Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


 

Share

Wyschnięte koryto rzeki

Idź do strony : 1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next
Admin
Admin
Admin
Liczba postów : 1786
Wyschnięte koryto rzeki  Sob Kwi 19, 2014 1:21 pm

Wyschnięte koryto rzeki 534iUwq
Kiedyś, od strony miasta płynęła tędy niewielka rzeka, po której obecnie pozostał tylko ślad. Niekiedy można na tym terenie znaleźć spore dziury wykopane przez poruszające się nocą solucany. Rzeka, którą otacza kilka sywuszonych pustynnych jałowców wzbiera jedynie podczas pory deszczowej, jednak szybko wysycha. Trafić tu można także na zakorzenione róże jerychońskie, zwane Dłońmi Elżbiety. Zwykle wysuszone i łamliwe, rozkwitają zielono gdy spadnie deszcz.

Masz szansę znaleźć tutaj rosnące sobie beztrosko dzikie kwiaty.
  • dłoń Elżbiety- percepcja + 2K6 > 35


Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Wto Kwi 21, 2015 1:21 pm, w całości zmieniany 2 razy
Kevin Burnett
Kevin Burnett
Liczba postów : 204
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pią Maj 09, 2014 7:47 pm

----> Płaskowyż
Kevin nic się nie odzywał, jeszcze chwile i odesłał by wszystkich do domu. Służbowo! Wraz z kolegami wyciągnęli nieszczęśnika. Zachowywali się jak dzieci. Dosłownie. Kevin zdecydowanie wolał zabrać ze sobą faceta który im pomagał. Widać było ze zna się na rzeczy, w dodatku był silny i za dużo nie gadał. No trudno.
Dobrze że Crow szedł z nimi, no o Wiktorii nie było mowy miała być przy nim.

Raven Alistair Crow
Raven Alistair Crow
Liczba postów : 1206
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pią Maj 09, 2014 8:12 pm

- Ja coś czuję, że wszystko się spierdoli...- mruknął do Kevina, wyrównując z nim krok. Sam nie widział, z kim by wolał iść. Znaczy, wiedział, ale wtedy by powybierał ludzi z obu grup, zostawiając na środku płaskowyżu grupkę cieniasów zdaną samą sobie. Corby już był na pustyni, i to przemawiało na jego korzyść. Przeciw temu były jego wady: był dupkiem i miał rozdęte ego.
Cieszył się, że żona Burnetta szła z nimi. Dobrze było mieć lekarza przy sobie. Obiecał sobie, że jeśli uda mu się wrócić w jednym kawałku - i to taki żywym, zrobi to, o czym rozmyślał nie tak dawno temu.
Rozglądał się, czy w wysuszonej ziemi nie czai się kolejna dziura. Nie chciałby podzielić losu Carnarvona, który i tak miał szczęście, że niczego sobie nie połamał.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Liczba postów : 2461
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pią Maj 09, 2014 8:33 pm

Słońce chyliło się ku zachodowi w rekordowym tempie, jak to na pustyni. Podróżnicy rozbili obóz, ustalili warty i udali się na spoczynek.
Następnego ranka, gdy tylko zaświeciły pierwsze promienie słońca, zebrali się do drogi. Wpakowali co cięższe bagaże na pozostałe im dwa intshe i ruszyli dalej.

Przypominam o zmniejszeniu w ekwipunku racji żywności i wody na, odpowiednio, 5,5 i 5 dni.
Prof. John Hannigan Corby
Prof. John Hannigan Corby
Liczba postów : 22
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pią Maj 09, 2014 8:58 pm

Po porannej gadaninie profesora Cobry'ego, grupa wyruszyła dalej. Romesey, Amos, Kevin, Wiktoria, Arthur oraz Raven przenoszą się aż na pustkowie.

https://miasto.forumpl.net/t366-pustkowie-na-zachodzie >
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Liczba postów : 2461
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pon Cze 01, 2015 9:44 pm

Nie ma lekko!
Prace nad modelem samolotu trwały długo, ale w końcu zostały ukończone. Otrzymawszy błogosławieństwo księcia, oraz najpotrzebniejsze rzeczy mieliście możliwość terminowego wylotu z Kaan-an. Wszystkie sprzęty zostały sprawdzone. Nawigacja, pełen bak, obciążenie, silniki. Miejsca na wystartowanie było dużo. Mieliście pozajmowane miejsca, niewielka ładownia została zamknięta. Maszyna rozpędziła się, aż w końcu uniosła w powietrze. Wyżej i wyżej. Kaan-an malało i oddalało się z każdą minutą. Mocny ryk silników upewniał w tym, że wszystko działa jak należy. Wznieśliście się w przestworza, a waszym celem był odległy NeoZiggurat.

