Małe mieszkanie Nathan Lamp Mieszkanie ma dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Sprzęty: - mała kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem
I tu był właśnie problem z Nainą. Wpierw ją przytulała, potem nagle wahała się i jakby od tego uciekała, próbowała ją od siebie odsunąć, co sprawiało, że Mia miała komplement mętlik w głowie. Jej nastoletnia główka zwyczajnie tego nie ogarniała. Patrzyła na Lamba wyczekująco
Nie uważałą się za odpowiednią osobę do opieki nad Mią, ale nie chciała jej "oddawać". Choć i tak Kendra żyła u niej nielegalnie. A Lamb? Czy samotny facet dostanie prawo do opieki nad dzieckiem? Nie sądziła.. Nie wiedziała jak to rozwiązać, nie chciała nad tym myśleć. - Nie wiem.. - pokręcila lekko głową, jakby całkiem się wycofując, jak to ona. - Tak? - uniosła na niego wzrok na sekundę.
Westchną! No i tak to właśnie z nią jest. Przydało by jej się pożądne lanie. Albo... hoho zmierzył mimochodem wzrokiem kobietę. W sumie miał magiczną różdżkę udało się z Sylvią udało z Matyldą może odmieni i Nainę. Wystarczy by dotknąć. Kurwa, zaklął w myślach. A chuj co będzie. Wagonik zjeżdża w dół z wielkim pędem. - Pobierzemy się... - rzucił.
Lepiej niech Naina nie wie ile ta magiczna różdżka magicznych wnętrz widziała.. Bo się zniechęci i co będzie? - Jak.. cosłucham..? - poprawiła sie od razu unosząć brwi. Poczerwieniala chwile potem i zrobiła krok w tył. - Nie nie nie, przepraszam, ale.. pan nie może mowić poważnie - wbiła wzrok w podłogę, czerwna jak burak, czuła się jakby ktoś z niej robił sobie okrutne żarty.
Dobrze że obie nie padły. To by miła czas opiekę zacząć, zaciągnął by obie do sypialni i położył w swoim łóżku. Kurwa powiedział to Sylvia go zabije, zabije jak bezdomnego kundla. No sierociniec, dom opieki w domu Lamba. - No co pobierzemy się, w papierach będzie grało, pani występowała o tymczasową adopcję, gdzieś tam w papierach jest że się starała o nią Sandersowa niby ma ale pogadam z nią, zresztą mogę załatwić że wpisali ze się nie nadaje... A my będziemy małżeństwem i no i załatwimy opiekę legalnie dla Kendry - urwał nagle patrząc na czerwoną Nainę. - Noo ale na papierze, nic po za tym, żadne ten no, żadna, no nic po za tym... - no może kiedyś, jak się bliżej poznamy przejdziemy na ty. Lecz tego już nie powiedział. Za to wyciągnął rękę do kobiety. - Nathan jestem - wzruszył ramionami - od czegoś trzeba zacząć - dodał uśmiechając się trochę zmieszany.
Dla Nainy to i tak było za dużo. Dużo za dużo. Nawet jeśli tylko na papierze! Widziała jak to się doskonale u Blacków sprawdza (narratorka wyobraziła sobie, że Blackowie mówia do siebie "pani Black" i "panie Black" zamiast imion). Więc panna Webb najzwyczajniej w swiecie i jak można się było spodziewać - zemdlała, widząc wyciągniętą w swoją stronę rękę Lamba.
Mia wzniosła oczy do nieba i westchnęła. Absurd. Absurd goni absurd. - Przegiąłeś - stwierdziła, choć wargi jej zadrżały w rozbawieniu. - Wierz mi, mam więcej doświadczenia w TYCH sprawach, niż ona. I przyklękła przy Nainie, klepiąc ją po policzkach. A co sobie Lamb pomyslał o Mii...welllll...
- O masz - mruknął gdy Naina padła jak długa. - Opiekę czas zacząć - dodał potem spojrzał na Kendrę a gdy klęknęła przy Nainie zrobił to samo. - kazałaś mi coś wymyślić - mruknął - Naino, Pani Naino, pani Webb pani... kurwa mać - podniósł się, po chwili wrócił ze szklanką wody. - Unieś jej głowę i połóż na swoich kolanach jeszcze moja przyszła żona się mi tu utopi... - uśmiechnął sie lekko do Kendry, a swój wzrok zatrzymał na jej oczach. Czy widział w nich radość? - W jakich TYCH? - zapytał niczym ojciec córki. Tak wczuł się w rolę ojca.
