Średnie mieszkanie NAINY WEBB Mieszkanie ma trzy pokoje, dwa mniejsze i jeden większy. W kuchni jest wystarczająco dużo miejsca, by postawić stół i cztery krzesła. W łazience za niewielką ścianką jest mały kącik do prania, z pralką i kilkoma sznurkami podwieszonymi pod sufitem. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka
- Co? - wytrzeszczyła oczy. Czy Naina do reszty oszalała?!- Zwariowałaś ! Ta cukiernia robiła furorę, wszyscy w niej kupowali a ty chcesz czyścić elicie toalety?! Zdecydowanie Nainie jest potrzebny ten lekarz od pocieszania. Definitywnie. - Nawet tak nie żartuj. - prychnęła i kaszlnęła. Bo ciągle chora przecież była.
Pokręciła głową i wzruszyła ramionami. Co jej miała powiedzieć? Sory, Kendra, ale to na zapleczu mojej ukochanej cukierni chciałam odebrać sobie życie. I prawie mi wyszło! Gdyby nie Grant. Który włąśnie spodziewa się dziecka. - Lubiłam tamtą pracę - przyznała - I nei chcę wracać do cukierni.
Załamka. Kendra aż zaliczyła stółpalma czołem. Trochę za mocno, bo głowa ją rozbolała. - To takie głupieeeeeee, nie rozumieeeeeeem - zajęczała - W cukierni było fajnieeeeeeee... - mimo ostatnich zmian fizycznych, które czyniły ją bardziej kobiecą od Nainy (cyckiiii!), tak czasem jeszcze wychodziło z niej dziecko.
- To durne - westchnęła w końcu - To tak...jak ja bym nie chciała wracać do ruin mojego domu - tam straciła matkę, jej ojciec został oszpecony i okaleczony, a ona sama straciła nogę i nabawiła się traumy na całe życie. - No nic. Zrobisz jak chcesz - podparła podbródek na dłoni - A co tam zdecydujesz, to ja będę cię wspierać. Też muszę znaleźć pracę, będzie nam łatwiej we dwójkę.
Ona nie chciała. Po co sobie przypominać swoje porażki? - Jestem w stanie utrzymać nas obie - w końcu trzy koła od Wiki wciąż były w większości na koncie. - Na razie musisz wyzdrowieć.. Dopiero potem możesz tu wrócic.. dobrze?
- Wiem, że jesteś....ale kiedyś będę musiała żyć samodzielnie. Skoro nie chodzę do szkoły, to muszę zdobyć doświadczenie. - kaszlnęła znowu - Czemu nie mogę zdrowieć tutaj? Tak po prawdzie, to szybciej by jej to poszło tutaj. Lamb nie był ani MistrzKucharz, ani Matka Teresa.
- Bo tam.. tam już jesteś zadomowiona. Masz swoje rzeczy i wszystko inne. Tutaj twój pokój musi być posprzątany. Nie mozesz z chorobą wejść w kurz.. - tłumaczyla. Narratorka pragnie zaznaczyc ze Naina i tak odzywa sie wiecej niz zwykle!
Doceniamy postępy ! - No...ok. To poczekaj aż wyzdrowieje i posprzątamy razem - podsunęła A że kaszel się nasilał, nakazując powrót do łóżka, wstała. - Wrócę tu i damy sobie radę, ok? - obiecała jej - Muszę wracać - chyba Naina widziała dlaczego. Zaróżowione policzki zwiastowały nawrót gorączki
- Pij herbate z cytryną. Dużo cytryny. I gorącą. Dobrze? Poproszę pana Lamba, zeby ci takiej naparzył.. - podniosłą się by otworzyć jej drzwi i pomóć wyjść.
Pokiwala głową. Nie wiedziała jeszcze, że to choróbsko będzie się jeszcze za nią ciągnąć długi czas. - Dobrze. Powiem mu. Do zobaczenia - usciskała Naine mocno i wyszła
Dotarła w końcu do domu. Droga ją trochę uspokoiła.. Uświadomiła sobie, że nie ma koszyczka, za to cały czas miała portfel (chyba?). Weszła po schodach i.. albo wsadziła klucz w zamek, weszła do mieszkania, zamknęła za sobą drzwi. albo nie. Co się stało?
Portfel był na swoim miejscu, Wszystkie meble i przedmioty w mieszkaniu były na swoim miejscu, z wyjątkiem koszyka, ale za to Naina nadal miała za spódnicą przedmiot, podarowany na silę przez Ronalda.
W chusteczce podebranej z Restauracji Filomeny znajdował się siedmiocentymetrowy, podłużny, dobrze leżący w dłoni, wyszlifowany kryształ, który jak wskazówka kompasu z od jednego krańca do środka był rubinowy, a od środka do końca drugiego szafirowy. Na chusteczce znajdował się ciąg cyfr opisanych literami "L" i "R".
