Średnie mieszkanie Jasperka Lokal ma dwa niewielkie pokoje, osobną kuchnię i łazienkę. Sprzęty: - mała kuchnia węglowa - duży bojler - żelazko ________________ 7,89 jednostki
Ostatnio zmieniony przez Jasper Crowley-Starling dnia Sro Cze 11, 2014 1:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Gdy Jasper skończył powierzone mu zadanie, ktoś zapukał do jego drzwi. Któż to może być? To sam Burmistrz przybył z ratusza złożyć naszemu dzielnemu fałszerzowi gratulacje! Zaraz za nim do skromnego mieszkania wkroczyła wojskowa orkiestra dęta, dzieci w ludowych strojach i tłum szczęśliwych przypadkowych przechodniów. Składano gratulacje, śpiewano pieśni patriotyczne, szampanem częstowano hojnie i wiwatowano na jego cześć! Gdy tłum ucichł, Burmistrz odchrząknął, skupiając na sobie uwagę wszystkich, i oficjalnie uścisnął dłoń Jasperowi. - Za wybitne zasługi w dziedzinie fałszerstw odznaczam pana Krzyżem Konopnym - powiedział poważnym głosem, wręczył mężczyźnie medal w eleganckim pudełeczku i uścisnął mu dłoń. Błysnął flesz, dziennikarz Kroniki przepchnął się przez tłum, by przeprowadzić wywiad z kawalerem Krzyża Konopnego, który następnego dnia ukaże się na pierwszej stronie. Gratulacjom i zachwytom nie było końca, a w centrum zainteresowania połowy miasta był dziś tylko i wyłącznie Jasper. Jakie tam morderstwa, jakie malwersacje i kradzieże czy narodziny potomków danych królów Zigguratu, Jasper Crowley-Starling był dziś numerem jeden! Burmistrz zapowiedział nawet uroczystą paradę, a na wieczór zaplanowano festyn w samym Centrum, na placu!
A tak serio, Jasper dostaje 2 punkty do malowania, za 1 gratis podziękuj dwóm szóstkom.
Po kilku dniach spania i łażenia po ruinach postanowiłem udać się do jedynej osoby która chciała mnie teraz widzieć, no może jeszcze Fran. Sprawy trochę się pokomplikowały przez czarnucha który wszedł mi w drogę. Musiałem działać szybciej nim te cholerne psy zaczną węszyć koło mojej osoby. Teraz potrzebne mi były papiery, a w kolejce stała śmierć kolejnej ważnej osoby, już czas by zszedł z tego padołu i przestał mącić i mieszać w moim życiu. Zapukałem do drzwi, miałem nadzieję że Jasper maluje swoje obrazy a moje papiery leżą gotowe. Miałem taką nadzieję. W końcu obiecałem mu ekstra kasę, myślę że motywacja wystarczająca.
Można by napisać, że Jasper leżał i się obijał. Jednak nie było to ten typ człowieka. W końcu obijanie się nie przynosiło zysków. Ćwiczył światłocień. Od rana siedział przy sztaludze. Skrzywił się nieco słysząc pukanie, ale zaraz pomyślał, że to może Fechner przyszedł, z pieniędzmi dla niego. To od razu poprawiła Starlingowi humor. Wytarł ręce w wilgotny ręcznik i poszedł otworzyć. - Gotowe - oznajmił, widząc Aarona.
Wszedłem do środka, nie pytając go nawet o pozwolenie, uśmiechnąłem się tylko na jego słowa. - Świetnie - rzuciłem po czym usiadłem na krześle - ciężko było? Mam nadzieję że są idealne, pokaż! - dodałem czekając na papiery. - Słuchaj, mówiłeś o tej robocie Poppera znasz szczegóły? Chłop wsiąkł jak woda w gąbkę. Mówiłeś coś o Laboratorium, to aktualne?
Ostatnio zmieniony przez Aaron Fechner dnia Sro Lip 16, 2014 11:13 am, w całości zmieniany 1 raz
Zamknął drzwi za Aaronem, uprzednio zerkając, czy nikt na korytarzu nie podglądał. - Zabrały mi nieco więcej czasu, niż podejrzewałem. Poczekaj tutaj - polecił, i poszedł do swojej sypialni. Tam wyciągnął ze skrytki dokumenty, które podrobił dla Fechnera. Na takie nazwiska, jakie chciał. Dowód oraz papiery z kopalni. Przyniósł je i podał mężczyźnie. - Nie podałeś mi wszystkich danych, więc będziesz musiał się trzymać tych. Przysiadł na drugim krześle i popatrzył na jego reakcję. Niech podziwia ciężką pracę, papiery były idealne. - Nie wiem, co z Popperem. Może już nie jest zainteresowany. Ale to chyba zleca ktoś jeszcze inny. Kto inny teraz zleca robotę...
