Może nieco na wyrost nazwano to miejsce wioską. Składa się z jednego, niewielkiego budynku, swego rodzaju karczemki z kilkoma miejscami do spania na podłodze, i rozkładanych w zależności od potrzeb namiotów. Oczywiście namiot trzeba zorganizować sobie samodzielnie.
Po drugiej pustynnej wyprawie dobudowano drugi budynek. Pozornie mniejszy, gliniany. Dach stanowi przytwierdzona do ścian strzecha. Dwa niewielkie okienka bez szyb czy okiennic, drewniane, prowizoryczne drzwi. Kto by tutaj chciał z resztą cokolwiek ukraść? Budyneczek wydaje się niższy dlatego, że fundamenty zostały wykopane w ziemi na głębokość około pół metra.
Słuchałem, nie przerywałem. To było rzadkie. Naomi się otwierała, a za chwilę była zamknięta jak trumna zakopana dwa metry pod ziemią. - Zycie potrafi zaskakiwać, ludzie potrafią zaskakiwać - uśmiechnąłem się, zapewne był mógł ją zaskoczyć przynajmniej kilka razy. - Pomyśl o kimś innym, sześć lat to długo może czas właśnie na zmiany, może te spotkanie miało ci dać do zrozumienia że musisz zacząć żyć inaczej, żyć dla siebie, nie innych. Mówiąc to znowu zaryzykowałem. Aby moich słów nie wzięła zbytnio do siebie i nie wpadła na taki pomysł gdy odsunie kamień. Bym się chyba ostro wkurwił. Tak był bym zły... Co bym zrobił? Puki jestem na pustyni nic... A może właśnie tu. - Jesteś mądrą, bystrą kobietą... No i atrakcyjną - chwilę milczałem, jakby dać sobie i jej czas na przetrawienie swoich słów. - Aha czyli biedni są biednymi a bogaci bogatymi... bez zmian... - wypuściłem dym z ust. Kolejnych kilka obłoczków pojawiło się na niebie.
- O kim niby innym? - burknęła. Nie było nikogo innego przez te wszystkie lata. Nawet o tym nie pomyślała, przez głowę jej nie przeszedł ktokolwiek inny. Prychnęła na to o atrakcyjności. Kłociłaby się na ten temat. - Tak, bez zmian - skinęła głową. Po chwili polozyla się tak, jak on, patrząc w niebo. Zamknęła oczy. - Co zamierzasz robić, jak wrócisz do miasta?
- O kimkolwiek - rzuciłem - kimś. Dodałem po chwili, nie miałem nikogo konkretnego na myśli, bo i niby kogo. Hm siebie? Spojrzałem kątem oka na kobietę. W sumie mógłby. Wiedziałem też doskonale że w tym mógłbym było sporo popędu fizycznego. Brak kobiety od dłuższego robiło swoje. Każda była piękniejsza. Ale nie Naomi była. Wszystkie cechy które wymieniłem, posiadała, mógłbym wymienić więcej. Jedna najważniejsza. Była tutaj. Odwróciłem się na bok i przyglądałem się jej twarzy jeszcze bardziej intensywnie, może nawet bezczelnie. Była tutaj, nie była jawą, nie była snem czy tęsknotą. Patrzyłem na osobę która ze mną rozmawia. Przychodzi i daje mi chociażby papierosy. Nie ciągnąłem tematu sytuacji politycznej w mieście. Jeszcze będzie na to czas. Teraz tematem była Naomi. Póki była rozmowna chciałem z tego skorzystać. - Co będę robił? - zapytałem sam się nad tym zastanawiając, oprócz zemsty i załatwiania paru spraw z pewnymi osobnikami będę szukał brata. - Poszukam brata i spotkam się z małą Clem... - mówiąc to wciąż jej sie przyglądałem, dopiero po krótkiej chwili opuściłem wzrok w piach. Zacząłem rysować wzory na piasku. - Będę musiał ułożyć sobie życie na nowo, od początku.
Ona, wydawałoby się, wymazała jakikolwiek pociąg fizyczny ze swojego słownika. Po prostu o tym nie myślała, pracując, skupiajac się na czymś innym, w tym szukaniu Roda. - Czyli też kogoś szukasz? - stwierdziła bardziej, niż zapytała. Zerknęła na niego na chwilę po czym wróciła do wpatrywania się w puste niebo. - Clem? - uniosła brew. Nie wiedziala o kogo chodzi, a była ciekawa. Chciała podtrzymać rozmowę. - No tak. Będziesz miał dużo do roboty..
