Średnie mieszkanie Victora Howarda i Nathaniela Rocheforda Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka -gramofon
Pokój Nathaniela - Ściany pomalowane na szary, metaliczny kolor, przy oknach ciemnozielone zasłony z lekkiego materiału. Przy drzwiach stoi półka na książki, które w głównej mierze mówią o stomatologii i naukach z nią związanych, ale są tam tam także kryminały i przygodowe. Pod jedną ścianą szafa, naprzeciw łóżko z elegancką pościelą. Biurko zawsze zawalone różnymi papierami, bibelotami, śmieciami... się dobrali!
Pokój Victora - W porównaniu z pokojem Granta panuje tu totalny rozpierdziel. Czyli względny porządek. W pokoju Victora znalazły się jedynie biblioteczka, duże łóżko i wielka szafa, w której mieści się większość jego dobytku.
Mieszka z nimi również odnaleziona kotka Wiktorii - Beverly.
Ostatnio zmieniony przez dr Joshua Grant dnia Sro Lut 11, 2015 11:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
Tak, od siebie dodam jeszcze tylko, że wszystko odbywało się przy minimalnej głośności. Wszak żadne z nich nie chciało, by sąsiedzi zaczęli jakieś romanse podejrzewać. W każdym razie, gdy było już po wszystkim Isabela zetknęła kątem oka na Granta i uśmiechnęła się zadowolona. Mieszali dziś dużo, zwłaszcza alkoholi, ale uczuć w to nie wplątali żadnych i bardzo był jej ten fakt na rękę. Odwróciła się na bok w jego stronę i westchnęła cicho. - Powinnam iść - powiedziała przymykając oczy. - Zaraz pójdę... - Bo bądź co bądź było już późno. Nie żeby ktoś zaczął coś podejrzewać. Ziewnęła, czując, że robi się zmęczona. Dlatego właśnie czas najwyższy sobie iść. Tak. Zdecydowanie. Pójdzie stąd. Wstanie za minutę. Już nawet zsunęła jedną nogę z lóżka. Tylko minutka i już jej nie ma. Zaczęła odliczać w myślach te 60 sekund i..m zasnęła.
Nim zdążył ją spróbować zachęcić, by się nie szlajali po nocy, ta sama usnęła. Podniósł jej nogę, z powrotem na łóżku. - Śpij, śpij i tak mamy przesrane - ziewnal, musnal ustami jej kość policzkową i równie szybko usnal. Ranek przyszedł bardzo szybko. Biorąc pod uwagę, że ten ostatnio mało sypial, bądź wcale... Można rzec, że po tych 4-5 godzinach był całkiem wyspany. Otworzył oczy, zanotowawszy, że leży obok dlugonogiej nimfy, z nosem w jej cyckach. Zamrugal nerwowo, sięgnął przez nią po okulary i chwile medytował nad tym nagim zjawiskiem. Grant, rządzisz. Nawet jak łeb ci zaraz pęknie na dwoje. Uśmiechnął się, , przekroczył ją, założył gatki i ruszył do kuchni. Ale bajzel. Jego Grancia natura nie pozwalała na zostawienie tak tego. Po prysznicu, suszac energicznie włosy, sprzatnal szklanki, wyrzucił dziurawe pończochy (miał nadzieję, że Victor ich nie zauważył) pozbieral ich ubrania, które zrzucali z siebie w miłosnym amoku i poszedł zrobić sobie kawę. Zabrał ubrania Isy i powiesił w łazience nad miska z wrzątkiem, by je odświeżyć bo cuchnely klubem i je choć trochę rozprostować. Perfekcyjna Pani Domu. Śniadanie zjadł raczej skromne, bo jego żołądek raczej by nic prócz tostow nie przyswoił. Nie miał zamiaru jej budzić, niech się dziewczyna wyspi. Położył przy łóżku szklankę wody, usiadl przy biurku, wziął łyk kawy i wziął się do pracy. Za opieprzanie się, nikt mu podwyżki nie da. Nasunął gogle ochronne na oczy, wlączył pradnice i wrócił do lutowanie elementów bazy.