Sięgnąłem po dokumenty dowód na Stevena Grafa, dowód Marcela Fuchsa i kwity kierownika kopalni na Marcela Fuchsa. Obserwowałem je dłuższą chwilę nic nie mówiąc, obejrzałem z każdej strony, po czym odłożyłem na stół. - Świetne! Mam nadzieję że są idealne - zapewne okaże się przed wejściem na kopalnie czy Jasper ma talent czy jest partaczem. Potem sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni by wyjąć pieniądze. Odliczyłem 40 kredytów, potem kolejne sześćdziesiąt. - Tak jak obiecałem - położyłem je na stół a sam zabrałem z niego dokumenty - widzisz - uśmiechnąłem się w końcu - ze mną dobrze robić interesy, więc kto zleca? Poznałem kogoś kto pracuje w laboratorium, pomyślałem że mogła by się przydać ta znajomość.
Wziął od Aarona pieniądze, nie kryjąc zadowolenia. Sto kredytów. Piękne, pachnące bogactwem sto kredytów. Powinien je wrzucić do skarbonki, jednak zamiast tego, wcisnął je do kieszeni. Później je przełoży. - Zrób z nich dobry użytek. Wstał z krzesła i podszedł do swojej sztalugi, żeby znowu nałożyć kilka muśnięć pędzla z farbą. - Nie znam nazwiska. Jeszcze - dodał, spogladając na Fechnera przez ramię. - Ale robota ta sama. Pewnie zleceniodawca rozmyślił się wcześniej i zlecił to właśnie jemu - milczał przez dłuższą chwilę próbując odpowiednio odtworzyć światłocień padający na liście kwiatów, które malował. - Poznałeś? To dobrze. Może uda ci się poprosić go o oprowadzenie? Obojętnie, po jakim poziomie. Rozejrzysz się trochę, zapoznasz...
- Będę się starał - uśmiechnąłem się do niego och oczywiście że pierwsze co zrobi to pójdzie do kopalni sprawdzić papiery. A jakże! - Dowiedz się, a ja spróbuję się pokręcić - tak skoro to ktoś ważny warto było się zakręcić koło tej roboty, w końcu jestem Aaron Fechner. Warto wiedzieć kto w mieście rozdaje karty. - Słuchaj... a chcesz jeszcze trochę zarobić? - zapytałem przypominając sobie prośbę Theresy, nie wiedziałem po co jej papiery nowe tym bardziej że znowu to nie była Abigail - potrzebuję jeszcze jednych lewych papierów ale nie dla mnie.
Czy chciał jeszcze zarobić? Głupie pytanie. Spojrzał na Aarona jeszcze raz. No pewnie, że chciał zarobić. Zawsze chciał zarabiać. Gromadził pieniądze jak smoki złoto. Jak McLagen kochanków i choroby weneryczne. Jak Promnitz kolejne aborcje. Jak Darcy dragi. - Masz jakąś szajkę, czy co? - uniósł brwi. Z resztą, co go to obchodziło? Jeśli miał za to otrzymać zapłatę, to nie robiło mu to różnicy, ile lewych dokumentów stworzy. - Czego konkretnie potrzeba?
Na słowo o szajce tylko podniosłem brew, chciałbym mieć, czasami brakuje ludzi do roboty, tak zwanych żołnierzy. jedynego jakiego miałem w tej chwili to Jasper Crowley. - Dowód osobisty na Holly Greywood, ma być tak samo dobry jak moje, z resztą wierzę ze zrobisz, kobieta, lat dwadzieścia pięć - strzeliłem, zamyśliłem się potem przypominając w głowie sobie resztę szczegółów - oczy zielone, wzrost sto siedemdziesiąt pięć, włosy długie, kasztanowe - opisałem dokładnie Theresę Reebentoff w moim opisie dało się wyczuć lekką nutkę fascynacji. - To by było na razie tyle, a słuchaj nie wiesz gdzie można kupić... tak kupić mieszkanie?- zapytałem sięgając po kolejne kredyty. - dwadzieścia zaliczki tak jak ostatnio - położyłem je na krawędzi stołu.
Uniósł brew, słysząc imię. Kobieta... - Ho ho! Czyżbyś znalazł sobie jakąś sikoreczkę, z którą zamierzasz uciec? - uśmiechnął się i zamoczył pędzel w jasnej farbie. - Dwadzieścia pięć... - podszedł do stołu, gdzie leżało kilka kartek i ołówek. Zapisał dane, które podał Fechner. - Zielone... sto siedemdziesiąt pięć... musiała ci nieźle zawrócić w głowie, co? Aż z tego wszystkiego znowu usiadł na krześle. Reebentoff nie przyszła mu do głowy. Mało to pasujących do opisu biegało po mieście?
