Około piętnastu mil na wschód od drogi i dwudziestu na południe od murów miasta znajduje się rozległy płaskowyż, poprzecinany gdzieniegdzie rozpadlinami. W niektórych z nich są niewielkie jaskinie.
Spojrzała na Romka i uśmiechnęła się słabo, co raczej wyglądało jak dziwny skrzywiony grymas niż uśmiech, ale nie można powiedzieć, że się nie starała. Potem spojrzala na swoją rękę, gdzie opatrunek zaczął powoli przesiąkać swieżą krwią. Nadal drżały jej ręce i nogi pewnie też, ale tego nie było już widać pod spodnicą i spodniami. - W plecaku. - odezwała się od razu. Potem spojrzała na niego przez łzy, pociągnęła jeszcze raz nosem. - Ale ja sobie przyniosę... - przeciez widziała, że coś mu jest, jeszcze wczoraj się sztywno poruszał. Oprocz srodkow przeciwbolowych bedzie trzeba też chyba wszystko na nowo odkazić i zabandażować.
Uśmiechnął się półgębkiem. Ta dziewczyna miała większe jaja niż pieprzony Hannon.
- No, już nie rycz.
Rozejrzał się za plecakiem dziewczyny, a gdy uchwycił go wzrokiem od razu ruszył w jego kierunku. Przy każdym kroku plecy rwały nowym bólem, a niektóre rany pewnie na nowo się trochę otwierały. Powinien siedzieć na dupie i lizać rany, jak samiec alfa w wilczym stadzie po wygranej. A on co? Mała główka mu się w spodniach ruszała, że się przejął tą głupią dziewczyną, czy co?
Bezceremonialnie zajrzał do plecaka i wytargał apteczkę, po chwili wrócił z nią do Lei i Hannona. Klapnął na piasku, pociągnął dziewczynę za rękę, by też usiadła. Po otwarciu apteczki zaczął grzebać w środku.
- Masz tu morfinę? Jakieś prochy? - stęknął, bo przeszył go kolejny nerwoból. - Sam bym coś zarzył na te swoje zadrapania.
- Ale ja przyniosę... - zrobiła krok za Amosem w nadziei, że mężczyzna jednak zostanie na miejscu i pozwoli jej iść po plecak. Przeciez jedną rękę miała sprawną, a dobrze widziała, że chodzenie sprawia mu ból. Przecież Hannonowi też nie chciałą oddać plecaka jak zauważyła, ze kuleje. Odprowadziła go więc wzrokiem i w miedzyczasie spojrzała na kolegę. - A tobie nic nie jest? Nie ugryzł cię czy coś? - zapytała, chcąc chyba mówić cokolwiek, co odwracałoby uwagę od bólu. Gdy Amos pociagnął ją na ziemie usiadła po turecku, nie przejmujac się tym, że jeszcze bardziej pobrudzi sobie ubrania. Chyba zresztą już bardziej się nie dało. Zaczęła delikatnie odwiązywać szmatę z góry opatrunku, bojąc się dojść do miejsca gdzie krew mogła zaschnąć ze skórą.
Głupio mu było, więc widząc zainteresowanie i pomoc Amosa, odszedł w kierunku ich rzeczy i zaczął składać koce. Przynajmniej tym nie zrobi nikomu krzywdy, a i zejdzie z oczu Leanne, czując jak ta z przymusu się do niego odzywa.
Hannon odszedł jak pies, który dostał z buta. Ale Amos nawet tego nie zauważył. Interesowały go własne plecy i tylko one. No, może jeszcze trochę ta dzielna dziewczyna. Nawet ją zaczął lubić za to trzymanie fasonu i powstrzymywanie się przed rozklejeniem. No ale, cholera, niech już nie zagrywa takiej twardzielki. Sapnął ze zniecierpliwieniem. Ileż można pieprzyć się z bandażem? Więc wziął sprawy w swoje ręce, dosłownie. Przejął odwiązywanie bandażem, bo widział, że dziewczynie w każdej chwili może zmięknąć dupa.
- No, już. - ostatni skrawek bandażem opadł, okazując zakrwawione kikuty. - Nie jest źle. - mruknął i zaczął szperać w apteczce, chociaż średnio wiedział czego szuka. - Przeżyłaś, tylko to się liczy, nie?