No cóż podczas gdy Grant tak pilnir zajmował się bielizną Isy, ona spała w najlepsze. Obudziła się pewnie z godzinę, lub dwie później. Przeciągnęła się wciąż jeszcze rozespana w pierwszej chwili nie pamiętając jeszcze, że nie leży w swoim łóżku. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się co jest grane i wcale jej siet ten fakt nie podobał. Zmarszczyła czoło i podniosła się na łokciach. - Dzień dobry - powiedziała na widok Granta i pociągągnęła kołdrę do góry. Tak naprawdę nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się zostać u kogoś na całą noc, więc sytuacja poranku post-one-night-stand była dla niej w pewnym sensie nowa.
Słysząc głos Isabeli, wyłączył lutownice, zdjął gogle i uśmiechnął się do niej przez ramię. - Dzień dobry. Żal mi było Cię budzić, uznałem, że poczekam, aż sama się obudzisz. - wstał od biurka i upił łyk kawy, patrząc na nią spokojnie. Chyba nie była zachwycona tym, że się tu obudziła. - Zjesz coś? - zagadnął siadając na brzegu łóżka. Zachowywał się zupełnie normalnie, jakby nic, poza przyjacielska wymiana zdań, między nimi nie zaszło.
Pokiwała głową. Miło z jego strony. - Chętnie - odparła odruchowo, również wcielając się w rolę ot, zwykłej przyjaciółki. Choć po chwili zaczęła zastanawiać się po co tę dziwną sytuację przedłużać? Odchrząknęła i rozejrzała się po pokoju. - Widziałeś gdzieś moje ubrania? - zapytała rozbawiona, bo nie bardzo pamiętała gdzie je wczoraj podziała.
- W łazience. Przyniosę Ci je - choć tak po cichu, tak osobiście, to wolałby dołączyć do niej w tym lozku, by sobie tak zupełnie niezobowiązująco znów się zapomnieć. Wstał i wrócił może po trzech, czterech minutach z odswiezonym ubiorem Isy i dopil kawę do końca. - Zrobię kawy, pewnie się przyda - i zostawił ją samą w jego sypialni. Poszedł wstawić wodę i wtedy zauważył, że dostał list. Otworzył go zaciekawiony, bo miał on na kopercie pieczątkę szpitala. ... A to dopiero miła nowina!
Skinęła głową i zsunęła nogi z łóżka, wciąż jednak przyciskając kołdrę do piersi. W ciągu tych kilku minut, kiedy jego nie było rozejrzała się po pokoju. Było to bardziej połączenie pracowni z sypialnią. Widać pracę zabierał do domu. Nic dziwnego, że odnosił sukcesy. - Kawa, tak, dziękuję - uśmiechnęła się do niego, a kiedy wyszedł z pokoju, zaczęła się ubierać. Była coraz bardziej zaskoczona jego... zdolnościami w zakresie organizacji domowej? W każdym razie ubrała się i ruszyła do łazienki. Tak odświeżyła się odrobinę i ruszyła do kuchni. - Jestem pod wrażeniem - powiedziała, opierając się o framugę. - Jesteś... jakby to powiedzieć? Perfekcyjną panią domu - roześmiała się i weszła do środka.
Słysząc jej słowa, parsknął cicho pod nosem. Powinien to wpisać w CV. -Często to słyszę. Generalnie przydatne zboczenie. - podał jej kawę, mogła się też poczestowac tostami - Aczkolwiek dla postronnych co najmniej przerażające. Odłożył na bok list, czując niesamowita satysfakcję. Nareszcie ktoś docenił jego ciężką pracę... co prawda za drobną sugestią, ale to zawsze coś! Nagle zadzwonił telefon. Uśmiechnął się do niej kącikiem ust i podniósł słuchawkę. - Grant słucham - mruknął cicho. - Tak... Za ile?... Minimum godzina...w porządku, już się zbieram...- odłożył słuchawkę - Musze jechać do pracy, nagły wypadek. Czuj się jak u siebie, klucz możesz zostawić pod wycieraczką czy coś - włożył tosta do ust i czmychnął do swojego pokoju, przebrać się w ubrania do pracy. Po paru minutach był już w garniturze, pod krawatem, w końcu potem miał się spotkać z Matchantem. - Cóż.. - Co się mówi w takich sytuacjach? Dzięki? Było zajebiscie, ale przywiezli Pana Kadlubka bez rąk i nóg i trzeba go naprawić ? - Mam nadzieje do zobaczenia? I co by miło rozpocząć kolejny dzień pracy, skradł jej onenightstandowy pocałunek na do widzenia. Taki miły akcent na zakończenie tego pokreconego wieczoru i poranka
Nie miał pojęcia jak się dostał do swojego mieszkania, właściwie nie do końca to pamiętał. Odczuł jednak niewymowną ulgę, gdy przekroczył próg własnej sypialni i padł na łóżko. Nie może spać. Przymknie oko tylko na chwilę...
