Średnie mieszkanie Fabiana "Bożyszcze"Sinclaira i Dave'a Silvertona Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka
Pokój Fabiana : z oknami na podwórze. Wyposażenie : Pojedyncze, wygodne łóżko, biurko, krzesełko, szafa, stojak na skrzypce, biblioteczka zawalona książkami i nutami.
Ostatnio zmieniony przez Fabian Sinclair dnia Pon Lut 29, 2016 1:09 pm, w całości zmieniany 2 razy
- No już, już, nie mów tak o mamie - co, jak co, ale szacunek do starszych musiał być ! Nawet jak czasem dziecku się wydawało, że dorosły robi mu na złość. Ona sam wiele by dał, by Bonnie nadal mu serwowała coraz to nowsze reprymendy, albo nawet i te same co zwykle...byle przy nim była. - Mama chce dla Ciebie jak najlepiej, Lorrie. -zapewnił ją - Jestem pewien, że robi to dlatego, bo nie chce by twój talent się zmarnował.
O rannnyyyyy! Przecież ona nie mogła tego zrobić! Jak wróci do domu to sobie porozmawiają! - No wiem, ale ja nie chce do nikogo innego. Zobaczysz, przekonam ją!
- Lorrie - och, czyżby nuta powagi w głosie skrzypka? - To twoja mama. Płaci mi za uczenie Ciebie i ma pełne prawo by sprawdzać, czy sobie radzę. Tu uśmiechnął się do dziewczynki. - Po prostu dajmy z siebie wszystko na następnej lekcji, ok ? I pamiętaj, prawdziwa gra pochodzi nie stąd...- puknął palcem w jej skroń - ...a stąd. - wskazał na jej serce. - Graj z głębi swojego serca, a wszystko będzie dobrze.
Pokiwała głową. Tak, to rozsądne. Dać z siebie wszystko. Przecież mama nie może ot tak jej przenieść do kogoś innego. - Pamiętam. Wiesz, że zaczynam dostrzegać te kolory o których mówiłeś? Ale muszę być sama i się skupić tylko na muzyce. - uśmiechnęła się szeroko. Pojętna uczennica!
Sinclair sięgnął po kubki z powoli stygnącym kakałkiem, uprzednio zdejmując z obu kożuch, feeeee ! Podał Lorrie jeden z nich (kubek, nie kożuch) - To kapitalnie, Lorrie !-ucieszył się- Im częściej będziesz je dostrzegać, tym będzie ci łatwiej manipulować barwą twojej gry. Ja to od początku wiedziałem, że ty wiesz o co w tym chodzi ! - uśmiechnął się szerooooko Czy nauczyciel mógł mieć większą radość, niż widząc postępy swojego ucznia? - Też muszę teraz dużo ćwiczyć. Lada dzień mam egzaminy, wiesz?
Wzięła od niego kubek. Kakao lekiem na każde zło. - Nooo... coraz więcej rozumiem o co w tym chodzi. - przyznała. W końcu była pojętna, nie? - I jak ci idzie? Zdasz nie? No ty byś nie znał? To komplementem pojechała!
Cieszył się, że udało mu się przekazać nowiny i kolejna osoba przy nim nie płakała ! - Zrobię co w mojej mocy, Księżniczko. Staram się bardzo, by zdać jak najlepiej. - ostatnio jednak to nie jego umiejętności zadecydowały o jego porażce. Zacisnął dłonie na swoich kolanach mocniej. - Poziom na moim kierunku jest bardzo wysoki. Dlatego muszę dać z siebie wszystko. Ocenisz? - uśmiechnął się, wskazując podbródkiem na wnętrze mieszkania
Gdyby nie trzymała w rękach kakałka to by zaklaskała, ale tak uśmiechnęła się szeroko i potrząsnęła burzą kasztanowych włosów. - No jasne! - wstała i pewnie za nim podreptała do pokoju. Nie mogła się powstrzymać i jeszcze wcisnęła sobie ciastko do buzi.
Weszli więc do środka, do pokoju Fabiana, w którym zawsze ćwiczyli i raczej nic się w nim nie zmieniło, od ostatniego czasu. Sięgnął po skrzypce, chwile je stroił, po czym zaczął grać . Z pewnością był to utwór dostojny...przynajmniej na początku, bo potem przyspieszał i sprawiał, że noga podrygiwała delikatnie do tańca.
Lorraine usiadła i zasłuchała się w grze Fabiana. Normalnie wszędzie jej było pewno, ale kiedy chodziło o muzykę... wydawała się baaardzo skupiona. Wpierw spokojnie, z przymkniętymi oczami, ale potem faktycznie lekko nóżka jej zaczęła podrygiwać, aż w końcu lekko klaskała. - Zdasz na pewno!
