Średnie mieszkanie NAINY WEBB Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka
Dlaczego Jim się tutaj znalazł i skąd wiedział, że to akurat tutaj to mało ważne. Zresztą kto wie co się czai pod tymi tłustym,i blond kudłami. Lepiej w to nie wnikać. Załomotał w drzwi a te pod jego naporem się otwarły. Czy Naina znowu ich nie zamknęła? - Dobry.- ryknął w głąb mieszkania.
Nie zamykała drzwi, a klucze miał tylko Josh. Nie czuła potrzeby, jak wielu rzeczy. Tamtego kubka po Patryku tez nie ogarnęła, stał jak stał. Ze spodeczkiem. Siedziała tym razem w kuchni, bo dlaczego nie. Słysząc, że ktoś wchodzi zdziwiła się, tym bardziej, że to nie brzmiało jak Josh, który przecież napisał jej list, że się nie pojawi. - Tak..? - wyszła z kuchni, inaczej niż zwykle, bo od dwóch miesięcy nosiła tylko koszule z długim rękawem.
Jim spojrzał na Nainę i pomyślał, że wygląda jakby ją xaribal zeżarł a potem wydalił a nawet gorzej. Spoglądała na niego jakby zabił jej ojca skarpetką a potem dał na pożarcie athwalom. - No bo jest święto ognia nie?- użył uśmiechu nr pięć.
Splotła ręce na piersi (ta, jasne), i stała tak dalej w drzwiach kuchni, patrząc na Jima. Święto, no tak, widziała, ze ludzie się bawią, chodza po ulicach, widziała maski świąteczne, ale nie porwał jej ten klimat. Nie w tym roku.
Maszyno jak to szło pod górkę. Te wszystkie baby były niemożliwe. W końcu hajtnie się z Bricem i każe jemu prać swoje gacie. A ta stała jak to cielątko spoglądając na niego jakby nie zrozumiał co powiedział. - Ś-W-I-Ę-T-O O-G-N-I- A.- przeliterował jej by dotarło.
Dotarło. Ale co z tego, że jest? Pewnie, fajnie, miłej zabawy. - Wiem. Ale co w związku z tym? - zapytała po prostu, bo nie widziała zadnego związku między nią a świętem. Najmniejszego. Z nią czy bez niej sie odbędzie i ludzie bedą sie bawić. Pewnie w tym roku pomyślałaby o stoisku na placu, gdyby w ogóle pracowała.
- No jak to co?- maszyno zaraz zacznie walić głową mur. Toć było oczywiste dla niego i pewnie dla wszystkich. A ta przebiegła baba... no dobra kobieta zmuszała go by gadał więcej niż przeciętnie Jim otwierał usta. - No to by panienka ze mną poszła.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty.. - wymówiła się, czego można się było spodziewać, zawsze odmawiała, chociaż wtedy chodziło o wyjścia z Joshem na jakieś imprezy z Elitą. Teraz jednak nie dało się jej wyciągnąć z domu żadnym sposobem, no prawie. Może raz wyszła z Joshem się przejść, ale bardzo szybko chciala wracać spowrotem do domu
Czego innego mógł się spodziewać jak nie odmowy. Mógłby się odwrócić na pięcie i iść gdyby nie to, że dziewczyna naprawdę wyglądała jak kupka nieszczęścia. Całą jej postawa mówiła idź sobie chcę być sama ale Jim to zignorował. Westchnął tylko ciężko a potem szybkim ruchem przerzucił sobie pannę przez ramię i ruszył do wyjścia.
- Nie.- stwierdził kategorycznie bo nie miał zamiaru jej stawiać na ziemi. Widziałby jak by się to skończyło. On by ją postawił a ta by nogi wzięła za pas chociaż był a w takiej kondycji, że bez problemu by ją dogonił. Poprawił sobie chwyt przytrzymując na wszelki wypadek nogi gdyby zaczęła wierzgać. Głowa i tułów luźno jej zwisały w dół. Miała szczęście, że się wykąpał. I tak sobie wyszli na ulicę wzbudzając zapewne niejaką sensację.
To nie była dla niej komfortowa sytuacja, nie było takiej opcji. Biedna Naina, jak sugeruje słownik w telefonie. Chciała się zaprzeć i wyprostować, ale nie miała na to dość siły więc w całej tej swojej bezsilności uderzyła go pięścią w plecy. Nie mocno, bo przecież tego by nie zrobiła, ale zawsze! Brawo, Jim, wyzwoliłeś w niej jakieś emocje. Drugą sprawą było to, że po prostu bała się takiego podnoszenia. - Proszę, może mnie pan postawić? - będzie pewnie cala czerwona jak ją odstawi i to nie dlatego, że się zburaczyła jak zawsze.