I zapadł w sen...:
Siedział znów w ciemności. Zmrużył oczy, wstając ostrożnie i patrząc w górę. Gdzieś tam u góry, bardzo wysoko widział łunę światła. Pytanie tylko jak się tam dostać? - Naprawdę myślałeś, że możesz mi uciec ? – usłyszał drwiący głos i nim zdążył się odwrócić, znów poczuł zacisk lodowatych placów na gardle. Przyparty anormalną siłą, opadł na plecy, patrząc prosto w błękitne oczy, z których wyzierała jawna pogarda. -Josh Josh Josh…jesteś taki głupiutki. – powiedziała cicho – Nie ma przede mną ucieczki. Wszędzie cię znajdę. – wydęła pogardliwie pełne usteczka – W końcu znam Cię najlepiej, wiem o Tobie wszystko. Szkoda, że pozwoliłeś mi umrzeć, doktorze Grant - Przepraszam… – wychrypiał, bo znów tracił oddech -…gdybym tylko wiedział... Rudowłosa uniosła brwi ku górze, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem, puszczając go. Złapała się pod boki, chichocząc nad nim. - Przepraszam? PRZEPRASZAM?! Masz pojęcie co ten psychopata mi zrobił ?! Gdy ty bawiłeś się w bohatera, on robił ze mnie sito. A byłam taka młoda, taka piękna, mogłam podbijać świat ! – powiedziała z wyolbrzymionym dramatyzmem – No..co prawda nie u twojego boku, byłeś tak nieudolny, że przez siedem lat nie osiągnąłeś niczego – wzruszyła ramionami. – Marnowałam się. Mogłam asystować takiemu Beowulfowi, pewnie lada dzień zostanie ordynatorem. Josh usiadł na ziemi, patrząc na kobietę, która tutaj wydawała się jeszcze bardziej majestatyczna niż zwykle. - No, ale w sumie nie mogę mieć za bardzo pretensji, od początku wszystkich zawodziłeś – westchnęła, kucając przed nim – Co jest z Tobą nie tak, co ? – dźgnęła go palcem w czoło. – Chyba wszystko. Harujesz jak wół i nic z tego nie masz, wciąż Cię spotyka coś złego, mając trzydzieści jeden lat mieszkasz ze współlokatorem, bo Cię nie stać na nic swojego, kobiety z Ciebie drwią, ukochana Wiktoria przeklina Cię, bo spłodziłeś jej dzieciaka. Wiesz jak jej tym skomplikowałeś życie? Młoda, aspirująca lekarka, uwiązana do pieluch. Nie dziwota, że nie chce z Tobą przebywać. - Nie…- zaczął, ale natychmiast mu przerwała - Nie mam racji ? – kąciki ust uciekły jej znów ku górze. – Jak to nie? Podwyżkę dostałeś po tylu latach i się cieszysz? Zarabiasz tyle co inni, nie podniecaj się tak. Nie jesteś nikim wyjątkowym i nigdy nie będziesz. Obeszła go, stukając obcasami i znów przykucnęła, tyle, że za jego plecami. Położyła dłonie na jego ramionach. - Joshua, przestań się oszukiwać. Doskonale wiesz o tym, że zawsze byłeś przeciętniakiem– wodziła palcem po jego barku – Może skończyłeś uczelnię z wyróżnieniami, ale reszta ? Marna praca i płaca w szpitalu, skromne mieszkanko po rodzicach, które ha! straciłeś. Ach no i Wiktoria…kobieta, którą kochasz od tak dawna… - położyła podbródek na jego ramieniu, miziając go palcem po szyi. - …miałeś ją dla siebie Josh. Po tylu latach cierpliwego czekania była twoja. – zachichotała - Ach, zapomniałam, nigdy nie była twoja bo nigdy Cię nie kochała. I teraz też nie kocha, chyba zdajesz sobie z tego sprawę? Wolała Blacka…a w zasadzie to Beowulfa ? Chyba każdy lepszy od Ciebie, hmm? Nawet Naina tak stwierdziła. Wolała jakiegoś slumsa- mechanika. – parsknęła śmiechem – Ach, wracając do twojej Wikusi… W zasadzie