Step Wschodni porastają niewysokie trawy oraz kaktusy, w których cieniu skrywają się mniejsze stworzenia. Teren nieosłonięty przed słońcem. Im dalej zmierza się w stronę południa, tym mniej roślinności można spotkać. Niekiedy na stepach można natknąć się na Intshe.
Niestety nikt nie wtajemniczył Victora w te sprawy. Może dlatego, że powszechnie uważało się, że jest paplą? Ale jeśli powiedzieć mu dosadnie, by zatrzymał coś dla siebie to by zatrzymał. - Chodzi o Wiktorię? - uniósł brwi, spoglądając na Josha. Nie żeby trudno było wyciągnąć takie wnioski, szczególnie po ich wczorajszej rozmowie. - Słuchaj słyszałem plotki, że niby mieliście romans w czasie ostatniej wyprawy. Pielęgniarki czasami za dużo mielą jęzorami - dodał, wywracając oczami. - Nie żebym w to wierzył, ale... - zastanawiał się nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć. - Myślę, że powinieneś znaleźć sobie kobietę, to przestaniesz być tak beznadziejnie zakochany w Wiktorii. A na takich plotkach cierpi twoja reputacja. Także no... uważaj, stary - wzruszył ramionami. Uznał, że co miał powiedzieć powiedział i nie będzie już więcej wracał do tego tematu. - A to niby czemu? Taka jest brzydka, że byłoby mnie na nią szkoda? - wyszczerzył zęby. - W sumie zdążyłem już zapomnieć, że jesteś psychopatą. Dzięki za przypomnienie - zaśmiał się.
Pewnie by powiedział, jak to było naprawdę...ale nie chciał. Nie chciał heh pogrążyć, nie chciał narażać córki i nie chciał przyznać, że kolejny raz dał się uwieść, odepchnac, zrobić z siebie idiote . I jeszcze teraz miała urodzić Nedowi dziecko...A co do pozostałych tematów, o których Grant mu nie mówił, to przynajmniej niektórych Victor mógł się domyślić, głupi nie był. Miał oczy i widział, co się dzieje i jak wygląda. - Jasne - Nie patrzył na niego, dopóki znów nie podjęli tematu Esme. - Chciałbyś. - prychnal - To moja kuzynka, Esme . Szczupła, ładna, ruda, cięty jęzor, natychmiast się rzuca w oczy. Jest nietykalna, jasne? I jak już zauważyłeś, mam coś z psychiką i Lubie rzucać przedmiotami - zmruzyl niebezpiecznie oczy
Może i tak. Victor był jednak osobą bardzo zajętą sobą. W pewnym stopniu egoistyczną. Służył dobrą radą, mógł wspierać kumpla w potrzebie, ale nie zamierzał być przy tym nachalny. Jeśli Josh sam nie zwracał się do niego o pomoc, Victor nie zamierzał się narzucać. Taką miał naturę. Poza tym nie zamierzał dokładać sobie zajęć, kiedy i tak miał już mało czasu na życie poza szpitalem. Dowiedziawszy się o co chodzi z asystentką Victor parsknął śmiechem. - O kuzynkę akurat nie musisz się martwić - zapewnił go, wciąż susząc z radością zęby. - Z twoją rodziną akurat nie chciałbym mieć nic wspólnego - znowu się zaśmiał. Czy mówił szczerze, czy tylko sprawę bagatelizował, bo nabrał po takim wstępie ochoty na Esme? Kto go tam wie!
- No i bardzo dobrze - burknął. Gdyby jeszcze wiedział, że Esme zadaje się z tym Ledwitchem... Cóż to mogłoby być zabawne, jak Victor próbuje ratować zad przed zazdrosnym myśliwym. Co jak co, ale swojej jedynej rodziny, miał zamiar bronić jak anthwal. W końcu wiedział, jak Victor traktuje kobiety. .