- Nie, nie interesują mnie przyjaźnie i stałe związki, powiedzmy że to przysługa i inwestycja - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - resztę po robocie. - kiedy będą gotowe? - zapytałem wstając z krzesła, wiedziałem dobrze, że u Jaspera się nie napije, następnym razem trzeba z własnym trunkiem. Przeniosłem wzrok na obraz. - Jak będę miał własne mieszkanie, może namalujesz i coś?
Ostatnio zmieniony przez Aaron Fechner dnia Sro Lip 16, 2014 12:24 pm, w całości zmieniany 1 raz
- Przysługa? Niech będzie i przysługa- sam nie lubił takich oddawać. Chyba, że za pieniądze. - Myślę, że za kilka dni. Rzeczywiście, u Jaspera nie było ani alkoholu, ani papierosów. Zwyczajnie skąpił na takie używki. Dobrze, że było chociaż jakieś jedzenie. - Jasne, że namaluję - oczywiście, nie za darmo. Bez przesady. - Co do mieszkania... zależy, gdzie chcesz je mieć. Druga strefa jest droższa, ale nie ma tam rewizji, jak tu. Chyba mniej podejrzeń. Tyle, że tu nikt nie zgłosi na policję, że coś się u ciebie wyprawia. Tutaj to norma, na porządku dziennym.
- Nie, tutaj w slumsach - szepnąłem - przysługa i inwestycja - poprawiłem Jaspera. - Dobra wpadnę za kilka dni jak dożyje - podszedłem do drzwi - i rozejrzyj się za mieszkaniem - rzuciłem poprawiając marynarkę - do zobaczenia. Wyszedłem z mieszkania rozejrzałem się po czym wyszedłem z kamienicy udając się w sobie znanym kierunku. Wyciągnąłem przedostatniego papierosa, dla mnie oznaczało to jedno, czas na spotkanie z Rorym, jednak wcześniej postanowiłem sprawdzić papiery.
Miał tyle roboty. Jeszcze tyle roboty! Dopiero, co skończył przygotowywać sztalugę, i już musiał zaczynać, zanim wypali się świeca. Przeklęta, przeklęta burza! I pomyśleć, że mógł wcześniej kupić kilka parasoli po promocyjnej cenie, by teraz sprzedać je za krocie. Chwycił za pędzel i zamoczył go w farbie. Dziś tworzył prostą kompozycję. W takich warunkach inaczej się nie dało. Szybko jednak zmienił zdanie, tworząc linie portretowe. Nie miał modela, czy modelki. Malował z głowy. Kolejne pociągnięcia nadawały płótnie wyglądu, a obraz stawał się coraz bardziej kompletny. To była krótka robota, na zaledwie kilka godzin. Prawdziwe obrazy powstawały dniami. Wreszcie skończył, i odsunął sztalugę. Musiał załatwić jeszcze jedną rzecz. Dokumenty wypisane na Holly Greywood, o które prosił Aaron. Po co, dla kogo dokładnie? Nie wnikał. Miał najpotrzebniejsze dane, czyli jej opis. Upewnił się, że drzwi mieszkania są zamknięte, i zaczął przygotowywać papier i materiały do pracy.
Pieniążki, pieniążki. Wiadomo, same się nie zarobią, więc Jasperek musi w końcu ruszyć dupsko, by Aaron miał mu za co zapłacić. Burza szaleje, świeca ledwo się pali, a podrabiać trzeba! Choć w takich warunkach jakoś może pozostawiać wiele do życzenia...
2xK6 + inteligencja Więcej niż 40 - fałszywych papierów nie rozpozna nawet ekspert, brawo! 36-40 - nie jest źle, ale "na dwoje babka wróżyła". Przy kontroli ktoś może kręcić nosem, ale ostatecznie Holly może się uśmiechnąć i będzie luz. Albo i nie, zależy jak pokombinuje. 35 i mniej - oho! papiery są takie, że Holly równie dobrze mogłaby mieć to wypisane na czole.
Przyłożył się do swojej roboty. Siedział nad dokumentami bite kilka godzin. Jednak przydało się doświadczenie zdobyte przy podrabianiu papierów dla Aarona. Wpisał w odpowiednie rubryczki dane, które podał mu Fechner. Holly Greywood, kolor oczu: zielone... sto sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu... Aż był z siebie dumny, że idzie mu tak dobrze. To się nazywa talent, prawda? Kiedy skończył, odstawił kartkę w suche miejsce, żeby atrament wysechł. Później zabrał się za odpowiednie postarzenie dokumentu, żeby wyglądał na taki, który ma przynajmniej kilka lat. Przecież nie mógł wzbudzać podejrzeń. Gdy wszystko było gotowe, przybory ukrył w bezpiecznym miejscu.