to jej nawet nie straciłeś, bo nigdy nie była twoja! Patrz, to jakiś pozytyw. No i te marne osiągnięcia…by poczuć się lepiej, tworzysz tą swoją protezkę, by stać się kimś wielkim…a i tak ci się nie uda. Jak wszystko! Marchant robi ci złudne nadzieje, tak naprawdę wie, że nic z tego nie będzie. Jesteś bezużyteczny! - Nie jestem bezużyteczny. – syknął do niej - Oczywiście, że jesteś. – zaśmiała się, okręcając sobie kosmyk jego włosów wokół palca. – Próbuję Ci to przetłumaczyć od dziesięciu minut. Próbował wstać, ale zacisnęła mocniej palce na jego ramionach. - Siedź ! – warknęła - Nie uciekniesz od tego. Nie masz gdzie. Matko, jaki ty jesteś męczący – powiedziała już spokojniej – Serio, nikogo nie obchodzą twoje problemy, spasuj. Każdy ma swoje życie, tylko ty swojego ogarnąć nie potrafisz. I co byś nie zrobił, nie poukładasz tego w żaden sposób. Zerwał się gwałtownie, ale ta już znów przy nim była i wbijała boleśnie paznokcie w jego gardło. - OTRZĄSNIJ SIĘ ! – krzyknęła, ciągnąc go w dół. Uderzyła go kolanem w plecy, tak mocno, że nogi się pod nim ugięły. – Nie możesz już nic zrobić! Jesteś cieniem samego siebie, nie jesteś w stanie już do tego wrócić. Po prostu odpuść ! – szarpnęła znowu. Ramiona mu zadrżały, opadł na kolana. Kobieta uśmiechnęła się ciepło i objęła go mocno od tyłu. - Josh…wiesz, że mam rację – powiedziała łagodnie- Przegrałeś swoje życie. Każdy ma tylko jedną szansę, a ty spieprzyłeś wszystko co mogłeś. – pogładziła go po włosach. Oddychał płytko, poddając się bezwolnie sile jej ramion. Opadł w nie, przymykając powieki. Zimne palce były niczym macki, ciągnące go pod wodę. - To co ja mam teraz zrobić ? – zapytał cicho. - Kto wie ? Tu nie bardzo jest co zrobić, Joshua – szepnęła – Chociaż…jest przecież jedno rozwiązanie, prawda ? Szkoda, żebyś się tak męczył do końca życia. Choć patrząc na twój tryb życia…to ci go niewiele zostało, hmm? Chciał coś powiedzieć, ale przycisnęła dłoń do jego ust. - Ćśśśś…Ja wiem. Ja wszystko rozumiem. Pewnie boisz się bólu? - pogładziła go po policzku – Nic nie boli. Słowo honoru. To tak jakbyś się kładł to bardzo…bardzo długiego snu. Opadał coraz niżej. - Kim ty do cholery jesteś ? – wyszeptał Kobieta zaśmiała się znów cicho. - Jestem uosobieniem wszystkich twoich lęków, Josh. Wszystkim czego się boisz, ale starasz się to zdusić w sobie, moja ty strachliwa myszko. – gładziła go po włosach- Spokojnie. Wiesz już co robić, prawda ? – nachyliła się nad nim, musnąwszy jego czoło ustami.
Otworzył oczy, oddychając zadziwiająco spokojnie. Usiadł na łóżku ostrożnie, sięgając po torbę lekarską, którą tu nieświadomie przywlókł. Faktycznie, miał te tabletki. To faktycznie było proste... Przymknął na moment powieki, odłożył je z powrotem i poszedł się ogarnąć. Umył się porządnie, przyciął trochę włosy, które mu sporo urosły, ogolił się i zaparzył mocnej kawy. Był gotowy na pierwszą fazę testów. Musiał sprawdzić, czy baza działa w taki sposób, jaki założył, czy nigdzie nie dochodzi do zwarć, czy impulsy elektryczne pojawiają się tam gdzie powinny. MG ?
Z poprzednim projektem pana Granta wszystko poszło w porządku. Czy będzie tak również i tym razem? Pierwsze uruchomienie bazy, a w zasadzie prototypu mogło być problematyczne.