Jak Victor traktuje kobiety? Właśnie dobrze, skoro tak do niego lgną. Jeszcze nie widziałam, by jakaś kobieta była niezadowolona ze znajomości z Howardem. - Póki co zresztą i tak liczy się tylko Aurora - powiedział, chyba nawet zanim zdążył to przemyśleć. Ale wszystko w porządku. Za dużo powiedzieć nie powiedział. - Ale dość o kobietach. Brakuje mi ich tu na pustyni. Tych ładnych. Chociaż ta Lea... - obejrzał się, by popatrzeć na Leanne. Jeśli to zauważyła uśmiechnął się do niej i wrócił wzrokiem do Josha.
Uśmiechnął się kącikiem ust. Aurora najważniejsza? No proszę. Aż poczuł duch swata i się zastanawiał, czy byłby w stanie ułatwić mu to spotkanie? Chociaż Victor, w odróżnieniu od niego, był rozgarnięty i pewnie lada dzień poprosi Oselówne o spotkanie. - Lea? - spojrzał dyskretnie przez ramię. W jakiś dziwny sposób przypominała mu Naine i nie wiedział co o tym myśleć. - No...tak, chyba tak - włożył znów ręce do kieszeni. - Nadal nie mam godnego stażysty, nie mam pojęcia kogo przyjmują na tą protetyke. Zero logicznego myślenia, zero świeżej wizji, tylko kują na pamięć te regulki, a w praktyce wychodzi, że nic z tego nie rozumieją - stwierdził wyraźnie rozezlony
Uśmiechnęła się widząc spojrzenie Howarda. W końcu miała dobre wspomnienia, pomógł jej chłopak, nie? Dobrze, że nie słyszała o czym mówią idąc kawałek dalej.
Victor nie zamierzał się do tego przyznawać, ale mimo do tej pory wymieniali tylko listy polubił Aurorę. To był dziwny rodzaj relacji. Ale czy różnił się wiele od sposobu w jaki zaczynamy kochać bohaterów ulubionych książek? - Ładny ma tyłek - dodał półgłosem, co by nie usłyszeli go inni uczestnicy wyprawy poza Joshem. - Ta Lea... chyba jednyna osoba tutaj, na której warto oko zatrzymać. Chociaż wciąż uważam, że jest szalona wybierając się na takie wyprawy - uznał, ale może w pewien sposób go to fascynowało? - No, nie ukrywam drugiego takiego jak ja nie znajdziesz - roześmiał się. - Ale mogę zrobić małe rozeznanie jeśli uniwersytet zorganizuje kolejną potańcówkę. Podeślę ci najlepszych.
Mieli nie rozmawiać o kobietach, ale Victor widać ten temat ubostwiał. Nic dziwnego, że go uwielbiały. Przystojny, przyszły chirurg, do tego wie jak im zawrócić w głowie. Grant na studiach zdecydowanie za dużo czasu poświęcał poglebianiu wiedzy i teraz miał tego efekty, jeżeli chodzi o sferę towarzyską. - No to na co czekasz? — mruknął do niego - Przecież widać, że jej w oko wpadłes. Sama się nie poderwie. Na jego słowa o podeslaniu najlepszych stażystów, kiwnal dziekczynnie głową.
Victor udał, że się waha. Jeszcze raz obejrzał się ukradkiem na Leanne i potarł dłonią podbródek. - Myślisz, że powinienem? - zerknął na Josha, ale zaraz mało się nie roześmiał. - No dobra, koniec tego teatru. Idę podenerwować pana zoologa - uśmiechnął się szeroko i zwolnił kroku aż zrównał się z Leą. - W porządku? - zagadnął ją z lekkim uśmiechem, ignorując kompletnie Anthony'ego.