Zaskoczona odprowadziła Romka wzrokiem, bo ten nawet nie odpowiedział na jej pytanie. Co się stało? Powiedziała coś nie tak? Przecież nie była jego dziewczyną, żeby mógl być o nią zazdrosny czy złościć się albo smucić o to, że na razie siedzi z kimś innym. Westchnęła ciężko i wróciła do rozwiązywania, z każdą chwilą tracąc jakoś do tego motywacje ze strachu, że zaraz wszystko będzie bolało jeszcze bardziej. Odetchnęła więc z ulgą gdy całość przejął Amos. Nie chciała patrzeć na swoją rękę więc uparcie wbijała wzrok gdzies indziej. Na przykład w apteczkę, w której mężczyzna szperał trochę bez celu. - Nie wiem. - mruknęła i nie dalo się poznać czy go w ogóle sluchała czy nie. - Tam powinien być spirytus.. Jak pan całego nie zużyje to potem.. mogę zerknąć na pana plecy.. i sprobować coś zrobic. - zaproponowała. W końcu chyba wszyscy musieli się porządnie opatrzeć i poprawić to i owo. Ona może nie miała największego doświadczenia, ale przecież ich pokladowa lekarka.. No nie miałaby serca jej o to męczyć. - I potem.. taki krem.. a na to gaza i bandaże.. - instruowała dalej. Ciężko byłoby to jej zrobić jedną ręką.
Nie doczekał się odpowiedzi. Za to miał okazję ją zobaczyć. - O matko! - zawołał, widząc przez te kilka sekund pająka na nodze Leanne. Czyżby, czyżby?! - Panienko...- zaczął nawet, ale nie zdążył, bo w tym momencie panienka posłała pająka w przestrzeń powietrzu. Złapał się za głowę, co nie było dobrym pomysłem. Ugięły się pod nim kolana i załkał z bólu. To jednak było ważniejsze od jego obrażeń. Podniósł się i krzyknął na Romesey'a. - Student zoologii, a tak traktuje żywe stworzenie! A jeśli to jakiś wyjątkowo cenny okaz?!
Pająk był wyjątkowo przerażony. Nic dziwnego, w końcu był sam wśród tak ogromnych bestii! Co teraz zrobi? Czy ktoś się nim zainteresuje oprócz doktora Malone'a?
Rzuca Leanne, by zobaczyć, co się stanie. 12, 5 - Pająk był wyjątkowo przerażony i zaczął zagrzebywać się w piasku. 11, 4 - Pająk ze strachu biegł, gdzie mu się wydawało najbezpieczniej, czyli do nogawki Amosa. 10, 3 - Pająk biegł i biegł, aż wbiegł do nogawki Malone'a. 9, 2 - Pająk chyba okazał się samiczką i zakochał się w Romesey'u. Uciekając, wbiegł na koc, który składał student, by się w nim zagrzebać. 8, 6 - Pająk za schronienie wybrał sobie rękaw Henry'ego. 7 - Pająk nie zrobił nic, tylko jak poleciał, tak wylądował i ruszył przed siebie.
A Romesey składając koc tylko zerkał na Leanne i Amosa, siedzących razem. Tak, pewnie. Niech mu jeszcze plecy wymasuje. Chłopak nie wiedział czemu tyle w nim złości, ale mężczyzna nie spodobał mu się od pierwszego spotkania. Nadęty prostak. Student sapnął pod nosem i w ostatniej chwili dostrzegł pająka. Najpierw zerwał się z miejsca, rzucając spojrzenie w kierunku Malone. Miał rację, tak, tak, tak. Hannon odetchnął, spoglądając na okaz miejscowej fauny i w końcu zerwał kapelusz z głowy i przykrył nim pająka. - Doktorze! Pojemnik! Zawołał na mężczyznę i nie czekając jednak na niego, sam ku niemu poleciał, aby odebrać nosidełko, jakie mieli wykorzystać w trakcie napotkania przedstawicieli małych, nieznanych gatunków. Złapał za pojemnik i pognał znowu do koca. Przykucnął i odchylił kapelusz, by złapać stworzonko.
Pająki bywają szybkie. Tak jak i ten, w końcu pokazał już, co potrafi. Kostki na reakcję dla Romeseya. Czy uda się załapać pająka? Wystarczy 16 punktów lub więcej, by stworzonko szczęśliwie znalazło się w pudełku. Jeśli się nie uda, pająk znów ucieka, tym razem chowa się pod kocem.