Roześmiał się, kiedy te małe piąstki uderzyły go w plecy. Było to jakby go czymś połaskotała. Na wskutek tego śmiechu zaczął się cały trząść co spowodowało pewnie podobny efekt u Nainy, która nadal była przewieszona przez jego ramię. Musiałaby więcej jeść by cokolwiek mu zrobić bo na razie tylko kości mu się wgniatały. Poklepał ja delikatnie po tyłku, który akurat w takiej pozycji ładnie się eksponował. - Nie ekscytuj się sikoreczko zara będziemy na miejscu.
Do domu ruszyła chętniej, zdecydowanie, niż łaziła w tłumie. Zwolniła trochę dopiero gdy oddalili się od ludzi i hałasu. Drzwi zostawili otwarte, a raczej zamknięte, ale nie na klucz, więc mieli szczęście, że nic się nie stało. Właściwie to Naina też drzwi nie zamykała, robił to Josh tylko i wyłącznie. Pojechali pewnie tramwajem, a moze zrobili sobie spacer? Jeśli to drugie to pewnie panna Webb nieźle się zmęczyła, odzwyczajona od takich atrakcji jak wysiłek fizyczny. Przy wejściu do kamienicy stłumiła ziewnięcie, zakrywając się dłonią. Alkohol trochę wywietrzał z organizmu, na szczęście.
Droga powrotna trochę czasu im zabrała. Pewnie za dużo nie gadali bo Naina milcząca a Jim też jakiś elokwentny za bardzo nie był. Japa jednak mu się cieszyła bo popołudnie okazała się całkiem udane. - Zmęczona co?- uśmiechnął się do kobiety, kiedy ta ziewnęła.- No to do zobaczenia.- i nim ta zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, uciec zrobić unik czy cokolwiek innego co by mogła to Jim pochylił się i mocno ją pocałował i zniknął w swoją stronę.
Strzeliłaby go w pysk, gdyby zdążyła, ale nie udało jej się. I wcale, wcale jej się to nie podobało. Cofnęła sie za drzwi i zamknęła je szybko, pewnie z trzaskiem, a potem, po raz pierwszy od dwóch miesięcy zamknęła drzwi na zamek. I poszła się umyć, bo czuła się okropnie. Brudno. Po tym tłumie i po tym co zrobił Jim. Sprawdziła czy drzwi są na pewno zamknięte na klucz i schowała się w sypialni, ją też zamykając, po raz pierwszy.
Marzyła mu się po podwójnym dyżurze myślał, by po wyprowadzeniu Pepper itego lisowatego cosia na spacer, wziąć ciepłą kąpiel i spać, na ile tylko mógł sobie pozwolić. Znalazł jednak krótką notkę od Nainy. Zapiął więc w smycz Pepper i Gustawa i zaszedł do mieszkania Nainy. Prawdę mówiąc po tym co widział, chciał odpisać, że nie ma czasu. Z drugiej strony wolał rozmawiać w cztery oczy. Ostatnia przykra wymiana listów z Isą, prawie skończona rozstaniem, nauczyła go, by pewne rzeczy załatwiać osobiście. Przyzwyczajony, że drzwi są otwarte, nacisnął klamkę. Natrafiwszy na opór, wyjął klucze, przekręcił w zamku i wszedł do środka. - Jestem - rzucił w przestrzeń, spuszczając ze smyczy Gustawa, by się oswoił z powrotem z domem. Widać lisek się stęsknił, bo pomknął do właścicielki.
Jak można się było spodziewać siedziała w swoim pokoju. W nocy ciężko jej się spało, miała bardziej nieprzyjemne sny niż zwykle. Usłyszała jak ktoś naciska klamkę i przez chwilę pomyślala, że dobrze zrobiła zamykając drzwi, skoro Jim wrocił. Potem jednak odezwał się Josh, a na podłodze zastukotały lisie pazurki. Naina podniosła się i wyszła z sypialni, bez słowa przechodząc przez korytarzyk i do protetyka, by się w niego po prostu.. wtulić. Opierając dłonie gdzieś na wysokości brzucha mężczyzny. Odetchnęła glęboko i poczuła jak uchodzi z niej napięcie i stres z wczoraj. Pociągnęła nosem.
Eyyyyyyyyyyyyyyyy, o-kej? Gdy Naina tak nagle do niego wręcz wyleciała i wtuliła się w niego, nie bardzo wiedział co myśleć. Może zaczęła ćpać? To byłoby rozsądne wyjaśnienie. Wątpił w nagły przypływ tęsknoty, po ponad miesięcznych ignorowaniu jego starań i jego osoby, no i chwilach spędzonych ze znacznie przystojniejszym od niego myśliwym. - Naina...wszystko...ok? - zapytał, unosząc brew Pogładził ją delikatnie po włosach, zastanawiając się, czy jest jakiś sposób, by sprawdzić, czy czegoś nie wciągała.
