- Święto Ognia? To chyba nie jest aż tak lekki, a na pewno nie nudny temat. W końcu ma wiele aspektów, które można poruszyć. Zresztą człowiek co roku coś nowego odkrywa. - uśmiechnął się nieco. Lubił święto ognia. Był ciekawy kiedy teatr ruszy ze sprzedażą biletów na "Płomienie". Może zabrać Emmę do teatru? Chociaż czy to nie jest aby nieco przestarzałe? - Ja na placu, grając w te różne durne gry. 20 kredytów wygrałem. - parsknął śmiechem. Nie był to majątek, raczej fajny dodatek do wspomnień. - A później ze znajomymi z pracy w Morganie, bo mieli darmowy alkohol do północy. Nic ciekawego w sumie. Wgryzl się w pączka i przeżuwając coś mu przyszło do głowy. - W sumie to mogłabyś dotrzeć do którejś z osób z Kaan - anu i dopytać się czy maja coś takiego u siebie. Myślę że porównanie dwóch kultur może być ciekawe dla czytelników.
Spoglądała na Nate ciekawie, uśmiechając się pod nosem. Trudno było powiedzieć co mogła myśleć. Może czekała na coś ciekawszego niż gry i darmowy alkohol? Ale dobrze to sam zainteresowany podsumował. - Chciałam z nimi porozmawiać już wcześniej, ale czułam, że wolą się zaaklimatyzować niż opowiadać o wypadku - Pokiwała głową i wpakowała do ust resztę pączka, podnosząc się na dźwięk gwizdka czajnika. Dłonie wytarła w ściereczkę i zaczęła zalewać kawę. Nie odzywała się przez chwilę, przeżuwając pączką. - Ale teraz to dobry pomysł. Słyszałam, że pilotów zatrudniono w laboratorium. - Odezwała się, stawiając filiżankę przed Natem - Ciekawe jak to jest latać - Dodała z lekkim rozmarzeniem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. -Tak, poza tym sami pewnie musieli ochłonąć z tą myślą, że szybko do domu nie wrócą. Okropne uczucie. Nate mógł się tylko domyślać jak to jest być daleko od domu i nie mieć jak wrócić. - Jeżeli zaczęli współpracę z laboratorium to możemy mieć nadzieję, że niedługo się przekonamy jak to jest. - stwierdził, słodząc sobie kawę.
- Zdecydowałbyś się na taką wyprawę samolotem? Jak widać może być niebezpiecznie. Odezwała się, siadając z powrotem na krześle. Nie słodząc kawy, uniosła filiżankę i napiła się. Rozmowa przebiegała zdecydowanie miło. Victor powinien się cieszyć, że jego przyjaciele dobrze się dogadują. - Zobaczyć nowe miasto to coś niesamowitego, ale czy warte ryzyka? Dla niej pytanie retoryczne, bo pewnie nie zwlekałaby z wyborem. Z przyjemnością poznałaby tamtejszych mieszkańców i właśnie obiecywała sobie poznać tych, którzy się pojawili w Zigguracie.
Ja nie wiem czy Victor będzie taki zachwycony. Jeszcze będzie się bał, że Nate mu przyjaciółkę odbije. -Myślę, że oni mieli po prostu pecha, że trafili w sam środek burzy piaskowej. Gdyby nie to, pewnie bezpiecznie by wy wylądowali. No ale to się nazywa sytuacje losowe, z czymś takim też trzeba się liczyć. Zastanawiał się czy kiedyś uda mu się namówić Emmę, żeby poczarowali razem jego różdżką. Może kiedyś? -Oczywiście, że tak. Niesamowite, warte ryzyka i wyjątkowe.
Pokiwała głową, najwyraźniej zgadzając się z Natem, chociaż temat Kaan-anejczyków, samolotu i burzy piaskowej chyba ją znudził, bo postanowiła przejść do ofensywy. - Z jakiej okazji mnie odwiedziłeś? Zapytała, spoglądając na mężczyznę z całkiem pewną siebie miną. Uśmiechając się pod nosem, może miała nawet świadomość chęci Rocheforda. Ale tak, Victor byłby zdecydowanie przeciwny. Jednak czy Nate swą odpowiedzią zburzy spokojem dziennikarki?
