Małe mieszkanie Esme Grant Mieszkanie ma tylko jeden pokój, za to nieco większy, własną kuchnię i łazienkę. Sprzęty: - mała kuchnia węglowa - mały bojler + dodatkowo: - kawiarka - gramofon
Na te słowa Jim roześmiał się głośno. Pewnie sąsiedzi dwa piętra niżej go słyszeli. Pstryknął ją lekko w ten zmarszczony nosek i ponownie pocałował a co sobie będzie żałował. - Jak użyczysz wanny to się mogę wykąpać albo możesz sama to zrobić.- a co mu zależało, nuż się kobieta skusi.
Esme zezowała na swój nos i odsunęła się urażona, bo to bolało. Nos był wrażliwy. - Sam możesz się umyć. Ja muszę posprzątać - powiedziała z lekkim uśmiechem, ale gdyby Jim chciał pocałować, to pewnie by go zastopowała dłonią. - I muszę iść do pracy, chociaż żeby ogarnąć, o co chodzi - oznajmiła i zaraz rozciągnęła usta w uśmiechu. - Będę pomagać w szpitalu, papierkowa robota, Jim! - klasnęła aż, jakby dumna z tego, choć pewnie była przerażona. Tak samo przerażona, jak mu odmówiła, bo wiedziała, do czego dojdzie, a psychicznie nie nastawiła się na taki, hehe, argument.
- Fantastycznie.- uśmiechnął się słysząc entuzjazm w głosie Esme.- To ty teraz będziesz ważna pani urzędnika. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o starych znajomych co?- Ledwitch by się zmartwił, gdyby nie miał go kto opatrywać i na niego krzyczeć. - Jak nie chcesz mi towarzyszyć to zrobię to już u siebie.- stwierdził ze wzruszeniem ramion a kiedy Esme go już doprowadziła do ładu to podziękował, pożegnał się i poszedł do siebie.
Jim wymęczony i skurzony jak nieboskie stworzenie znalazł się pod drzwiami Esme. Dlaczego nie pod swoimi? A bo pewnie miał tutaj bliżej i to wcale nie miało nic wspólnego z ciepłym posiłkiem, który chciał wysępić. - Esme!- zawołał jednocześnie stukając w drzwi.
Esme pracowała. Może nie tak, jak to sobie obiecywała, ale na pewno rozpisywała to, co ostatnio się działo. Zapisywała jakieś spotkania, a potem zaznaczała to wszystko w lichym organizatorze, który miała zamiar przekazać Joshowi, kiedy tylko pojawi się w szpitalu, na następnej zmianie. Esme, nie Josh, choć jego obecność też jest ważna. A nie wiem, co ona mogła robić na obiad. Może w ogóle go nie było? Może już zjadła? Może stwierdziła, że zacznie się odchudzać? Tak czy siak - piła kawę i siedziała nad kartkami z papierosem w ręce, ubolewając nad tym, że tak szybko one te cygaretki znikają. - No, stuknij jeszcze raz w te drzwi, a będziesz kupował nowe. Za bogaty jesteś, Ledwitch? Nie obrażę się, jak trochę grosza mi sypniesz - zawołała, ale drzwi bynajmniej nie otwierała.
- Nie mam ani grosza. Wszystko mi ukradli.- bezczelnie skłamał chociaż miał 500 kredytów schowane w skarpecie a drugie tyle wisiał mu nadal ratusz za wyprawę. - No weź otwórz.- ponownie zastukał ale tym razem delikatniej.
- No to klops, Jim - westchnęła, trzymając jednak dłoń nad klamką. - Zwłaszcza, że serio, widać po tobie, że nie masz kasy... Otworzyła drzwi na oścież. Zmarszczyła nos, pociągnęła. - ...i prawie czuć - stwierdziła złośliwym tonem i zaraz go PRZYTULIŁA.
Jim roześmiał się głośno. Pewnie wszyscy sąsiedzi go słyszeli a potem podniósł dziewczynę w górę, wszedł z nią do mieszkania i okręcił się w okół własnej osi. Postawił Esme na podłodze a potem pochylił się i ją pocałował mocno i krótko. Jak dobrze być w domu, nieważne, że nie w swoim. W tej samej chwili zaburczało mu donośnie w brzuchu.
Górna warga nieco zadrżała u Esme, bo nie wiedziała, jak ma to zrozumieć. I zdawała się mieć tak idiotyczny wyraz twarzy, że sama była zdziwiona. - Przyszłeś się nażreć, no nie? - spytała, odsuwając się od Ledwitcha i pokręciła głową. - To było bardziej niż przewidywalne - zaśmiała się. - A obiad już był, szkoda. Nie może nie być złośliwa.
Jim zwalił gdzieś pod ścianą swój pustynny ekwipunek. Wychodziło na to, że ma zamiar zbawić tutaj chwilę dłużej o ile właścicielka mieszkania zaraz go nie wykopie, ale przecież mu tego nie zrobi. - Nie.- zaprzeczył zaraz ale jego brzuch miał inne plany bo ponownie donośnie zaburczał, na co Ledwitch westchnął ciężko.- To może chociaż kanapeczki.