Rzucasz: Technika + 2K6 >/= 48 PRZEKRACZAJĄC: Pierwsza część testów poszła pozytywnie! Wiesz, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jednak nie każda próba kończy się powodzeniem. ZRÓWNUJĄC: Połączyłeś przewody tak, że przez moment było czucie. Przy kolejnych próbach nie zanosi się na nic ciekawego, ale wiesz przynajmniej, że projekt ma szansę. PONIŻEJ: Kompletnie nic się nie dzieje. Proteza nie działa.
Nic się nie stało. Jakim cudem?! Przecież wszystko obliczył jak należy! Może nawalila sama prądnica? Albo gdzieś nie było styku? Poprawił okulary i zajrzał do mechanizmu.
Ślepy los: - 1,2 - napięcie było nieodpowiednie. Izi! Próg niższy o 3 punkty. - 3,4 - okazało się, że to problem ze stykiem. Próg o 1 punkt niższy. - 5,6 - przy próbie uruchomienia coś poszło bardzo nie tak jak trzeba. Musisz naprawić usterkę. Próg podnosi się o 1 punkt w górę.
Zależnie od tego jak wyrzucisz w ślepym, kostki: Technika + 2K6 >/= 45/7/9
PRZEKRACZAJĄC: Poradziłeś sobie z problemami. Baza zaczęła odpowiadać, ale z przerwami. ZRÓWNUJĄC: Zauważasz niewielkie poruszenie, baza odpowiada, ale to jeszcze nie to co chcesz i powinieneś osiągnąć. PONIŻEJ: Zero reakcji.
Coś się ruszyło. Czyli to było coś ze stykami. Widać montując je był zmęczony i coś przeoczyl. Teraz jednak jak trochę odpocząl, powinno pójść mieści łatwiej. Wziął się za sprawdzanie styków. Kici kici
Musisz przekroczyć (lub zrównać) dwa progi, aby baza zadziałała tak jak tego oczekiwałeś: Technika + 2K6 >/= 46 Protetyka + 2K6 >/= 73
- Jeśli nie przekroczysz (lub nie zrównasz) żadnego z progów, coś buczy, coś stęka. W końcu baza pada. Zostajesz rażony prądem. Niewielka to przeszkoda, ale co z protezą? - Jeśli dwa progi będą zrównane, dzieje się coś dziwnego. Baza zaczyna się nagrzewać. - W przypadku wyników wyższych (lub równych) niż próg, baza odpowiada i całkiem sensownie się spisuje.
Prawdę mówiąc, chyba autorka nie wie, co się dzieje. Wyglądało na to, że szedł w dobrym kierunku, ale jeszcze coś nie szło. Wpierw jednak zrobił sobie kawy, bo widocznie niewyspany był. Upił łyk magicznego, czarnego napoju podnoszącego ciśnienie, odstawił w bezpieczne miejsce by nic się nie wylało i kontynuował poprawki w tym kierunku.
Musisz przekroczyć (lub zrównać) dwa progi, aby baza zadziałała tak jak tego oczekiwałeś: Technika + 2K6 >/= 46 Protetyka + 2K6 >/= 72
Rezultaty: - Jeśli nie przekroczysz (lub nie zrównasz) żadnego z progów, coś buczy, coś stęka. W końcu baza pada. Zostajesz rażony prądem. "Proteza", a raczej część główna projektu ulega poważnej awarii. - Jeśli dwa progi będą zrównane, baza tylko częściowo odpowiada wymaganiom. Opiszę co się będzie dziać dalej. - Wyniki mieszane, dzieje się coś dziwnego. Baza zaczyna się nagrzewać. - W przypadku wyników wyższych (lub równych) niż próg, baza odpowiada i całkiem sensownie się spisuje.
Musisz przekroczyć (lub zrównać) dwa progi, aby baza zadziałała tak jak tego oczekiwałeś: Technika - 39 + 8= 47 ! Protetyka + 64+11 = 75!!! W przypadku wyników wyższych (lub równych) niż próg, baza odpowiada i całkiem sensownie się spisuje.