- Każdy w życiu czegoś szuka - rzuciłem wracając do pozycji poprzedniej. Z ułożoną głową na piasku patrzyłem w niebo. Czy może być jeszcze bardziej błękitne niż dzisiaj? - Tak Clem wychowała się ze mną na podwórku wśród kamienic. Była dziewczynką z rozbitymi kolanami. Teraz już jest kobietą, jest dorosła i piękna. Ma niesforny charakter i uroczo potrafi pyskować. To taka przyszywana młodsza siostra. Jest trochę podobna do Ciebie - uśmiechnąłem się lekko, tak była chłopczurą uroczą. - Też wychowała się wśród chłopaków z podwórka. Mam nadzieję że nie wpakowała się w żadne kłopot, kłopoty to jej drugie imię - ponowny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, zaciągnąłem się nikotyną.
- Gdzie chcesz sie ulokować jak wrócisz? SLumsy? Obrzeża? - nie sądziła, że może gdziekolwiek indziej. Pytała, bo może chciałaby go odwiedzic i pogadać jeszcze w murach miasta? Mógl zrobić straszne rzeczy, ale.. Nie oceniała. Przynajmniej starała się. A też dokładnie nie wiedziała co i jak, pewnie dlatego mogła o tym nie myśleć. Gdyby dowiedziała się kto dokładnie leży sobie obok niej na piasku w środku pustyni.. Czy zachowywałaby się inaczej? Pewnie tak. W końcu o Fechnerze było głosno swojego czasu.
- Nie wiem - rzuciłem krótko i całkiem zgodnie z prawdą. - Nigdy nie miałem domu ani nie przywiązywałem do niego wagi. Dom jest tam gdzie obecnie jestem - chwilę się zastanawiałem. Uświadomiłem sobie że nie mam dokąd w mieście pójść. Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem. - Może coś wynajmę, zaproszę cię na wprowadzimy - rzuciłem rozbawiony. To było trochę zabawne. - Przyjdziesz? - zapytałem ponownie spoglądając na dziewczynę. Mógłbym się zastanowić przez chwilę czy by myślała tak samo o mnie gdybym podał swoje prawdziwe imię. Wiele razy to sie sprawdzało. A ja nie chciałem odcinać się on swojej prawdziwej tożsamości. Póki co nie okłamywałem jej. No poza imieniem.
- Mhm.. Pewnie przyjdę - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego. - O ile się nie odetniesz od wszystkiego co było tutaj. Nie wiem czy ja bym tak nie zrobiła.. - zastanowiła sę. Czy bedzie chciał z nią urzymywać kontakt? Nie wiedziała.
- Odciąć od tego co było tutaj? Bill, Ed, Kurt ... Ty to nie dzięki sobie żyję tylko wam potrafię być wdzięczny - spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz. Tak zdecydowanie częściej powinna to robić. - Masz ładny uśmiech... korzystaj z niego - dodałem. - Potrafię dziękować, dlaczego miał bym się odcinać?
- Nie wiem. Możesz mieć dość bycia tu, dość ludzi naokoło. Skoro chcesz zacząć nowe życie po powrocie to dlaczego nie odciąc się od tego? Jestem tylko myśliwym z pustyni - wzruszyła ramionami. - Daj spokój z komplementami, dobrze? - poprosiła nagle.
- Od pewnych miejsc, rzeczy i ludzi nie da się odciąć - chwilę jeszcze patrzyłem na nią potem wzrokiem wróciłem do nieba. - To nie był komplement - mruknąłem poważnie, może aż za. - To było stwierdzenie oczywistej oczywistości - wycedziłem z ust z pełną powagą. I tak trwałem aż dziesięć sekund. Potem się roześmiałem.
- Może - mruknęła, nie wiedząc sama co o tym mysleć. Właściwie była w takim położeniu. Nie potrafiła się odciąć. Nawet nie chciała. - Och, przestań! - fuknęła, lekko rozbawiona i szturchnęła go pod żebra.
- Ej no! - odruchowo zgiąłem się w boku. Zabolało naprawdę. Miała parę to nie była zwykła łaskotka. Nie zamierzałem tak tego zostawić. Przecież nie mogłem pozwolić sobie na taką zniewagę. Usiadłem momentalnie na piasku spojrzałem na nią, nie musiałem się nad niczym zastanawiać wiedziałem już co chcę zrobić. A że miałem zamiar skorzystać z efektu zaskoczenia najzwyczajniej w świecie zacząłem ją łaskotać. - Myślisz że od tak sobie możesz się nade mną znęcać? - rzuciłem, nie zamierzałem przestać. Miałem załaskotać tą dziewczynę w pustynnym piasku, na pustynnym słońcu, pod pustynnym, błękitnym niebem. Taki był ze mnie dowcipniś. Najwidoczniej nie straciłem jeszcze przez ten rok poczucia humoru.