Włożył akurat do ust ostatni kawałek pączka, kiedy ta zarzuciła pytaniem. Uśmiechnął się lekko, przeżuwając i popijając kawą. Był zaskoczony? A gdzie tam, uwielbiał takie pytania! -Z żadnej. Po prostu mi się podobasz i miałem nadzieję, że kiedyś zgodzisz się pójść ze mną na randkę. - nadal uśmiechał się pewny siebie.
Czekała na odpowiedź, poniekąd spodziewając się co może paść z ust Nathaniela. Głupia nie była i wiedziała, że nie mogą to być czysto przyjacielskie spotkania. Te rodzić się potrafią od małego, w dorosłym życiu nie wybijając się poza inne relacje. - Może się zgodzę. Odpowiedziała, nie spuszczając oka z rozmówcy. Nie była wzruszona słowami Nathaniela czy tak dobrze udawała spokój ducha i brak poruszenia? Napiła się kawy i dopiero sięgając po kolejnego pączka, opuściła spojrzenie, by czasem dłoni do cukru sobie nie wsadzić.
Popatrzył się na nią wzrokiem "naprawdę, co ty nie powiesz?". Zaraz potem się uśmiechnął. -Taak? Czyli mam się starać, żeby zaskarbić sobie twoje zainteresowanie? Teraz Emma będzie udawała niedostępną? Ciekawe, ciekawe.
Zamiast podsunąć pączka do ust, zawiesiła dłoń gdzieś nad stołem i spojrzała na Nathaniela ponownie. Nie, na pączka nie miała ochoty. Odłożyła go na talerzyk z powrotem i przecierając dłonie, wyprostowała plecy. - Oczywiście. Odpowiedziała, robiąc się na moment poważna, by zaraz wybuchnąć śmiechem na widok miny swego towarzysza. Odetchnęła i machnęła ręką gdzieś w bok. - Zadaj pytanie. No właśnie, Nathaniel jeszcze nie zaprosił ją na randkę, zataczając kółka wokół tego tematu. A Emmie miło było, że Rocheford pomyślał o wspólnym wyjściu. Kolejnym. Ale jak nazwać pierwsze w BP i dzisiejsze? Te kółka wokół konkretnego?
Dość pewnie czuł się przy Emmie, może to była kwestia jej charakteru. A może tego, że nie miał przed sobą łatwego kąska i miał tego świadomość. - Emmo, dałabym się zaprosić do teatru na "Płomienie" podczas święta ognia? Z jednej i drugiej strony było widać, że grali jak ci aktorzy w teatrze. Ale przez to ta cała farsa o podryw była nieco zabawniejsza i bardziej komfortowa dla obu stron.
Nie jestem pewna czy Emma potrafi rozmawiać z mężczyznami inaczej jak przez zasłonę rozbawienia, grając i bawiąc się. Odrzuciła mężczyznę, który wokół się niej kręcił, większość czasu spędzała z Victorem, który też poważny nie był, a wcześniej chyba nie miała okazji chodzić na randki. Nie wiem! Jej przeszłość spowita jest mgłą. - Z przyjemnością. Odpowiedziała jednak, nawet się nie pesząc. Byłoby okrutne gdyby się okazało, że Rocheford w ogóle jej się nie podoba i dlatego nic jej nie wzrusza. Może była zbyt wymagająca po prostu? Jednak uśmiechała się teraz, nie mogąc doczekać obejrzenia sztuki. Nie mogąc doczekać kolejnego Święta.
-W takim razie jest mi bardzo miło. - uśmiechnął się sympatycznie, a nie cwaniacko. A to nowość! W głębi duszy miał szczerą radochę, że się zgodziła. Taki osobisty sukces. -A prócz spektaklu jakie masz plany na to święto?
