Około czterdziestu mil na zachód od drogi na południe i piętnastu mil od murów miasta znajduje się stanowisko badawcze geologów z Uniwersytetu NeoZigguratu. Z dość dużego obszaru usunięto wierzchnią warstwę piasku i dokopano się do skały. Tę natomiast w niektórych miejscach rozłupano dynamitem i kilofami, by pobrać jak najwięcej próbek. W odpowiedniej, bezpiecznej odległości od wykopalisk, zbudowano trzy niewielkie drewniane domki, w których mogą się schronić zmęczeni wędrowcy. Budynki powstały dla naukowców i robotników - w dwóch nieco większych nie ma żadnych mebli, w mniejszym, przeznaczonym dla kadry inżynierskiej, są dwie izby, a w każdej z nich prowizoryczne, drewniane łóżko z siennikiem, biurko z krzesłem i niewielka szafa. Przed budynkami zbudowano coś na kształt wiaty, pod którą postawiono podłużne stoły. Tuż przy tym jest polowa kuchnia. Wokół terenu stanowiska U-56 rośnie kilka samotnych akacji. Roślinność też jest tutaj nieco gęstsza niż w innych częściach stepu.
Nie odzywał się, sprawdzał swoje przyrządy medyczne. Musiał wyczyścić skalpel, na którego właśnie chuchał, przecierając go zaraz szmatką. Popatrzył się na Walkera znad ostrza.
Tony za to na bezczela się na niego gapił, bo co mu zostało ? Ból i tak nie pozwolił mu przyciąć komara. Czyżby właśnie padł zakład, który będzie się na drugiego dłużej gapił ?
Patrzył się na niego, nie przestawał. W lewej ręce skalpel. Było mu wygodnie, więc siedział. I gapił się, patrzył, obserwował. W pewnym momencie uniósł brew. - No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz...
Uniósł brew ku górze. Serio ? Kto mu podsuwa te teksty ? Pewnie ktoś pokroju słabego komedianta NeoZigguratu Carola Strassburgera. - Ano nic. - powiedział patrząc wciąż na niego z uporem osła.
Ned miał w końcu swoje prawie sześćdziesiąt lat. Prawdziwa tożsamość, Karol Nedburger. Odchrzaknął. - Ano tak jest, tak już jest. - pokiwał łbem i schował nóż. - Amputujemy w razie czego. - dodał. Mógł amputowac cokolwiek. Gdziekolwiek. Posłał mu współczujący uśmiech. Przynajmniej się starał.
Że co ?! On tu nie miał zamiaru dawać sobie niczego amputować ! NIE MA MOWY ! - Zapomnij staruszku. Nie będzie trzeba niczego amputować - zapewnił go, czując jak kropelka potu mu spływa po skroni. - Do wesela się zagoi. Niech tylko kurna spróbuje. Lubił swoją nogę, bardzo ! Nie chciał żądnych zasranych protez, wystarczyło, że już miał proteze faka.
Po wykuciu dziur, górnik zarządził fajrant. Nic dziwnego, w końcu już się zrobiło niemal całkiem ciemno. Polecam udać się na spoczynek, bo jutro nowy, ciężki dzień! Tony będzie żył, w końcu miał fachową opiekę medyczną.
Po kilku głębszych i marudzeniu, że zamiast badać lepiej by było ruszyć do domu, podróżnicy udali się na spoczynek. Na warcie został Brice i jeden z górników, więc reszta może spać spokojnie.
Następnego ranka Richardson zarządził pobudkę o świcie. Górnicy i wszyscy, którym nie straszne było kucie i wybuchy, udali się przodem i pod przewodnictwem inżyniera, zaczęto umieszczać ładunki wybuchowe w przygotowanych poprzedniego dnia otworach. Kilka dodano, niektórych nie użyto, w końcu co górnik mógł wiedzieć o planowanych badaniach? A Romek w tym czasie mógł czuć się coraz bardziej osłabiony... Do tego zgrubienie na jego nodze zaczynało rosnąć.