- Ej, ej! - parsknęła, zdziwiona, bo zupełnie się tego nie spodziewała od niego. Próbowała go złapać za nadgarstki i powstrzymać. - Przestań, mam wszędzie piasek! - zwijała się, czując się jednocześnie dziwnie i jak dziecko. Nie wiedziała czy jej się to podoba. Właściwie to kiedy ostatnio robiła takie głupoty?
- Nie przestanę! - rzuciłem bo niby czemu i owszem uścisk miała mocny czułem go na nadgarstkach. Nie przeszkadzał mi by kontynuować swoje dzieło załaskotania Naomi. - Piasek? - zapytałem, rozbawiony. Miała piasek wszędzie co ona nie powie. - Piasek to mamy wszędzie? Piasku ci u nas pod dostatkiem - nie mogłem się powstrzymać, po prostu nie mogłem. To było lepsze od zabawy w śniegu. O ile ktoś go widział, ale legendy i przesłania mówiły, że takowy istnieje. A kto zabronił być nam dziećmi. W tej całej zabawie nie wiadomo skąd i jakim sposobem zaczęliśmy się staczać z wydmy. Od taka mało śmieszna dziecinada. Jednym rybka innym pipka. Mnie cieszyły przyziemne rzeczy. Nawet taka głupia mało śmieszna zabawa.
- Ile ty masz lat! - fuczała przez śmiech, nie wiedząc czy jest zła czy nie. - Już już starczy! - pisnęła jak dziecko. - Najemy się tylko tego piachu, błagam! - złapała go bardziej kurczowo, gdy zaczęli się staczać z wydmy.
Zaśmiałem się głośno.Z górki na pazurki to całkiem fajna zabawa, zwłaszcza jak się turla we dwoje. Dopiero na samym dole wydmy zdałem sobie sprawę że nie wiem ile mam lat. Niefortunnie, a może fortunnie to ona wylądowała na mnie. I owszem piach miałem wszędzie. Gdy już leżałem na plecach a ona na mnie zatopiłem dłonie, w owym piachu rzecz jasna. Był jak woda rozpływająca się miedzy palcami, sypki i gorący. Nasze twarze były bardzo blisko, może, aż za blisko. Uśmiechnąłem się trochę zmieszany. Tą bliskością zapewne. Kątakt fizyczny znacznie się zwiększył. - yyyy, a wiesz że nie wiem - odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. - tak starczy... chyba... - dodałem patrząc jej prosto w oczy. Nie bałem się takich spojrzeń, pamiętam ze lubiłem w to grać. Pojedynek na spojrzenie. To było coś.
Podparła się po obu stronach jego głowy co nie było najwygodniejsze w piachu i odsunęła się. Czuła piasek pod ubraniem, w okropnej ilosci. - Jak to nie wiesz? Nie miałeś tego w dokumentach? Twój brat nie wie? Albo jaka jest między wami różnica wieku..? - zdziwiła się wyraźnie. CHociaż w sumie sporo osób nie wiedziało ile ma dokładnie lat. Zmieszała się i cofnęła, podpierając chwilowo na jego barku, żeby przesunąć się na bok i usiąść na piasku. - I już mnie wszystko swędzi - zamarudziła.
- No nie wiem - chwilę milczałem, jakbym jeszcze raz zastanawiał się nad swoim wiekiem . Teraz mój wygląd nawet nie wiele mówił. - Jestem dzieckiem ulicy, kto kogo pyta o wiek, jeśli przestajesz dostawać łomot, znaczy że jesteś już pełnowartościowym członkiem podwórkowego społeczeństwa, potem wojna, bajzel w papierach, po wojnie to już w ogóle kto by tam liczył - uśmiechnąłem się. Gdy zeszła i ja usiadłem obok niej. Znowu się skupiłem na rzeczach przyziemnych, proste oderwanie myśli od ciężkich tematów. - Najlepiej rozebrać się i wytrzepać... - rzuciłem, a nóż bez dłuższego zastanowienia zrobi to. - Tyle czasu i nie przywykłaś do piasku w majtkach?
- Może i tak. A ile ci się wydaje, że masz? - zapytała z innej strony, moze jakiś wiek sobie ustalił i jego się trzyma? Parskneła lekko. - Prawda. Chociaż za mnie zwykle bili się bracia, póki nie podrosłam. Zresztą potem też, mimo wszystko.. - pokręciła lekko głową. A niech ktośby spróbował ją zaczepić czy mieć jakiś problem, a już w ogóle nie mówiąc o jakimkolwiek podrywaniu! Teraz trochę odpuścili, wiedzieli że Naomi sobie poradzi, a jeśli nie to poprosi o pomoc. - Mhm.. to akurat zrobię później - stwierziła - Nie, nie w takiej ilości. Wydae mi się, że nie da się do tego przywyknąć.
- Nie wiem około trzydziestu pięciu - wzruszyłem ramionami, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, nigdy nie było mi to potrzebne, nie liczyłem lat. - Nigdy czas nie był dla mnie wyznacznikiem, aż do czasu gdzie mogłem z piasku zrobić milion klepsydr i liczyć każde ziarenko. Dopiero tutaj zacząłem to robić - rzuciłem trochę zamyślony. Tak jej słowa pchały mnie do przeszłości, do planów jakie miałem przed sobą i planów które rozsypały się w pył. - Dobrze ze masz braci, dobrze jest móc liczyć na kogoś i wiedzieć ze cię nie zawiedzie... - zamilkłem, spojrzałem przez ramie na Naomi. - Nawet nie liczyłem an to że zrobisz to teraz... - wyszczerzyłem zęby - po za tym jak zauważyłaś nie chce mieć na karku jakiś drabów.
- Yhm - mruknęła i pokiwała głowa. To miała z dziesięć mniej, zapewne, choć co to zmieniało? W ich relacji nic. - Tak. też się cieszę, ze ich mam. Bez nich to,.. nie wiem. Ulica czerwonych latarni zapewne - skrzywiła się. Dużo dziewczyn tak kończyło, bo cieżko było kobiecie samej sobie poradzić w takim świecie. - Sama sobie radzę, zwykle - wzruszyła ramionami. Nie wysługiwała się nimi i choć często chcieliby robić za jej prywatną ochronę to zdarzyło jej się z nimi o to pokłócić. Była dorosła, radziła sobie sama, nie była ksieżniczką na ziarnku grochu. Nie mogła pozwalać na to, by wszystko robili za nią bracia. - Czas na pustyni potrafi się dłuzyć - przyznała.
- Myślę że jesteś zbyt silną kobietą aby tam skończyć i nie mówię tutaj o parze w łapie o której krążą legendy - pokiwałem z uznaniem głową. Była znana ze swojej stanowczości zwłaszcza w stosunku do mężczyzn. Szybko umiała ustawić ich w odpowiednim miejscu. To wiedzieli ludzie w wiosce i nawet nie chodziło o jej braci. Miała charakter. Ja to szanowałem. - ...i gdybyś nie radziła, a bracia nie mogli by ci pomóc oferuję swoje usługi - poważna mina pojawiła się na mojej twarzy, jak bym przynajmniej składał przysięgę do harcerstwa. - Wracamy?
- Legendy - parsknęła, kręcąc głową i przesypując piasek między palcami. Naomi dala się lubić ale bardzo jasno i stanowczo zaznaczałą, ze nie życzy sobie głupich tekstów w swoją stronę. Wstyd się przyznać, ale jeden bardzo oporny myśliwy w Claudette, który pojawił sie u nnich z kompletnie innej częsci Zigguratu o tym nie wiedział i nie chciał przyjąć do wiadomości. Skończył z nożem w boku, choć nic wielkiego mu się nie stało. Niektórzy uważali ją za wariatkę i twierdzili, że mogłaby nieco odpuścić, ale ona twierdziła, ze jeśli tylko odpuści i jakkolwiek opuści gardę to wszytsko zacznie się "znów", a lubiłą przebywać w tym towarzystwie, tak długo jak mieli ją za równą sobie, a nie za kobietę. Wbrew wszystkiemu jednak myśliwi i łowcy głów okazywali się być czasem bardziej tolerancyjni niż elita. - Będę pamiętać - uśmiechnełą się i łapiąc w pięść garść piasku wrzuciła mu ją za koszule czy co tam miał na sobie po czym poderwała się na nogi i zaczęła uciekać w stronę wioski.
No tego się nie spodziewałem. Ale to potwierdzał tylko moją tezę. Dziecko jest w każdym. Znowu mnie zaskoczyła. Chwilę siedziałem a potem zerwałem się i pobiegłem za nią. Gdy mijałem myśliwych zwolniłem, zmierzyłem ich wzrokiem, pełna powaga a co. - Dzieciak słońce ci mózg spaliło – rzucił Billy kręcąc z rezygnacją głową. Ja nie słyszałem nic, no może jakieś zakłócenia czystego powietrza przez słowa Billego. Wpadłem do chaty zaraz za Naomi. No oczywiście nie zamierzałem przegapić wysypywania piasku z pewnych części garderoby. Oczywistym także było że mogłem tylko pomarzyć. Ale czym jest życie bez marzeń, czyż nie.