- Jak ty kłamiesz - powiedziała zaraz tonem, jakby była o to zła. Nie, nie była. Musiała na kimś rozładować swoje nerwy, a że Jasper zbierał pieniądze na targu, to nie było go obok, a szkoda. - Noooooooooo... mogę zrobić, nie? Ale ty musisz się umyć, bo zaraz, JIM NA MASZYNY, będę miała tutaj piaskownicę, jakby za murem tego mało było - podniosła głos, gdy Ledwitch starał się usiąść. - Do łazienki idź, się ogarnij i mi opowiesz jak było - złapała za popielniczkę i zgasiła w niej papierosa.
Ponieważ Esme często do niego gadała takim tonem to był przyzwyczajony. Chyba już w krew je weszło opierdzielanie go za wszystko. - Dobrze, dobrze.- podniósł się a już prawie miał tyłek usadzony na krześle.- Idę się umyć.- grzecznie zgodził się z Esme i poczłapał do łazienki. Tu przez chwilę przyglądał się wannie a potem, wzruszył ramionami, ściągnął ubranie i wpakował się do niej odkręcając wodę. Miał nadzieję, że w tym czasie Esme górę kanapek przygotuje.
- Dzięki ci - machnęła dłońmi. O nie, skoro się przyzwyczaił to Esme będzie musiała też zmienić swój sposób gadania, by nie było z tym problemów. Musiała przecież mieć z tego zabawę i to niesamowitą. Łazienka jak łazienka. Kobiece bibeloty i czysta, jak na trzecią strefę. Esme przecież w brudzie się nie kąpie, no nie? A gdy Jim się pluskał, to ona robiła kanapki. Może nie górę, ale ze trzy porządne na pewno, czwartą dla siebie, którą zjadła zanim ten wyszedł z łazienki.
No teraz to łazienka Esme już taka czysta nie była wiadomo jak to facet z trzeciej strefy, tu nachlapie, tam kłaki zostawi i oczywiście mokry ręcznik na podłodze. Ledwitch spojrzał z odrazą na swoje brudne ubrania ale przecież nie wróci do pokoju odziany tylko w ręcznik, chociaż być może stanowiło by to swego rodzaju zachętę. W końcu jednak wciągnął gacie na dupę i koszulę by pojawić się w pokoju, gdzie czekały kanapki. -Dzięfuję.- wymamrotał Jim przypominając sobie o dobrych manierach ale już pierwszego gryza zdążył chapsnąć więc nie brzmiał zbyt wyraźnie.
Lepiej, żeby Jim postanowił dobrowolnie, ze szczerego serca i prawdziwych chęci nagle poczuć potrzebę posprzątania po sobie tej łazienki, bo Esme może być zła. Albo wściekła. Boże, co za bezczelność, pomyślała autorka. ...ale mógł chociaż nie zakładać koszuli to kto wie czy Grant by się tak przejęła łazienką, gdyby mogła podziwiać thorowską klatkę piersiową. Ech, nie pomyślałaś! - Mm, proszę - powiedziała. Było za co! Musiała przecież zrobić te kanapki. - No i co na tej wyprawie było? Albo nie było? No, opowiadaj, raz-raz. Bo Esme lubiła słuchać. Wybacz, Jim, dzisiaj ty gadasz.
Uznajmy, że Jim nie zapiął tej koszuli co miejmy nadzieję ostudzi nieco złość Esme na mały łazienkowy armagedeon. W sumie Jim mógłby się od tego przyzwyczaić. Wraca z pustyni a tu ładna kobitka i jedzenie. W sumie ciężko stwierdzić co akurat w tej chwili stanowiło dla Ledwitcha większy priorytet. Jim westchnął ciężko. W gadaniu to on nie był najlepszy a wiedział, że Esme mnie odpuści. - No poszli my. Kilku myśliwych, jakieś doktory i nawigator. Rozwalili ten cały samolot aż miło. Tylko strzępy zostały. -zamachał rękami by zobrazować o co mu chodzi. Prawie by ich Kyarry zeżarły ale udało nam się je pozabijać. Teraz leżą w szpitalu pewnie bo większość ledwie żywa była.- aż mu zaschło w gardle od tego gadania. Musi się czegoś napić.
Ostudziło tyle, że będzie bardziej narzekać. Może i u facetów działała ta wyobraźnia, że im więcej zakryte, tym więcej do wyobrażenia, no ale Esme nie była facetem. Przynajmniej tak to zapamiętałam ostatnio. Esme miała większy priorytet. Zbudować łuk, bo to już parodia, że tyle czasu, a tu nic a nic! No i Grantówna słuchała. Palcami dłoni z mechaniczną połową stukała w blat stolika, który przydałoby się ogarnąć, bo jeszcze trochę, a złamie się w pół. Jak Jim opowiedział to Esme się skrzywiła. Wydęła usta, spojrzała na niego posępnie. - Naprawdę? - spytała. - Tylko tyle masz mi do powiedzenia, zamiast, nie wiem, powiedzieć coś więcej. Przyszli, znaleźli, rozbitków przy wraku - prawie że zanuciła, ale zaraz pokręciła głową. - Ech, ty - i usiadła. No chyba nie myślał, że Esme będzie mu wszystko do rączki podawała, nie? - To teraz jeszcze raz i ciekawiej. A, jak chcesz się napić to wiesz gdzie kuchnia - i zaraz uśmiechnęła się promiennie.
