuje. Mam nadzieję, że pan również?
Owszem miał niezbity dowód - akt zgonu. - Nie, mieszkanie nie ucierpiało na szczęście, szpital jest za to dość zniszczony. - powiedział spokojnie. No nic. - W takim razie, już nie zawracam głowy. Gdyby pan Marchant chciał się ze mną skontaktować, w związku z moim nowym projektem, wszelkie informacje przyjmie moja nowa asystentka, Esme. Do widzenia. I każde mogło odetchnąć z ulgą