Zrujnowana dzielnica mieszkalna styka się z Trzecią Strefą. Odważni mogą dotrzeć do niej skrótem przez Boczną Uliczkę. To miejsce jest puste i martwe, jak jego dawni mieszkańcy, których podobno wciąż można znaleźć pod gruzami, tak jak ich skarby.
Potrzymała lampę i starała się świecić tak, żeby Red wszystko widział. Jednocześnie sama wyciągała szyję i patrzyła co i jak. Spojrzała po szafie.. Dziwne te slady. jakby tam było przejście! Jak w ksiązkach! Uśmiechnęła się lekko pod nosem. - jak to miejsce znalazłeś?
- Mówiłem ci że tutaj można znaleźć wiele rzeczy, mało kto tu się kręci, a ja lubię - na twarzy Reda pojawił się cwaniacki uśmiech. Zaparł się napiął mięśnie jednak nic nie ruszyło, a jedynie zatrzeszczały deski. - Spróbuję jeszcze raz! - rzucił po czym ponownie zaparł się i jeszcze mocniej naparł na łom - wiesz że mam mapę tych ruin - dodał z dumą w głosie.
Nigdy nie powie, że zerkała przy okazji na Reda, no, może bardziej na mięśnie napręzające się pod skórą. Na prawdę miała nadzieję, że uda mu się otworzyć to, co by chcial. Ciekawe co tam jest? Odsunęła się pół kroku gdy polecialy cegły. - Mapę? Skąd? - zainteresowałą się.
Mimo wysiłku nic nie ruszało. Red oparł się o ścianę. - Dał mi ją pewien facet z fabryki... przyświeć mi na drzwi szafy - mruknął Red podchodząc do niej - może... Sięgnął, dłonią do klamki. Ewidentnie coś było nie tak z tą szafą. - Jaaaak tooo przeeesunąć - mruczał sam do siebie.
To było okropne, że Red znowu nie potrafił odsunąć szafy. Znowu! Dobrze, że wpadł jednak na to, by chwycić za klamkę. Ku jego zaskoczeniu... drzwiczki się otworzyły. A co dalej? Oczom Rydera ukazała się wyrwa w ścianie. Szafa musiała być naprawdę dobrze do niej przytwierdzona. Chyba czas zabrać lampy i wejść do środka.
No, jaki facet. Najpierw siłowo zamiast sprawdzić drzwiczki. A takie proste rozwiazania ma przed nosem! Naina świeciła i świeciła i jak tylko szafa sie otwarła to zrobiła krok w przód. Spojrzała na Reda. - Idziesz przodem? - wydawalo jej się to oczywiste, więc podsunęla mu lampę.
- Widzisz - rzucił schylając się do dziury - tu jest przejście! Dodał uradowany po czym wszedł do środka. Było ciemno ale w końcu mieli lampy, no tego Red się nie spodziewał. - Świetnie, idziemy - dodał po czym ruszył przed siebie.
Amos czekał na Leę przy wejściu do zrujnowanej dzielnicy. Przysiadł przy ścianie jednego z budynków i obserwował główną drogę, jeśli Lea przyjdzie, będzie musiała iść właśnie tędy. Po chuj to w ogole robił, tę pomoc w strzelaniu? Zastanawiał się czy ciasna dziurka studentki jest tego warta... No ale przecież mogło chodzić o coś innego, nie? Kto powiedział, że taki grubo ciosany chłop jak Amos nie może ot tak po prostu polubić odważnej dziewczyny?
Gdzieś na obrzeżach. Dobre sobie. Świetne żeby się umówić. "Gdzieś". Może tu, a może pól kilometra dalej. Więc dreptała sobie, może tylko lekko niepewna w takiej okolicy i czekała na cud, że znajdzie Amosa.
Dłubał sobie jakimś patyczkiem w zębach i obserwował. No i co innego miał robić? Wiersze pisać, haiku jakieś? Czerwone słońce / Nad śmiercią pustyni / Och, ja pierdolę. Tak, byłby w tym świetny... Ale wolał bardziej konkretne rzeczy w życiu niż jakieś artystyczne pierdoły, choć - nie zapominajmy - Amos jest we wszystkim dobry. A jak Lea pozwoli mu oodwinąć sukienkę to się o paru rzeczach przekona.
Zobaczył ją, gdy błąkała się gdzieś w oddali. Wypluł patyk w suchy piasek, wstał i ruszył wolno w jej stronę.
- Sikoreczko! - krzyknął i machnął ręką do dziewczyny.
Nie miała najlepszego humoru i zastanawiała się nad tym czy jest bardziej zła czy smutna czy najbardziej to przed okresem. Amos znów będzie marudzil na wszystko i nie chciał jej słuchać, ale Lea nie zamierzała się już odzywać tyle, co wcześniej. na pewno nie. Obróciła się w stronę zawołania i uśmiechnęła mimowolnie, miala nadzieję, że mężczyzna tego nie widział. Rusyła w jego stronę. - Dzień dobry. - przywitała się i rozejrzala. - Dokąd dalej idziemy?