Byliście już niedaleko. Silny wiatr, utrudniający lot po chwili zmienił się w burzę piaskową na dobre jednak zniszczył wszystkie plany, z jakimi zmierzaliście do odległego miasta. Trzeba było natychmiast zapiać pasy, żeby się nie poprzewracać i zmniejszyć ryzyko. Samolot się przechylił w bok, potem w drugą stronę. Pilotowanie w tych warunkach było niezwykle trudne. Tego w końcu nie przewidzieliście. Zaledwie kilka sekund wystarczyło by widoczność stała się zerowa. Wszystkie okna zasłaniał piach.
Maszyna nie dała rady sprostać nawałnicy i zepchnięta z kursu zaczęła spadać, aż w końcu rozbiła się o grunt.
Piach szumi, aż gwiżdże. Pole widzenia jest niezwykle ograniczone. Wszyscy odnieśliście uszczerbek na zdrowiu. Wasze szczęście polega na tym, że trafiliście na piaskową wydmę. Wciąż wieje!

k6 losowe
1- masz rozbitą głowę, tracisz na chwilę przytomność
2- o dziwo, udaje ci się wyjść bez szwanku
3- złamana noga
4- utknąłeś pomiędzy siedzeniami. Nie masz możliwości poruszenia się.
5- masz wielkie rozcięcie na plecach, które mocno krwawi.

k6 na postacie, które pierwsze wchodzą do gry, czyli po katastrofie są przytomne. Rzuca każdy:
parzyste - jesteś przytomny
nieparzyste - jesteś nieprzytomny. Ktoś się musi tobą zająć.



    Aby przetrwać burzę musicie szybko znaleźć:
  • dużą płachtę [1/1]
  • coś do usztywnienia złamań [1/5]
  • apteczka [1/1]
  • ocalałe pojemniki na wodę [2/3]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Cze 04, 2015 8:38 pm, w całości zmieniany 5 razy
Birdie Steer
Birdie Steer
Liczba postów : 187
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pon Cze 01, 2015 10:12 pm

// start

Birdie była nie tylko podekscytowana możliwością lotu. W końcu mogła usiąść za sterami samolotu i wnieść się ponad ziemię. Prawie się popłakała, gdy samolot nie runął po pierwszych metrach. Wiatr niósł ją i jej brata, którzy byli odpowiedzialni za wszystkich pasażerów znajdujących się na pokładzie. Szczerząc się do brata, obserwowała ziemię, oddaloną tak i wypatrywała celu, do którego zmierzali.
Rozmawiając, żartując się i śmiejąc, rodzeństwo miało całkiem przyjemne zajęcie. Tym przyjemniejsze, że widoki mieli jak na dłoni. Jak na jej wyciągnięcie.
Wszystko szło idealnie i panna Steer była przekonana, że cała podróż tak właśnie będzie wyglądać. Nawet jej przez myśl nie przyszło, że trafią na burze piaskową. Intynktownie jednak zareagowała, gdy pojawiły się pierwsze turbulencje. Od razu przerwała pogaduszki z Dimą, skupiając na maszynie. Nie zamierzała dać się pokonać żywiołowi. Niestety ani jej, ani brata umiejętności nie mogły wygrać z burzą.
- Prosimy zapiąć pasy..
Zdążyła nadać komunikat, gdy samolotem tak szarpnęło, aż sama niemal z fotela nie wypadła. Na brata spojrzała, mając nadzieję, że to jeszcze nie ich koniec. Nie mógł. Dima miał wrócić do Beatrice i córki. A Birdie nie uśmiechało się awaryjnie lądować. Nie na środku pustyni. Żywioł miał jednak inne plany i nim kobieta zdążyła lepiej zareagować, maszyna poleciała prosto na ziemię. Birdie, miała to (nie)szczęście, że wszystko widziała. Jak w ekspresowym tempie tracą wysokość, a ziemia zbliża się coraz bardziej. Trzasnęło i huknęło, gdy szyby roztrzaskały się na milion kawałków. Pani pilot, wyciągnęła ręcę przed siebie, osłaniając się ramionami. Podniósł się dym i pociemniało w oczach, ale o dziwo, Birdie nic się nie stało (2,4)... Zakaszlała jedynie i spojrzala na brata.
- Dima? Wszystko w porządku?


Ostatnio zmieniony przez Birdie Steer dnia Wto Cze 02, 2015 10:11 am, w całości zmieniany 1 raz
Megan Mclean
Megan Mclean
Liczba postów : 508
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Pon Cze 01, 2015 10:15 pm