Odwdzięczyła się uśmiechem, z przyjemnością oglądając zmianę u Rocheforda, który nie wyglądał już tak bezczelnie jak dotąd. Mogła zauważyć, że teraz nawet oczy mu się śmiały. Jej zresztą pewnie też. Na pytanie o plany, zamyśliła się na moment, ale szybko wzruszyła ramionami. - Pewnie spędze trochę czasu z rodzicami. Wybiorę się gdzieś z Victorem, może dłużej pośpię! - Zaśmiała się na ostatnią opcję, chociaż gdy wstawać się musiało co dzień o świcie, to nie było już tak wesoło - A co mówiłeś o darmowym alkoholu? - Uśmiechnęła się szeroko, może tym pytaniem coś sugerując niewinnie? Tak samo jak niewinnie bawiąc się kosmykiem włosów przy twarzy.
Przyjemna zmiana, prawda? Może to też dlatego, że pewnie czuł się w towarzystwie Emmy i nieco się otworzył. Innymi słowy - nie zachowywał się jak kyarr na polowaniu. Zaśmiał się. -No tak, każdemu należy się, że pospać kilka godzin dłużej. Oho, czy ona coś sugeruje? A to udawana cnotka, cholera jasna. Taką niewinną udaje, a spod tej aureolki wystawały jej różki. -Tak, w Morganie. - wyszczerzył się - Pewno w Paradise też będą tańsze. Czyli rozumiem, że zarezerwujesz sobie ten jeden wieczór dla mnie? Napił się kawki, nie spuszczając z niej wzroku.
Nic nie sugerowała! Proszę się tu nie nastawiać i nie kombinować, bo tylko w snach chyba Emma pokazywała rożki. Była grzeczną kobietą i trzeba było się postarać, by obudzić w niej... stop! - Zarezerwuję. Chociaż Victor może być zazdrosny! Zażartowała, chociaż miała świadomość, że przyjaciel rzeczywiście może zacząć kręcić nosem. Tym bardziej, że już nie był zachwycony z powodu spotkania Emmy z Nathanielem. Ale ciekawe co teraz sam robił, bo dziennikarka nie uwierzyłaby, gdyby zapewniano ją o popołudniu spędzonym w domu. Dzielnie wytrzymywała spojrzenie Nathaniela, w pewnym sensie z nim konkurując o przewagę. Uniosła pączka i wgryzła w niego, wcale nie brudząc brody lukrem, wcale.
To może Nate postara się w niej to coś obudzić i nie będzie krzyczała "stop", tylko "tak, dalej! zielone!". Nie żeby sobie to akurat w tym momencie wyobrażał. Pewnie wieczorem będzie sobie o niej fantazjował. A może i nie! Chłop był jedną, wielką zagadką. Wzruszył nieco ramionami. -Mówi się trudno, najwyżej będzie mi trzaskał drzwiami w domu. Trochę może i się obawiał co Victor powie, ale z drugiej strony miał to w dupie. Emma nie była jego laską. Chociaż kodeks bracholi też mówił coś o niepodrywaniu kumpeli przyjaciela. Popatrzył się na nią znad filiżanki i zaczął się głupio uśmiechać. Ale wyglądała uroczo z tym lukrem. Chociaż z drugiej strony... Jakby jej tak coś białego na brodzie zaschło... Odłożył filiżankę. Sięgnął po jakąś chusteczkę i wyciągnął rękę. -Chodź no tu. - kiwnął tą ręką, żeby się zbliżyła i wytarł jej brodę. I naprawdę, ale to naprawdę przypadkowo lekko musnął ją palcem po policzku.
Zachichotała na myśl o wkurzonym Victorze, trzaskającym drzwiami przed nosem Nathaniela. O a jakby biedny Rocherod dostałby w nosek? Emma aż nieświadomie zrobiła przejętą minę, ale szybko otrząsnęła się z zamyślenia, dostrzegając głupi uśmieszek swego gościa. - No co.. Zapytać zdążyła, podejrzliwie spoglądając na Nathaniela. Opuściła rękę z pączkiem, odkładając go na talerzyk. Nie zdążyła jednak spytać czy ma coś na twarzy, gdy dłoń mężczyzny znalazła się blisko jej brody. Poczuła jak Nate ściera lukier, poczuła też jak muska jej policzek. Uśmiechnęła się lekko, może nawet nieco głupio, ale sprytnie zamierzała to zamaskować. - Masz plamę na koszuli - Żartowała! Ale gdy tylko Nate zorientował się, że to żarcik, mógł dostrzec rozbawienie Emmy, opierającej się wygodnie na krześle i śmiejącej pod nosem.