Eureka! Kawa pomogła! Baza odpowiadała w taki sposób jaki chcial i wyglądało na to, że jego teoria nie była błędna. Drobne problemy ze stykami łatwo udało się wyeliminować. Swoją drogą kiedy minęło to pół nocy ?! Przeciągnął się leniwie, wypił do końca zimną już kawę i dłubał dalej
Koniec testów! Można uznać, że zostały przypieczętowane zwycięstwem. Ale to nie wszystko. Ślepy los: - 1,2 - baza odpowiadała chwilę, ale przestała po kilkunastu sekundach. Udaje Ci się jednak uruchomić ją ponownie. Proces powtórzył się kilka razy. Nic czego nie da się naprawić. - 3 - baza zaczęła się nagrzewać, nie byłeś w stanie tego powstrzymać. W dodatku kable się zaplątały i nie było tego jak odpiąć od prądu. - 4 - baza działała, ale chyba nie podobała się śpiącemu gdzieś niedaleko kotu. Blaszak zaplątał się w kable i uszkodził projekt. Ale to nic złego! - 5,6 - wszystko poszło zgodnie z planem.
- 1,2 - baza odpowiadała chwilę, ale przestała po kilkunastu sekundach. Udaje Ci się jednak uruchomić ją ponownie. Proces powtórzył się kilka razy. Nic czego nie da się naprawić
Juz miał nalać sobie triumfalnego drinka, gdy nagle coś przestało przestało stykać. Powtórzyło się to kilka razy, ale nie wyglądało na poważną usterkę. Poprawił okulary i zajrzał znów do mechanizmu. I co tym razem? Nie można pozwolić by coś takiego się działo.
Technika + 2K6 >/= 45 Jeśli przekroczysz lub zrównasz się z progiem, wszystko działa jak trzeba i możesz zakończyć test. Poniżej, baza przestaje odpowiadać.
Coooooo? Przecież przed chwilą działało, do jasne cholery! - Kurwaaaaaaa.... - zawarczał i podjął ostatnią próbę tej...nocy? Świtu? Nie miał już sił, przesiedział nad tym całą noc, kark miał sztywny jak cholera, czuł piasek pod oczyma. Może kabel gdzieś nie stykał ?
Ponownie: Technika + 2K6 >/= 45 Jeśli przekroczysz lub zrównasz się z progiem, wszystko działa jak trzeba i możesz zakończyć test. Poniżej, baza przestaje odpowiadać.
Sprawdził wszystko, od łączeń, po kable i zlokalizował drobną usterkę - zapewne z nieuwagi przeoczył niedolutowany element. Włączył generator prądu, nagrzał lutownicę, ziewnął potężnie i siedział kolejne kilkanaście minut, doprowadzając wszystko na tip top. Potem siedział kolejną godzinę, sprawdzając czy baza się nie wyłączy. Nic takiego się nie wydarzyło. Testy zakończone sukcesem. Był tak wyczerpany, że mruknął tylko pod nosem"no kurwa, brawo" , zwlókł się z krzesła i w ubraniach padł na łóżko. Amen
Miesiąc ten był kluczowy w karierze dr Josha Granta. Udało mu się skonstruować protezę nowej generacji, która do tego przeszła testy bez zarzutów. Teraz wystarczyło zamontowanie jej na króliku doświadczalnym numer jeden - nim samym. Uśmiechnął się do siebie z satysfakcją, choć w żaden sposób nie dało się ukryć jak bardzo był wyczerpany. Ten miesiąc minął mu jak z bicza trzasnął. Szpital-praca w domu-szpital-praca w domu- szpital- praca w domu i tak non stop. Rzadko wychodził wieczorem, a gdy przychodził kryzys i tęsknota za ukochaną Wiktorią i ich córeczką, topił smutki w szklance whisky. Czasem wpadał do cukierni, by kupić coś małego do pracy ( bo apetyt nadal mu nie dopisywał). Taki miał teraz też zamiar. Ułożył dokładnie wszystkie papiery, szkice, wzory i inne skomplikowane zapiski. Wyłączył prądnicę, przetarł miejsce pracy i zabezpieczył nowiutką protezę. Dostarczona przez Nico blaszka z napisem Ultima, błyszczała w porannym słońcu. Zamknął pokój na klucz i wyszedł
Wiktorii w ogóle nie podobał się pomysł przychodzenia tutaj. Skoro miała jedynie asystować to Ned równie dobrze mógłby wyjaśnić jej wszystko w domu, a później pokierować na bieżąco. A jednak stała, tuż za mężem, z zamiarem przykładnego, grzecznego milczenia. W dodatku było jej niedobrze. Co gorsza - już wiedziała dlaczego i ta myśl była nieznośnie dobijająca. Ned pewnie zapukał czy zadzwonił do drzwi.