/ początek
3,5
Wyprawa w nieznane. Szaleństwo. Z drżącym sercem wchodziła na pokład ale już a jakiś czas rozkoszowała się podniebną podróżą gawędząc z współpasażerami.
Wtem samolotem zaczęło trząść. Poczuła jak tracą wysokość co spowodowało, że żołądek podszedł jej do gardła. Przez iluminator widziała tylko chmury pędzącego pyłu i nic więcej. Ryk silników, które pracowały na pełnych obrotach był przerażający. Drżącymi rękami usiłowała zapiać pasy i nie mogła sobie z tym poradzić. Dłużą chwilę jej to zajęło a potem kurczowo chwyciła się czegokolwiek co było pod ręką. Serce waliło jej donośnie i miała wrażenie, że wszyscy w okół to słyszą. Ciśnienie zatkało jej uszy. Przymknęła powieki i zaczęła się bezgłośnie modlić. Tylko Bóg ją mógł ocalić. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętała był ogromny huk, kiedy samolot zderzył się z ziemią. Zgrzyt metalu, krzyki ludzi i potworny ból w nodze a potem zapadła ciemność i Meg straciła przytomność.
Hayden Maclean
Hayden Maclean
Liczba postów : 292
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 6:04 am

/ początek

2,6

Start był ekscytujący, ale nie tak jak wyobrażał to sobie Hayden - wyczuwalne poderwanie samolotu, potem zmiana ciśnienia, wyczuwalna przez błędnik i... Nic. Za szybą mijały krajobrazy i chociaż Maclean patrzył przez iluminator, to jednak myślami był zupełnie gdzie indziej. Na lotnisku mianowicie. Znowu patrzył na niepewny uśmiech siostry. Caileen trzymała go za ręce, szeptała uspokajające frazesy, mówiła o powrocie. A Hayden był jej wdzięczny za te wszystkie kłamstwa. Rodzice nie przyszli go pożegnać. Podobno nie mogliby znieść myśli, że ich jedyny syn wylatuje w prawdopodobnie samobójczą misję. Rodzeństwo MacLean znało jednak prawdziwy powód - jeśli Cecylia i Damien przyszliby pożegnać syna, z łatwością wyczytałby w ich oczach, że jego wyjazd to najlepsze rozwiązanie, jakie zostało im dane przez los, przez boga odwiecznego. Nie, nie złamałoby to serca Haydena - to serce i tak już było starte na wiór. Raczej stałoby się cierniem w sercach rodziców, mieliby wyrzuty z powodu swoich własnych odczuć. Więc w zasadzie dobrze się stało.
Teraz, siedząc w samolocie, wyciągnął z kieszeni to, co wcisnęła mu Caileen do ręki - niewielki medalion. Otworzył go, by spojrzeć na zdjęcie uśmiechniętej siostry. Mimowolnie sam rownież się uśmiechnął. Na siedzeniu obok coś mlasnęło, na co Hayden wyciągnął dlon, by pogładzić czarne futro. Czarny, duży pies zamerdał ogonem z zadowolenia.
- Przynajmniej jeden z nas jest podekscytowany podróżą. - zaśmiał się Hayden i poklepał lekko psa po mordzie.
Gdzieś na siedzeniach obok siedziała Megan. Chyba jedyna osoba na statku, którą znał w miarę dobrze. Była najczycielką biologii, spotkali się parę razy na konferencjach, może z raz czy dwa poszli na kawę. Niemal wszystkich pozostałych znał tylko z widzenia, z nazwisk podanych gdzieś w biegu, gdy ładowali się na pokład samolotu. Spojrzał w stronę Megan, chciał się uśmiechnąć, ale nagle turbulencje zmazały mu ten uśmiech z twarzy.
- Co do cholery...? - mruknął, zaciskając palce na podłokietnikach.
Pies warknął z niepokojem, zeskoczył z siedzenia, zaparł się łapami o pokład samolotu.
- Proszę zapiąć pasy... - doleciała z głośników, gdy Hayden szybkimi ruchami właśnie próbował to zrobić.
- Co ty nie powiesz... - skomentowa kwaśno i w końcu udało mu się zapiąć pasy. Zerknął na psa. - Właź pod siedzenie, Siri. - wskazał pod swoj fotel, a pies posłusznie się tam wczołgał. - I bądź czujny, brachu, bo czekają nas kurewskie atrakcje.
Jak na zawołanie samolotem zatrzęsło. Za okienkiem robiło się coraz ciemniej, aż w końcu jedyne co mógł widzieć o uderzające o szybę ziarenka piasku. Nie... W zasadzie nie widział, po prostu słyszał. Trudno było dostrzec cokolwiek. Samolot znowu się zatrząsł. Hayden schował wisiorek do kieszeni marynarki i... czekał. Teraz wszystko zależało od siedzącej za sterem Birdie. MacLean był zadowolony, że pilotem jest kobieta, bo kobiety, jak powszechnie wiadomo, mają niesamowite wyczucie równowagi, odległości i pozycji w przestrzeni. Te umiejętności nabywa się podświadomie lawirując między manipulacjami, kłamstwami i kaprysami. Wszystko to było jak taniec na linie wysoko zawieszonej miedzy dwoma uskokami skalnymi. Wszystko to wyostrzyła zmysły. Miał nadzieje, ze to się teraz Birdie przyda.
Czuł, że tracą wysokość. Dalej, Birdie, wykorzystaj swoje skille... Nie po to się, kurwa, tyle uczyłaś latać, żeby nas teraz rozbić! Siri zapiszczał pod siedzeniem. Spadali. Kurwa, spadali! Na szćzescie brak widoczności ograniczał zorientowanie się w odległości do ziemi, więc Hayden nie zdążył przerazić sie nie na żarty, a samolot uderzył gwałtownie o grunt, mężczyzna szarpnął się w pasach. Szyba w okienku na szczęście wytrzymała... Czekał na wybuch, czekał na koniec ostateczny. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Hayden odsapnał, zwrócił oczy w gore, ku niebu, gdyby nie było zasłoniete dachem samolotu (i burzą piaskową).
- Pierdol się. - mruknął. - Albo zabijasz, albo zostawiasz w spokoju. Zdecyduj się w końcu, ty odwieczny skurwielu.
Tak. Hayden zdecydowanie nie miał dobrych układów z bogiem.
Siri wylazł spod siedzenia, zaczął nerwowo poszczekiwać i kręcić się po pokładzie, a Hayden tymczasem próbował się uwolnić z pasów. Kiedy już to zrobił wstał, by zorientować sie w sytuacji. Czy wszyscy są cali? Odruchowo jego wzrok podążył w stronę Larsen. Nieprzytomnej Larsen.
- Megan... - szepnął do siebie z trwogą i na łeb na szyję dopadł do nauczycielki. Poklepał ją lekko po policzku. Zero reakcji. Gdzieś w tle słyszał krzyki i jakiś ruch, ale nie zwracał na to uwagi. Odpiął pasy, trzymające kobietę, przyjrzał się jej ciału, czy nie miała przypa... Miała. Wzrok Haydena padł na złamaną nogę i stał się wyraźnie ponury.
- Kurwa mać. - jęknął z rezygnacją.
Wstał, rozejrzał się.
- Czy my tu, do cholery, mamy jakiegoś lekarza?!
Nikt nie odpowiedział, każdy był zajęty sobą lub innymi rannymi, więc Hayden skierował swoj wzrok w stronę, gdzie najprawdopodobniej była jakaś apteczka. Wszystko było pokrzywione, niebezpiecznie załamane i przez chwile Hayden zastanawiał się, czy przypadkiem zaraz nie wybuchną. Wolałby nie. Zdecydowanie wolałby nie. Z tymi myślami parł do przodu, w strone wejścia do kabiny pilotów, gdzie obok powinny byc jakies przybory sanitarne. Czy nie tak mówili na wstępnym szkoleniu z zasad bhp? Nie pamiętał, bo nie słuchał. W kazdym razie znalazł jakies szafki. Zaczął je przeszukiwać.
Dimitr Steer
Dimitr Steer
Liczba postów : 64
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 10:09 am

