Średnie mieszkanie NAINY WEBB Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka
Czyli chodziło o sam fakt biegania w samych gaciach. Fakt. To mogła być dla takiej Nainy trauma. No i sam fakt, że był to Grant, bo autorka wie, że przy obsciskiwaniu się z Redem nie miała nic przeciwko, hehehe. - Rozumiem. Nie martw się, nie naraże cie więcej na takie nieprzyjemności - uśmiechnął się znowu i pomizial ją po włosach jak młodsza siostrzyczke. Zrobił lekkie pat pat po jej niewinnej główce. - Nie powinienem tyle pić, kardiolog by mi łeb urwał. - zabrał palce, by zapiąć nimi marynarkę - No i nie powinnaś mnie tu ciągnąć, wiesz jaką mam reputację... A Naina raczej dbała o to, co o niej mówią
Uśmiechneła sie tak samo sztucznie jak poprzednio. Jasne, przeciez byli przyjaciolmi. - Mialam cie zostawić na ulicy? - uniosla na niego wzrok w koncu, na chwile. Potem znow nim odjechala w bok.
Ach, czyli znalazła go na ulicy! Brzmiało, jakby tak co najmniej leżał. - Cóż... Chyba nie miałaś wyboru. - mogła w sumie zamówić taksówkę, jakoś by chyba się dotoczył - Znowu masz ze mną problemy. Był gotowy do wyjścia. Nabrał nagle dzikiej ochoty na ten rosół, ale nie będzie przecież jak ostatni debil, co chwilę zmieniał zdania - Musze juz iść. Umyć się, coś upichcic do pracy... Schodze dopiero nad ranem
- Josh.. byłeś w takim stanie.. - pokręciła głową. Nie mogła go zostawić a zabranie przyplacila.. cóż, małą traumą. - Dobrze.. oczywiście - nie sprzeczala się, zgadzając na wszystko co mówił.
- Tak, z pewnością byłem w stanie uwlaczajacym mej godności. Z pewnością się osmieszylem a Ciebie zgorszylem. Wiem - wyrecytowal. Znów go brzuch rozbolał. Musi złapać taksówkę i szybko się ewakuować. I tu zagwostka. Jeżeli pożegna się z nią oficjalnie, będzie smutna, ponieważ ten się od niej odsuwa. Jak zrobi to czulej, będzie smutna, bo przecież są przyjaciółmi, a on jakies cuda odpitala. Jak się przytuli, to będzie, że się do niej przystawia. Tak źle, tak niedobrze. A poza tym miał chyba niespecjalnie świeży oddech. Argument nie do pobicia. - To... Do zobaczenia. I dziękuję za prezent - wskazał na spinki. Dobra lepiej oberwac za to co się zrobiło, niż za czego się nie zrobiło. Musnął ustami jej policzek, bardzo delikatnie, ledwie ledwie. - ... I za przygarniecie mnie. - dodał wciąż przy jej policzku Nie pamiętał że powiedział jej o głowie Wiki i o tym co się w ogóle wydarzyło. Nic nie pamiętał. Wiedział za to, że musi trzymać ją od tego z daleka. Nie darowalby sobie, gdyby jej się stała krzywda
I tak jej się zrobilo smutno jak tak się odezwał. Przecież nie mówiła nic na temat zgorszenia i całej reszty. Nie uważała tak. - Mam nadzieję, że się podoba - rzuciła. Spinki do mankietów, spinki do krawata i krawat. - Mhm.. jasne.. - mruknęła, obejmując go zdrową ręką i na chwilę wtulajac nos w Joshową szyję. Nawet jak nie pachniał najswieżej. - Jakby coś to.. możesz przyjść..
Naina była może takim maso-smutem? Lubiła być smutna i biedna. Poczuł przyjemny dreszcz. Zapewne byłoby idealnie, gdyby lekko przechylili głowy a ich usta połączyły się w pocałunku, na który wszyscy czekali.. Ale były trzy argumenty przeciw - pierwszy to fakt, że chciał ją uchronić przed tym co nad nim wisiało ( o czym Naina wiedziała, ale Josh nie wiedział, że ta wie), drugie to Isa- nie byli razem oficjalnie, ale bez wątpienia coś się kroilo. Choć Josha i Naine wyraznie ciągnęło do siebie i do tego co było , nie mógł być chujem i kręcić z dwoma naraz. Nie chciał. Wiedział jak to boli. Trzeci argument, wręcz koronny - walilo mu z japy jak menelowi. Zaiste. -Chętnie - odsunął się z jakby niechęcią i chwycił za klamkę. - Do zobaczenia
Uśmiechnęła się lekko, już ciut bardziej swobodnie i odprowadziła go do drzwi. - Do zobaczenia - pożegnała się. Cóż. Rosól zostanie dla niej. Zrobi z tego.. pommidorową. ,zt
Rosół może być dla Kendry, ona nie pogardzi ! W końcu dziś ma urodziny, nie? Pojawiła się po zmroku, tak jak to było ustalone. Do Koronki było niedaleko, więc nie musiała się bać, że ją ktoś przyłapie. Zapukała do drzwi i czekała.
