Zrujnowana dzielnica mieszkalna styka się z Trzecią Strefą. Odważni mogą dotrzeć do niej skrótem przez Boczną Uliczkę. To miejsce jest puste i martwe, jak jego dawni mieszkańcy, których podobno wciąż można znaleźć pod gruzami, tak jak ich skarby.
- Puszczaj no - ciągnąłem ją przez gruzowisko - - no puszczaj - warknąłem po raz setny - kto by chciał zabijać takiego chudego dzieciaka, nawet nie ma co obgryzać. Burczałem, jakim znowu liście. Spojrzałem na mizerną dłoń w której trzymała zgnieciona kartkę. Oczywiście sięgnąłem po nią. Czytałem, kurwa mała nie kłamała. - jak się nazywasz? - rzuciłem gdy skończyłem czytać.
Ośmiornico-kleszczor ani myślał puszczać. - Tata prosił w liście do swojej dziewczyny, żebym nadal używała fałszywego imienia Kendra. Ale tak naprawdę mam na imię Mia. - wyszarpnęła mu list ze zdjęciem z ręki i schowała do kieszenii. A potem...potem alkohol zrobił swoje. Zsunęła się z jego nogi i zatoczyła na jakąś kupę gruzu. - Nie...Njedopsz mji - wymamrotała, mrugając zawzięcie. Upsssss...Aaron upił jedenastolatkę.
- Do dziewczyny? - ocho czyli jakaś panna się zwolniła, nie miałeś nie myśleć o kobietach, spojrzałem na zdjęcie a gdy mi wyrwała przeniosłem wzrok na małą? Kendra, Mia. - No nie mów że się upiłaś... - mruknąłem - to jak się nazywasz Mia jak? A ta twoja znaczy twego ojca panna jak się nazywa, zaprowadzę cię do niej.
Robiło się ciemno, a Sylvia okryła się kocem bo było jej zimno. Gdzie ten mały gówniarz? Paliła papierosa, kiedy usłyszała jakieś głosy. Przylepiła się plecami do ściany. Słuchała. To była Kendra? Cholera, wszystkie dzieciaki mają podobne głosiki. I jakiś facet? What? -Kendra!-krzyknęła dość twardo, wychodząc zza gzymsu. W pogotowiu trzymała nóż, na wpół wsunięty w rękaw.-Kendra to ja, Sylvia.-kurwa, czemu tu było tak ciemno.
- No i się narobiło - mruknąłem ma męża - jak się nazywa? To se chłop popukał przed śmiercią, muszę poczytać gazety. - Nigdzie cię nie zabieram - mruknąłem wtedy usłyszałem czyjeś kroki, no pięknie, pijana gówniara i bezdomny super, kurwa zna ja woła na nią Kendra, może ta jego kochanka, sama o tej porze, no raczej nie. Co robić co robić. - Tutaj! - krzyknąłem, niech zabiera mała i spada.
Kendra nie była sama wstał, wszystko wirowało. Usłyszała jednak wołanie. Sylvia ! - Nie...ona była z panem Crowem, jak tata umarł, pewnie mnie do niego zabierze! - zerwała się ale od razu przewróciła zdzierając znów boleśnie kolana. Oddychała płytko, czując silne mdłości. Musi uciekać, szybko ! Zataczając się i łapiąc boki uciekła za Aarona.
Sylvia westchnęła słysząc tekst dziewczynki. -Kendra... kurde, Mia.. Nikomu cię nie oddam, dziecko drogie.-podeszła bliżej, ściągając z ramion koc. Podchodząc bliżej zobaczyła gębę. Jakoś dziwnie znajomą. -Ty... ty... ty jesteś Fechner.-powstrzymała się w tym momencie przed daniem mu w mordę, popatrzyła się na zataczającą się dziewczynkę. Zaraaaaz... -Kurwa, co ty jej dałeś!