Mabel jak dotąd nieźle przetrwała wszelkie ataki, masakry i inne podobne, a do tego wciąż nikt nie nakrył jej na udawaniu chłopca. Nie miała się gdzie umyć i zaczynała czuć, że śmierdzi. Całe slumsy cuchnęły więc normalnie niespecjalnie jej to przeszkadzało, ale teraz, kiedy nie miała możliwości czuła niesamowitą potrzebę panienkowania i wewnętrznego fuczenia na brud. Gdy tylko przychodziła pora zawsze zabierała się z górnikami, choć miała już dosyć pracy. Była zmęczona, bolały ją mięśnie, a zakwasów już dawno takich nie miała. Gdy więc o świcie obudziła się znowu obolała miała ochotę zakopać się w piasku i nigdy z niego nie wychodzić. Ale robota czekała, więc chcąc nie chcąc musiała się zabrać, sprawdzając wcześniej czy Walker przeżył noc. Lubiła go i choć bała się trzymać go blisko, by nie zostać rozpoznaną naprawdę się martwiła i nie chciała by coś mu się stało. Jeśli gdzieś kręcił się Logan pewnie podbiła do niego i klepnęła go dziarsko po plerach na powitanie. - No stary, robota czeka - rzuciła jakoś tak bez zwykłej dla siebie motywacji.
Gdyby Tony wiedział, że Mabel się o niego martwiła, normalnie by się wzruszył i postawił jej po powrocie whisky. Nie wiedział jednak. Noc była dla niego dość ciężka, bo ból był okrutny, osłabł z utraty krwi i zrozumiałe, że był obolały. Kyarr chyba stracił odwagę po czterech kulach od Walkera i nie wrócił. Rano też go jakoś widać nie było. Zapewne z czyjąś pomocą zjadł posiłek i wysoce niezadowolony ze swojej bezsilności, patrzył jak inni żwawo sobie hasają.
Romek uspokoił Leanne i stwierdził, że czuje się dobrze. Chociaż nie czuł. Nie chciał jej martwić i prosił, by się nie oddalała, skoro drapieżniki krążą niedaleko. Gdy po nocy się obudził, leżał bez sił, nie ruszając nawet jedzenia, które mu ktoś podał. Osłabiony nawet nie spojrzał na swą nogę. Nie miał sił myśleć ani się ruszać.
Spędziła przy nim noc, ale martwiła się coraz bardziej. Na rano zjadła koło niego i musiała na chwilę odejsc na bok, a wtedy oczywiscie Romek się obudził. - Romesey.. zjedz coś, co? - usiadła obok niego na swoim kocu. - CO się dzieje? Coś z nogą? Mogę ją zobaczyc? - nawet mu sie nie pochwaliła swoja roslinką!
Pokręcił głową, odmawiając śniadania. Nie chciał, nie miał ochoty. Wolał leżeć i się nie ruszać. Na pytanie Leanne o nogę, nie odpowiedział. Nie protestował ani nie zachęcał. Mogła więc zrobić co chciała.
Prychnęła pod nosem. - Pokaż mi ją - usiadła obok jego nogi i zaczęła ją delikatnie rozplątywać z bandaży, żeby zobaczyć co i jak. Może coś tam sie zabrudziło? Trzeba zawołać Neda i oczyscic? A może co innego? W każdym bądź razie chciala zobaczyc co sie dzieje, mimo, że ją ta krew troche obrzydzała..
- Szybciej, nie mamy całego dnia! - ponaglał inżynier, a geodeta przeklinał pod nosem opróżniając nie swoją piersiówkę. Pracownicy fizyczni uwijali się, jak mogli. Pomagał również pan Parker, który wciąż pociągał nosem. Nie radził sobie chłopak z tym, co się wydarzyło. Chciał do domu, ot, wszystko. Gdy udało się wreszcie zamontować ładunki w otworach, Richardson krzyknął, by wszyscy się odsunęli i polecił Johnowi odpalenie przedłużonego lontu, kiedy już wszyscy będą w bezpiecznej odległości.
Lea, która zabrała się za oglądanie pogryzionej nogi Romka, nie miała przyjemnych widoków. Młody zoolog został pozbawiony znacznej części mięśnia w łydce i, choć nie wyglądało, jakby coś tam gniło, już sama skala obrażeń trochę przerażała. Po lewej stronie od rany i trochę wyżej, niemal w końcówce mięśnia tuż pod zgięciem (kolanem od drugiej strony), było widoczne niewielkie zgrubienie - mniej więcej na długość połowy kciuka i taką grubość. Pogap się chwilę, droga Leo, a zobaczysz, że zgrubienie się trochę... przemieszcza?