Może Amos miał empatię na poziomie zero, ale wiedział jakie są zasady. Kobieta się uśmiecha - jest dobrze. Na twarzy ma coś innego - trzeba doprowadzić do uśmiechu. A potem do orgazmu. Ale przecież nie powie jej tego na głos. Jeszcze się obruszy, jak wtedy gdy w Morganie gapili się na jej cycki. Ale serio, kto by sie nie gapil?
Objął ją ramieniem. - No, sikoreczko, co to za mina? - zaśmiała się. - Jak sobie postrzelamy to od razu ci się humor poprawi. - wskazał palcem w głąb dzielnicy. - Jest tam całkiem spory płac, poustawiamy na starej fontannie puszki czy co tam znajdziemy i sruuuu, do dzieła. No i nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Może i proste, ale na razie działa. Ciekawe jak długo, bo to jednak bardziej skomplikowana sprawa z tymi babami jest. Cholera wie w sumie. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się, choć poczuła się trochę niekomfortowo gdy ją objął. Ale nie protestowała jak na razie. - Nie, to tylko gorszy dzień. Przepraszam. - wyjaśniła. Stwierdziła wcześniej, że będzie udawać chociaż, że czuje się okej. Żeby nie marudził. - To chodźmy. - ruszyła, przy okazji wyślizgując się z jego objęć. - Na pewno nie ma tu ludzi?
- No to powiedz, co cię wprawia w gorszy dzień, to będę tego unikać. - zaśmiała sie - Wole cię nie prowokować, gdy będziesz miała spluwę w ręce.
Szli obok siebie w wyznaczonym przez Amosa kierunku. Czy byli tam jacyś ludzie? O, na pewno ich nie było. Amos zadbał o wybranie miejsca, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzać. W razie czego.
Kiedy dotarli na niewielki plac z fontanna, Od razu zaczął sie rozglądać za przedmiotami, w które można strzelać. Chociaż pewnie jak na razie Lea będzie sie musiała przyzwyczaić do trzymania broni w lewej ręce.
"Wszystko" miała ochotę odpowiedzieć. - Nie, to nic takiego. Nieważne. - mruknęła i przyśpieszyła lekko, by dostać się szybciej na miejsce. Jeśli Amos liczyl na dobranie się do Lei i to na świeżym powietrzu to się grubo przeliczył. Oj, grubo. Na pewno marzeniem przyszłej pani botanik nie był pierwszy raz ze szkłem w dupie i piaskiem jeszcze gdzie indziej. Dziewczyna stanęła przy fontannie i rozejrzała się. - Zbieramy puszki? - zapytała, choć nie czekała na odpowiedź i zaraz ruszyła zbierac conieco, choć dziwnie się czuła. Znosiła po jednej, trzymając ją w dwóch palcach.
- Jak masz trzymać w ręku broń, to dla mnie ważne. - odparł, ale juz mie wnikał. Z doświadczenia wiedział, ze wnikańie w kobiece humory nie kończy sie niczym dobrym. To są jakieś pieprzone labirynty emocjonalne, nawet z nicią Ariadny byłoby trudne. Amos nie zamierzał sie w to pakować.
Pomógł jej trochę zbierać puszek, a potem Przysiadł na fontannie i poklepał miejsce obok siebie.
Otrzepała dłonie, potem z torebki wyciągnęła chusteczkę i je wytarła, a i tak miała wrażenie, że są brudne. Umylaby je w fontannie gdyby ta działała. Usiadla obok Amosa i wyciągnęła z torebki rewolwer. Podała go mężczyźnie i czekała na osąd. Miała nadzieje, że nie jest zapiaszczony czy coś.!
Broń pooglądał okiem znawcy, rozłożył w parę krótkich chwil. Zajrzał w każdą część, przedmuchał, sprawdził, czy wszystko w porządku, po czym złożył broń znowu i podał Lei.
- Jest w porządku. Podstawowy model, ale dobrej jakości. - wstał i wziął się pod boki. - No dobra, to teraz coś prostego. Bierz spluwę w lewą dłoń.
Położył jej dłonie na ramionach i przesunął k kilka kroków od postawionych na fontannie puszczek.
- Spróbuj na razie celować, powiem ci co robisz źle. - asekuracyjnie stałął za dziewczyną.
Odebrała broń. - To dobrze. Bałam się, że się zapiaszczył, a ja o nim zapomniałam i.. - przygryzła wargę, bo własnie przyznała się przecież do niedbalstwa. - No chyba nie chciałam go oglądać po powrocie z pustyni.. - co prawda nie użyła go sama, miał go Marchant, ale zawsze. Wzięła broń w lewą dłoń i miała wrażenie, że całą naukę trzymania tego dziadostwa szlag sztrzelił. Starała się stanąć tak jak wtedy uczył ją wuj, ale w drugą stronę. Wydawalo jej się, że jej nie wychodzi. Zmarszczyła nos, zdenerwowana.