Ostatnio zmieniony przez dr Victor Howard dnia Nie Cze 21, 2015 7:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Podenerwować pana zoologa i Charlesa i Amosa i chyba trochę Tośka. Leanne szła z pełną obstawą, która się nawzajem chętnie by zeżarła czasem. Więc każdy tylko na nią kątem oka zerkał. - Oprócz tego, że zaraz mi plecy odpadną to jasne - uśmiechnęła się szerzej, patrząc na Victora. Podrzucila plecak na ramionach. - I proteza mi się przypiaszczyła, ale nie wiem czy jest sens ją teraz czyścić.
No cóż wszyscy ci panowie mieli swoją szansę u Lei i jeśli do tej pory nie zdecydowała się na żadnego z nich to chyba oznacza, że wszyscy czytelnicy mogą spokojnie wspierać Team Jacob Victor. - Jeśli chcesz mogę pomóc ci nieść bagaż - zaproponował, chociaż miał ogromną nadzieję, że Lea odmówi, bo miał wystarczająco swoich tobołów. Ale, że był gentlemanem gotów był przyjąć jej ciężar na swoje barki. Jak to ładnie zabrzmiało, hehe. - Tego na pustyni niestety nie unikniesz - uśmiechnął się współczująco. - Mogę zobaczyć? - wyciągnął dłoń, w nadziei, że Lea poda mu własną, by mógł przyjrzeć się protezie. Zastanawiał się, czy był to tennajnowszy prototyp Granta.
- I wyglądałbyś jak tragarz. Nie. Jakoś poprzednimi razami dawałam radę, wiec teraz też dam - uspokoiła go. - Jasne - wyciagnęła do niego rękę z protezą dwóch palców. III typ, bez modułów dodatkowych, tylko z nożykiem, któego Leanne nikomu nie pokazała jeszcze.
Skinął głową, naprawdę rad, że nie zrzuciła na niego szczęśliwa swoich rzeczy. - Ale jeśli chciałabyś go komuś oddać chociaż na chwilę to jestem do twojej dyspozycji - uśmiechnął się do niej ciepło. Dlaczego wydawała się tak normalna i sympatyczna, kiedy gdzieś tam głęboko musiała być zdrowo walnięta? Złapał delikatnie jej dłoń i przyjrzał się protezie. - Mój znajomy jest protetykiem - powiedział, puszczając jej dłoń. - Ten kędzierzawy tam z przodu - wskazał brodą na Granta. - Tak, to ten Joshua Grant! Jeśli będziesz kiedyś czegoś potrzebowała daj znać, a załatwię ci wizytę bez kolejki - mruknął do niej porozumiewawczo. W sumie to właśnie robił koledze reklamę!
- Nie kuś, bo będziesz mi niósł plecak do końca drogi - zagroziła. Ona, zdrowo walnięa?! GDZIEŻBY TAM. Najnormalniejsza pod słońcem. - Tak, wiem, wiem. Zakładał mi protezę. Ale teraz wygląda jak śmierć - zmarszczyła nosek na chwilę.
Tony zerknal na Victora. Pamiętał, że gnojek łatał go po ataku kyarra. Nie zmieniało to faktu, że nadal wyglądał jak pizduś glancuś. Wydął usta w pokretnym uśmiechu, ale nadal szedł boku Lei, dzierżąc kuropatwy na dzisiejszy obiad. Serio? W taki sposób to on rwał lale w podstawówce!
Rozbawienie odbiło się na jego twarzy. - Ja nie namawiam - odparł, unosząc ręce w obronnym geście. - Zuch dziewczyna! - uśmiechnął się do Lei promiennie. - Taa... - przytaknął, spoglądając za Grantem. - Gdybyś nie była tak uroczą panienką mógłbym ci teraz zacząć wykładać jak to kobiety potrafią zatruć człowiekowi życie. No, ale jesteś, więc trochę by to było nie na miejscu - uśmiechnął się i pocierając dłonią kark, jakby w zakłopotaniu.
- Dostaniesz plecak w drodze powrotnej. Nie martw się pewnie mój i tamtych, co się rozbili tez. O ile jest z nich co zbierać jeszcze - wzięła rękę skoro ja juz obejrzał i złapała nią pasek plecaka. - I to go tak zniszczyło? - zainteresowała się.
