Przed ponowną utratą kontaktu ze światem, wspomniała Valentinowi o płycie i Confiteorze. Nie przyznała jednak, że jej śpiew to czas przeszły. Nie śpiewała już od kilku miesięcy! Gdy myślała o powrocie, zabrakło Patricka i nie było już sensu.
Nawet we śnie już go nie było. Powrócił kabaret i wspomnienie kilku martwych osób. Wszyscy, którzy chcieli jej słuchać, a odeszli.
Charlotte obudziła się, gdy słońce niemal zniknęło za horyzontem. Upał nie był już tak wielki a kobieta czuła, że nieco sił powróciło. Otwierając oczy, zdziwiła się porą i rozejrzawszy, dostrzegła śpiącego mężczyznę. Podnosząc się z kanapy, dotknęła koka, który we śnie w połowie się rozwalił i na szybko go poprawiając, wsunęła stopy w buciki.
- Panie Ashford?
Odezwała się, gdy nachyliła nad mężczyzną, by dotknąć jego ramienia. Kładąc dłoń na nim, zastygła jednak w miejscu, gdy zauważyła swój portret na kartce. Piękny i zaskakujący.