Widział jak się miota w strzeleckim ustawieniu, nie wie która strona do której, jak odpowiednio złapać za broń. Przewrócił oczami. To tyle jeśli chodzi o nauki wujka. Teraz czas na Amosa. Bez słowa zaszedł ją od tyłu i zaczął ustawiać. Najpierw kopnął lekko prawą nogę Lei, by wystawiła ją do przodu, potem ustawił jej ramiona tak, by to prawe również wysunęło się w stronę wyimaginowanego przeciwnika. Była w tych ruchach jakaś stanowczość i grubiaństwo, ale dłonie które obracały ciałem dziewczyny były delikatne. No, jak na Amosa. Przekrzywiĺ jeszcze jej biodra, a potem położył dłonie na rękach dziewczyny. Lewą rękę ustawił jej tak, by trzymała za spust, prawą nałożył na lewą - dla stabilizacji. Odsunął się o dwa kroki i z satysfakcją skinął głową.
- Rasowy strzelec. - rzucił że śmiechem. - Pewnie ci niewygodnie, prawa strona cię ciągnie, ale przyzwyczaisz się. Teraz wyceluj i strzel w jakąś puszkę.
Odsunął się Lei za plecy. Asekuracyjnie.
(Proponuje żeby pierwszy strzał był pudłem. Chyba, że bardzo chcesz kostki.)
Zdziwiła się trochę i mógł pewnie poczuć, że na chwilę zesztywniała, starając się odsunąć od niego w jak najbardziej dyskretny sposób, ale kilka chwil później odpuściła, skoro miał ją i tak poprzestawiać i tak. Było jej niewygodnie w tę stronę, nie czuła tego zupełnie. Gdy miała broń w prawej ręcej wszystko szło dobrze, ale teraz.. Może i dobrze, że Amos ją tak poustawiał, bo było jej ciężko. - Niewygodnie jest w tę strone. - potwierdziła. - W ogóle tego nie czuję.. w drugą umiałam.. - zagryzła wargę. W końcu skupiła się i wycelowała, a pocisk przemknął gdzieś koło puszek, ponad nimi w sobie tylko znanym kierunku. Skrzywiła się wyraźnie i opuściła ręce. Prawa zabolała od odrzutu, może to przez to? - Prawa wciąż mnie boli. - rzuciła do Amosa, oglądajac się przez ramię.
Wiedział, że spudłuje. Dziewczyna była totalnym nowicjuszem i do tego musiała się od razu nauczyć strzelać z lewej ręki. Amos nie wiał wątpliwości, że w końcu będzie dobrze strzelać. Ale najpierw - no kurwa! - musiała pozbyć się tej blokady we łbie, że nie potrafi, że nie może, że to lewa ręka, że boli.
- W życiu jeszcze wiele rzeczy cię zaboli, sikoreczko. - powiedział wyciągając papierosy i zapalając jednego. Nie częstował dziewczyny, pamiętał, że nie pali. - Ale to nie znaczy, że masz się poddawać.
Znowu do niej podszedł. Papieros tkwił w jego zaciśniętych ustach, gdy obejmował dziewczynę, kładąc swoje wielkie ręce na jej drobnych dłoniach trzymających broń. I żeby nie było - odchylał głowę, co by nie spalić dziewczynie włosów! Łysa kochanka, to by dopiero był żart. Ustawił ją w odpowiedniej pozycji. Jasne, czuł, że jest jej nieswojo, ale szczerze? Nie obchodziło go to. Skoro chciała się nauczyć strzelać, musiała znieść to i owo. Zwłaszcza, że rzeczywiście ustawiał ją z dobrej woli, a nie z woli jegomościa w rozporku.
- Oddychaj, nie denerwuj się, skup na celu. - wymamrotał z papierosem w ustach. - Wyobraź sobie, że to ten skurwiel, który ujebał ci palce... O, tamta puszka to on. Strzelaj.
Kosteczki Dwie idą w ruch 21-18 - kula strąca puszkę 17-14 - kula muska puszkę tak, że ta się chwieje ale nie spada 13 i w dół - pudło, ale pudło w dobrym kierunku
Słuchała go uważnie, choć troche obawiała się tego papierosa. No i dym nie był najprzyjemniejszy. W końcu jednak skupiła się, ustawiona znów przez Amosa, zmrużyła oczy i strzeliła, kolejny raz pudłując. No pieknie. Skrzywiła się ponownie i wstrząsnęła prawą dłonią, która znów zabolała, ale Lea nie odezwała się tym razem. - Jeszcze raz. - mruknęła do siebie i podniosła ręce.