Na szczęście Romek zaintrygowany pająkiem, za dobrą radą doktora, skupił się jedynie na złapaniu okazy. Nowy? Nowy? Zakochana w nim samiczka może okazać się cennym nabytkiem! A on będzie mógł nadać jej nazwę? - Mam! Zawołał, prostując się i szczerze uśmiechając.
Gratuluję! Romesey złapał naprawdę cenny okaz! Pająk ten nie ma swojej nazwy, a to z tej przyczyny, że jeszcze nikt nie miał okazji go spotkać. Czy były tak rzadkie? Czy może zazwyczaj dobrze się ukrywały, a ten konkretny osobnik był wyjątkowo nieostrożny? Tego niestety teraz się nie dowiemy.
A oto pająk, którego złapał Romesey:
Czy to naprawdę samiec, czy samiczka, tego dowiodą badania. Teraz najważniejsze jest doniesienie pająka do miasta, by można było je przeprowadzić. Kto wie, może to całkiem niezły początek wspaniałej kariery naukowej Romesey'a?
Podszedł do zadowolonego ze złapania pająka Romesey'a i uśmiechnął się od ucha do ucha. - No, jeszcze będą z pana ludzie - powiedział, co było naprawdę wyszukanym komplementem w ustach doktora zoologii. - Gratuluję złapania całkiem nowego gatunku! - Zaraz jednak spochmurniał, jakby był zły. - No ale oczywiście, gdyby nie ja, to by się pan nigdy nim nie zainteresował. - Malone znów zaczynał marudzić. - Od razu trzeba było łapać, najwyżej by się wypuściło, gdyby się okazało, że to jakiś powszechnie występujący gatunek. Ale nie, ważniejsze są amory. - Prychnął. - I pan zaraz będzie bronił tytułu magistra? Z takim podejściem to nawet czegoś wielkości athwala by pan nie zauważył, gdyby na horyzoncie czaiła się również piękna niewiasta.
Wiktoria w pewnym momencie zasnęła. Morfina skutecznie ją uśpiła i kobieta nie była już w stanie powstrzymać opadających oczu. Nie śniła o niczym. Umysł zamroczony narkotykiem nie wytwarzał żadnych sennych wizji, chociaż mógł podsunąć te najgorsze. Nie kręciła się, nie jęczała przez sen, może jedynie głośniej i chrapliwiej oddychała. Nawet przespała całą akcję z pająkiem. W pewnym momencie jednak się obudziła. Nie przez to, że po prostu się wyspała. Przez to, że morfina przestała działać. Jęk przerodził się nagle w przeraźliwy krzyk.
Krzyk Wiktorii na pewno zwrócił uwagę wszystkich. Właściwie to dzięki temu przypomnieli sobie, ze kobieta żyje! Crow obserwował akcję z pająkiem z nieukrywanym zdziwieniem. Wyprawa tyle ich kosztowała, a jedyne co odkryli, to gryzący w zadki pająk? - Wiktoria - powiedział krótko wstajac z ziemi. Podszedł szybko do jej plecaka z nadzieją, ze znajdzie tam jeszcze jakieś dawki morfiny. Inaczej podróż będzie dla nich nie lada problemem. Dla wszystkich.
Jim był spakowany i gotowy do drogi. Wyglądało jednak na to, że reszcie grupy zabierze jeszcze jakiś czas zorganizowanie się. Stanął z boku i zapatrzył się w horyzont jednocześnie rozmyślając o tym jaką cenę ponieśli co niektórzy by złapać tego pająka. Cóż przynajmniej nie wracają z pustymi rękami. Przerażający krzyk Wiktorii sprawił, że odwrócił głowę w jej stronę. Żal mu było kobiety ale co mógł poradzić.
Hannon przyglądał się pająkowi, uśmiechając od ucha do ucha i zapominając o swych humorkach. Spojrzał na doktora, przystającego obok i pokazał mu swe odkrycie. O rany! Jego odkrycie! Miał nadzieję, że pająk nie jest jadowity, bo dalej czuł jego uryzienie w tyłek. - Dziękuję! Powiedział z entuzjazmem, chociaż mina mu zaraz zrzedła. Co ten Malone?! Aż się chłopak zawstydził i przestał uśmiechać, musząc wysłuchiwać krytyki zoologa. Spuścił głowę, nie śmiąc nawet spojrzeć na Leanne i mając ochotę zakopać się w tym samym kocu, w którym chciał pająk. Zaraz jednak rozległ się krzyk lekarki, więc chyba Romek mógł odetchnąć z ulgą, że uwaga od niego zostanie odwrócona.