/Początek

1,1

Dima czuł się całkiem pewnie podczas startu samolotu w Kaan-an. Przyjemne ciarki na karku, ekscytacja, podróż w nieznane. Oczywiście odczuwał pierwszą tęsknotę za rodziną, tą związaną z rozstaniem, ale przecież nie puściłby siostry samej. Zawsze latali razem, jedno pilnowało drugiego.
Lecieli spokojnie, wszystko w normie, żadnych ostrzeżeń. Burza po prostu pojawiła się na horyzoncie. Od razu zapiął pasy.
-Birdie, schodzimy powoli. Utrzymuj kurs.-powiedział stanowczo, mocno obejmując dłońmi ster. Nie miał zamiaru umierać na jakiejś cholernej pustyni, setki mil od domu. Od żony, od dzieci. Nie, po prostu, kurwa, nie. Nie zgadzał się na to.
Awaryjne lądowanie. Nie można powiedzieć, że im się udało. Gdyby nie ta wydma mogliby zginąć w konkretnym, jebutnym wybuchu pośrodku pustyni.
Nie miał okazji odpowiedzieć siostrze. Nawet mimo pasów, poleciał do przodu, uderzając się solidnie głową w stery. Skóra nad brwią, z lewej strony była wyraźnie rozcięta, a sam Dimitri nieprzytomny.
Birdie Steer
Birdie Steer
Liczba postów : 187
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 10:25 am