- Jest też pracoholikiem. Jak większość lekarzy zresztą. Chociaż on jest wybitnym przypadkiem - dodał. Nie była to jakaś tajemnica, więc dlaczego miałby jej tego nie powiedzieć. Zresztą, czy on w ogóle jakiekolwiek tajemnice Josha znał? - A tak z ciekawości... Co ciebie popchnęło, by znowu wyruszyć na wyprawę? Widziałaś co stało się ostatnim razem. To... tu nie jest bezpiecznie.
- W takim razie będę pamiętać że to mordercze połączenie. Na szczęście mnie problem z kobietami nie dotyczy - patrzyła to przed siebie, to na Josha plecy, to na Victora. - A ciebie? - odpowiedziała pytaniem. - Jest masa innych lekarzy więc czemu poszedłeś? Nie sądziłam że wrócisz na pustynię - i może nie nazwała by go pizdusiem jak Tony, ale nie pasował tu.
Parsknął cicho pod nosem. - Nie, ale mężczyźni często nie są w tej materii lepsi. Aż chciałoby się powiedzieć, że jest więcej takich jak on, ale nie będzie sobie przecież przed dziewczyną psuł reputacji. - Kto wie co stało się rozbitkom? O ile jeszcze żyją. Po to zostałem lekarzem, by nieść ludziom pomoc. A oni pewnie będą jej potrzebować. - Tak, mógłby dzieciom bajki na dobranoc opowiadać. - Poza tym muszę się uczyć, a pustynia to nieograniczone źródło wiedzy. - Nie żeby liczył, że coś tu kogoś zaatakuje, czy coś. - No, twoja kolej.
- O tym akurat wiem doskonale - i tylko siłą woli powstrzymała się by jej spojrzenie nie przedryfowało gdzieś w kierunku Amosa. - No dobrze, niech ci będzie, przyjmuję wyjaśnienie - uśmiechnęła sie - Ja? Wlaściwie nie wiem co mnie tutaj wciąż ciągnie.. - przyznała ze wzruszeniem ramion.
A Josha chyba trochę słoneczko przypiekło za mocno, bo znów poczuł jak się kolana pod nim uginają i runął jak długi na piach! Przy okazji krew ciekła mu z nosa.
Już otwierał usta, by skomentować jakoś błyskotliwie tę wypowiedź, kiedy gdzieś tam z przodu runął do piachu Josh. W pierwszej chwili usta Victora wygięły się jakby w uśmiechu, że jego kumpel jest taką fajtłapą, by potknąć się na pustyni. Ale kiedy Josh zaległ w bezruchu zmarszczył brwi zaniepokojony. Nie tłumacząc się Lei, bo sprawa była oczywista pobiegł przed siebie i dopadł do przyjaciela. - Josh? - obrócił przyjaciela na bok, a widząc krew cieknącą mu z nosa zaklął cicho pod nosem. Co z nim do jasnej cholery? Zrzucił plecak z ramion, w którym znajdowała się jego torba lekarska i rozejrzał się po najbliższym otoczeniu. - Ty, ty i ty! - wskazał trójkę przypadkowych osób w tym Tony'ego. - Zróbcie mi tu cień! Lea, podaj mi wodę! - zaczął instruować ludzi, grzebiąc jednocześnie w swojej torbie lekarskiej.
Tony juz miał parskać głośno śmiechem, na ten lichy podryw, gdy nagle jeden z doktorów padł na ziemię. Jak on niby miał zrobić cień, samym sobą? Ostatecznie rozłożył własny koc na szerokość ramion, przez co zrobił się spory kawałek cienia. - Może odwodnienie? - podsunął - Albo wycienczenie, było w nocy spać, a nie pogaduchy urządzać - Tak, tak słyszał te dramaty, czy tam komedie życiowe.