Ułożyła głowę Naine ostrożnie na swoich kolanach. - Zwariowałeś. Odbiło ci totalnie - podsumowała go, niby cierpko, ale mimo wszystko ta sytuacja ją zwyczajnie rozbawiła. ABSURD ! SKANDAL! - Kazałam wymyślić COŚ NORMALNEGO. Naina w życiu się nie zgodzi. To były twoje pierwsze oświadczyny, co ? Niezbyt udane - zadrwiła, ale widział, że ta chyba zaraz zacznie się śmiać. - No wiesz...zapomniałeś gdzie pracowałam? Widziałam to i owo. - stwierdziła wzruszając ramionami
- A co miałem klęknąć na kolanach z bukietem róż, chodzić na randki? Spotykać się? Do kina chodzić? - mruknął podając Nainie odrobinę wody. - Nie mam innego pomysłu, po za tym będziesz miała bliżej żeby podciąć mi gardło podczas snu, przecież o tym marzysz... - tak wiedział doskonale co Kendra o nim myśli, co myśli o odznace którą tak dumnie Lamb nosi na piersi. Nie miał innego lepszego pomysłu. - Chyba że o tym bilecie mówiłaś poważnie...
- Normalnie ludzie tak zazwyczaj robią, wiesz? - parsknęła, klepiąc Nainę dalej - Ale ty najwyraźniej wszystko na opak, od dupy strony. Nie wiedziała co teraz robić. - Poza tym nie proponuj tak głupich rozwiązań, komuś takiemu jak Naina, ona raczej nie zna się na żartach. Uwierzyłaby, a ty byś tego nie zrobił i by się do końca załamała. Zdaje się, że masz kogoś - tak, piła do Sylvii. Westchnęła - Nie wiem. Wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane niż było. Na razie nie ma samolotu i nie mam jak uciec, muszę póki co znaleźć sposób by przeżyć tutaj.
Bo ja lubię dupy! Chciał odpowiedzieć ale ugryzł się w język. - Nie uważam tego za głupie rozwiązanie, wręcz przeciwnie, to jedyne na ten moment rozwiązanie i wcale nie takie głupie - potem się zamyślił. - Mam i co? To nie żarty Mia łażenie po ruinach i spanie tam to nie jest sposób, mieszkanie w Koronce to nie sposób, jak na razie twoje pomysły nie są trafnymi wyborami... - burknął, ale nie ze złości, po prostu obrót sprawy był hmmm dziwny?!
Sarknęła na jego słowa i wywróciła oczyma. - Twój pomysł też jest idiotyczny! - prychnęła - Co powiesz Sylvii, "ej sorry będzie od tej pory mieszkać tu moja żona-na-niby i Mia i stworzymy małą patologiczną rodzinę?" Może będziecie ze sobą spać na zmianę? Poza tym ja mam 13 lat, a ty trochę więcej. Ja mam jeszcze prawo podejmować durne decyzje, ale ty nie. Westchnęła cichutko. - Naprawdę...doceniam....to co chcesz zrobić - mówiła powoli, ostrożnie, jakby z trudem jej te słowa przechodziły przez gardło - ...ale Naina przeżyła już za dużo, nie zostawię jej. Nie chce jej jeszcze dokładać. Nawet jak mnie czasem odpycha od siebie... - zmarkotniała - Nie rujnujcie sobie oboje życia z mojego powodu, ok ? To chyba możesz dla mnie zrobić.
- Nie mam zamiaru z nią sypiać - spojrzał na zemdloną Naine, ona leży a ci prowadzą jakże ważna konwersację. - Zresztą nie jest w moim typie - mruknął - I po któreś tam moje życie jest tak zjebane że jeden fikołek w tą czy w tamtą... Pomyśl podobno uważasz się za dużą dziewczynę. Byłą byś z Nainą, mieszkała byś u niej, wpadał bym czasem na bułeczki, w papierach by grało wyszli byśmy gdzieś od czasu do czasu razem, nikt by się nie domyślił. To nie jest głupi pomysł. Co do Sylvi załatwię to jakoś... - zamyślił się, tym razem da mu po mordzie.
Westchnęła znowu. Co za głupota. - A jak ona się w kimś zakocha? Zacznie się z nim spotykać? Pomyślałeś o tym? - zapytała głosem pełnym powątpiewania. - To, że Tobie jeden fikołek w te czy wewte nie robi, nie oznacza, że z mojego powodu mamy jej zamykać drogę do szczęśliwego życia. - pogładziła Webb po czole Westchnęła, ale tym razem ze zmęczenia. Choroba wciąż ją męczyła . - Może lepiej ją odwieź do domu i nie naciskaj, bo znów zemdleje.