Josh poczuł się lepiej, ale i tak dotarli godzinnym opóźnieniem na płaskowyż. Gdy Hannon nagle upadł, pomogli mu z Victorem stanąć na nogi i dotaszczyli, go z pomocą Walkera w miejsce, gdzie rozbili obozowisko. Jakby nie patrzeć miał sporą wiedzę na tematem neurologii, wszak protetyka była pomostem między ciałem żywym a mechanicznym. Usiadł więc przy Romesey'u. - Często Ci się to zdarza? - sprawdzał czucie w jego nodze, ale najwyraźniej zoolog nic obecnie nie czuł.
Tymczasem Tony warował, jako ten pies myśliwski, wypatrując jakichkolwiek znaków. Może zagubiona grupa rozpaliła też ognisko, może mieli flary ? Cokolwiek? A może wściekłe antwale chciały ich zjeść? Kto wie? To co, wypatrzył coś, MG ?
Victor oczywiście pamiętał Romka z poprzedniej wyprawy. To w końcu on wyciągał wtedy Gusano z nogi studenta. Nawet z Beowulfem, którego swoją drogą nie podejrzewał o bycie tak chorym psychopatą, nadali robalowi wtedy imię - Pandora Bianca. Jego leczeniem zajęli się w szpitalu specjaliści, choć Victor na bieżąco sprawdzał kartę swojego pacjenta. Wiedział dlatego, że do tej pory Hannon nie zgłaszał się do szpitala z podobnymi objawami. - Miał Gusano pod kolanem - wtrącił tuż po pytaniu Granta. - Chyba dotąd nie straciłeś czucia, skoro nie zgłaszałeś się z tym do szpitala, prawda Hannon? A gdy otrzymali odpowiedź odciągnął Granta na stronę na lekarską pogawędkę. - Skoro stracił czucie coś musi uciskać nerw. Albo tamować przepływ krwi. Upał i wysiłek fizyczny najpewniej spowodowały skok ciśnienia, a po historii z Gusano w jego żyłach mógł spokojnie utworzyć się zakrzep. Jeśli ciśnienie porwało go teraz ze sobą najprawdopodobniej zaczął krążyć mu po ciele aż zatamował żyły. I tak szczęście, że nie w sercu, albo mózgu, bo mogłoby być już po nim. Jeśli to jest przyczyna.... czego dowiemy się wkrótce jeśli zacznie mu sinieć noga. Ale jeśli to nie skrzeplina to co? - teraz czekał na opinię Granta w tej materii. Może i był protetykiem, może i Victor wolałby w takiej sytuacji zdać się na opinię Wiktorii, czy Quinna, ale jak to mówią - lepszy rydz niż nic!
Grant kiwał głową, na kolejne słowa Victora. Wszystko by się zgadzało. . - Raczej wykluczyłbym działanie neyrotoksyny. Nie po takim czasie - stwierdził spokojnie - Wygląda na to, że masz rację. Tylko co my z nim teraz zrobimy? Jego masz dalsza podróż wiąże się ze sporym ryzykiem, jak skrzep by dotarł do serca czy mózgu - mamrotal . - Przydałoby się coś przeciwzakrzepowego, ale od biedy może być i aspiryna. Mam w apteczce - sięgnął po swoją torbę i wyjął z niej wspomnianą juz aspiryne, by podać ją Victorowi. Nagle poczuł się bardzo źle. Czasami niektórzy mu opowiadali, że przeczuwali, gdy coś złego działo się z ich bliskimi. Jemu też tez żołądek się wręcz zacisnął, jakby ze strachu, tętno przyspieszyło, a on wyraźnie pobladl. Miał nadzieję, że to tylko zmęczenie i ze gdy wróci, wszystko będzie w porządku
Jak tylko dojrzała, że coś się dzieje to podbiegła do Romka i zrzuciła torbę z ramion. Uklęknęła przy nim spanikowana i spojrzała z dołu na VIctora z Joshem. Chciała jakoś pomóc a nie wiedziała jak!