Gdy wspomniała o Ravenie, zmieniłem tok myślenia. Sam ją pchnąłem za siebie gdy kobieta wymieniła moje nazwisko. - A co dać ci autograf? - podniosłem wskazujący palec w jej kierunku. - Lepiej stój gdzie stoisz - rzuciłem całkiem poważnie, ktoś kto łazi po nocach, i jest to baba nie mogłem być jej pewny, w dodatku nie wyglądała na bezdomnego. Ciekawe czy przylazła tu sama, może faktycznie z psami, małą nie kłamała, to już wiedziałem. Zapewne była psem, właściwie to suką, całkiem ładną. Zapewne gdzieś się czaili. - Stój tam gdzie stoisz - powtórzyłem - co chcesz od niej?
Kendra wczepiła się w jego nogę, wyglądając zza pleców Aarona. Nie ufała jej. Ni cholery ni ufała. Pojawiła się w ich życiu i wszystko się posypało. I była przy śmierci taty, na pewno ! - Nie ! - fuknęła potem zrobiła się zielona, choć w ciemności nie było tego widać.
Zatrzymała się w pół kroku. -Ty sobie chyba robisz jaja, stary. Zamordował Francisa. Wiedziała, że to on. Ale nie chciała popełnić błędu Ravena i Silasa. Zemsta potrafi zaślepiać. A ona... chyba powinna zadbać o to, żeby gówniara nie spędzała tu nocy z jakimiś podejrzanymi typami. Chuj wie co mu we łbie siedzi. -Chce ją zabrać, żeby nie szwędała się jak menel po ruinach.-przeniosła wzrok niżej, patrząc się na dziewczynkę.-Mia, proszę... Nic ci nie zrobię, nie oddam cie do sierocińca. Ale nie możesz tu zostać.
- Tak jaja sobie robię a Ty zaraz będziesz jajecznicą - mruknąłem - mała zostaje - dodałem, kurwa pojebało mnie co ja robię, na chuj mi ta przybłęda. - Nie mamy o czym rozmawiać, powiedz swoim koleżkom aby spierdalali czaisz? - mruknąłem dając krok do tyłu, och kurwa co ja robię, jestem pojebem kompletnym. Gdyby kurwa nie ten list gdyby nie nazwisko Crowa, z którym muszę się w końcu pogodzić. Spojrzałem na przejście do kolejnego pomieszczenia. - Spieprzaj słyszysz?! - wycedziłem. Nie wierzyłem jej źle jej z tych ocząt patrzyło.
A Kendra? Kendra odsunęła się od niego, ledwie stojąc na nogach, doczołgała się na kolanach do jakiejś kupy gruzu i tam malowniczo wyrzygała całą whiskey. Na szczęście tylko sam płyn, bo miała pusty żołądek. - Pszprszam... - wymamrotała niewyraźnie i zaległa na ziemii, gdzieś niedaleko rzygowin Ugh...
Ostatnio zmieniony przez Kendra Kenway dnia Czw Gru 18, 2014 11:45 am, w całości zmieniany 1 raz
Sylvia zaliczyła w tym momencie mindfucka, zastanawiając się o co mu kurwa chodzi. -Jakim kurwa koleżkom? Przecież jestem sama. Człowieku oddaj mi to dziecko i rozejdziemy się w spokoju. W tym momencie Kendra zaczęła rzygać... Mam nadzieje, że Silas sie na to nie patrzy, bo nie wiem czy by mnie zajebał czy zaczął się śmiać. Dała krok w przód, kolejny.
- Sama? Jesteś durna a ja zaraz urwę ci ten durny łeb - a gdy Kandra się zrzygała kątem oka spojrzałem na dziewczynkę, kurwa mać, jednak wciąż stałem. Kurwa co robić. - I coś narobiła głupia - sięgnąłem po broń nie miałem dzisiaj cierpliwość przez te baby wszystkie. Wycelowałem w nowego gościa drugą dłonią chwyciłem mała za wełniany sweter i zacząłem ciągnąć do drugiego pomieszczenia. - Wstawaj mała już - rzuciłem do dziewczynki ale nie spuszczałem z muszki Sylvi, potem uśmiechnąłem się i rzuciłem w kierunku kobiety - może na randkę umówimy się innym razem co?
Sylvia podniosła ręce. Jeszcze ją tu kropnie. To by nie było fajne. -Ja pierdole, Fechner, oddaj dzieciaka. Na cholere Ci ona?-warknęła, stojąc w miejscu. Westchnęła.-Znałam jej ojca, wiem kto może jej pomóc. No do kurwy... mam ci ją dać żebyś zajebał tak jak Danfortha?-warknęła.
Wstała posłusznie, nie bardzo wiedząc co się dzieje naokoło. Brzuch ją potwornie bolał, ale też przestał jej się kręcić w głowie. Wytarła usta rękawem i chwyciła się znów nogi Aarona. Tak, Silas byłby zachwycony. Człowiek na którego polował, właśnie sobie przygarnia jego pierworodną.
Gdyby nie list małej i to że zna Crowa pewnie bym miał ja w dupie i oddał dziewczynkę temu kundlowi. - Że co kogo coś ci się popierdoliło w tej główce, daj mi koc portfel i wypierdalaj, mała idzie ze mną rozumiesz czy mam mówić wolniej. Podszedłem do okna spojrzałem parter chwyciłem mała od pachę posadziłem na parapet nogami na zewnątrz wycelowałem w Sylvie a potem uniosłem broń i strzeliłem gdzieś w sufit nad jej głową, wypchnąłem małą potem sam wyskoczyłem przez okno. - No wstawaj jak chcesz ze mną iść... - mruknąłem ciągnąc jaz a rękę - szybciej ruszaj się.
Sylvia zwinęła koc w kulkę i rzuciła w jego stronę. -Okryj ją tym.-warknęła. Kiedy strzelił aż się skuliła. -Pojeb! Na portfel nie miał co liczyć. I zniknął jej z oczu. Przelazł z nią przez okno. Do chuja. Zrobiła krok, żeby podejść pod okno. Przykleiła się do ściany, wyjrzała co z małą zrobi. I co? Ma ich tak zostawić? Hmm... O! -Kendra! Twój ojciec miał tego gościa zabić, chyba z nim nie pójdziesz?!
Kendra zawahała się na moment, ale potem już biegła razem z Aaronem. Tata miał zabić tego gościa? Nie wierzył.a Tata nie zrobiłby nikomu krzywdy. Nie miałby po co. Zniknęli w mroku nocy. Dobrze, że Aaron trzymał ją za rękę, bo wyrżnęłaby kilka razy, tracąc równowagę.
- Nie słuchaj teraz! - burknąłem - kurwa kurwa kurwa. - Odwróciłem sie jeszcze parę razy nim zniknęliśmy w ciemności. Wbiegłem miedzy rozwalone budynki ukucnąłem i siedziałem. - Cicho nie ruszaj się - wyjrzałem za winkla i nasłuchiwałem. Biegnie nie biegnie. Cisza. - Zaprowadzę cie do kogoś dobrze? - cholera zostawiłem tam butelkę - wiesz kim była ta pani?
Kurwa? Pfff...za kogo on ją miał, słyszała już brzydkie słowa. Póki kazał milczeć, milczała jak zaklęta. tatuś ją uczył, że czasem trzeba trzymać gębę na kłódkę. - Nie...mówiła mi, że pracuje w Morganie, ale nic więcej nie wiem. - pewnie kłamała, a co ! - Koleguje się z panem Crowem, była przy tym jak tata umarł. Słysząc, że ją gdzieś zabierze, znów uczepiła się jego nogi. - Do kogo? - zapytała wyraźnie wystraszona
- W Morganie hmm - podrapałem się po brodzie, no to ktoś będzie miał odwiedziny niezapowiedziane. - Chodź dasz radę? - rzuciłem, potem się jeszcze upewniłem że nikt za mną nie idzie, a potem ruszyłem w stronę centrum. Kurwa chciało mi sie tam iść jak cholera. - Pojedziemy autobusem tylko nie rzygaj więcej.
Minęły trzy dni. Kendra uznała, że nie może się zatrzymać u Wiktorii dłużej. Prędzej czy później by się wydało, że u niej przebywa. Zwłaszcza, że jej sąsiadka, przyczaiła ją, jak bawiła się z kotem na balkonie. Może uda jej się zatrzymać u ciocii Nainy na kilka dni? Siadła w tym samym miejscu co ostatnio i czekała...