Wystraszyła się, gdy brat nie odpowiedział. Uważniej mu się przyjrzała, dostrzegając w końcu ranę na głowie. Czując przerażenie na myśl... Nie! Tak nie myślimy! Birdie sięgnęła do klamry pasów i prędko je odpięła, podnosząc się w akompaniamencie swego kaszlu. Piasek unosił się wszędzie, nie pomagając odetchnąć po tym awaryjnym lądowaniu.
- Dima..
Odezwała się, nachylając nad fotelem brata. Pierwsze co, to sprawdziła puls, by wyrzucić z głowy negatywne myśli. Aż jej łzy do oczu podeszły, gdy okazało się, że Dimitr żyje. Kobieta poczuła, że spada jej ciężar z serca, chociaż byli w daremnej sytuacji. Odpięła pasy brata i obejrzała się za siebie. Sama go nie wytarga.
Dlatego podeszła do drzwi kabiny i otworzyła je energicznie, nie tylko sprawdzając co z pasażerami, ale szukając pomocnika. Drzwi trzasnęły głucho a Birdie napotkała Haydena.
- Pomóz mi. Dima jest nieprzytomny.
Nie tyle prosiła, ale nakazała. Nie bawiąc się w pytania o stan zdrowia mężczyzny. Skoro trzymał się na nogach, to nic mu nie było!
Hayden Maclean
Hayden Maclean
Liczba postów : 292
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 10:43 am

W roztargnieniu otwierał szafki, szukał już teraz wszystkiego, co mogłoby się przydać. Gdy obok otworzyły się drzwi kabiny, wiatr i piasek świsnęły obok twarzy Haydena - ba! - nie tylko obok, cieniutkie igiełki uderzeń paski rąbnęły mu w twarz. Odwrócił się w stronę głosu. Nie słuchał, co mówi, a przynajmniej na razie nie zareagował.
- Świetna robota, pilotko Steer. - uśmiechnął się krzywo, jednocześnie osłaniając ramieniem oczy. - Mistrzowskie lądowanie.
Zaklął, piasek wpadł mu do oczu. Bez słowa odsunął kobietę, żeby wejść do kabiny. Dima rzeczywiście był nieprzytomny. Maclean zastanawiał się, kiedy to nastąpiło. Może wcześniej, nie teraz - to wyjaśniałoby dramatyczną obecna sytuacje. Najwyraźniej to Birdie objęła ster. Hayden zawsze był po stronie kobiet, gdy przychodziło do nadawania im jakichkolwiek praw, ale teraz zastanawiał się czy przypadkiem nie zweryfikować swoich poglądów. No ale cóż, mniejsza o światopogląd, teraz rozchodziło się o rzeczy ważniejsze. Hayden jeszcze raz sprawdził puls, nałożył sobie chustę na usta i nos, a potem zabrał za wyciąganie Dimy z kabiny. Na chuj ci bycie bohaterem, ani za to do piekła nie pójdziesz, ani do nieba. Mógłbyś chociaż raz pomyśleć o sobie, ty frajerze. Wytargał w końcu mężczyznę z kabiny do cześć pasażerskiej i zamknął drzwi, by tak nie dęło cholernie. (Nie silił się na łagodne traktowanie, więc Dima po prostu został upuszczony na podłogę).
- Gdzie jest apteczka? - zapytał bezceremonialnie.
Czuł, że czegoś mu brakowało, jakiejś obecności, czarnego cienia. Podniósł gwałtownie głowę, próbując omieść wzrokiem całe wnętrze.
- Siri! - krzyknął, nie widząc nigdzie psa.- Siri, do nogi!
Rafael Harag
Rafael Harag
Liczba postów : 87
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 10:58 am

5, 4

To miał byś spokojny lot. Wszyscy sobie tak mówili kiedy startowali. On sam był nawet zadowolony, w pewien sposób podekscytowany, że wreszcie mają szansę zrealizować cel swojej wieloletniej pracy. Był pewien, że wszystko działa jak należy.
Przez okno samolotu, z tej wysokości wszystko wydawało się małe, nic nie znaczące.
Burza uderzyła znienacka. Samolot się zatrząsł, więc Harag szybko usiadł w fotelu i zapiął pasy. Tylko nie to, pomyślał, zamykając oczy. Gorąco wierzył w umiejętności Steerów i w to, że uda im się wylecieć z tego bez szwanku. Z drugiej strony podświadomie czuł, że to się skończy fatalnie. I to właśnie ta podświadomość sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze. Zaczęli spadać.

Może nie dopiął pasa, może ten zwyczajnie urwał się pod wpływem siły uderzenia. Rafael uderzył w fotel naprzeciwko, potem chyba odbił się od boku. Nie potrafił tego określić - nic dziwnego, mało kto analizuje takie rzeczy w trakcie obijania się o ściany i fotele rozbijającego się o ziemię samolotu. Poczuł ostry ból w plecach. Początkowo przeszło mu nawet przez myśl, że chyba ma uszkodzony kręgosłup. Mógł się jednak poruszyć, więc tu musiało być coś innego. Stęknął ciężko starając się podnieść. Kręciło mu się w głowie.


Wiatr dął nieprzerwanie. Już nie tak mocno, ale piach wciąż się unosił utrudniając wam oddech. Samolot był w trzech kawałkach- dziób, część pasażerska i ogon. Wszystko w odległości około dziesięciu metrów. Wokoło porozrzucane rzeczy: wasze bagaże, ładunki z ładowni, zapasy.
Hayden: percepcja + 2K6 >/= 22 Jeśli uda się przekroczyć lub zrównać próg, odnajdujesz apteczkę. Jeśli nie, trafiasz na kawałek jasnego materiału. Jakaś bluzka?