Leanne oglądała tę nogę nieźle skrzywiona, bo wcale to ładne nie było. Wcale a wcale. Pochylila się za to nad zgrubieniem i zmarszczyła brwi. FUUUUJ! TO sie rusza! - Romek! Cos ci sie tu rusza! - podniosla na niego spanikowany wzrok.
- Co? Student podniósł głowę, zmuszając się do wysiłku i popatrzył na nogę. Rzeczywiście. A jeśli tak, to... - Gusano... trzeba wyciąć.. Romek opadł bez sił na posłanie i spojrzał na Leanne.
Podniosła się bez słowa, widząc w jakim stanie jest Romek. Aż ją w gardle ścisnęlo. I ta.. ta... cosia w jego nodze! Poszla po Victora i zaciągnęła go prawie ze siłą do Hannona. - Mówi, że jakieś gusano, nie wiem co to.. - westchnęła. - Ale sie rusza
Victor akurat skończył jeść śniadanie, kiedy wpadła na niego spanikowana Leanne, która musiał przyznać nawet w takim stanie była bardzo uroczą osóbka. Nie musiała go ciągać siłą. Miała dwa dobre powody, dla których by z nią poszedł. Pacjenta i cycki. No to trzy w sumie. No, w każdym razie Victor szybko znalazł się przy Romku, a słysząc o gusano skrzywił się nieznacznie. - Jeśli to naprawdę gusano będzie nieprzyjemnie - powiedział, spoglądając na Leę ostrzegająco. Cóż, wolał oszczędzić kobiecie takiego widoku. - Mogę jedynie naciąć ranę, ale drania wyciągnąć jako tako nie mogę. Muszę go wydusić - poinformował Romka. - Będzie bolało.
Logan też był zmęczony i obolały i naprawdę chciał już do Metis. - Ja już idę.- odezwał się do Marian i noga za nogą powlókł się za nim. Mieli dzisiaj jakieś ładunki zakładać. - Na maszynę, dobrze że już kończymy. Chciałbym już w chałupie się wylegiwać.
- Rób co musisz... Lea, odejdź. Romek wiedział, że nie ma innego wyjścia jak pozbycia się drania. Nie chciał, by ten sam sobie torował drogę na zewnątrz i zostawił go z bezwładną nogą. A Leanne chciał wygonić, by nie widziała ile to bólu go będzie kosztować.
- Nigdzie nie idę! - podniosła ostrzegawczo głos, by nie próbował z nią dyskutować. Usiadłą po turecku za głową Romka i korzystajac z tego, że był za słaby żeby protestować jakoś silniej polozyla sobie jego głowę na kolana i pogładziła po policzku. - Będe tu siedzieć - zaanonsowała jakby to nie było oczywiste.
Gusano było dość podlym pasożytem. Wlazilo pod skórę i zagniezdzalo się tam urządzając sypialnie w ciele żywiciela. Cale szczęście, ze udało się znaleźć wybrzuszenie na skórze łydki. Przez młodym adeptem sztuk lekarskich nie lada wyzwanie! Skórę należy naciąć, co mężczyzna zrobił sprawnym ruchem. Czas na kolejną część zabiegu. W rozcięciu ukazal się biały pancerzyk robaka. Zagniezdzil się mocno, i próba wyciskania niewiele pomogła.
Wydusić się nie dało. Widać siedział za głęboko. Jak pryszcze. Oj, Victor aż za dobrze pamiętał czasy, kiedy twarz zasyfioną miał takim gównem. Emma też. Aż się skrzywił sam do swoich wspomnień. Jako nastolatek możliwości nie miał, ale teraz mógł wydrzeć dziada siła. - Nie pójdzie po dobroci - mruknął do siebie i zaczął grzebać w torbie lekarskiej. Szczypce! - Wyduszenie byłoby najbezpieczniejszą opcją, nasz mały kolega nie daje nam jednak wyboru - wytłumaczył Lei i Romkowi. Ostatecznie wcześniej zarzekał się, że będzie wyciskał. Ale jednak będzie łowił. No to do roboty! Cip cip cip robaczku...