Usiadła na krześle w kuchni i coś ją zaczęło uwierać. Nie chcę wiedzieć jakim cudem kryształ się trzymał, ale kobieta wyciągnęła go ze spódnicy i odpakowała z chusteczki. Obróciła w dłoniach, postawiła na stole. Ki chuj? Nie, oczywiście, że tak nie pomyślała! Obróciła go kilka razy, puknęła w niego paznokciem, spojrzała pod światło. Jak mała małpka w laboratorium. Co z tego wynikało? L i R? Lewa i prawa? Zmarszczyła brwi, westchnęła i zrobiła sobie melisy na uspokojenie.
Ktoś puka do drzwi domu, ale nic się nie odzywa. Przez wizjer widać bukiet czerwonych róż, który zasłania twarz niespodziewanego gościa.
2,5:
Nagłe i głośne walenie pięścią w drzwi z pewnością nie pozwoli Nainie się zrelaksować z kubkiem melisy w rękach. - Otwieraj szmato! Osoba z tak rozwiniętą percepcją, jak panna Webb, nie musi patrzeć przez judasza, by po głosie rozpoznać pulchnego mężczyznę, którego zobaczyła nim zemdlała.
1, 4 Ktoś puka do drzwi domu, ale nic się nie odzywa. Przez wizjer widać bukiet czerwonych róż, który zasłania twarz niespodziewanego gościa.
Zdziwiona podniosła się, słysząc pukanie. Wrzuciła znalezisko do szuflady ze sztućcami i poszła do drzwi, zerkając przez judasza. - Kto tam? - dobra, co jak co, ale nie wiedziała kto może przynieść kwiaty. Jim? Kiełbasę, najwyżej. Lamb? Potraktował propozycję serio? Nie miała pojęcia. Dziwna sprawa.
Popatrzyła jeszcze chwilę przez wizjer i uchyliła drzwi, nadal dziwnie podejrzliwa. Przecież takie rzeczy się nie dzieją. Nie od razu po sobie. Spojrzała przez uchylone drzwi na bukiet i naokoło. - Tak? - może jej sie osoba mowiaca objawi w koncu.
- Róże. - Powtórzyła dojrzała kobieta, która wychyliła swoją twarz zza kwiatów. Szatynka, niby zwyczajnie się uśmiecha, ale beżowe spodnie, bojówki na nogach i ciemna kamizelka odstawała od wizji posłańca z kwiatami czy nawet kobiety w jej wieku.
Dziwne. Bardzo bardzo dziwne. - No.. dobrze. To.. poproszę - wyciagnęła ręce po kwiaty. Zdziwniej i zdziwniej. Może jednak powinna zamknąć drzwi? Zastanawiała się nad tym. Ale to przecież tylko kwiaty..
Róże, czerwone z kolcami, więc łapiąc zbyt wysoko, można się ukłuć. Do nich na różową wstążkę była przyczepiona malutka koperta zapieczętowana na wypukłe serduszko z białego wosku.
- Miłego dnia. - Powiedziała kobieta, która ruszyła w dół po schodach. Chyba nie chciała dłużej przebywać z wariatką.
Odebrała kwiaty, zamknęła za sobą drzwi. Poszła znów do kuchni i wstawiła bukiet do wody. Kolcy nawet nie poczuła, złapała go bowiem protetyczną ręką, w któej nie miała modułu czucia. Odpieczętowała liścik i...?
"Miłości moja, przygotowałem coś magicznego, tylko dla nas dwojga. Spotkajmy się dziś wieczór w Kamienicy 47. Na ruinach przeszłości, zbudujemy niezniszczalną przyszłość".
To już zakrawalo o.. w sumie nie wiedziała o co. Ale z domu wyjść nie zamierzała. Przecież ta kamienica była.. w ruinie. Nie. to nie jest miejsce na spotkanie. Nie sądziła, by to zrobił Jim lub Nathan. Pierwszy nie, bo nie potrafił tak pisać. A Nathan zapraszał ją do kina albo teatru. Wrzuciła liscik do kosza, kwiaty zostawiła w wodzie. Sięgnęła po cukierki, które miała schowane w szafce i usiadła z książką w największym pokoju.
Stuk puk. Josh rozmyslal ostatnio o Nainie. Wspominał ich spotkania, pyszne ciasta które piekła, delikatny uśmiech, który kiedyś błąkał się po twarzy. Wiedział, że Webb raczej nie chce go widzieć, ale z drugiej strony wolał się upewnić, czy wszystko u niej w porządku. Wziął więc Pepper na smycz i postanowił odwiedzić dawna przyjaciółkę