Co z Siri? K6 losowa:

1,3- pies ma złamaną przednią łapę. Nie wygląda to dobrze.
2,6- pies Haydena ma takie samo szczęście jak on sam. Nic mu się nie stało, to aż nienormalne.
4,5- pies popiskuje. Jest porządnie poobijany.


KIEDY UDA WAM SIĘ ZNALEŹĆ PRZEDMIOT Z LISTY POSZUKIWANYCH, ZAZNACZAJCIE TO POGRUBIENIEM.
Birdie Steer
Birdie Steer
Liczba postów : 187
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:06 am

- Żyjesz, pacanie?
Wkurwiła się na komentarz Macleana, ktory chyba nie zdawał sobie sprawy jak wielkie szczęście miał, że piloci nie wjebali się w jakieś skały. Co prawda ich lądowanie było jednym wielkim szczęściem, bo burza piaskowa nie pomagała w sterowaniu, ale tego już Birdie nie zamierzała mówić. W ogóle nie zamierzała wdawać się w jakąkolwiek dyskusje, jednak nie potrafiła przejść obojętnie obok zgryźliwości swego pasażera.
Przykleiła się plecami do ściany, gdy mężczyzna przepchnął się obok i zakaszlała, obserwując jak Hayden wyciąga jej brata. Na moment tylko spojrzała w drugą stronę, oceniając szkody jakie nastąpiły podczas lądowania. Było gorzej niż myślała i to ją na dłuższy moment zamurowało. Jak wróci do domu?
Wpatrując się w ruiny swej zabawki, poruszyła się dopiero, gdy Hayden rzucił Dimą obok niej. Spojrzała na brata i przykucnęła przy nim.
- Dima..
Poklepała go po policzku, marząc aby się wybudził. Zignorowała pytanie Macleana, podnosząc głowę i rozglądając się. Martwiła się o resztę osób. A co najważniejsze, martwiła się o..
- Rafael?
Zakrzyknęła, licząc na jego odpowiedź. Nie chciała zostać sama w tym bałaganie.
Megan Mclean
Megan Mclean
Liczba postów : 508
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:16 am

W pewnym momencie Megan odzyskała świadomość. Rozejrzała się po samolocie a raczej po tym co z niego zostało.
Usiłowała się ruszyć ale ból w nodze szybko usadził ją na miejscu. Ostrożnie usiłowała się podciągnąć by sprawdzić co z nią.
Byli gdzieś na środku pustyni a ona miała uszkodzoną nogę. Na pewno tu zginie.
Hayden Maclean
Hayden Maclean
Liczba postów : 292
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:26 am

24

5 - pies popiskuje, jest porządnie poobijany.

Nie zwracał uwagi na urażoną dumę Birdie. Miał ważniejsze rzeczy do roboty. Coraz szybciej przeszukiwał szafki, aż w końcu znalazł apteczkę. Otworzył ją i sprawdził pobieżnie zawartość, a zaraz potem ruszył z nią w stronę Megan. Nie za wiele mógł jej pomóc, ale przynajmniej uśmierzy jej ból, usztywni nogę. Po drodze usłyszał popiskiwanie i aż zbladł na całej twarzy. Bał się najgorszego. Pod jednym z siedzeń dostrzegł czarny ogón, dopadł do psa, który popiskiwał cicho. hayden delikatnie przyciągnął zwierzaka do siebie, przesunął dłońmi po jego ciele, szukając deformacji kości, sugerujące złamania. Nic takiego nie nie znalazł i odetchnął. Najwyraźniej był tylko poobijany.
- Zostań, Siri. - pogłaskał psa po łbie i ruszył w stronę Megan.
na szczęście była już przytomna. Nachylił się nad kobietą.
- Tylko spokojnie moja śpiąca królewno. - mruknął łagodnie. - Zaraz zobaczymy, co uda nam się zrobić.
Posadził ją między siedzeniami, przyjrzał się nodze, rozdarł materiał spodni. Złamana, nie miał wątpliwości. Na szczęście nie było to złamanie otwarte. Po podłodze walały się cześci od samolotu, jakies drewniane elementy. Hayden znalazł jakąś podłużną deskę. Chciał usztywnić nogę kobiety. Tyle mógł zrobić na razie, nie odważyłby się nastawiać złamaną kość. Nie miał odpowiedniego przygotowania. Był chemikiem medycznym, a nie lekarzem. Przyłożył deskę do nogi, obwinął urwanym pasem, a potem sięgnął do apteczki. nawet jeśli Megan jęczała z bólu, to nie zwracał na to uwagi, nie mógł, jeszcze by miał wyrzuty, że sprawia jej ból, a noga musiała być przeciez usztywniona.
- Pani pozwoli... - wyciągnął strzykawkę i morfinę.