Brawo Jasperze! Widać żądza pieniądza przekłada się na jakość papierów. Ale to dobrze, dobrze, bo jak klient zadowolony, to i pewnie ponownie zwróci się o pomoc do uroczego oszusta. Teraz tylko czekać na zleceniodawcę i jego pieniążki!
No polazła za Aaronem, skoro twierdził, że kontakty jej potrzebne. Do tej pory radziła sobie sama doskonale, ale wiedziała jednak, że mężczyzna ma łeb na karku i nie rzuca słów na wiatr. Oczywiście, że dalej się chciała od niego uczyć. Gdyby tylko wiedziała do kogo idą, od razu zawróciłaby! Tymczasem nieświadoma, poszła za Fechnerem pod mieszkanie Jaspera.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami. - Słuchaj gość który tam mieszka jest... hmmm - zamyśliłem się, artystą, fałszerzem - artystą jest, maluję hmmmm pięknie - dodałem oczywiście pomyślałem co innego, nie rozumiałem tych jego bohomazów. - Weźmiemy coś od niego, ma on też talent nie tylko do pacania po płótnie, rozumiesz załatwi ci każdy glejt, przepustkę, dowód... to wiesz jakbyś coś kiedyś potrzebowała... Pojmujesz? Spojrzałem na dziewczynę czy na pewno kuma co do niej mówię. - Aha i nie pyskuj mu za bardzo - dodałem po czym zapukałem do drzwi.
Spojrzała na Aarona z politowaniem. No do malarza ją zaprowadził? Serio? Pierwsze słowa kazały jej pomyśleć, że Fechner to sobie chyba jaja robi! No bo co jej po malarzu? Ale już następne zdania, wyjasniły dziewczynie całą sytuację. Kiwnęła głową na pytanie czy pojmuję. No oczywiście, że pojmowała! Aż się w miejscu niecierpliwie poruszyła, garbiąc się i prostując, rękoma machając i oczami przewracając. No pukaj! - Co nie pyskuj? A co to ja jestem!? - Żachnęła się, obracając twarzą ku drzwiom i naciągając zniszczoną kurtkę - Jak nie będzie mnie prowokował, to nie będę pyskować. - Dodała uparcie.
Jasper akurat robił sobie drugą herbatę. Nie, nie wsypywał za każdym razem do kubka herbacianych fusów, to by było marnotrawstwo. Zrobił sobie po prostu nieco mocniejszy napar i rozcieńczał go wodą. To wychodziło dużo taniej i ekonomiczniej. Szczególnie, że przecież wszystko drożało, co było mu niezwykle nie w smak. Usłyszawszy pukanie do drzwi upewnił się, że na wierzchu nie leży nic podejrzanego i poszedł otworzyć. - Aaron - uśmiechnął się do niego. Wszystko miał już dla niego gotowe. Wzrok jego zaraz potem padł na dziewczę. Mężczyzna zapamiętał tę żabią twarz, która ośmieliła się go okraść! - Ty!
Widząc kto otwiera drzwi, Clementina w pierwszym odruchu cofnęła się o krok, gotowa rzucić do ucieczki. Ale, ale... przecież była z Aaronem! Ten typ nie ośmieli się jej cokolwiek zrobić, gdy Fechner obok. Tak? Pike zerknęła na Aarona jakby szukając odpowiedzi. Rozluźniła się nieco i wyszczerzyła złośliwie i dumnie. Rozłożyła ręce i teatralnie się ukłoniła. - Ja!
- Cześć - rzuciłem dając krok do przodu. Potem jednak moja mina stała się nieco zdziwiona spojrzałem na Jaspera potem na Clem. - Znacie się? - Zapytałem patrząc to na jedno to drugie. - Clem? - wycedziłem pytająco wchodząc głębiej do mieszkania i ciągnąc dziewczynę za rękaw do środka. Zamknąłem drzwi za sobą. Oparłem się o nie czekając na ich odpowiedź.
- Kogo ty do mnie przyprowadzasz, Fechner? - pieklił się. - Okradła mnie! Przyprowadzasz do mojego domu pieprzoną złodziejkę! Chwycił Clem za ramię i szarpnął nią, chcąc wyrzucić za drzwi. Niestety, te blokował Aaron. - Przesuń się!