Naina otwarła drzwi dość szybko, w koncu czekała na Kendre od rana. No. Powiedzmy. - Hej - uśmiechnęła się do dziewczynki i wpuscila ja do srodka. - Mam rosól na obiad.. i niespodziankę - Gustaw pewnie dopadł ją w podskokach, piszcząc z radosci.
Kendra uśmiechnęła się i uściskała Nainę. Siniaki były nieco bledsze, więc nikt nowych jej nie narobił. - Gustaw ! - dopadła fenka, który wylizywał jej namiętnie twarz. - On chyba trochę urósł, co nie?
- E... nie wiem - przyznała. Chyba troche utył, bo go podkarmiała. Ale czy urósł? Wątpliwe. - Chodź na obiad - zaproponowala ogladajac Kendre dokladnie. Schudla czy jej sie wydawalo?
No to urósł wszerz, to też rodzaj rośnięcia ! W bioderkach. Faktycznie może schudła, Naina wcześniej dbała o to, by nie chodziła głodna - w sierocincu i u Laury już tak dobrze nie było. - Chętnie ! Umieram z głodu, sprzątałam z pół dnia. - usiadła przy stole, tuląc do siebie popiskującego fenka. - Co to za niespodzianka? - miziała Gustawa za uszami
- Schudlaś - odezwała sie idac do kuchni - dobrze cię tam karmią? - zapytała wyciagajac miskę dla niej i nalewając gorącego rosołu. Z makaronem. - Nie interesuj sie, niespodzianka to niespodzianka. Jedz lepiej.
- Eeee... - uśmiechnęła się nieco krzywo - Nie jest źle. Nie głoduje. - rzekła zgodnie z prawdą. Jeść miała. A , że Kendra była nieco rozkapryszona i nie wszystko chciała jeść...to już inna brocha. I tak było lepiej, niż wtedy gdy się z ojcem ukrywali przed światem. Posiłki były bardzo skromne, a wiedziała, że tata udając, że się najadł, dawał jej tyle ile mógł. Zaczęła zajadać rosół. Nie pogardziła, jak ten Dupek Grant, co nie?
Pokiwała przecząco głowo, ciamkając makaron. - Jest w porządku. Pani Laura mnie dobrze traktuje. -ciamk ciamk. - Praca jest trochę ciężka, ale nie jest też źle. Patrzyła uważnie na Nainę. - Stało się coś dobrego. Uśmiechasz się - zwróciła uwagę.
Pokiwała głową. Laur było akurat całkiem sporo, jak każdych innych. Ot zwykłe imiie - Moja pracodawczyni. Bardzo elegancka dama. - zapewniła ją. Bo Leviani miała klasę, bez wątpienia. A, że dawała się czasem wyruchać...oj tam oj tam. Tłumaczenie Nainy Kendrze widać wystarczyło, bo już nie drążyła. - To też się cieszę - oznajmiła zadowolona, wracając do siorbania rosołu
- Ah, no dobrze.. - stwierdziła i usiadła naprzeciwko niej. - Co jeszcze u ciebie? Opowiadaj. Stęskniłam sie.. - a to niby tylko chwila, jak sie nie widzialy.
Kendra uśmiechnęła się do opiekunki. - Naina, nie widziałyśmy się od wczoraj. Nic się nie zmieniło. - tu się ożywiła - Słyszałam, że jakaś chryja była u Dupka Granta, baby na targu mówiły! Przyjechała policja i w ogóle ! Byłaś tam? - zamachała zaciekawiona nogami
- No tak, ale mówię o wcześniej.. też się nie widziałyśmy - westchnęła. - Byłam, ale tylko na chwilę.. - przyznała - A co mówiły? - zainteresowałą sie, sama nie zdradzajać co wie.
Kendra chwile myślała, by sobie przypomnieć, co właściwie te kobiety mówił. - No po.. ze policja była i bankowo jakaś awantura i się pobili - pokiwala głową. Czyli niewiele wspólnego z prawdą.
- Nie wiem czy to prawda - stwierdziła. W koncu nie miała pojęcia jak to na prawdę było. - Ale policja raczej była. To fakt. To teraz.. niespodzianka. Idź do swojego pokoju. To ten po lewo jak wyjdziesz z kuchni - zarządzila.