- To jeden z kilku utworów, które muszę umieć - zaśmiał się, gdy odłożył skrzypce na bok. I wtedy pomyślał, że...Ann nie wie, że Lorrie tu jest! O kurde blaszka! - Lorrie, odprowadzę Cię. Twoja mama nie wie, że jesteś u mnie, pewnie się martwi. Masz, weź ciastka dla niej. I pamiętaj, bądź dla niej miła.
Do Sinclara nie było daleko, więc matka z córką urządziły sobie mały spacer, na szczęście dziś już nie walcząc o swe racje. Ann wiedziała swoje, Lorrie chciała się buntować, co żadnej nie wychodziło na dobre. Przecież był taki spokój, odkąd pana Hardy nie widziano w mieszkaniu. Docierając na miejsce, Ann stanęła na progu i zapukała do drzwi. Dzień dobry! Czas na mały test!
A Sinclair jak to Sinclair. Rano zjadł syte śniadanie i wziął się za naukę. Wszak prócz egzaminów praktycznych, miał też teoretyczne. Rozsiadł się więc z podręcznikiem przy swoim biurku i tam rył, zdeterminowany by zdać wszystko w pierwszym terminie.Gdy mózg się już mu zaczął lasować, przyszedł czas na rekreację! Pompki, brzuszki, wymachy nóg, rąk, dla polepszenia krążenia i dotlenienia przeciążenego nauką mózgu. Potem szybki prysznic i ćwiczył grę na skrzypcach, aż nie usłyszał, że ktoś się dobija do drzwi. Wiedział, że mniej więcej o tej porze ma przyjść Lorrie z mamą. Odłożył instrument na łóżko i otworzył drzwi paniom Hardy. - Dzień dobry - uśmiechnął się szeroko i wpuścił je. - Cześć Lorrie! - zwyczajowo przybili sobie piateczke. - Zrobiłem lemoniady, napije się Pani? Lorrie? - zagadnął do nich
Lorrie uznała, że mądrze będzie udowodnić swoje racje czynami, niż pustymi słowami. Zresztą do mamy drogą werbalną nie docierało! Uśmiechnęła się do swojego najlepszego nauczyciela gdy ten stanął w drzwiach. - Dzień dobry! Ja z chęcią poproszę! Weszła z wersją do mieszkania.
- Dzień dobry, Fabianie. Piąteczkę? Ann uniosła brew, patrząc jak jej córka kompletnie zapomina o zwyczajach, które powinny charakteryzować młodą panienkę. Czy powinna skrzypce zamienić na lekcje dobrego wychowania? Weszła za córką do środka i skinęła głową. - Bardzo chętnie. Uśmiechnęła się do Fabiana i rozejrzała po mieszkaniu. Była tu dawno temu. Od tego czasu wiele się zmieniło. Zdecydowanie można było poznać brak kobiecej ręki.
Nie wyglądał na zestresowanego. Uznał, że niczego nie osiągnie, udając kogoś, kim nie jest. Takie zresztą były jedne z ostatnich słów jego matki. Nie zmieniaj się. Bądź po prostu sobą. Pomijając ostatnie kilka lekcji, Lorrie przecież robiła ogromne postępy. To do Ann więc należała decyzja, co z tym wszystkim zrobi i jaką podejmie decyzję. Istotnie, brakowało tu ręki Bonnie, jej miłości do świeżych kwiatów i zmysłu artystycznego, choć nie można było panom zarzucić, że mają bajzel. Części wspólne były posprzatane (w miarę umiejętności Sinclaira), choć do Dave 'a pokoju nigdy nie zaglądał by sprzątać. Mógł tam mieć więc cyrk na kółkach. Nalał lemoniady i zaprowadził je do salonu, gdzie miała się wyjątkowo lekcja odbyć, z uwagi na obecność Annabelle. W końcu nie mógł pozwolić by Pani Hardy ich obserwowała, siedząc na jego łóżku czy chybotliwym krześle. - Od jakiegoś czasu ćwiczymy "Taniec Kaan - ański" Utwór jest dość trudny, ale uznałem, że Lorrie da sobie z nim radę - wyjaśnił pani Hardy - Ale wpierw rozgrzewka. Chodzi o to, by przy długiej grze, nie doszło do żadnych przykurczy czy późniejszego przeciążenia mięśni, gra to też pewien wysiłek energetyczny- tłumaczył dalej -No! Lorrie, wiesz, co robić - zagadnął już dziarsko do dziewczyny, zaczynając z nią robić wymachy ramion, dając do zrozumienia, że nie będą zmieniać absolutnie nic, w sposobie prowadzenia lekcji. Pogadali chwilę o szkole, porobili żaróweczki, potem strolili skrzypce Czas na lekcje właściwą. Utwór brzmiał TAK i Lorrie od jakiegoś czasu go wałkowała. Pytanie tylko jak sobie poradzi, pod czujnym okiem mamy?
