Duże mieszkanie Cobenów Mieszkanie ma cztery pokoje: jeden duży, dwa średnie i jeden mały, a także dużą kuchnię z niewielką jadalnią i łazienkę z osobną toaletą. Sprzęty: - duża kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko - chłodziarka z eterem - pralka - kawiarka - samowar - kombiwar
Nikt nie przypuszczał, że dzień może skończyć się w taki sposób. W końcu do była Druga Dzielnica, gdzie urządzenia oraz wszelkie instalacje były pokonstruowane lepiej, niż w Slumsach. A jednak okazało się, że każdy sprzęt zawodzi. Bojler, który zaopatrywał mieszkanie w ciepłą wodę już od kilku dni sprawiał problemy. Czasem przestawał grzać, czasem robił to za mocno. Dziś grzał zbyt mocno. Woda wyparowała, urządzenie w którymś momencie się zatrzęsło. Wystarczył moment, by coś zajęło się ogniem. Nie potrzeba było wiele czasu, by łazienka zaczęła płonąć.
Logan wrócił do domu z Bistra. Kręciło mu się od tego wszystkie go w głowie. I czasami zastanawiał się, czy nie wziął na siebie za dużo. Czasami tęsknił za dniami w slamsach, kiedy wszystko było prostsze. Pewnie, gdyby nie wsparcie Metis to już dawno by tym wszystkim rzucił. Wszedł do mieszkania i zaskoczyło go to, że jest pełno dymu. -Lena! Lena! Gdzie jesteś?- zaczął w panice szukać siostry po mieszkaniu.- Leeeena!
Gdy tylko usłyszała jak w łazience coś dziwnie trzęsie, a potem wylatuje z niej dym, uciekła do pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i wcisnęła się w kąt za łóżkiem. Tam było bezpiecznie, tak? - Logan?!
Usłyszał głosik siostry gdzieś z kącika. Podbiegł tam i w kącie za łóżkiem dostrzegł siostrzyczkę. Chwycił ją za rączkę i pociągnął za sobą. - Musimy uciekać.- przedarł się na korytarz. -Pali się! Pali się!- zaczął wrzeszczeć alarmując sąsiadów.
Widząc Logana wbiegającego do pokoju, miała ochotę rzucić się mu na szyję. Wstała z podłogi, gdy ten był już o krok od niej i złapała mocno za jego dłoń. Kaszląc pod wpływem gryzącego dymu, zasłoniła sobie usta i nos, naciągniętym materiałem sukieneczki. Ledwo co nadążała za starszym bratem, ale uparcie trzymała się blisko niego. Bała się strasznie. Tego dymu wszędzie i płomieni, które z łazienki przedzierały się coraz dalej. Gdy Logan zaczął na korytarzu krzyczeć, Lenka nie wytrzymała i się rozpłakała.
Któryś z sąsiadów wyczuł dym i zawiadomił straż pożarną. Już po kilku chwilach można było usłyszeć pędzący ulicami samochód strażacki. Mieszkańcy kamienicy zostali ewakuowani, natomiast pożar ugaszony. Straty, jakie ponieśli Cobenowie oszacowano na jakieś 150 Kredytów. I tyle będzie kosztowała naprawa i odnowienie łazienki. Po kilku godzinach mieszkańcy mogli wrócić do swoich mieszkań.
W końcu ugaszono łazienkę. Na całe szczęście nic więcej w mieszkaniu nie spłonęło. Dla Logana było najważniejsze, że jego małej siostrzyczce nic się nie stało a że kilka dni nie będą mieć wody, to żadna nowość dla kogoś o nazwisku Coben.
Stała przed drzwiami z nieśmiałym spojrzeniem wbitym w drewno. Jeszcze nigdy nie była u Logana, a teraz w zasadzie przychodziła bez zaproszenia. Co prawda maja sie pobrać, ma sie tu przeprowadzić, ale mimo wszystko... To działo sie tak nagle. Wygładziła prosta sukienkę i zadzwoniła do mieszkania.
Logan usłyszał dzwonek do drzwi i pomyślał co za licho kogoś niesie, bo się gości nie spodziewał. Lenki w domu nie było, gdzieś ją jak zawsze wywiało. Pewnie szlaja się po złomowisku dziewucha jedna. -Metis?- uśmiechnął się z zaskoczeniem widząc ukochaną w drzwiach mieszkania. Wciągnął ją do środka i uświadomił sobie, że w domu panuje delikatnie rzecz ujmując chaos. Daleko mu było do wysprzątanego i wypucowanego mieszkanka dziewczyny. -Eeee przepraszam za ten bajzel.- wydukał z siebie.
Zaśmiała się odruchowo na widok Logana, nie mogło byc przecież inaczej! Była tak zakochana, ze każda jedna myśl wywoływała ciepło na sercu, a co dopiero widok przyszłego męża. Wspięła sie na palce i cmoknęło go lekko w policzek. - Nie przejmuj sie. - przekrzywiła głowę. - Przecież mozemy temu zaradzić, prawda? Metis by,a naprawde poczciwa. Nawet sprzątanie w towarzystwie załoganta wydawało jej sie świetna zabawa.
Logan oczywiście wykorzystał monet i jak pocałował go w policzek to skradł jej dużo słodszego buziaka. W sumie jako przyszły mąż mógł sobie na to pozwolić bez obawy, że w pysk zarobi z plaskacza. - Nie, nie, zostaw. Potem to ogarnę. - zaczerwienił się jak burak. Przecież nie będzie mu sprzątać jak w gości przyszła. -Choć oprowadzę cię po mieszkaniu.- chwycił ja za dłoń.
Mieszkanie było ladne i duże. Schludne gniazdko dla dużej rodziny, której byłoby tu wygodnie. Metis aż zapłonęły policzki, gdy sobie wyobraziła, ze przecież juz niedługo będzie tego częścią. Dała sie oprowadzić po mieszkaniu z uśmiechem i nawet starała sie nie zauważać lekkiego nieporządku, jaki tu panował. Oj, przydałaby sie tu kobieta! - pomyślała, choć przecież do kobiety było jej jeszcze troszkę daleko. Mogła byc gotowa na ślub, ale kobieta będzie za pare lat. - Juz wszystko w porządku? - zagadnęła. - Gdzie w ogole sa dzieci? - zmartwiła sie w jednej chwili. - Nadal w sierocińcu?
Zaprowadzil dziewczyne do kuchni gdzie zabral sie za robienie herbaty. Tak wypadlo zrobic jak sie gosci w domu mialo. On co prawda niewiele o tym wiedzial ale jego swietej pamieci matula tak zawsze robila. No i chcial byc dla Metis mily gdyby mogl to by jej gwiazdke z nieba zdjal ale poki co musiala sie zadowolic goracym napojem. Chwycil sie paluchem, ktory sobie wlasnie poparzyl za ucho i ciezko westchnal. - No Lena poszla sie pobawic, Lev chodzi swoimi drogami a Tommy i Carol nadal w bidulu. Wydac ich nie chca. A nie moge ich wykrasc przeciez. - zwiesil smetnie ramiona. I pomyslal jaka Metis jest wspaniala i kochana, ze martwi sie o jego rodzenstwo.
- No nie możesz... - przyznała ze smutkiem. Bo nie mógł. To by im tylko narobiło kłopotów. Dziwne, ze sie jeszcze i Lenke i o Levka nie upominali, o małym Tommym juz nie wspominając. Posmutniała na chwile, ale przecież nie byłaby sobą, gdyby sie dawała tak od razu melancholi. - Ale wiesz co? - zaczęła z zapałem. - Jak wszystko tutaj uporządkujemy i jak będziemy rodzina, to moze bedą większe szanse, zeby nam oddali twoje rodzeństwo!
- A no nie...- dokończył przygotowywanie tej herbaty i pociągnął Metis by usiadła mu na kolanach. Wsadził nos w jej kark i przytulił się do niej. Pachniała tak słodko aż go w dołku ściskało. Dalej się nie mógł nadziwić co ona w nim widziała. - Może wtedy i myślałem żeby może jakieś pismo napisać skoro mamy nowy dom i z czego się utrzymać ale tam pewnie jakieś roboty siedzą i tylko pieczątkę "odrzucono" przybijają.- westchnął ciężko aż się jego wątła klatka piersiowa w górę uniosła.
Rozczuliła się tym gestem, tym wsadzaniem nochala między jej szyję, a ramię. Przymknęła oczy z lekkim uśmiechem, w którym malowała się troska i miłość. Tak, Logan był prostym chłopakiem ze slumsów, ale miał wielkie serce i robił co mógł, by zapewnić szczęście swojej rodzinie. Mógłby być najbiedniejszy na świecie, a Metis i tak by się w nim zakochała. Wplotła dłoń w jego włosy i przesuwała lekko, z czułością. - Na pewno coś wymyślimy. Może pani Sandars nam podpowie, co zrobić... To bardzo miła kobieta. - zaśmiała się cicho, z nadzieją. - A jak już nam się uda, to będziemy mieć tutaj trochę biegających nóżek.
- Myślisz, że będzie się jej chciało w to angażować.- w głosie Logana brzmiało powątpiewanie.On nie miał tak idealistycznego podejścia do świata jak jego blond księżniczka. W życiu dość się naoglądał i sądził, że ludzie raczej trzymają się swoich spraw i swoich problemów a jak coś złego dzieje się obok to tylko szybko odwracają wzrok. - Zwariujesz od tych biegających nóżek.- cicho zaśmiał się prosto w jej kark a potem spoważniał.- A nie będą ci przeszkadzać dzieciaki?