Już prawie prawie odpowiedział jej uśmiechem, kiedy powiedziała, że ma brudną koszulę. Oho, dżemik mu spadł? Zerknął więc w dół, szukając plamy, ale nawet uważnie badając materiał koszuli niczego nie znalazł. A ta zaczęła się chichrać. -Osz ty! Tak mnie oszukać? A ja ci pączki przynoszę!
Wzruszyła ramionami, nie przestając się śmiać, tym bardziej po reakcji Nathaniela. Nie była w stanie przyjąć skruszonej, niewinnej miny, bo nie czuła w sobie ni grama skruchy. Przez chwilę nie była w stanie odpowiedzieć, ale gdy w końcu odetchnęła, przetarła łezkę z oka i odezwała się. - Jeszcze kawki? Bo pączków to mam dość. Może nie chciała, żeby sama się poplamiła dżemem, albo obawiała się kolejnego ocierania jej brody? Nie wiadomo! Mogła rzeczywiście najeść się już wystarczająco.
Jakby nie patrzeć to jednym takim pączkiem można było się zasłodzić, więc Nate nie był w żaden sposób zdziwiony. -Nie, dziękuję. Chcesz się mnie pozbyć z tego świata? Ciśnienie mi podskoczy. - zaśmiał się. Nie, nie, kawy na dzisiaj już dość. Pił jedną rano, drugą nieco popołudniu, teraz tą. Serducho mu jeszcze wysiądzie.
- Ależ skąd! - Powiedziała, kręcąc głową. Nie wiedziała czym wobec tego ugościć Nate, póki nie przypomniała sobie o nalewce, którą dziwnym trafem państwo Cassell zawsze mieli w kuchni hehe - To może - poderwała się miejsca i podeszła do szafki, przy której musiała stanąć na palcach. Z górnej półki wyciągnęła butelkę i z uśmiechem tryumfu odwróciła się do swego gościa, trzymając szkło w swych dłoniach niczym trofeum. Teraz od Nate zależało czy ta popołudniowa kawka zamieni się w kieliszeczek czegoś mocniejszego.
Spojrzał na nią nieco zdziwiony. Taka propozycja ze strony kobiety? Emmo, grzecznym panienkom nie wypada oferować mężczyźnie alkohol! -Uuu, wino czy naleweczka? A po kieliszku możemy się napić jak zaproponowałaś. - wyszczerzył się radośnie. Mądry człowiek alkoholu nie odnawia, tylko wie w jakiej ilości go spożyć!
Nie wypada? Te czasy i zwyczaje rzeczywiście trzeba pozmieniać, bo przecież jak tak kobietom nic nie wolno, to załamać się można! - Nalewka mojego ojca. W piwnicy na pewno chował jeszcze kilka butelek. Chociaż pewnie za niedługo za nowe się będzie zabierał. Emma wyciągnęła kieliszki i żałując, że nie ma tu saloniki w którym mogliby wygodnie usiąść, wróciła do stołu. Z uśmiechem usiadła na krześle i nalała alkoholu. - Przez ciebie będę musiała po nocach siedzieć nad artykułem! Powiedziała oskarżycielsko, chociaż jej uśmiech przeczył złości.
Zrobił minę pełną uznania, kiedy powiedziała, że naleweczka jest ojca. Znaczy stary Cassell miał smykałkę do alkoholu. Jakby nie patrzeć to przydatna umiejętność, tworzenie nalewek! Są takie smaczne, że czasami lepsze od wina czy wódki. -A to ja alkohol wyjmuje? Do mnie masz pretensje? - zaśmiał się - Zresztą, może dziennikarzem nie jestem, ale mogę ci pomóc.