A dla niej to było po prostu za dużo. Alkohol, wyciągięcie prosto w tłum, noszenie, klepanie po tyłku i to całowanie na koniec! Za dużo na raz, terapia szokowa nie zawsze jest najlepszym wyjściem. Teraz emocje z niej schodziły i (biedna) Naina popłakała się w koszulę Josha. Nie odpowiedziała najpierw, bo po cichutku płakała, dając w końcu upust emocjom, nagromadzonym w niej od... dawna. Bardzo dawna. Może jakiś pozytywny skutek tego wszstkiego jednak się pojawił, bo okazała emocje po raz pierwsz od długiego czasu. - Mhm.. - mruknęła cicho, ale głos jej się łamał, więc nic sensownego nie powiedziała.
Ok. To było już mniej dziwne. Naina często płakała. Często z błahych powodów. I często też przez niego, lub w jego obecności. Czy naprawdę stał się tak obojętny, na to co działo się w jego życiu, że nie ścisnęło go serce, tak jak powinno ? W końcu Webb nie raz przy nim wyła i zwykle zachowywał się inaczej. Może to był jego błąd? - Rozumiem - odpowiedział spokojnie, gładząc ją po włosach, uspokajająco. - Zrobię Ci herbaty na uspokojenie, co ? - zaproponował
Najwidoczniej potrzebowała kogoś, komu ufała obok siebie obecnie. A chyba jedyną taką osobą był Josh. Odsunęła się od niego i splotła ręce na piersi, a chwilę potem pogrzebała w kieszeni sukienki by wyciągnąć czystą materiałową chusteczkę i wytrzeć oczy. - Nie musisz - mruknęła i cofnęła się do saloniku. na stoliku wciąż stała filizanka po wizycie Patricka. - Masz.. czas? - zapytała, nie podnosząc wzroku powyżej jego brzucha.
Wszedł za nią do saloniku i w oczy od razu rzuciła mu się szklanka. UŻYTA! NIE SPRZĄTNIĘTA! OBURZAJĄCE! Uznał, że rozprawi się z nią przed wyjściem, choć sama jej obecność, już go drażniła. - Mam - odparł nie do końca zgodnie z prawdą, bo mógłby teraz odsypiać. No, ale... Usiadł na kanapie, przymykając na chwilę powieki. Nie było go kilka dni, więc kurz zdążył osiąść. Wziął głęboki oddech. Pamiętaj co mówił psycholog. Jesteś ponad to. Panujesz nad tym. To nie twoje mieszkanie i nie twoja sprawa...arghhhhhh...zaraz oszaleje... - Co się stalo ? - zapytał spokojnie, choć w środku szalał -
Nie miała pojęcia, że kurz doprowadza Josha do szalu. albo inaczej - miała i wiedziala o tym, ale jakoś nie zdawała sobie sprawy z istoty istniena samego kurzu na meblach. Nie był wart uwagi, po prostu. Popatrzyła na Josha uważniej, gdy na chwilę zamknął powieki. - A.. - i tyle. Uświadomiła sobie, że nie potrafi rozmawiać. Wczoraj alhokol trochę rozwiązał jej język, dzisiaj znów prawie wróciła do swojego "zwyczajnego" stanu. Milczała jeszcze przez dłuższą chwilę, przesuwając wzrokiem po podlodze, stoliku, swoich rękach i nogach, nogach Josha i generalnie wszystkim co było dostatecznie nisko. Ułożyła sobie to jakoś w głowie. - Wczoraj przyszedł Jim.. i zabrał mnie na plac, mimo, że nie chciałam - wow, wybitnie długie zdanie. Zamilkła, myśląc nad dalszą częścią. - Nie podobało mi się.. wcale - znów zaczęła skubać nitki z sukienki, dawno tego nie robiła. Stresowała się mówiąc o tym. - I... dlatego zamknęłam drzwi - ależ koślawo. Najwyraźniej coś miało być w srodku, ale nie było, bo nie potrafiła tego powiedzieć.
A...ha. Miał ochotę pieprznąć sobie dłonią w twarz. To była ta ważna sprawa, która sprawiła, że go zawołała. Śmiać się czy płakać? - Wiem, widziałem was,skoczyłem po drożdżówkę na przerwie. Nie wyglądałaś na przerażoną - pewnie dlatego, że ujrzał ją dopiero po incydencie z wódką i tym noszeniem na rękach i tym przyczepianiu ogonka. Był tym wszystkim rozgoryczony i czuł się zwyczajnie gorzej. Bo wystarczyło nią po prostu potrząsnąć, by w końcu zaczęła coś ze sobą robić. Chciał wspomnieć, że przecież nie musiała iść, mogła się zamknąć w domu, piszczeć by ją puścił, po prostu stamtąd uciec i jakoś nie wierzył, że nikt by jej nie pomógł, zwłaszcza jak jechali pewnie tramwajem pełnym ludzi. No, ale jeszcze trzeba by chcieć. - Wychodzi na to, że coś takiego było ci potrzebne. - mógł już dawno przestać się cackać, Patrick miał rację. - Posłuchaj Naina, czas żebyś w końcu wróciła do rzeczywistości. Zostawię tu dziś tego fenka. Wrócisz do pracy. Nie będę już codziennie cię odwiedzał i wszystkiego za ciebie robił. Dziś zrobię to ostatni raz.