- Żartujesz? - poczochrała go po tych jego rudych włosach. - Zawsze chciałam mieć mnóstwo rodzeństwa. Takiego, wiesz, prawdziwego... - na chwile głos jej sie zmienił. - Kiedy wychowywała mnie przyjaciółka rodziców, nie miałam zbyt dobrych relacji z jej dziećmi, ale teraz moze byc inaczej. I na pewno będzie. - cmoknęła go w usta. Metis w swojej naiwności nie zauważała prostego faktu, ze nie bedzie rodzeństwem sióstr i braci Logana, ale ich macocha. - A co do pani Sandars... Wiesz, nie mowię, ze ma sie angażować. Ale moze po prostu cos doradzi. To dobra kobieta.
- No to teraz będziesz go mieć w nadmiarze, Jeszcze ci zbrzydnie. Zobaczysz.- roześmiał się a potem pochuchał jej w kark ciepłym powietrzem, co pewnie nieco łaskotało. W sumie jakby spojrzeć z formalnego punktu widzenia to będzie ich bratową nie macochą, choć zapewne w udziale przypadnie jej pełnić taką funkcję. - Żałuję, że Kirka już nie ma na tym świecie. On by na pewno coś rozsądnego doradził.- Loganowi brakowało jego mentora.
Faktycznie - łaskotało. Więc się roześmiała i wtuliła mocniej w Logana. Kiedy jednak wspomniał o Kirku posmutniała nieco, wiedziała że jakośtam się przyjaźnili i że niestety przyjaciel jej narzeczonego zginął. Nie miała przyjemności poznać go osobiście, ale jeśli Logan twierdził, że by im doradził, to na pewno by tak było. Westchnęła. Chciała pocieszyć trochę Logana, więc cmoknęła go w nos. - Zobaczysz, wszystko się jakoś ułoży. Pokręciła się na loganowych kolanach. Było jej nieco niewygodnie, ale nie chciała schodzić. Lubiła czuć ciepło ciała chłopaka. No i tak ciepło jej się robiło w brzuszku, gdy była blisko niego. Biedna, naiwna, nie wiedziała, że to wcale nie o brzuszek chodziło i nie do końca o ciepło.
- Oby.- westchnął ponownie a potem stwierdził, że dosyć zamartwiania się. Powinien raczej korzystać z tego, ze ukochana dziewczyna siedziała mu na kolanach i cieszyć się z jej odwiedzin. W końcu była tutaj pierwszy raz u niego. Dobrze, że Lev się gdzieś zmył bo pewnie siedziałby i rzucał komentarzami. Korzystając więc z okazji, że byli zupełnie sami pocałował Metis przyciągając ja do siebie.
Metis zaśmiała się jak onieśmielona nastolatka, którą zresztą była. Z drugiej jednak strony coraz smielej i swobodniej zaczynała się czuć przy Loganie. W głowie naiwnej i pełnej ideałów dziewczyny biły się dwie myśli. Porządne wychowanie i moralność wbijana do głowy od najmłodszych lat walczyły z chęcią bycia przy swoim chłopaku jak najbliżej... Tak blisko, że już bliżej nie można. Nawet wstydziła sobie wyobrażać ich noc poślubną! A jednak coś ciepłego rozlewało się po jej ciele, gdy o niej myślała. Zwłaszcza, że nie miała żadnych wątpliwości co do delikatności Logana. Dała się całować i to całowanie sprawiło, że troszeczkę się zapomniała. Przycisnęła do siebie Logana mocniej, a jej pocałunki stały się bardziej namiętne.
Logan zauważył, że Metis nieco skapitulowała i przysunęła się bliżej jego. Nie był by więc sobą gdyby trochę nie spróbował wykorzystać sytuacji by być jeszcze bliżej ze swoją bądź ci bądź narzeczoną. Jego ręka zaczęła się zbliżać do guziczków bluzeczki oczywiście z zamiarem porozpinania ich po kolei jednego po drugim. Jego podstępne działania przerwał znajomy głosik. Oderwał się od ust Metis i przy okazji zaczerwienił jak zawsze. -Siedzimy.- odpowiedział i wolał jeszcze przez chwilę nie wstawać bo znowu musiałby na kłopotliwe pytania odpowiadać.
Może i Logan nie chciał się ruszać, ale jak tylko Metis usłyszała głos Lenki to tak, jakby ktoś jej kubeł lodu na głowę wysypał. Otworzyła szeroko oczy, odskoczyła i poprawiła sukienkę. Potem, niby ukradkiem, włosy. Ale jak tu ukradkiem się poprawiać przed takim wnikliwym dzieckiem, jak Lena? - Cześć, Lenka. - uśmiechnęła się ciepło. Zakłopotana, nadal czerwona, trochę ze wstydu, a trochę z rozgorączkowanej miłości do Logana. - Jak się masz?