Ostatnio zmieniony przez Hayden Maclean dnia Wto Cze 02, 2015 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Megan Mclean
Megan Mclean
Liczba postów : 508
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:38 am

Kiedy tak szamotała się sama ze sobą obok niej pojawił się Hayden. Na twarzy kobiety odmalował się widoczny wyraz ulgi. Całe szczęście, że nic mu się nie stało a przynajmniej na to wyglądało na pierwszy rzut oka.
- Siri?- zapytała i zagryzając usta z bólu starała się maksymalnie ułatwić mężczyźnie to co robił.-
Skrzywiała się na widok odsłoniętej nogi, nie wróżyło to chyba dla niej najlepiej.
- Zginiemy tu prawda?- przytrzymała jego dłoń nim jej zaaplikował zastrzyk.
Dimitr Steer
Dimitr Steer
Liczba postów : 64
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:39 am

Dima obudził się już na podłodze, niemrawo otwierając oczy. Birdie, cała, żyje. Złapał ją za nadgarstek.
-Moja, kurwa, głowa.-powiedział na dzień dobry, łapiąc się za skroń. Syknął, bo aż go zaszczypało. Rozjebał sobie czoło! W dodatku nie miał jak tego przykryć włosami!
-Wszyscy żyją?-mruknął, po czym zaczął kaszleć. Ja pierdole, zachciało mu się. Wyprawy w nieznane. Odkrywanie nowych lądów. I co z tego miał piasek w gębie i wystrachaną siostrę.
Podniósł się z ziemi, rozglądając się po kabinie. Wjebali się w konkretną manianę.
Hayden Maclean
Hayden Maclean
Liczba postów : 292
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 11:46 am

- Jest cały. - odpowiedział.
Wbił igłę do fiolki, zaciągnął tłok, wewnątrz strzykawki pojawiła się morfina. Potem skierował igłę ku górze, nacisnął tłok, odrobina płynu poleciała po igle. Dęło wiatrem i piaskiem, warunki do opatrywania były tragiczne. Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Taki mamy klimat. Popatrzył na kobietę, uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk dłoni.
- Nie zginiemy. Nie martw się. - podciągnął rękaw jej koszuli, zawiązał jakąś szmatę powyżej przedramienia. Na boga, jak miał się wkłuć w takich warunkach? A jednak to zrobił, gdy tylko zauważył żyłę. Wstrzyknął morfinę. Potem najdelikatniej jak umiał pomógł Megan usiąść znów na fotelu pasażerskim. - Wszystko będzie dobrze. - zdążył jeszcze sapnąć, gdy wstawał.
Rozejrzał się. Samolot był w strzępach, zewsząd było słychać wiatr, piasek dostawał się nawet do ust, zgrzytał między zębami. Kurwa - mruknął w myślach. - Wszystko będzie dobrze, na to wygląda...
- Hej! - krzyknął - Czy ktoś jest ranny?!
Schowaj się pod krzesło, Hayden. Nie jesteś bohaterem. Już raz próbowałeś być... Pamiętasz, jak to się skończyło?
- Czy ktoś krwawi?!
Nasłuchiwał.
Michael Davies
Michael Davies
Liczba postów : 78
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 12:51 pm

/ początek
1- masz rozbitą głowę, tracisz na chwilę przytomność
bodaj ładownia

Radość i spryt Michaela był niedoceniony. Sam się przekonał o tym, siedząc na pokładzie, schowany między załadowanymi rzeczami i rajcujący się tym, że podróżuje na swój sposób. Co nieco zaoszczędziłby, a zawsze mógł coś zgarnąć ładowni, co i dla niego byłoby przyjemne.
Lot nie wydawał się ciężki. Chociażby na początku, bo wszyscy byli zbyt uradowani perspektywą zobaczenia nowego miasta, bycia testerem. Szkoda tylko, że jak zaczynały się problemy to nie było już tak fajnie dla Daviesa, który powoli zaczął latać po ładowni. Tak bardzo, że niczym dziwnym nie było, jak przy mocniejszym szarpnięciu pieprznął łbem o jakiś twardszy ładunek, rozcinając skórę na czole i tracąc przytomność. Szkoda tylko, że nie z podniecenia jakby chciał...
Padł nieprzytomny, a jak się wybudzi (o ile) to może w końcu zacznie ogarniać rzeczywistość?
Rafael Harag
Rafael Harag
Liczba postów : 87
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 12:56 pm

Nie usłyszał wołania Birdie. Był w innej części samolotu, gdzieś z tyłu. Na Boga, z tego co udało mu się zobaczyć pośród fruwającego pyłu, to rozbili się w drobny mak na jakimś pustkowiu. Splunął na ziemię, kiedy piach dostał się do jego ust. Plecy bolały, więc krzywiąc się sięgnął ręką do tyłu. Zapiekło, zaszczypało. Na palcach sobaczył ciemną krew.
Część rzeczy poderwał wiatr.


