Odette czekając na sygnał bawiła się kablem od słuchawki. W końcu odebrała jakaś kobieta. - Halo? Dzień dobry, z tej strony Odette Pirce. Czy mogłabym prosić Fabiana do telefonu?
Bonnie Sinclair, odebrała telefon i była bardzo zdziwiona, czyj głos usłyszała w słuchawce. Co mogła chcieć od niego Odette Pirce? - Dzień dobry... - odpowiedział jej głos, który świadczył, że ma do czynienia z surową, acz stroskaną mamusią - Syna nie ma...a coś się stało ? Coś nie tak z pokazem? Jak się okaże, że jej pierworodny coś zmajstrował i okrył hańbą muzyczną sławę rodziny Sinclair, to mu nogi z dupy powyrywa! Jak się tylko ...obudzi...
Odette miała nieco zdziwioną minę, po walnięciu się w fotelu. - Nie! Gdzieżby! Spisał się naprawdę wspaniale, wszyscy byli zadowoleni z muzycznej oprawy. - powiedziała szybko, jakby bojąc się, że narobi chłopakowi kłopotów. - Po prostu... chciałam z nim porozmawiać!
- Och... - no co za ulga. W końcu i Bonnie i świętej pamięci Gerard byli muzykami i byli wyczuleni na jakąkolwiek krytykę. Trudno by po tylu latach codziennych ćwiczeń, pozrywanych strun, porozcinanych palców i skurczy pleców, przyniósł im wstyd prawda? - W takim razie, cieszy mnie to...Jeszcze nie występował przed tak dużą publicznością. Wystraszyłam się, że trema go zjadła i dał ciała - wychodziła z niej gaduła, już wiemy po kim to miał. Westchnęła trzymając słuchawkę przy uchu i wracając do składania ubrań syna. Szykował mu się kolejny dłuższy pobyt. - Fabiana nie będzie dłuższy czas, jeżeli to coś pilnego, mogę przekazać
Nie będzie dłuższy czas? Coś zaplanował i jej nie powiedział? Z Odette chyba wchodziła zazdrośnica. Zaraz potem jednak pomyślała, że przecież mogło mu się coś stać! - Ale.. Dłuższy? Nie chcę być wścibska, ale... coś się stało? - w jej głosie słychać było autentyczny niepokój.
- Niee....nic się nie stało - powiedziała Bonnie niezbyt przekonująco, marszcząc czoło. Była jednak niewyspana, szalała ze strachu u syna i chyba jej się ciut tym wszystkim olało - Och, kogo ja oszukuje i tak to wyjdzie prędzej czy później. Stało się, stało! -fuknęła do słuchawki - Jakiś pierdzielony dłutmajster, szlag by to pieprzone naukowe kółeczko wzajemnej adoracji, chyba miał gorszy dzień i mu w pysk przywalił. A ten dureń, zamiast pokazać, że nie da się sprowokować, oddał! Skaranie z tym chłopakiem, ciągle się ostatnio w jakieś kłopoty pakuje. - warknęła wyraźnie rozeźlona. - Ja wiem, że mężczyźni to debile i czasem muszą sobie po ryjach dać, co by mieli równowagę psychiczną zapewnioną, ale bez przesady, do cholery !- Odette mogła sobie zwizualizować jak Bonnie idzie para z nosa. -No i pal licho, ale syn dostał w skroń, już ostatnio miał tam limo. No i oklepali się durnie jedne, ochrona ich rozdzieliła. No i dobrze, że Nathaniel się tam kręcił i chciał go odprowadzić, bo z tego co mówił, w ostatniej chwili go złapał. I leży na neurologii cholera jasna i nic nie wiem! I mnie zaraz cholera trafi!!! Odette pewnie zatkało, a Bonnie miałą chwilę, by przestać zachowywać się jak bawół. - No. To się stało. Pani wybaczy, ale to ciężka nic dla mnie była.
Odette zatkało. Dobrze, że pani Sinclair miała gadanego, bo przez chwilę dziewczyna nie miała pojęcia co powiedziec. Biedny Fabian! Aż złapała się za serce. - O maszyno, to straszne! Ale lepiej się już czuje? To nie do pomyślenia, takie rzeczy dziejące się w szpitalu! Mogę pani jakoś pomóc? Jakkolwiek? Na pewno odwiedzę Fabiana jeszcze dziś, niech pani sobie odpocznie. Ta Pirce to ostatnio zrobiła się z sercem na dłoni. Aż dziwne! Co też zauroczenie robiło z ludźmi!
Bonnie westchnęła zirytowana. A ta co taka opiekuńcza, co ? Kolejna gwiazdka z elity, nie miał chłopak z kim się zadawać. - Nie wiem, za chwilę jadę do szpitala. Od wczoraj raczej nic się nie zmieniło, bo by dzwonili. Niech się Pani nie fatyguje i tak wpuszczają tylko rodzinę - TAK ! Rodzinę ! Czyli Bonnie Sinclair i nikogo więcej, psia mać! Żadne Emilki, żadne Odetki, do stu kyarrów!
Westchnęła niezadowolona. - Oh, szkoda. W takim razie... proszę przekazać mu moje życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedziała nieco zgaszona przez mamę Sinclair.
- Jak się obudzi, to przekaże -sapnęła, już nieco spokojniej, bo widać wyfurczenie się na kogoś dobrze jej zrobiło. Westchnęła ciężko. - Uwielbia jabłka. Pochłania je kilogramami. Jak Pani bardzo chce, to może przynieść odwiedzając go. Do widzenia