1, 4 - obecność mamy stresuje Lorrie, która się kompletnie gubi! 5, 3 - Lorrie idzie dobrze, choć Fabian się na pewno przyczepi do kilku rzeczy 2-6 - Lorrie doznaje nagłego olśnienia, moc muzyki jest z nią, gra prawie idealnie!
Lorrie zgodnie z trybem ich zajęć zrobiła krótka rozgrzewkę z Fabianem. W sumie to dobrze, przynajmniej mama będzie widziała, że gra to nie tylko gra. Trzeba rozgrzać całe ciało! A potem... muzyka popłynęła przez ciało dziewczynki, która poczuła ją jak nigdy wcześniej. Widocznie determinacja sprawiła, że smyczek w jej dłoni tańczył jak zaczarowany.
A Annabelle nie chciała, żeby cokolwiek zmieniali, specjalnie, pod jej okiem. Gdyby dostrzegła jakiekolwiek oszustwo, pewnie od razu przerwałaby lekcje. Popijając lemoniadę, siedziała na kanapie, z zainteresowaniem obserwując początki lekcji. Gdy w końcu doszło do grania, Ann mogła poczuć dumę ze swej małej córeczki. Grała pięknie. Chociaż pani Hardy była pewna, że Lorrie stać na więcej. Uśmiechnęła się do córeczki, coby ta nie myślała, że matka jej docenia! Ale jeden utwór to nie całość umiejętności, prawda?
No Boże, jakie mądre dziecko, autorka jest dumna. Tak samo dumny był jej nauczyciel, który mimo dość niekonwencjonalnych metod i nieużywania drewnianego wskaźnika dla posłuchu i posłuszeństwa, pozwolił Lorraine rozkwitnąć, wyciągnął z niej to co najlepsze. Przyłożył zaciśniętą pięść do ust i obserwował ją uśmiechając się. Widać groźba odsunięcia jej od lekcji z Sinclairem poskutkowała i dziewczę otrząsnęło się z marazmu spowodowanego przez jej ojca. - Świetnie Lorrie, bardzo dobrze. Tylko jeden moment... - tu podszedł do jej zapisu nutowego i wskazał odpowiedni fragment- Postaraj się operować smyczkiem swobodniej, sprawić by wydawało się słuchaczowi, że twój smyczek właściwie pływa a nie uderza w struny. - i tu chwycił swoje skrzypce i pokazał o co mu chodzi dokładnie. I pewnie Ann musiała słuchać rzeczy, których nie rozumiała, gdy rozmawiał z Lorrie, typowym artystycznym żargonem, więc nie będziemy jej tu zanudzać. - Dobrze. Teraz "Dagdrom". Tylko pamiętasz co o tym utworze mówiłem. Pływasz smyczkiem, jakbyś kołysała do snu, dopiero przy C-dur uderzasz w struny mocno.
Próg na skrzypce 2k6- 25 i więcej - nadal idzie ci bradzo dobrze 24-22 - no już trochę gorzej, ale nadal nieźle 21 - ten utwór sprawia ci duże trudności.
Lorrie uśmiechnęła się do mamy i juz uważnie posłuchała Fabiana i jego uwag. Pokiwała głową i spojrzała w nuty. Zaczeła grać i juz było wiadome, że ten utwór pójdzie jej idealnie. Jakby się uparła, że dzisiaj coś udowodni. Nie tylko matce, nie swojemu nauczycielowi, ale przede wszystkim sobie.
Doskonale. Fabian naprawdę miał mało uwag, a trzeba było wiedzieć, że choć aparycję miał tą typu "jaki słodki" a postrzegany był jako absolutnego lekkoducha , tak był bardzo wymagający wobec swoich uczniów. Spokojnie, z humorem, ale nigdy nie odpuścił, póki jego uczeń nie doszedł do perfekcji. Lorrie jedynie dwa razy musiała zostać poprawiona o tempo, które zawsze było je słabą stroną. - Doskonale - uśmiechnął się, gdy już poprawiła wszystko co chciał. Do tej niezauważony nuty, leżące na stole, trafiły do łapek Lorraine. - To nowy utwór, będziemy go ćwiczyć od następnej lekcji. Przeczytaj zapis nutowy, powiedz jeżeli coś jest dla Ciebie niezrozumiałe. Gdy Lorrie do niego przyszła pierwszy raz, odkrył z delikatnym przerażeniem, że ta nie rozumiała zapisu nutowego i często myliła same nuty ! Początki więc, to była tak naprawdę nauka podstaw. Gdy Lorrie już miała wszystko jasne, a Fabian wyjaśnił praktycznie co jak ma brzmieć, lekcja minęła jak z bicza trzasnął. - Ćwicz w domu. Tylko pamiętaj, codziennie. Choćby trochę, ale codziennie. To ci usystematyzuje wiedzę. Świetnie ci dziś poszło! - uśmiechnął się do dziewczynki. Spojrzał na Ann. Nie wiedział, czy ta będzie chciała z nim rozmawiać teraz
Ann była naprawdę dumna. Słuchając córki i wbrew pozorom mając pojęcie o czym rozmawiał nauczyciel i uczennica, zastanawiała się, czy ma rację, mysląc o zmianach. Czy kierowała się tym samym, co kiedyś jej rodzice? Widząc spojrzenie Fabiana, uśmiechnęła się i podniosła z miejsca. - Dziękujemy. Odezwała się i poleciła córce szykować się do wyjścia i poczekać w przedpokoju. Sama zaś sięgnęła do torebki i wyciągnęła pieniądze, które chłopak powinien dostać za ostatnie lekcje. - Miło było was obserwować. Godziny zostają takie same? Podała pieniądze, jasno informując, że nie zamierza rezygnować z lekcji córki. Pożegnała się i zabrała Lorrie do domu.
Udało się ! Udało ! Przyjął pieniądze, podziękował i pożegnał z paniami Hardy. I nic, naprawdę nic nie wskazywało, że ten dzień może być jeszcze lepszy. Lepszy od wszystkich.
Nad pocztą usiadł jak zwykle wieczorem. A właściwie zaległ na łóżku, bo tam było mu najwygodniej. Położył ostrożnie kubek z gorąca herbatą na szafce nocnej, orzeszki na podorędziu, by móc w międzyczasie podjadać i rzucił się na główkę w świat rachunków, wezwań i innych dziwnych dorosłych spraw. Zmarszczył czoło, patrząc na stan faktyczny domostwa. Ten motor żarł węgiel jak porąbany, niedługo mu go braknie. Będzie musiał rozważyć, czy nie lepiej przerzucić się z powrotem na komunikację miejską. Co prawda przez to tracił mnóstwo czasu, ale nie wiedział, jak to wyjdzie finansowo, gdy będzie musiał dokupywać węgla, który i tak już był absurdalnie drogi. Rachunek...rachunek...rachunek...westchnął ciężko i odłożył stosowną kwotę do kopert, które miał zamiar jutro zanieść do banku. Do kolejnej włożył pliczek banknotów przeznaczonych na niezbędne medykamenty. No i gdzie ta kasa, co ? Dorosłość ssie. Reklama....reklama...przyjdź do fryzjera...kup robota kuchennego...blablabla...I wtedy, gdy już był pewien, że prócz ulotek reklamowych, nie ma już nic, odnalazł cieniutką kopertę z pieczątką teatru. Z wrażenia aż usiadł, prawie zrzucając orzeszki. O kurde blaszka ! O KURDE! O KURDEKURDE! Drżącymi dłońmi rozerwał kopertę i zaczął czytać. A im dłużej czytał, tym łapy bardziej mu się telepały a uśmiech poszerzał. - ŁOJAPIERDZIUEALEJAZDA!!! - krzyknął i wykonał ruch nogą, mający na celu zeskok z łóżka, ale wyszło z tego głośne JEBUDU!! Jęknął z podłogi, "ała" by po chwili się z niej zerwać. Musi powiedzieć Natalce i Odette ! i Tosi i Emily i Dejvikowi i wszystkim ! To trzeba było uczcić !
Dave nie czuł się najlepiej. Wrócił właśnie do domu po dwóch, może nawet trzech dniach nieobecności z wyraźnie zaznaczonym zmęczeniem na twarzy oraz śladami bezsenności odzwierciedlającymi się w workach pod oczami. Zapach alkoholu był wyczuwalny w oddechu i przekrwieniu oczu. Zamknął za sobą drzwi, mając całkiem nieobecny wyraz twarzy oraz przekręcił klucz w zamku. Podreptał do swojego pokoju gdzie obojętnie usiadł na łóżku i wpatrzył się w okno. Zaraz jednak opadł na bok i wgramolił się cały na materac, podkurczył nogi i tak zamarł z kciukiem rozmasowującym wargę. Przymknął oczy z ciężkim westchnięciem i odwrócił twarz w poduszkę by zdusić w sobie wzbierającą falę wyzwisk oraz obrzydzenia. Raz i drugi mruknął w poduszkę pragnienie aby zasnąć i nie budzić się już ani razu więcej.