- Tutaj... tutaj! - Hayden usłyszał wołanie. Młody chłopak, który pracował przy silnikach, razem z Rafaelem stał się ofiarą własnego wynalazku. Leżał wciśnięty w piach, przygnieciony ciężkim skrzydłem samolotu. Krew powoli i cierpliwie wsiąkała w piach.
Megan Mclean
Megan Mclean
Liczba postów : 508
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 1:04 pm

Dlaczego mu nie wierzyła? Pewnie dlatego, że byłą przerażona jak jeszcze nigdy w życiu. Pomyślała, że ojciec miał rację usiłując ją odwieść od pomysłu tej wyprawy. W sumie to nie będzie taki zły koniec. Instynktownie chwyciła w dłoń pierścionek zawieszony na łańcuszku. Nadal tam był. Odetchnęła z ulgą.
Po chwili morfina zaczęła działać i ból zelżał. Krztusiła się tylko od wszędobylskiego piasku i pyłu.
Zaczęła szukać w okół siebie czegoś co by się przydało, sięgnęła pod ocalały fotel może coś tam było.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Liczba postów : 2461
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 1:10 pm

MEGAN

K6 losowe:
1,6- znajdujesz pod fotelem cienki koc ochronny.
2,3- dotknęłaś przyklejoną do spodu fotela gumę do żucia. To pewnie ten młody, który pomagał Rafaelowi. Albo Birdie.
4,5- znajdujesz butelkę z wodą. Nie potłukła się.

Wiatr nie słabnie, a wy jesteście w naprawdę złym położeniu.
Hayden Maclean
Hayden Maclean
Liczba postów : 292
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 1:10 pm

Hayden usłyszał krzyki, słabe, ledwo się przebijające przez wycie wiatru i odgłos uderzającego o wszystko piasku. Zerknął na Megan.
- Zaraz wrócę. - położył na sekundę dłoń na jej ramieniu.
Potem poszedł za głosem. Jak za nicią Ariadny. tyle tylko, że stąd nie było żadnego wyjścia. Przedarł się przez połamane krzesła i cześci samolotu, by w końcu dopaść do młodego chłopaka, który jęczał z bólu, przygnieciony skrzydłem. Krew barwiła piasek i Hayden żałował w tej chwili, że nie ma oczu zasypanych pyłem. Padł na kolana przy chłopaku, apteczkę położył obok siebie, złapał nieszczęśnika za rękę. Miał wrażenie, że już była zimna.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - kłamał całkiem przekonująco.
dopadł do skrzydła, zaczął sprawdzać jakie ma możliwości. Jakaś dźwignia? Coś co pomogłoby wydostać chłopaka... Ale czy to w ogóle miało jakiś sens? Z tego wszystkiego aż opadła mu chusta z twarzy, naciągnął ją z powrotem na nos i usta. Spróbował ruszyć skrzydło, chodź wiedział, że metal nie ustąpił. Napiął się, zaparł, sapnął... I zesrał. I opadł na piasek obok najprawdopodobniej śmiertelnie rannego chłopaka.
- Boże... - szepnął do siebie niemal bezgłośnie. Sięgnął po apteczkę, potem po fiolkę z morfiną, by zaaplikować chłopakowi dawkę... Jaką? Powiódł wzrokiem po ciele rannego. Czy mógł coś zrobić? Czy mógł go uratować? Czy może tylko uśmierzyć ból i cierpienie...
- Spokojnie. - szepnął. - Już dobrze.
Wymierzył dawkę morfiny na tyle, by uśmierzyła ból, nie na tyle by chłopak stracił przytomność. Na zawsze. Ale Hayden zastanawiał się nad skróceniem jego cierpień. Zrobił zastrzyk i wstał, rozglądając się. Za kimś kto może pomóc albo za przedmiotem, który mógłby użyć za dźwignię i... spróbować zrobić coś, czego nie da się wykonać.
Megan Mclean
Megan Mclean
Liczba postów : 508
Re: Wyschnięte koryto rzeki  Wto Cze 02, 2015 1:30 pm

4,5- znajdujesz butelkę z wodą. Nie potłukła się.

Miała wrażenie, że tam coś jest. Z wysiłkiem pochyliła się mocniej wyginając ciało pod dziwnym kątem, gdyby nie usztywniona noga to nie miałaby z tym pewnie problemu. Rozkasłała się a kiedy atak ustał zdobyła się na ponowny wysiłek i w końcu udało się jej wyciągnąć spod fotela butelkę wody.
- Może nie umrzemy tak od razu.- mruknęła pod nosem.
Sponsored content
Re: Wyschnięte koryto rzeki 

Wyschnięte koryto rzeki
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 15Idź do strony : 1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Step-
Skocz do: