Około piętnastu mil na wschód od drogi i dwudziestu na południe od murów miasta znajduje się rozległy płaskowyż, poprzecinany gdzieniegdzie rozpadlinami. W niektórych z nich są niewielkie jaskinie.
Romek leżał, nie wtrącając w dyskusję między Drakem a Leanne, chociaż strasznie go kusiło, by powiedzieć, że dziewczyna może zostać. Ale nie mogła, nie powinna. Przetarła twarz dłońmi, gdy Lea odeszła obrażona. Był zmęczony i to nie fizycznie. Czekał na działanie kroplówki i w końcu się doczekał. - Czuję.
Victor pomyślał, że powinien podziękować później Drake'owi za odciągnięcie stąd Lei. Była uroczą dziewczyną, jednak zaczynała działać mu na nerwy tym swoim dochodzeniem. Poza tym jak słusznie zauważył Crow, Hannon potrzebował spokoju. Jeszcze znowu mu ciśnienie skoczy, a to niewskazane! - Świetnie. W normalnych warunkach kazałbym ci się teraz oszczędzać przez kilka dni, ale że jesteśmy na wyprawie będę ci podawał co dzień aspirynę. Tak dla pewności. Będziesz jednak musiał uważać wszelkie zranienia krwawić będą mocniej i bardziej przez rozcieńczoną krew. I łatwiej nabijesz sobie siniaki, ale wątpię byś wolał żebyśmy ci zamiast tego musieli amputować nogę - parsknął pod nosem.
Tym razem Sarah nie spała, ale nie z tego powodu że spać nie mogła, po prostu nie chciało jej się... I wolała ten czas spożytkować na pilnowaniu czy aby jest wszystko w porządku, przy okazji spacerowała sobie po obozie. Dlatego też krążyła sobie tu i tam, ale w końcu znalazła się dosyć blisko doktora Howard'a, który powiedział coś o amputacji nogi. Nie jest ciekawa, ale lubi wiedzieć więc nie mając nic większego do roboty oprócz użerania się ze słońcem, słuchała tego i owego. - Amputacja nie jest zła. Wczepią Ci nową nogę w której zamontujesz sobie co tylko będziesz chciał. Oczywiście sama by nic nie chciała mieć amputowanego, z resztą sobie trochę zażartowała... chociaż jednak jej poczucie humoru było nieco spaczone, prawda? Spojrzała to na doktorka, to na poszkodowanego i dodała. - Żartuję sobie tylko. Będzie wszystko dobrze o ile każdy będzie uważał na siebie.
Słysząc słowa Sarah, uśmiechnął się blado do siebie. Wszak pod spodniami nie było widać, że ma mechaniczną nogę, skoro już jesteśmy w temacie. Dokończył swój posiłek, wypił sporo wody. Nie mógł kolejny raz opóźniać grupy. Nie mogąc się pozbyć złych przeczuć, obwinął się kocem i w końcu położył, bo choć spróbować się zdrzemnąć.
Zrobiło się chłodniej, więc Charlsa jajka ciut mniej swędziały. Ulokował się ze trzy metry od grupy, jakby mając zamiar brać pierwszą wartę. Nawet nie kładł się. Oparł się o jakiś kamlot, podkładając sobie jeszcze pod plecy swój plecak. Zapiął kurtkę i sięgnął po bukłak z wodą, popijając trochę. Zerkał na Romka. Trochę mu było chłopaka szkoda. Prócz tego, że jednak nie ożenił się z jego siostrzenicą to nic do niego nie miał. Wyjął papierosa i palił powolutku.
- Jak wolisz. Jak uważasz. - mruknął. Prawie obrażony. - Co ja ci będę gadał, i tak masz mnie w dupie. Wzruszył ramionami. Na szćzescie po chwili podszedł do niego Tony z flaszką. To troche osłodziło Amosowi zycie po tym, jak Lea posypała jego rany solą. Chociaz nasz dzielny łowca kręcił w duchu troche głowa - bo komu by sie chciało flaszkę bimbru tachać na pustynię w ramach podziekowań za pomoc? Na pewno nie Amosowi. - Dziski, stary. - usmiechnal sie jednak. - Było warto. - wyszczerzył zeby.
- O co ci chodzi? Zly jesteś czy co? - uniosla wzrok na niego, bo jednak był wyższy, nawet jak siedział. Czy co to było "Zazdrosny" ale nie powiedziała tego. Spojrzała na Tośka, na flaszkę.. - Mogę tez łyka? - zapytała.
Brakowało mu Brica. Łażenie bez niego na pustynię było ...No w każdym razie było do dupy. Doleciało go pytanie Lei. W duchu parsknął. Jasne upijcie ją i zabawcie się albo jutro ją ciągnijcie za nogi za sobą. Chyba się Ledwitchowi włączył fatalizm. Szczelniej otulił się swoim sfatygowanym kocem i pomyślał, że Esme na pewno miałaby na ten temat jakiś celny komentarz.
Co ta szczeniara mu tu? Jakąś inwigilacje emocjonalna chce urządzać. O nie. Nie takie numery z Amosem. On sie w to wciągnąć nie da. Zmarszczył wiec brwi, splunął w piasek. - A chuj w to. Nieważne. Odkręcił butelkę, pociągnął z niej solidnego łyka i podał Lei. Niech ma, szczeniara. Poza tym jesli teraz przytknie usta do butelki, to praktycznie tak, jakby sie całowali. Amos momentalnie sie rozmazał, chciał jeszczez raz poczuć te usteczka. W sumie to mógłby przy okazji poczuć jakies inne wargi. - Tylko sie nie udław. - rzucił do Lei. Mogl miec jednak cos innego na mysli i mowic sam do siebie.
Prychnela na słowa o udlawieniu jakby to nie mogło mieć miejsca i pociągnęła łyka z butelki. Całkiem porządnego i ostro się przeliczyła, nie umiała pić alkoholu innego niż wino, a tutaj taki czysty bimber. Rozkaszlała się ostro.
Josh wystawił głowę ze swojego kokona i zmarszczył czoło. Poważnie? Alkohol? Jutro padną jak...padlina. Natychmiast się odwodnią. Sapnął cicho i zwinął się z powrotem, bezskutecznie próbując usnąć.
Tony usłyszał krzyki Lei, przekroczył śpiącego protetyka i poszedł do niej cicho. Do tej pory patrolowal w nieco innym kierunku. Zmruzyl oczy, gdy wskazała palcem miejsce. - Faktycznie. Może to rozbitkowie - stwierdził nieco sennie. Wszak nocke miał zerwana. A może to Dzicy? Cholera ich wie
Amos liczył na to, ze Lea się upije i bedzie łatwiejsza. Nic z tego dzielny łowców! Twoje nadzieje zostały zniszczone przez (prawdopodobnie) rozbitków i ich płonące... cos. Amks obiecał sobie w duchu, ze komuś przywali za to po pysku. Pociągnął jeszcze jeden porządny łyk z butelki, ktora potem zakręcił i schował do plecaka. - Ale mi sie, kurwa, nie chce... Mruknął, patrząc na dym w oddali. - No ale jak mus, to mus. - wstał ociężale. - Trzrba to sprawdzić.
Leanne poszla wszystkich obudzić, nie będąc zbyt delikatną (no, poza Romkiem, dla którego byłą delikatna i cmoknęła go w skroń) i pewnie w ciągu pół godziny wyruszyli w stronę płonacego cosia!
Ostatnio zmieniony przez Leanne Amelié Hearness dnia Czw Cze 25, 2015 8:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Noga przestała dokuczać po tylu godzinach odpoczynku i przy dobrej opiece lekarskiej, więc Romek dźwignął się na równe nogi i złapał za swój plecak. Miał nadzieję, że dym był zwiastunem bliskiej obecności rozbitków, bo obawiał się przeciążania nogi. W niezbyt dobrym humorze, szykował się do drogi.
Jima nikt nie musiał budzić bo sam się zerwał na równe nogi, kiedy narobili hałasu. Z wprawą spakował swoje rzeczy i przygotował się do drogi. Po chwili zatrzymał się obok Romka. - Wszystko dobrze?- zapytał.
O dziwo spał i to dość długo jak na niego. Przebudził go krzyk studentki botaniki. Ziewnął przeciągle, z miną pod tytułem"alesosięstao?" i zaczął zbierać swoje rzeczy, jeszcze w pół śnie. Nie miał pojęcia co się dzieje, ale wiedział, że idą dalej.
Tony zmrużył oczy obserwując płonący obiekt. Mogą iść, jeżeli tylko kierunek pokrywa się z sygnałem wysyłanym przez samolot. Spakował manatki, pogonił resztę, co jeszcze próbowała dosypiać i ruszyli dalej
- Wszystko się zgadza! - zawołał Cox patrząc to na swój odbiornik, to w stronę, gdzie migotał niewielki płomień. Oczy miał zaspane, twarz nieco nieprzytomną, ale chyba nie mógł się mylić? Madchava postanowił pomóc Romkowi. Widział, że miał problem z nogą, więc nie powinien jej przeciążać. - Daj - powiedział chcąc wziąć od niego jakieś toboły. - Intsh sobie poradzi z dodatkowym obciążeniem... Tak mu się wydawało. Tak naprawdę to pierwszy raz widział na żywo te ptaki. Zerknął pytająco na Sala. Myśliwy burknął coś pod nosem poprawiając lejce pustynnego skrzydlatego (choć nielotnego) wierzchowca.
Przed wami jeszcze kawałek drogi, ponieważ płomień znajdował się, wbrew pozorom, ładny kawałek drogi od płaskowyżu.
Leanne jakby odzyskała siły, poganiając całą resztę. Skąd w niej ten entuzjazm? Narratorka nie ma zielonego pojęcia. Szła trochę z przodu, pewnie z kimś obok, bo któryś z facetów nie mógł jej znieśc i musiał pilnować, norma.
Tony szedł praktycznie krok w krok za Leą To zabawne, ale chyba był jedyną osobą, której się tu podobało. Nic go nie chciało zjeść, naokoło Pustynia. Super! Tylko Sylvii mu brakowało, cholerka
Jim pewnie szedł sobie obok Romka i Crowa. Krok za krokiem. Lewa noga, prawa noga i tak cały czas. Od czasu do czasu poprawiał ekwipunek i liczył, że znajdą choć jedną osobę, która nie będzie trupem.
Ogólnie stwierdzam, że Lea i Sarah mogłyby się dogadać i być kumpelami. No ale to teraz tak nie ważne. Położyła się spać po tym jak została nieco zignorowana, gdy wtedy podeszła mówiąc o protezie. Także nie miała jak zwrócić uwagi na fakt, że coś paliło w oddali, także dopiero jak się zaczął harmider dookoła niej dziać, to się przebudziła dowiadując za moment, że coś widać na horyzoncie. Zaspana kobieta, której nie dano spać wstała leniwie i zwinęła swój śpiwór, dopiero później spojrzała w tamto miejsce, gdzie miało się pali. - Może to być daleko... Mruknęła sama do siebie, by zaraz wrócić do swoich rzeczy, które zaczęła ogarniać. Ponownie kapelusz znalazł się na jej głowie jak i chustka na szyi, google na kapeluszu... była przygotowana do drogi, jest spakowana. - No to się zbierać Panie i Panowie. Czas w drogę...