No ale co ciekawiej? Do Brica i jego kwiecistych odpowiedzi było mu naprawdę daleko. To i tak przy Esme gadał więcej niż przy innych babach no może poza Mabel, chociaż ta ostatnia często nawijała sama do siebie i zupełnie wystarczało jej pomrukiwanie, które dobywała się od strony Jima. - No zwierzaki ich trochę poturbowały ale chyba wszyscy z tego wyjdą.- co tu więcej było dodawać. Zdaniem Ledwitcha niewiele więc ruszył tyłek po coś do picia. Nawet przyniósł z kuchni dwie szklanki. Oczywiście jedną dla Esme.
Najwidoczniej Esme domagałą się, żeby Jim więcej gadał, by mógł razem z Brice'em opowiadać jak to pechowo nie trafili w Kyarry, Athwale czy inne Solucośtam. - Myślałam, że te wyprawy mają więcej emocji i dają więcej wrażeń - powiedziała po chwili, niezadowolona z tego, że i tak dużo się nie dowiedziała. Może jak siedzą w szpitalu, ci rozbitkowie, to się dowie nieco więcej? Tak, to była myśl. - Dzięki - rzuciła, jak postawił przed nią szklankę. - Ale tobie nic nie jest, nie?
- No bo to są emocje. Jak stajesz tak twarzą w twarz z dwumetrowym zwierzakiem, który jednym kłapnięciem może ci odgryźć głowę i musisz między jednym a drugim uderzeniem serca zdecydować co robić. - wzruszył lekko ramionami. Pewnie gdyby jego życie się inaczej poukładało to nie znałby tych emocji zajęty rautami w pierwszej strefie. - Wyjątkowo, tym razem nie musisz mnie do kupy składać.- posłał Esme uśmiech.
- Nie wiem. Raz stanęłam twarzą w twarz z takim starym prykiem, Roderickiem, któremu chyba toczyła się piana po bimbrze i jakimś innym gównie - powiedziała poważnym tonem, jakby była przejęta. - Dwa na dwa, rozumiesz, Jim?! DWA NA DWA - aż wyciągnęła dwa palce i nimi pomachała przed nosem Ledwitcha. Po to, by zaraz go w czubek nosa pstryknąć, a potem usiadła na swoim krześle, już nie zajmując całego stołu. Ale pewnie przez uśmiech Jima się roztopiła na moment i wyszczerzyła jak ostatnia, zigguracka i nieśmiała dziewica. - To dobrze. Nie wiem czy miałabym czym zszywać - zaśmiała się. - A kto był na wyprawie?
No tak Roderick nie miał najmniejszych szans w starciu z Esme a jak jeszcze był na bani to tym bardziej. Pewnie kobieta zagadała go na śmierć i biedak nawet się nie zorientował co się stało. Jim już się przyzwyczaił ale czasami nadal kręciło mu się w głowie, kiedy Esme wpadała w słowotok, chociaż ostatnio znalazł miły i przyjemny sposób by zamknąć jej buzię. - Trochę starych bywalców. Kilka nowych osób. Był nawet ten twój dziwny kuzyn, ten od protez. Dostał krwotoku i myśleliśmy, że tam ducha wyzionie ale się pozbierał jakoś.
Nie ma na co narzekać. Usta w przypadku Esme (i tylko w tym kontekście) były najlepszą bronią. Już wyczuwam te wszystkie skojarzenia, które są tak okropne, że nie chcę o nich myśleć. - A tam dziwny, bo my normalni - machnęła dłonią i zaraz pokiwała głową. - No, bardzo dziwny - i w następnej chwili zmarszczyła brwi, słysząc nowinę. - Jak to się prawie wykrwawił?! Co mu się stało? - spytała, nieco przejęta.
- No wiesz o co mi chodzi.- machnął wymownie ręką i gest ten oddawał wszystko co miał na myśli. Doktorek miał lekkiego kukunamiuniu ale zdaniem Ledwitcha był nieszkodliwy. - No puściła mu się krew z nochala, miał prawie kałużę pod stopami, ale potem mu przeszło i nawet wrócił do miasta.
Ostatnio zmieniony przez Jim Ledwitch dnia Nie Lip 12, 2015 7:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
- No, no, no wiem o co chodzi, tak - pokiwała energicznie. - Bywa, no nie? Przynajmniej można by się z kogoś pośmiać, choć szkoda, bo to mój kuzyn. Nie wypada - skrzywiła się. - To będę musiała go odwiedzić. Pewnie w szpitalu siedzi i już pracuje - westchnęła. - Ogólnie, teraz... na maszyny, tyle papierów, że aż mnie ręka bolała od tego pisania. Tragedia, nie polecam - zaśmiała się.