Naina się w końcu ocknęła, otwierając oczy i widząc nad sobą Kendrę i Lamba, chyba o coś się kłócących. Dźwięk był jeszcze przytłumiony i na swoje szczęście nie słyszała o co chodzi. Poruszyla się, chcąc usiąść. A najlepiej uciec.
- Ja nie będę stawał na drodze jej miłości. Nie skończyli rozmowy bo główny zainteresowany się obudził. No cieszymy sie że Pani Naina narzeczona Lamba podjęła słuszną i jedyną właściwą decyzję. - Lepiej się pani czuje? - zapytał, no wciąż byli na pani a Lamb to kulturalny chłopak był. - Proszę woda - wyciągnął dłoń tym razem z kubkiem z wodą.
...jej miłosci. I tyle usłyszała. Nie wiedziała o co chodzi. Usiadła pewnie, na podłodze, poprawiła od razu rękawy koszuli zanim zrobiła cokolwiek innego, chowając blizny. - D-dziękuję - zająknęła sie i przyjęła szklanke lekko drzącą dłonią.. Jednak była wciaż oslabiona, zdziwiona, nie kontaktowała do końca i szklanka wypadła jej z ręki, oblewając ją wodą i tłukąc się na podłodze. Panna Webb poczerwieniała od razu. - P-przepraszam.. - zaczęła zbierać kawalki szkła na dłoń.
Kendra westchnęła po raz wtóry tego dnia. Głównie dlatego, że chyba znów dopadała ją gorączka. - Nathan, odwieź ją proszę i dopilnuj by nie poleciała ze schodów. Ja muszę się położyć - oczy błyszczały a policzki płonęły, co zwiastowało nawrót temperatury. Zapalenie płuc nie było przelewkami w tych czasach. Cmokneła Naine w czubek głowy i powlokła się do łóżka, gdzie zakopała się pod kołdrę i ucichła.
- Nic się nie stało, pozbieram - nieopacznie jego dłoń otarła się o dłoń Nainy, pierwszy fizyczny kontakt mieli za sobą, a potem... - Kurwa - syknął - nic nic to tylko... - po chwili na palcu pojawiła się kropelka czarnej krwi. Podniósł się, i podszeł do szafki wyjmując z niej niewielkie pudełko. - Dobrze idź... - mruknął do córki.. tfu do Kendry. - Zaraz posprzątam... - dodał wygrzebując z pudełka bandaż, dobrze że nie był to palec wskazujący. - Będe miał kukiełkę na środkowym palcu - mruknął a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
No tak, teraz już z górki! Szczególnie z Nainą. Z nią to zawsze było pod górkę. Skrzywiła się wyraźnie słysząc przekleństwo. Podniosła wzrok na Kednrę i odprowadziła ją spojrzeniem do drzwi sypialni. Wolałaby, by to w jej domu i swojej sypialni zasypiała. Podniosła się powoli na nogi, ze szklem w jednej dłoni. - Nie nie, ja pozbieram.. nic panu nie jest? - spojrzała na Lamba i kucnęła, zbierając dalej odłamki, mimo, że troche jej się w głowie kręciło. Kiedy ona ostatnio jadła?
- Nie nic, bywało gorzej - uśmiechnął się po czym zaczął motać się z bandażem. Owinął palec a po chwili próbował zawiązać, niestety nie wychodziło mu. - Za chwilę odwiozę panią do domu... - podniósł na nią swoje spojrzenie, chwilę nad czymś się zastanawiał. W sumie nie była taka brzydka, była całkiem... ładna w innych okolicznościach kto wie, nigdy na nią w ten sposób nie patrzył. Tera patrzył na nią jak na przyszłą żonę.
Pewnie i bywało gorzej, patrząc na to, że przecież jest policjantem. Ale Naina mało co wiedziała na ten temat, raczej nie miała kontaktów z policjantami (i patrząc na Silvera można się modlić, żeby nigdy nie miała). - Nie, poradzę sobie - pokręciła głową od razu. Spojrzała na Lamba i na to jak się męczy i może jeszcze pół roku temu by mu pomogła. Teraz trzymała dystans. - Śmietnik jest pod zlewem? - zapytała, kończąc zbieranie co większych kawałków. Resztę trzba bedzie pozamiatać.